Zniknęła
Obudziłam się późno i byłam cała spocona. Ze snu wyrwał mnie ogromny
ból w boku.
- Nadal jesteś pewna, że cię nie boli? - zerwałam się i obróciłam w jego stronę z grymasem bólu na twarzy.
- Nie, nie boli. - próbowałam skłamać. - Gdzie jakieś "dzień dobry" czy "cześć"?
- Nie zagaduj mnie, tylko idziemy do uzdrowicieli, natychmiast!
- Ale...
- Nie próbuj zaprzeczać idziemy!
- Nigdzie nie idę!
- Ależ pójdziesz i to teraz.
- Nie!
- Dobrze, sama tego chciałaś! - zrobiłam pytającą minę, a wtedy Loki wziął mnie na ręce i zaniósł do uzdrowicieli. Położył mnie na łóżku i siadł na fotelu obok, a mną zajął się Samal. Podwinął mi bluzkę, odwiązał bandaż i wciągnął z sykiem powietrze. Popatrzyłam na ranę, która wyglądała znacznie gorzej niż wczoraj.
- Samalu jak to wygląda? - zapytał wściekły Loki.
- Nie jest zbyt dobrze. Rana nie była głęboka, ale ostrze musiało być zatrute. Rana się rozogniła. Pani dlaczego nie przyszłaś z tym wczoraj?!
- Wczoraj czułam się dobrze i mnie to nie bolało. A dzisiaj poczułam się trochę gorzej.
- Trochę gorzej Aki! Obudziłaś się z gorączką i krzyczałaś przez sen, że cię boli!
- No dobra! Bardzo źle się czuję! To chciałeś usłyszeć! Wyjdź stąd i zostaw mnie z medykiem!
- Jak sobie życzysz! - powiedział z największym sarkazmem jaki słyszałam i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Przepraszam za niego.
- Pani nic się nie stało. Taki już jest książę Loki. Nie przejmuj się tym Pani.
- Nie mów do mnie Pani. Jestem Aki.
- Dobrze Aki. Nie wiem co cię tak urządziło, ale przydałoby mi się to do analizy. Na razie posmaruję to ziołami i zawinę bandażem. Ale przyjdź tutaj wieczorem.
- Dobrze Samalu. Do zobaczenia. - wyszłam i udałam się do mojej komnaty. Trzymając się boku, który pomimo ziół bolał jeszcze bardziej. Położyłam się żeby odpocząć, ale nie trwało to zbyt długo.
- Aki jak mogłaś nie powiedzieć, że cię boli. To był szczyt nieodpowiedzialności. Dobrze że to nie jest aż tak niebezpieczne. Loki jest na ciebie wściekły. Z resztą ja i Wszechojciec również byśmy byli źli na ciebie gdyby nie fakt, że nas wszystkich uratowałaś. Znowu swoim kosztem. Aki tak wiele dla nas robisz nie wiem jak ci dziękować. - zaczęła płakać i się do mnie przytuliła.
- Naprawdę nie ma za co dziękować Wszechmatko. Zrobiłam to co powinnam.
- Pójdę już, a ty odpoczywaj. Do zobaczenia. - wyszła z mojej komnaty, a ja z nudów postanowiłam się przejść na spacer. Nie mówiłam nikomu, że wychodzę, bo miałam zamiar zaraz wrócić. Nogi same poniosły mnie do miejsca gdzie nas zaatakowano. Zauważyłam sztylet, którym zostałam zraniona. Schyliłam się po niego i zawyłam z bólu. Rana zapiekła tak mocno, że upadłam i straciłam przytomność.
*Kilka godzin później*
LOKI POV
Siedzę w pokoju od sprzeczki z Akimarą. Od tamtej pory rozmawiałem tylko z Matką. Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Wejść!
- Panie, czy jest tutaj panienka Akimara?
- Nie, nie ma jej tu. Stało się coś?
- Miała przyjść do mnie na zmianę opatrunku, ale się nie pojawiła.
- Może jest u Wszechmatki, sprawdź tam Samalu.
- Dobrze Panie. - skłonił się i już miał wychodzić ale wtedy do mojej komnaty weszła Frigga.
- Loki jest tu Akimara?
- Nie ma jej z tobą? Samal również jej szuka, gdzie ona jest?!
- Odwiedziłam ją w komnacie kilka godzin temu.
- Gdzie ona mogła pójść?
- Panie, to może być moja wina...
- Jak to Samalu?! - o mało nie wykrzyknąłem.
- Gdy rozmawialiśmy, po tym jak wyszedłeś Panie, napomknąłem coś o tym, że przydałoby mi się do analizy to czym została zraniona. Nie wiedziałem że tak to przyjmie. Przepraszam...
- Nie mogłeś tego przewidzieć Samalu. Aki taka jest... Z resztą nie tylko ona - w tym momencie Frigga na mnie wymownie spojrzała.
- Samalu, to nie twoja wina. Przynajmniej wiemy gdzie jej szukać - poklepałem go po plecach i wybiegłem z komnaty. Jak najszybciej pobiegłem do stajni skąd zabrałem mojego konia i pognałem na miejsce, a to co tam zastałem bardzo mnie zaniepokoiło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro