8. Wiesz, śmieszna sprawa...
Czuję na sobie wzrok Taiki, gdy w samej koszuli przeszukuję szafki w kuchni. Nie muszę nawet na niego spoglądać, by wiedzieć, że się uśmiecha bezczelnie jak dzieciak za każdym razem, gdy sięgam na wyższą półkę, a koszula odsłania mój tyłek. Pewnie jakbym zapaliła światło, byłoby mi łatwiej zlokalizować schowaną butelkę whisky, ale nie chcę psuć nastroju, który buduje blask kominka. W końcu obracam się z triumfalnym uśmiechem, trzymając butelkę w dłoni, drugą łapię kubki, by wrócić do niego.
Chciałam, by nasze pójście ze sobą do łóżka było świadomą decyzją i teraz nie mam już najmniejszego problemu, by doprawić ten dobry wieczór dobrą whisky. Taika rozlewa nam alkohol do kubków. Siedzi oparty o wezgłowie łóżka, uśmiechając się do mnie w szczególny sposób i wygląda na to, że coś mu krąży po głowie. I raczej nie chodzi o to, by znów ściągnąć ze mnie majtki.
Pewnie dlatego, że nawet ich nie próbowałam znaleźć.
– Więc będziemy mieć około trzydziestu dni zdjęciowych – zaczyna nagle Taika, a ja dopiero po chwili rozumiem, że mówi o swoim nowym filmie. – Pokażę ci scenariusz, jak spotkamy się z moją producentką, to sobie omówicie, co i kogo będziesz potrzebować do pracy. Tak, jak wspomniałem część zdjęć będzie tutaj, część w okolicach Auckland, ale przynajmniej będę mógł zabrać cię do siebie po pracy.
Zaczynam się śmiać i kręcę głową, nie chcąc jeszcze chociaż przez pół sekundy mówić mu, że przyjęłam znacznie większy kontrakt w Australii, który uniemożliwi nam zarówno wspólną pracę, jak i samo spotykanie się przez najbliższe pół roku. A co za tym idzie, pewnie i resztę życia.
– Och daj spokój, Mārie! – mówi, stukając swoim kubkiem w mój. – Marzysz, żeby ze mną pracować. Każdy marzy, żeby ze mną pracować, ale ty na mnie lecisz, więc masz do tego jeszcze większe powody.
– Po pierwsze: obiecałam sobie nie mieszać więcej życia zawodowego z prywatnym, bo to prowadzi do znacznego skomplikowania w którejś ze sfer, a jak już wspomniałam, tego chcę uniknąć, a po drugie...
– Och, wiem, wiem. Mad Max, George Miller – mówi, machając lekceważąco dłonią, a ja otwieram lekko usta ze zdumienia. – Wiem, że zaproponowali ci pracę, moja producentka mi powiedziała, ale przecież sama wiesz, że wolisz zostać.
– Hmmm pomyślmy – odpowiadam, siadając wygodniej i na chwilę przykładam kubek do ust, jakbym szukała w głowie odpowiednich słów. – Więc mogę pojechać, kręcić film z budżetem... sześćdziesiąt razy wyższym?
– Lekko licząc – odpowiada, wzruszając ramionami. – Pieniądze to nie wszystko.
– Jasne, ale będę pracować przy filmie, który może być moją szansą na naprawdę wielką karierę, jak nie pracę z Oscarowymi twórcami.
– Ja też jestem nominowanym do Oscara twórcą.
– Wiesz, że oni zaproponowali mi górę pieniędzy i możliwość malowania kurzu na pięknym Tomie Hardym? – Śmieję się, a on odpowiada mi tym samym. – Naprawdę chciałabym z tobą pracować, ale nie mogę odpuścić sobie tej produkcji. Chyba jedyne, dla czego zrezygnowałabym z pracy przy Mad Max to film Disneya.
– Czyli nie chodzi o nic poza pieniędzmi, co? – pyta, patrząc mi w oczy, a ja nie umiem określić, czy znów żartuje, czy tym razem jest poważny. – Oczywiście ja nie zapłacę ci tyle ile Miller, ale mogę zagwarantować ci artystyczny rozwój. – Śmieje się, a ja wzruszam ramionami. – I sądziłem, że przyjechałaś do Nowej Zelandii, bo zależy ci na znalezieniu czegoś więcej niż dobrze płatnej pracy.
– Owszem, zależy mi na innych rzeczach i chciałabym, by one też się ułożyły, ale w tej chwili muszę myśleć także o pieniądzach.
– Wiem, mieszkanie u mamusi na garnuszku po trzydziestce jest słabe, ale nie musisz od razu skakać na największy czek, jakim ktoś zamacha ci przed nosem. – Upija whisky ze szklanki i mierzy mnie trochę chłodniejszym spojrzeniem. – Jednak w sumie dobrze, że robisz to teraz, jakbyśmy spotykali się ze sobą dłużej, to byłoby bardziej chujowe zagranie.
– Chujowym zagraniem jest to, że zależy mi na pracy, a nie tylko na potencjalnym randkowaniu z tobą? – pytam, nie do końca wierząc w to, co usłyszałam.
– Nie, że wolisz wierzyć, że chcesz sobie poukładać życie, a tak naprawdę znów tchórzysz. Szkoda.
– Tu nie o to chodzi.
– Więc o co chodzi? – pyta Taika, a ja piję whisky i cholernie chcę zmienić temat. – Mówiłaś, że chcesz komuś zaufać, więc masz swoją okazję.
– Chcę przyjąć tę pracę, bo muszę mieć za co wysłać syna na studia – mówię, a on otwiera szeroko oczy, parskając śmiechem.
– Dobrze, więc może jednak zmieńmy na chwilę temat z mojego filmu, na fakt, że masz dziecko i jeszcze o nim nie wspomniałaś. – Sięga po butelkę i, mimo że mam jeszcze alkohol w kubku to i tak dolewa mi whisky. – Zostawiłaś je w Londynie?
– Nie, nie. Pamiętasz tego chłopaka, którego widziałeś wcześniej, gdy po mnie przyjechałeś?
– Ile ty miałaś lat, jak go urodziłaś?! Dwanaście?! – pyta, wyglądając, jakby kompletnie mi nie wierzył.
– Za pół roku będzie starszy niż ja, gdy go urodziłam – odpowiadam i mimo wszystko się uśmiecham. – Zaszłam w ciążę kilka tygodni po moich szesnastych urodzinach.
– Nie, wkręcasz mnie, prawda? – upewnia się, a ja kręcę głową. – Jego ojciec wyparował, co?
– Był może ze trzy lata starszy ode mnie i spotykaliśmy się dosłownie chwilę, więc to raczej jasne, że zniknął, jak tylko mu powiedziałam. To były inne czasy, moja matka się wściekła, nie na mnie, na niego i trochę na to, że zmarnowałam sobie życie... dała mi wybór czy chcę usunąć ciążę, czy ją zatrzymać i nigdy w życiu nie żałowałam, że go urodziłam. Tylko do dwudziestego pierwszego roku życia tkwiłam w miejscu. A mniej więcej wtedy w życiu mamy pojawiła się jej żona i kazały mi iść na studia, więc zostawiłam go z nimi i pojechałam do mojego ojca do Londynu. – Na chwilę przerywam, po czym kręcę głową. – To brzmi, jakbym była koszmarną osobą, ale kilkanaście razy chciałam go zabrać ze sobą, tylko Matiu nie chciał... tu miał wszystko, czego potrzebował. Więc cóż, moja matka wychowała go za mnie i dopiero teraz coś się zmienia, jak jest prawie dorosły. W końcu zobaczyłam w nim tę ciekawość świata i wiem, że będę musiała zrobić wszystko, żeby go w końcu stąd wyrwać. Dlatego chcę przyjąć tamten kontrakt.
Taika nic nie mówi, tylko uśmiecha się do mnie, nie spuszczając ze mnie swoich brązowych oczu, a ja cholernie mocno chciałabym wiedzieć, co mu siedzi w głowie. Ma rację, to dopiero nasza druga randka, jakbym powiedziała mu o tym dużo później, wyszłoby o wiele mniej przyjemnie. Naprawdę zakładam, że za chwilę mi powie, że się ze mną zgadza i zdecydowanie powinnam wyjechać.
– Powiesz coś w końcu? – pytam spokojnie, a on po chwili wzrusza ramionami.
– A co mam powiedzieć? Przecież to nic nie zmienia, to prawie dorosły facet, nie wymaga ciągłej opieki, a z tego, co mówiłaś, to się dogadujecie – mówi, uśmiechając się. – Więc wracając do ważnego tematu. Zostajesz ze mną, prawda? Robić mój wspaniały film.
– Zdajesz sobie sprawę, że właśnie powiedziałam ci, o czymś naprawdę, kurwa, istotnym, o kamieniu milowym mojego życia, a ty od razu wracasz do filmu? Nie masz stu miliona pytań? Każdy normalny miałby jakieś pytania.
– Wydaje mi się, że będziemy mieć dużo czasu na pytania i odpowiedzi, jak zostaniesz – stwierdza z bezczelnym uśmiechem Taika. – Dobra, mam jedno pytanie. On nie ma problemu z tym że się umawiasz z facetami?
– Oczywiście, jak zadałeś jakieś pytanie, to powiązane z tobą – mówię, kręcąc głową. – Nie, nie ma, a przynajmniej takie aktualnie sprawia pozory.
– A wcześniej?
– Wcześniej? On nigdy nie poznał ani jednego faceta, z którym się spotykałam.
– Jak to? Żadnego? – Spogląda na mnie pytająco, upijając whisky.
– Żadnego, bo nie złożyło się, by jakiś zagrzał miejsce na dłużej.
– Chcesz mi powiedzieć, że odkąd go urodziłaś, nie spotkałaś ani jednego faceta, którego by poznał?
– Nie, bo nie spotkałam się z nikim, kto nie miałby problemu, że wpadłam w wieku szesnastu lat – mówię i przygryzam usta. – Jedyny facet, jaki jest w jego życiu, to mąż mojej przyjaciółki.
Postanawiam nie dodawać już nic więcej na ten temat, bo obawiam się, że zbyt zagalopuję się w opowieści, o tym jak Rawiri pomagał mi, kiedy Matiu był mały. I o tym, jak kiedyś wioząc mnie w środku nocy do lekarza powiedział, że jest gotowy zostawić moją najlepszą przyjaciółkę dla nas. A ja kilka dni później miałam już kupiony bilet do Londynu.
To nie jest historia na ten moment, to nie jest właściwie historia na żaden moment, to po prostu coś, co nie ma żadnego związku z tym, co się dzieje obecnie.
Dlaczego? Dlatego, że teraz mogę zrobić dokładnie to samo, ale nie mam najmniejszej ochoty stchórzyć. Zrobiłam to raz i zdarzają się chwile, że nadal tego żałuję. Wtedy wydawało mi się, że to niemożliwa szansa, jedna z tych raz na miliard i aż do tej pory nigdy więcej tego nie poczułam. Tylko teraz jestem te kilkanaście lat starsza i powinnam być równie racjonalna, jak wtedy.
– Wiesz, zostając w Nowej Zelandii będziesz miała dla niego więcej czasu – mówi w końcu Taika, a ja od razu grożę mu palcem.
– Ani mi się waż go w to mieszać. On nie jest kartą przetargową w tym sporze.
– Wydaje mi się, że jednak jest – odpowiada, a ja parskam śmiechem i wchodzę mu na kolana, siadając na nich okrakiem.
Jestem prawie całkowicie pewna, że po prostu zakochałam się w nim, jak naiwna nastolatka i naprawdę nie chcę tamtej pracy. Gdybyśmy znali się z Taiką dłużej, chociaż kilka tygodni, pewnie nie miałabym wątpliwości, ale w tych okolicznościach wiem, że niezależnie, co wybiorę, to będzie to stawianie wszystkiego na jedną kartę.
– Nie, i teraz ja ci zadam pytanie, Tygrysku – mówię, uśmiechając się bezczelnie. – Dlaczego tak ci zależy, żebym z tobą pracowała?
– Bo jesteś obłędna – odpowiada, sięgając do guzików koszuli, którą mam na sobie i rozpinając jeden z nich. – Dlatego, że jak wszedłem wtedy do restauracji i się do mnie uśmiechnęłaś, wiedziałem, czemu tam jestem - bo ty jesteś cholerną atrakcją wieczoru. – Rozpina kolejny guzik, a ja czuję na skórze jego dotyk i uśmiecham się lekko. – Nigdy wcześniej nikt nie przyciągał mnie tak, jak ty – mówi, a ostatni element zapięcia ustępuje pod jego palcami. – Nie chcę zmarnować tego, jak sprawiasz, że się czuję, bo zapowiada się to cholernie dobrze.
– Och, a jak niby się czujesz? – pytam, a on kładzie mi dłonie na ramionach i zsuwa ze mnie koszulę.
– Rozproszony.
– I dlatego chcesz, żebym z tobą pracowała? Bo cię rozpraszam? Powiedziałeś dużo nielogicznych rzeczy, ale póki co, ta chyba wygrywa.
– Mnie wydaje się to absolutnie logiczne – mówi, całując moją szyję, a moja chęć odpowiedzi niknie, całkowicie zastąpiona tym, by go pocałować.
– Naprawdę, naprawdę chcę się z tobą spotykać, ale oboje wiemy, że przyjmę tamtą ofertę.
– Oczywiście, nie będę stawał na drodze twojej kariery – odpowiada, odsuwając się i uśmiecha się do mnie bezczelnie, a ja kręcę głową. – To przecież nie szantaż, że jak przyjmiesz tamtą pracę, to nic między nami nie będzie.
Wybucham śmiechem, patrząc mu w oczy, bo jego ton ewidentnie wskazuje na szantaż, ale w tej chwili nie mam najmniejszej ochoty, wchodzić z nim w polemikę.
Został jeden rozdział i epilog.
I ja też będę za nimi tęsknić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro