Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

In the shadow of revenge| Kim Taehyung

Deszcz spadał ciężkimi kroplami, rozmywając światła neonów i tłumiąc kroki nielicznych przechodniów. Miasto nigdy nie spało, ale w tej części nocy wydawało się niemal martwe. Tylko odległe światła samochodów i migające reklamy przypominały, że życie toczyło się dalej – nawet jeśli dla niektórych właśnie się kończyło.

Jungmi przyspieszyła kroku, zaciskając dłonie w kieszeniach płaszcza. Pracowała dzisiaj dłużej, a jedynym, czego teraz pragnęła, było dotrzeć do mieszkania, zanurzyć się w ciszy i zapomnieć o zmęczeniu.

Skręciła w boczną uliczkę – zawsze wybierała tę drogę. Była krótsza, choć o tej porze ryzykowna. Jednak w mieście takim jak to, gdzie każdy miał swoje sekrety, nie istniało miejsce w pełni bezpieczne.

Wtedy to usłyszała.

Strzał.

Echo wystrzału rozdarło noc, odbijając się od budynków. Potem kolejny. Jungmi wstrzymała oddech. Czas na moment zwolnił, a przez jej umysł przebiegło tylko jedno słowo: uciekaj.

A jednak... stała w miejscu.

Serce waliło jej w piersi, ale jakaś niezrozumiała siła kazała jej spojrzeć. Powoli, ostrożnie wychyliła się zza rogu budynku.

Na mokrym asfalcie leżało ciało. Mężczyzna, jeszcze przed chwilą żywy, teraz nieruchomy, z szeroko otwartymi oczami wpatrującymi się w ciemność. Jego biała koszula przesiąkała krwią, która zlewała się z deszczem.

Nad nim stał ktoś inny. Wysoka sylwetka, kaptur naciągnięty na twarz. W jednej ręce trzymał broń, drugą poprawił rękaw skórzanej kurtki.

Jungmi cofnęła się o krok.

I wtedy jej stopa zahaczyła o leżący na ziemi kamień.

Dźwięk – drobny, ale w tym grobowym milczeniu wybrzmiał jak wystrzał.

Mężczyzna z bronią drgnął. Odwrócił głowę i spojrzał w jej stronę.

Przez krótką chwilę stali tak, zamrożeni w miejscu.

Potem on się poruszył.

– Cholera – warknął i ruszył biegiem.

Jungmi nie czekała. Wystartowała przed siebie, czując, jak adrenalina uderza jej do głowy. Krople deszczu smagały jej twarz, ale jedyne, co słyszała, to dudnienie własnego serca i ciężkie kroki za sobą.

Biegła na oślep, kierowana jedynie instynktem przetrwania. Skręciła w kolejną uliczkę, ale zanim zdążyła zrobić kolejny krok, silna dłoń chwyciła ją za nadgarstek i szarpnęła do tyłu.

Uderzyła plecami o ceglaną ścianę. Próbowała się wyrwać, ale uścisk był zbyt silny. Kiedy uniosła wzrok, oddech uwiązł jej w gardle.

Mężczyzna, który ją złapał, nie wyglądał na zabójcę. Był młody, o ostrych rysach twarzy i ciemnych oczach, które błyszczały w słabym świetle latarni. Deszcz przylepił do jego czoła ciemne kosmyki włosów. Jego oddech był przyspieszony, ale w spojrzeniu kryło się coś jeszcze – coś, czego się nie spodziewała.

Szok.

– Jungmi? – wymówił jej imię tak, jakby nie mógł w to uwierzyć.

Zamrugała gwałtownie, jej umysł próbował przetworzyć sytuację.

– Ty... znasz mnie? – wydusiła.

Jego twarz stężała. Zacisnął zęby, a palce na jej nadgarstku drgnęły, ale nie puścił.

– To niemożliwe – szepnął bardziej do siebie niż do niej.

Zanim zdążyła coś powiedzieć, z oddali rozległy się głosy. Nadchodzili.

Mężczyzna przeklął pod nosem, po czym nachylił się do niej.

– Jeśli chcesz żyć, idziesz ze mną – powiedział cicho, ale stanowczo.

– Nie... – Jungmi spróbowała się wyrwać, ale wtedy spojrzał jej prosto w oczy.

– Posłuchaj mnie – jego ton był lodowaty. – Widzieli cię. A jeśli cię tu znajdą, zabiją cię.

Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że jej opór zniknął.

Nie wiedziała, kim był. Nie wiedziała, co przed chwilą zrobił. Ale jedno było pewne – jeśli zostałaby tu dłużej, jej życie właśnie dobiegłoby końca.

Wtedy poczuła szarpnięcie. Pociągnął ją za sobą w boczną uliczkę, prowadząc w ciemność. W stronę nieznanego.

I wtedy Jungmi po raz pierwszy poczuła, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Po raz kolejny miał pojawić się w nim chaos. Dopiero co udało się jej poukładać wszystko i pogodzić się ze śmiercią brata, a teraz wszystko to miało zostać zniszczone.

– Puść mnie – szepnęła, starając się wyrwać.

Nie zatrzymał się, nie odwrócił, tylko mocniej zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Deszcz spływał po jego twarzy, ale nie zdawał się tym przejmować.

Skręcili w kolejną uliczkę. Jungmi nie wiedziała, dokąd ją prowadzi, ale coś podpowiadało jej, że jeśli pójdzie za nim, nie będzie odwrotu.

W końcu zatrzymał się przy starym, zniszczonym budynku. Metalowe drzwi były porysowane i zardzewiałe. Mężczyzna rozejrzał się, po czym szarpnął klamkę. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a on wciągnął ją do środka.

Wnętrze było zimne i puste, pachniało wilgocią i kurzem. Wokół panowała ciemność, jedynie blade światło latarni wpadające przez brudne okna pozwalało dostrzec kontury starych mebli i porozrzucanych papierów.

Dopiero wtedy ją puścił.

Jungmi cofnęła się o krok, oddychając szybko. Jej serce wciąż waliło, a myśli galopowały w głowie.

– Kim ty jesteś? – zapytała w końcu.

Nie odpowiedział od razu. Zdjął kaptur, pozwalając, by słabe światło oświetliło jego twarz. Dopiero teraz mogła się mu przyjrzeć. Wyraźne rysy, ciemne oczy, usta zaciśnięte w cienką linię. Był młody, może w wieku jej brata.

Coś w nim wyglądało znajomo, ale to niemożliwe.

– Kim jesteś? – powtórzyła, tym razem ostrzej.

Zamiast odpowiedzieć, wsunął dłoń do kieszeni i wyciągnął coś, co sprawiło, że oddech Jungmi zamarł w jej piersi.

Czarna bransoletka. Skórzana, z metalową zawieszką.

Dokładnie taka sama, jaką zawsze nosił Yoongi.

– Skąd to masz? – wyszeptała, czując, jak ściska ją w gardle.

Mężczyzna spojrzał na nią uważnie.

– Byłem jego przyjacielem – powiedział cicho.

Cisza między nimi stała się ciężka jak ołów. Jungmi poczuła, jak coś w niej pęka.

– Kłamiesz – powiedziała, choć w głębi duszy czuła, że to nieprawda.

Nie odpowiedział od razu. Włożył bransoletkę z powrotem do kieszeni, a potem spojrzał na nią w sposób, który sprawił, że jej serce ścisnęło się z bólu.

– Chciałem wiedzieć, kto go zabił – powiedział cicho. – Dlatego tu jestem.

Jej świat zawirował. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić, co powiedzieć.

Ale jedno było pewne. Ten człowiek skrywał tajemnice, które mogły zniszczyć wszystko, co do tej pory znała.

Jungmi wpatrywała się w mężczyznę, próbując złapać oddech. W jej głowie panował chaos. Dopiero co uciekła przed śmiercią, a teraz... teraz stała naprzeciw kogoś, kto twierdził, że znał jej brata.

Jej spojrzenie zatrzymało się na czarnej bransoletce, którą mężczyzna właśnie wsunął z powrotem do kieszeni.

– Skoro byłeś jego przyjacielem – zaczęła powoli, wciąż próbując opanować drżenie głosu – dlaczego cię nigdy nie poznałam?

W jego oczach coś błysnęło. Coś, czego nie potrafiła nazwać.

Nie odpowiedział od razu. Zamiast tego wsunął dłonie do kieszeni kurtki i spojrzał na nią, jakby ważył każde słowo.

– Bo nie miałem poznać jego rodziny – powiedział cicho, ale w jego głosie nie było skruchy. Była w nim tylko twarda, surowa prawda.

Jungmi zmarszczyła brwi.

– Co to ma znaczyć?

Westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią.

– Yoongi nigdy nie mówił o mnie w domu. Miał swoje powody.

Jej serce ścisnęło się boleśnie. Myśl o bracie wciąż była jak otwarta rana, a teraz ktoś obcy próbował wmówić jej, że znał go lepiej niż ona sama.

– Nie wierzę ci – warknęła.

– Nie musisz. – Wzruszył ramionami, jakby nie robiło to na nim większego wrażenia. – Ale to nie zmienia faktu, że właśnie uratowałem ci życie.

Jungmi zacisnęła dłonie w pięści.

– Uratowałeś mi życie, bo to twoi ludzie chcieli mnie zabić – powiedziała z goryczą.

Taehyung – bo teraz już wiedziała, że tak ma na imię – nie odpowiedział od razu. Patrzył na nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.

– Nie wszyscy w tym mieście są tymi, za kogo się podają – powiedział w końcu.

Jungmi parsknęła cicho.

– A ty kim jesteś?

Na chwilę w jego oczach pojawił się cień uśmiechu.

– Kimś, kto chce wiedzieć, kto naprawdę zabił twojego brata.

Cisza między nimi była ciężka jak ołów. Jungmi wpatrywała się w niego, próbując ocenić, ile w tym wszystkim było prawdy.

Jednak jedno było pewne.

Jeśli ten człowiek mówił prawdę, to właśnie trzymał w rękach część odpowiedzi, na które czekała od miesięcy.

– Jasne – rzuciła chłodno i odwróciła się na pięcie, kierując w stronę drzwi.

Nie obchodziło jej, kim był ten facet i jakie miał motywy. Nie ufała mu. Nie ufała nikomu. Przez ostatnie miesiące nauczyła się jednego – każdy, kto miał związek ze śmiercią Yoongiego, niósł ze sobą tylko ból i kłamstwa.

Nie zamierzała słuchać kolejnych.

Zrobiła krok w stronę drzwi. Potem drugi.

– Jeśli teraz wyjdziesz – jego głos odbił się echem w pustym pomieszczeniu – oni cię znajdą.

Jungmi zatrzymała się na ułamek sekundy, ale nie odwróciła.

– Może już znaleźli – dodał spokojnie.

Serce znów zaczęło jej bić szybciej. Nie chciała tego, ale... wiedziała, że może mieć rację.

– Właśnie dlatego muszę zniknąć – odparła, kładąc dłoń na zimnej klamce.

– I dokąd pójdziesz? – zapytał cicho.

Zacisnęła szczęki. Gdzieś w głębi duszy wiedziała, że nie ma dokąd. Jej mieszkanie nie było już bezpieczne. Nie znała nikogo, kto mógłby jej pomóc. A oni – ci, którzy widzieli ją tej nocy – nigdy nie przestali szukać.

– Poradzę sobie – powiedziała w końcu, starając się, by jej głos brzmiał pewnie.

Wtedy usłyszała kroki. Nie jego. Inne. Za oknem, w oddali, na mokrym asfalcie.

I nagle poczuła zimne ukłucie strachu w żołądku.

Oni już tu byli.

Zanim zdążyła choćby drgnąć, poczuła silny uścisk na nadgarstku.

Zanim zdołała zaprotestować, została gwałtownie przyciągnięta do niego.

Zanim zdążyła wydać z siebie choćby dźwięk, jego dłoń zakryła jej usta.

Serce Jungmi waliło jak oszalałe. Chciała się wyrwać, ale jego uchwyt był zbyt silny. Zbyt pewny. Wyczuła napięcie w jego ciele – był spięty, czujny, gotowy na to, co miało nadejść.

Nie wiedziała, czy bać się bardziej jego, czy tych, przed którymi ją ukrywał.

Ciepły oddech Taehyunga musnął jej skroń, kiedy pochylił się i wyszeptał jej do ucha:

– Ani słowa.

Jego głos był tak cichy, że ledwo go usłyszała, ale brzmiał jak ostrzeżenie.

Za oknem rozległy się kolejne kroki. Stawały się coraz głośniejsze.

Jungmi zamarła.

Wtedy usłyszała niski, męski głos dobiegający z ulicy:

– Widziałem ją. Była tutaj.

Jej ciało przeszył dreszcz.

Taehyung przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie, a jego dłoń na jej ustach stała się bardziej stanowcza, choć nie brutalna.

Jungmi czuła, jak jej serce wali w piersi, a oddech uwiązł w gardle. W ciemnym pomieszczeniu było słychać jedynie ich przyspieszone oddechy i krople deszczu bębniące o parapet.

Taehyung, nadal trzymając ją blisko siebie, sięgnął wolną ręką do kieszeni i wyciągnął telefon. Jej wzrok mimowolnie powędrował na ekran, gdzie zobaczyła, jak szybko wystukuje krótką wiadomość.

Wysłał ją.

Chwila napięcia.

Kroki za oknem nagle się zatrzymały.

– Jesteś pewien, że ją widziałeś? – zapytał ktoś.

– Tak, ale... może pobiegła dalej.

Chwila ciszy.

A potem – kroki zaczęły się oddalać.

Jungmi poczuła, jak napięcie w jego ciele nieznacznie maleje, choć nadal był spięty. Dopiero gdy kroki całkowicie ucichły, zabrał dłoń z jej ust i puścił jej nadgarstek.

Jungmi od razu się odsunęła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.

– Co... co ty zrobiłeś? – wyszeptała.

Taehyung schował telefon do kieszeni i spojrzał na nią spokojnie.

– Sprawiłem, że poszli w inną stronę.

– Jak? – jej głos drżał, choć próbowała brzmieć stanowczo.

– W tej grze chodzi o kontrolę informacji. – Wzruszył ramionami. – Podsunąłem im fałszywy trop.

Jungmi wpatrywała się w niego, a myśli wirowały jej w głowie.

Kim on, do cholery, był?

Taehyung spojrzał na nią uważnie, jakby oceniając jej reakcję na jego propozycję. Jego głos zabrzmiał spokojnie, ale wciąż z nutą powagi, której nie dało się zignorować.

– Odprowadzę cię do domu – powiedział, robiąc krok w jej stronę. – Dobrze by było, jakbyś przez kilka najbliższych dni nie wychodziła na zewnątrz.

Jungmi poczuła, jak lodowaty dreszcz przebiega jej wzdłuż kręgosłupa. To, co powiedział, było logiczne, ale coś w jego tonie, w tej pewności, jaką emanował, sprawiło, że poczuła się jakby była jedynie pionkiem w jego grze.

– Nie wiem, co ty sobie wyobrażasz... – zaczęła, czując, jak adrenalina znów wzbiera w jej ciele. – Ale nie będziesz mnie zamykał w klatce.

Taehyung zignorował jej sprzeciw, patrząc na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Przez chwilę wydawało się, że w ogóle jej nie słucha, ale jego głos rozbrzmiał znów, cicho, ale stanowczo.

– Nie zamierzam cię zamykać, tylko chronić. – Jego wzrok był spokojny, ale w głębi jego oczu czaiła się ukryta intensywność, która miała w sobie coś, co sprawiało, że nie mogła oderwać od niego wzroku. – Jeśli wyjdziesz, znowu cię znajdą.

Zawahała się. Miała ochotę rzucić mu w twarz, że nie będzie się ukrywać, że nie chce żadnej pomocy. Ale widziała w jego oczach coś, co mówiło, że nie miała zbyt wielu opcji. I nagle poczuła, że już nie ma kontroli.

Zdecydowała się na coś innego.

– I co teraz? – zapytała, po cichu, z całkowitą rezygnacją.

Taehyung przez chwilę milczał, jakby zastanawiając się, co powiedzieć.

– Teraz – powiedział w końcu – pójdziemy do mojego mieszkania. Będziesz bezpieczna. I dopóki nie znajdziemy, kto za tym stoi, nie będziesz wychodzić.

Jungmi poczuła narastający niepokój. Jednak to, co on mówił, brzmiało rozsądnie. Choć nie mogła tego przyznać na głos, wiedziała, że w tej chwili nie miała innego wyboru.

🔗🔗🔗

Przez kolejne tygodnie Taehyung ukrywał Jungmi w swoim mieszkaniu. Nie było to miejsce, które przypominało jej dom – było surowe, minimalistyczne, niemal puste, jakby jego właściciel nigdy nie zamierzał tu zostać na dłużej.

Jednak mimo chłodnej atmosfery panującej w mieszkaniu, między nimi powoli zaczęło się coś zmieniać.

Spędzali wspólnie długie godziny. Na początku Jungmi unikała go, zamykała się w pokoju, próbowała ignorować fakt, że była uwięziona. Ale z czasem... zaczęła go obserwować. Taehyung nie był typowym gangsterem, jakiego sobie wyobrażała. Miał w sobie coś, czego nie potrafiła nazwać – determinację, spokój, a jednocześnie jakąś ukrytą w oczach melancholię.

Czasem, gdy myślał, że nie patrzy, siadał przy oknie i wpatrywał się w miasto, jakby czegoś szukał.

Czasem, gdy myślał, że śpi, wychodził gdzieś w środku nocy i wracał dopiero nad ranem, pachnący deszczem i ulicznym dymem.

Czasem, gdy przypadkiem się dotykali – kiedy podawał jej kubek herbaty, kiedy mijali się w wąskim korytarzu – Jungmi czuła, jak przez jej ciało przebiegał cichy dreszcz.

Nie wiedziała, co to znaczy. Nie chciała tego analizować. Ale nie mogła zaprzeczyć, że coś między nimi narastało.

Pewnej nocy, gdy deszcz bębnił o szyby, Jungmi usiadła na sofie, przyglądając się Taehyungowi. Siedział przy stole, pochylony nad telefonem, wystukując coś na ekranie. W jego twarzy było skupienie, a w dłoniach napięcie, jakby każda wiadomość mogła być tą najważniejszą.

– Coś znalazłeś? – zapytała cicho.

Podniósł na nią wzrok, ale nie odpowiedział od razu.

– Ślady prowadzą do kogoś, kogo się nie spodziewałem – powiedział w końcu, jego głos był niższy niż zwykle. – To nie był zwykły napad. Ktoś chciał śmierci Yoongiego.

Jej serce zamarło.

– Kto?

Taehyung odłożył telefon i spojrzał na nią uważnie.

– Jeszcze nie wiem. Ale jestem blisko.

Jungmi przełknęła ślinę. Czuła, że zbliżali się do prawdy.

Tylko czy była gotowa ją poznać?

🔗🔗🔗

Przez kolejne dni ich relacja zaczęła się zmieniać. Na początku Jungmi mogła śmiało powiedzieć, że zostali przyjaciółmi. Byli na siebie skazani – ukryci w jednym mieszkaniu, otoczeni niebezpieczeństwem czającym się tuż za drzwiami. Rozmawiali coraz więcej, dzielili się historiami, choć wciąż ostrożnie omijali te najbardziej bolesne.

Jungmi odkryła, że Taehyung nie był taki, jak go sobie wyobrażała. Był spokojny, ale nie zimny. Czasem wręcz wydawało się, że pod jego obojętną maską kryło się coś więcej – coś, co sam przed sobą ukrywał.

Śmiali się razem. Żartowali. Nawet w tym klaustrofobicznym zamknięciu znalazło się miejsce na ciche momenty, w których zapominali o tym, dlaczego tak naprawdę tu są.

A potem...

Potem Jungmi zaczęła zauważać, że nie powinna tak reagować na gesty i słowa przyjaciela. Nie powinna czuć tego ciepła rozlewającego się w jej wnętrzu, kiedy Taehyung po raz pierwszy po prostu położył dłoń na jej głowie w niemym geście pocieszenia. Nie powinna czuć przyspieszonego bicia serca, gdy ich palce przypadkiem musnęły się, kiedy podawał jej kubek herbaty. Nie powinna łapać się na tym, że czeka na dźwięk jego kroków, gdy wracał późno w nocy, a potem udawać, że śpi, kiedy przemykał obok.

Nie powinna czuć tego, co czuła.

Ale czuła.

I to ją przerażało.

Pewnej nocy, gdy burza rozciągała swoje ciche pomruki nad miastem, siedzieli razem na kanapie, oboje zbyt zmęczeni, by mówić. Jungmi ukradkiem zerkała na jego profil – ostre rysy, cień zmęczenia pod oczami, lekko wilgotne włosy po szybkim prysznicu.

– O czym myślisz? – zapytała cicho.

Taehyung zerknął na nią kątem oka, a potem wzruszył ramionami.

– O tym, że to wszystko nie powinno się wydarzyć.

Jej serce ścisnęło się boleśnie.

– Mówisz o śmierci Yoongiego?

– O wszystkim. – Przetarł twarz dłonią. – O tym, że gdybym nie wplątał się w tę sprawę, ty nie musiałabyś tu siedzieć.

Jungmi patrzyła na niego dłuższą chwilę, zanim powiedziała:

– Może. Ale gdybyś się w to nie wplątał... pewnie już by mnie tu nie było.

Ich spojrzenia spotkały się w półmroku pokoju.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyła w jego oczach coś, co sprawiło, że zupełnie zapomniała, jak się oddycha.

🔗🔗🔗

Tej nocy Jungmi nie mogła zasnąć. Cały czas myślała o chłopaku, który nagle pojawił się w jej życiu i czy dane jej będzie coś zrobić w kierunku jakiejkolwiek relacji z nim. Miała wrażenie, że żył teraz tylko zemstą za śmierć Yoongiego.

Leżała nieruchomo na łóżku, starając się uspokoić oddech, gdy usłyszała, że Kim znowu się zbiera do wyjścia. Oczy miała zamknięte, ale była w pełni świadoma każdego ruchu Taehyunga. Słyszała szelest materiału, kiedy zakładał kurtkę, cichy stukot, gdy odłożył telefon na stół. Czuła napięcie unoszące się w powietrzu, choć nie potrafiła określić, czy było to bardziej jego napięcie, czy jej własne.

Wiedziała, że zamierza wyjść. Nie pierwszy raz. Ale tym razem było inaczej.

Poczuła, jak zbliża się do niej, jego kroki były ciche, ostrożne.

A potem...

Ciepło.

Delikatny nacisk na czole. Serce zabiło jej tak mocno, że przez chwilę była pewna, że ją zdradzi. Taehyung pocałował ją lekko, prawie nieuchwytnie, jakby się wahał, jakby wiedział, że nie powinien.

I wtedy usłyszała jego szept, cichy, ale przeszywający ją na wskroś:

– Mam nadzieję, że do ciebie wrócę... ale muszę to zakończyć.

Jungmi walczyła z sobą, by nie otworzyć oczu. By go nie zatrzymać.

Chciała coś powiedzieć. Cokolwiek.

Ale on już się odsunął.

Usłyszała dźwięk przekręcanej klamki, a potem ciche zamknięcie drzwi. Została sama.

Kiedy drzwi cicho się zamknęły, Jungmi powoli otworzyła oczy. Przez chwilę leżała nieruchomo, wpatrując się w sufit. W pokoju panował półmrok, a jedynym źródłem światła była latarnia zza okna, rzucająca na ściany blade, złotawe refleksy. Powinna była spróbować zasnąć. Przekonać samą siebie, że wszystko będzie w porządku.

Ale nie mogła.

Powoli podniosła się z łóżka. Jej ciało wydawało się ciężkie, jakby coś niewidzialnego przygniatało jej ramiona. Ciche kroki na chłodnej podłodze brzmiały nienaturalnie głośno, kiedy wyszła z sypialni i ruszyła w stronę salonu. Mieszkanie wydawało się puste bez jego obecności.

Usiadła na kanapie, podciągając nogi pod siebie. Objęła się ramionami, jakby w ten sposób mogła odgonić niepokój, który ściskał jej klatkę piersiową.

Deszcz dudnił o parapet, a z oddali dobiegały przytłumione dźwięki miasta – klaksony, odległe rozmowy, kroki na mokrym chodniku.

Czekała.

Mijały minuty, potem godziny.

Zegar na ścianie wydawał się tykać głośniej niż zwykle, odliczając czas w bolesnym tempie. Co jakiś czas spoglądała na telefon, ale ekran pozostawał czarny. Żadnej wiadomości. Żadnego znaku, że jest bezpieczny.

Myśli w jej głowie wirowały chaotycznie.

„Gdzie teraz jest? Z kim się spotyka? Czy to, co zamierza zrobić, nie skończy się dla niego tak, jak dla Yoongiego?"

Nie mogła pozbyć się tego lęku.

Poczuła, jak dreszcz przebiega jej po plecach. Wsunęła dłonie w rękawy swojego swetra, kuląc się bardziej.

Minęła kolejna godzina.

A potem kolejna.

W końcu zamknęła oczy i oparła głowę o ramię kanapy, ale sen nie przychodził. Nie mogła zasnąć, dopóki nie wróci.

Zegar na ścianie wskazywał trzecią nad ranem, kiedy w końcu usłyszała cichy dźwięk przekręcanego zamka. Jungmi zerwała się z kanapy. Serce podeszło jej do gardła, a oddech uwiązł w piersi.

Drzwi otworzyły się powoli, a w progu stanął Taehyung. Był cieniem samego siebie.

Jego oddech był urywany, ciężki, jakby pokonał zbyt długi dystans. Włosy miał potargane, a ubranie poszarpane i brudne. Na czarnej koszulce i dłoniach widziała plamy – piach, kurz... i krew. Za dużo krwi.

Jungmi otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale w tej samej chwili Taehyung zrobił krok do przodu... i nagle jego nogi ugięły się pod nim. Upadł na kolana tuż przed nią, jego dłonie oparły się o podłogę. Oddychał ciężko, jakby każdy oddech sprawiał mu ból.

Jungmi poczuła, jak w piersi zaciska jej się lodowata obręcz strachu.

– Taehyung! – klęknęła przy nim, chwytając go za ramiona.

Nie odpowiedział od razu. Powoli podniósł na nią wzrok, a w jego ciemnych oczach było coś, co sprawiło, że całe jej ciało przeszedł dreszcz.

Ból.

Zmęczenie.

I coś jeszcze. Coś, czego nie umiała nazwać.

– Zakończyłem to. – Jego głos był ledwo słyszalnym szeptem, chrapliwym i zmęczonym.

Jungmi nie wiedziała, czy mówił to do niej, czy do siebie.

Nie wiedziała, co dokładnie się stało.

Ale widziała jedno – nie był już tym samym człowiekiem, który wyszedł stąd kilka godzin temu.

Taehyung wciągnął gwałtownie powietrze, jakby coś w nim właśnie pękło. Jego dłonie zacisnęły się w pięści, a potem, zanim Jungmi zdążyła cokolwiek powiedzieć, podniósł się gwałtownie.

Jego ruch był szybki, niemal desperacki. Zanim zdążyła się cofnąć, jego dłonie złapały jej twarz, palce drżały lekko, jakby sam nie do końca kontrolował to, co robi.

Ich spojrzenia spotkały się w półmroku.

Jego oczy były pełne bólu. Pełne zmęczenia. Ale i czegoś jeszcze – czegoś intensywnego, czegoś, czego Jungmi nie potrafiła nazwać.

I zanim zdążyła pomyśleć, zanim mogła cokolwiek powiedzieć, poczuła jego usta na swoich.

Pocałunek był pełen chaosu – surowy, pełen napięcia, jakby próbował w nim zamknąć wszystko, czego nie potrafił powiedzieć.

Jungmi zamarła, a jej serce waliło jak szalone. Nagle w głowie miała kompletną pustkę.

Nie wiedziała, kto pierwszy się poruszył – czy to ona oddała pocałunek, czy to on jeszcze mocniej ją do siebie przyciągnął.

Ale w tej jednej chwili cały świat przestał istnieć.

Byli tylko oni. Ich oddechy, ich ciepło, ich emocje, które w końcu nie miały gdzie się ukryć. A potem, tak nagle jak ją pocałował, oderwał się od niej, opierając czoło o jej czoło. Jego oddech był nieregularny, a dłonie wciąż obejmowały jej twarz, jakby bał się, że jeśli ją puści, to wszystko się rozpadnie.

– Jungmi... – wyszeptał jej imię, jakby to było jedyne słowo, które w tej chwili miało znaczenie.

Nie odpowiedziała. Nie musiała.

Bo oboje wiedzieli, że tej nocy coś się zmieniło. I nie było już odwrotu.

Jungmi patrzyła na niego z nadzieją, która tliła się gdzieś głęboko w jej oczach. Może to już koniec. Może mogli zostawić za sobą to piekło i w końcu zacząć żyć.

– Czyli mogę przestać się ukrywać? – zapytała cicho, niemal błagalnie.

Taehyung spojrzał na nią, a jego wyraz twarzy momentalnie przygasił tę nadzieję.

Pokręcił głową.

Jungmi zacisnęła usta. Jej dłonie, które do tej pory opierały się na jego ramionach, opadły bezwładnie.

– Więc co teraz? – zapytała, czując, jak w jej głosie pojawia się drżenie. – Mam całe życie spędzić w zamknięciu? Udawać, że nie istnieję?

Taehyung odwrócił wzrok. Wydawał się jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej.

– Może wyjedziemy? – powiedziała nagle, łapiąc się jedynej myśli, która wydawała się w tej chwili sensowna. – Uciekniemy daleko stąd? Gdzie nikt nas nie znajdzie. Zacznijmy od nowa.

Zacisnęła palce na jego koszulce, jakby chciała zmusić go do spojrzenia na nią.

Taehyung w końcu na nią spojrzał.

W jego oczach było coś, co ścisnęło jej serce.

Smutek.

Rezygnacja.

I coś jeszcze – coś, co mówiło jej, że nawet jeśli bardzo chciał, to nie mógł tego zrobić.

Nie odpowiedział od razu.

Jungmi czekała, wstrzymując oddech, jakby od jego następnych słów zależało całe jej życie.

– Myślisz, że to takie proste? – zapytał w końcu. Jego głos był cichy, ale pełen ciężaru.

– Nie wiem, Taehyung. Ale wiem, że nie chcę już tak żyć.

Patrzył na nią dłuższą chwilę, jakby toczył w sobie walkę, której nie potrafił wygrać.

A potem westchnął i odwrócił wzrok.

– Ja też nie.

Tylko że nie wszystko zależało od nich, ale najważniejsze, że byli w tym razem.

Od Autorki: Witajcie kochani. To kolejny One shot, który wykonałam na zamówienie. Kajdii mam nadzieję, że przygotowana przeze mnie historia ci się spodobała i sprostała wymaganiom. Mam wrażenie, że sposób w jaki to napisałam różni się dość od tych poprzednich historii, ale mam nadzieję, że dalej jest dobrze.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, Ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro