Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Magiczne spotkanie ze świętym Mikołajem.

Chciałbym Wszystkim Obserwującym z głębi serca życzyć zdrowych, spokojnych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia, pełnych wzruszeń, rodzinnego ciepła i wielu błogosławieństw od Dzieciątka - nie tylko na ten szczególny czas, ale i na każdy dzień nadchodzącego Nowego Roku :) 

Poniższa opowieść jest moim prezentem dla Was, mam nadzieję, że się spodoba :) Na wygenerowanej przeze mnie grafice widzicie wór (albo raczej torbę, AI ma jednak ograniczenia :) ) Świętego Mikołaja...

Wiadomym powszechnie jest, iż Święty Mikołaj przychodzi rozdawać prezenty zimą. Ale zawsze się zastanawiałem: co też ten staruszek robi w lecie? W końcu, nadeszło jedno takie lato, kiedy miałem okazję się dowiedzieć...

Był to środek lata – pełnia wakacji i pełen luz. Będąc razu pewnego na przejażdżce rowerowej w parku, za jednym z największych drzew zauważyłem jakiś dziwny, złoty błysk. Co ciekawe, chociaż w parku było mnóstwo ludzi, nikt tego błysku nie dostrzegł oprócz mnie. Pomyślałem sobie, że warto by się temu bliżej przyjrzeć. Skręciłem więc w boczną alejkę, zsiadłem z roweru i podszedłem do miejsca, z którego widać było złotą aurę. Znalezisko nieco mnie zaskoczyło. Był to bowiem wielki, czerwony wór. Podniosłem go i obejrzawszy ze wszystkich stron stwierdziłem, że to zwykły wór. Z jednej strony wyhaftowane były złote litery S. C. Promieniowanie nie ustawało. Zajrzałem do środka... i oniemiałem ze zdumienia. Worek nie miał dna! To było dziwne. Nie było tam dziury. Takiej, jaką się zwykle spotyka w workach bez dna. To było coś innego. Zamiast dziury, ział przed moimi oczami jakby wir.

W następnej chwili, z wora wystrzeliła w górę fontanna iskier. Czerwone, pomarańczowe, żółte. Odruchowo wyciągnąłem głowę, nie stała mi się jednak żadna krzywda. Iskry po prostu „przeleciały" po mojej twarzy. Byłem w szoku. Jak wspomniałem, park był pełen ludzi, ale nadal nikt niczego nie zauważył. Raz jeszcze zajrzałem do worka. Wir wciąż tam był. Tym razem wyleciały mi na spotkanie obłoki kolorowej pary: białej, niebieskiej, różowej i zielonej. Potem jego czerwony kolor zbladł; teraz wielki wór jaśniał czystym złotem.

Wir na jego dnie zwiększył obroty, po czym z tegoż wiru wyleciała przepiękna, kolorowa tęcza, która mnie oplotła i „wciągnęła" do środka!

Krzycząc wniebogłosy, leciałem przez coś na kształt tunelu. W następnej sekundzie, oczom moim ukazał się zimowy krajobraz. Jak okiem sięgnąć tylko śnieg i śnieg. Na wschodzie różowiejące niebo. W kościach poczułem lodowaty wiatr.

Na horyzoncie zobaczyłem wielki dom z białym kominem. Dom ten był zielony, tylko drewniane drzwi (ze złotą kołatką) były czerwone.

„Chyba lecę w tamtą stronę" – pomyślałem. Zamknąłem oczy i otoczyła mnie ciemność.

Nie wiem po jakim czasie się obudziłem. W każdym razie, byłem w domu. Było tam ciepło. W kominku wesoło trzaskał ogień. Po podłodze biegały małe elfy w czapkach z pomponami, zaś nade mną stał Święty Mikołaj. Rany Julek! Święty Mikołaj?! Elfy?! Jestem w domu Świętego Mikołaja!

Od razu zasypałem Go pytaniami. On odparł:

– Nie tak szybko, mój drogi. Nie tak szybko. Święty Mikołaj też ma swoje sekrety. Ale pewnie jesteś ciekaw, jak się tu znalazłeś, prawda? Bardzo prosto! Jak zauważyłeś, mój wór jest magiczny. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że kończąc moją wycieczkę po świecie i rozdawanie prezentów, zgubiłem go, przelatując nad Polską. Przez długi czas nikt go nie mógł znaleźć – westchnął. – Wiesz, to jest uciążliwe, kiedy ma się tylko jeden magiczny wór na prezenty. Ale ty go odnalazłeś, bo nadal we mnie wierzysz i on ściągnął cię tutaj. Dziękuję ci za wiarę. Jesteś stałą pozycją na mojej liście. Trzymaj tak dalej! Swoją drogą, to dobrze, że tutaj jesteś. Przyda się dodatkowy pomocnik. Zawsze w lecie mamy z elfami najwięcej pracy. Ach! Bardzo przepraszam!

Święty odchrząknął, ukłonił się i powiedział:

– Witaj, przyjacielu, w Świątecznej Chacie Świętego Mikołaja w Rovanieni w Finlandii. A to moi pomocnicy. – Wskazał ręką na krzątające się ludki i krzyknął po wojskowemu:

– Elfy! Do szeregu!

Po tej komendzie wszystkie elfy jak jeden mąż ustawiły się w szeregu na środku pokoju.

– Piotrek – powiedział Mikołaj – to jest Pierwszy Wicenaczelny Wódz Elfów, odpowiedzialny za czystość domu: Ciapek.

Ciapek wyciągnął malutką rączkę, ja podałem palec wskazujący. – Siema, Piotruś – rzekł do mnie. – Wiele o Tobie słyszeliśmy. – Wszystkie elfy ukłoniły się głęboko.

– Chodź – powiedział Święty, zarzucając mi ramię na plecy – Oprowadzę cię. Niestety, nie poznasz Pani Mikołajowej, jest strasznie zajęta. Ale przekażę jej pozdrowienia od ciebie.

I tak, udałem się z Mikołajem na zwiedzanie domu. Prawie wszystko było takie, jak to sobie wyobrażałem (ja i zapewne większość dzieci na świecie). W dziale fabrycznym praca wre. Jedna grupa czyta fragmenty listów, druga czyści i rozdziela prezenty, trzecia pakuje, a czwarta przesyła do działu wysyłkowego.

– Choć na to nie wygląda – wyjaśnił staruszek – u mnie, tak jak i na całym świecie, jest teraz lato. Pogoda jest łagodniejsza, a dni dłuższe, dlatego możemy dłużej pracować.

– Mikołaju – zapytałem – czy ty nigdy nie odpoczywasz?

– Ależ nie, odpoczywam – odrzekł – cały styczeń, to mi wystarcza. A potem do pracy

– Powiedz, ile ty właściwie masz lat?

Święty uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób: „Ho! Ho! Ho!", po czym szepnął cicho:

– To jest jedna z tych rzeczy, o które Mikołaja się nie pyta.

Poszliśmy następnie do stajni z reniferami. Czytałem ich imiona, napisane na boksach:

– Tancerz... Pląsacz... Błyskawica... Kometka... i Rudolf! Rudolf naprawdę ma czerwony nos! Mikołaj się uśmiechnął.

– Jak widzisz, nie wszystko jest dziecięcym wymysłem. Ho, ho, ho! Przyjemnie się z Tobą rozmawia. Zbliża się wieczór, chodźmy na herbatę.

W jadalni zadałem Świętemu kolejne pytanie:

– Powiedz, jak to robisz, że przechodzisz przez kominy, nawet te najwęższe?

– To jest drugi z moich sekretów – powiedział. – po prostu przytykam palec wskazujący do nosa i mówię: „Do góry!" lub „Na dół!" – westchnął. – Jak to dobrze, że mam tylu pomocników. Inaczej nie dałbym rady.

Zerknął na zegarek:

– No cóż, chyba już musisz wracać do siebie. – Wyszliśmy na zewnątrz, uprzednio pożegnałem się z elfami.

Przed drzwiami Mikołaj uklęknął i przytrzymał moje ramiona.

– Wiesz, że nie możesz ludziom powiedzieć, że tutaj byłeś?

– Wiem – przytaknąłem smutno. – Nikt by mi nie uwierzył.

– Prawda – powiedział Mikołaj. – Mój urok polega na tym, że dzieciaki (oraz co niektóra młodzież) starają się być grzeczni przez cały rok, myślą o mnie różne rzeczy (jak sam widziałeś, niektóre są prawdziwe), ciągle we mnie wierzą, nawet wtedy, gdy dorosną. To wszystko.

Przytuliliśmy się do siebie mocno.

– Jesteś świetnym pomocnikiem, dziękuję ci. Bądź dalej taki, jaki jesteś, a możesz liczyć na prezent. Dziękuję za odnalezienie worka. Pamiętaj o mnie cały czas, a ja i elfy o Tobie nie zapomnimy na pewno. A teraz wstań i zamknij oczy, odeślę cię do domu. O rodziców się nie martw. Nawet nie zauważą twego zniknięcia. W mojej Chacie czas biegnie inaczej, niż w reszcie świata.

Zrobiłem tak jak mnie poproszono i w następnej sekundzie znowu byłem w parku pod drzewem. Dzień u Świętego Mikołaja minął fantastycznie!

Przeżyłem coś wyjątkowego. Kto by pomyślał...! To była taka moja „letnia przygoda ze Świętym Mikołajem" i magiczne spotkanie, którego nie zapomnę do końca życia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro