[3]Ciemność pochłonie wszystko
Kiedy w końcu zasnęłam pobiegłam od razu do wioski Clysdale. Miałam już idealny plan muszę iść do naszej wróżki. Nagle ujrzałam Sonatę galopującą do mnie:
-Hej mały dzikusie, idziemy dzisiaj razem do wioski-Pogłaskałam ją po jej Puchatej białej szyi:
-Alee. najpierw sprzęt-Założyłam jej białe ogłowie zrobione z lilii wodnych oraz derkę z płatków białej róży. Jeżeli przybywało się do wioski z takim majestatycznym zwierzęciem jak jednorożec, trzeba się stosownie ubrać. Wzięłam ją za wodze i poprowadziłam ją do pięknego domku z dachem zbudowanym z liści lilii. W środku nikogo nie było:
-Haloo? Lori?-zawołałam przez przypadek strasząc nieco mojego rumaka:
-Już, spokojnie-Uspokoiłam nieco Sonatę. Nagle usłyszałam głos mojej siostry:
-Raven, wiem po co tu jesteś...Chodź do mnie tu na górę, a odpowiem ci na wszelkie pytania-Trochę zmieszana odpowiedziałam:
-Przykro mi, ale jestem z moim jednorożcem, nie mogę wejsć na górę-
-Och, no dobrze-odpowiedziała. Zeszła, a raczej zleciała na dół. Lori w swej istocie była wróżką, a ja aniołem:
-Muszę ci powiedzieć kochana że odpowiedź na to pytanie nie jest tak łatwo osiągnąć, ten temat trzeba długo przemyśleć-W tym momencie dała mojemu jednorożcowi smakołyka:
-Raven! Co to na twojej ręce?-Złapała moją rękę badając ją:
-Nie wygląda to za dobrze-Pokiwała głową. Kiedy w końcu mogłam się odezwać spytałam się jej:
-Da się to wyleczyć? Umrę?-Ona się popatrzyła mi głeboko w oczy:
-Znaczy...uhm..Da się wyleczyć,ale..-Zaczęłam się bać:
-ALE??-
-Ale może powrócić z zdwojoną siłą, i bardzo ci zaszkodzić, narazie ci zabandażuję tą rękę i zobaczymy-Ja jedynie pokiwałam głową z łzami w oczach. Wyszłam od Lori i usiadłam na moim ulubionym pagórku, wpatrywał się bez uczucia w dal. Sonata położyła swój łeb na moich nogach domagając się pieszczot:
-Sonata, nie teraz...Później się pobawimy-Rozpłakałam się. Wtedy wróciłam do mojego ,,normalnego'' życia. Obudziłam się na kanapie. Ciepła łza spłynęła mi po policzku. Dlaczego życie takie jest? Pomyślałam sobie. Wtedy usłyszałam przekluczanie drzwi frontowych. Jak zwykle była to moja mama. Wyjęłam z mojej torby szkicownik i piórnik. Poszłam na górę po schodach do mojego pokoju. Rzuciłam moje przybory na małe biurko. Ciężko usiadłam na białym krześle sprawdzając godzinę na telefonie. Hm dopiero 23 pomyślałam sobie. Tak DOPIERO, więc wyjęłam ołówek i gumkę, zaczęłam sobie coś szkicować. Oczywiście była to Sonata, w jej pięknym ogłowiu i derce. Nie mogłam zasnąć przez następne 2 godziny, a więc zasnęłam ok. Godziny 2:00. Co dziwne nie przyśniło mi się Sonata ani wioska Clysdale. Widziałam jedynie ciemność, ciemność pochłonie wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro