Walka
Największy z elfów podszedł do Odyna i wyprowadził go przed nas. Wszechojciec poddał się, bo nie miał już żadnego pomysłu co ma robić. I to ma być niby władca wszystkich światów. Co robić? Co robić? Ta magia jest we mnie, to może jak poproszę rośliny o pomoc to mi pomogą. Drzewa swoimi korzeniami mogłyby mi pomóc oplatając korzeniami elfy. Tak to jest myśl. Najpierw muszę się zastanowić jakby się uwolnić. No tak, przecież mam jeszcze jeden sztylet w bucie.
Rośnij trawo i pomóż mi. Źdźbło urośnij i podaj sztylet mi. Wow udało się.
- Aki dlaczego twoje oczy świecą na zielono?
- Ponieważ używam Magii. Serio nie domyśliłeś się?
- W sumie. Dobra, rób co uważasz, bo nie mam jak ci pomóc.
W trakcie tej krótkiej konwersacji z Lokim zdążyłam rozciąć więzy. Chyba już rozumiem jak działa ta magia.
Drzewa pomóżcie mi i oplećcie korzeniami i gałęziami wszystkie elfy oprócz tego przy Wszechojcu.
- Zostaw Wszechojca! - krzyknęłam i wstałam dumnie. Elf przy Wszechojcu zaśmiał się szaleńczo. Taki już chyba jest jego śmiech.
- A co ty mi możesz zrobić? Skoro nawet nie pozwolili ci walczyć.
- Rozejrzyj się. Dlaczego żaden z twoich towarzyszy jeszcze do mnie nie doskoczył co? Ty skończysz znacznie gorzej jeśli nie puścisz Odyna.
- Jak ty to? Co ty im zrobiłaś? Z resztą myślisz, że mi na nich zależy? Mam okazję zabić najważniejszego władcę.
- Ale nie zdążysz. - warknęłam i skinęłam lekko, a jego ręce i nogi otoczyły gałęzie. Ja w tym czasie pomogłam Wszechojcu i Wszechmatce. Ta natychmiast podbiegła do Odyna i zaczęła go tulić. Na końcu podeszłam do Lokiego, który po uwolnieniu z dumą na twarzy wstał i mocno mnie przytulił. Gdy tak się tuliliśmy zauważyłam, że jeden z elfów się wyrwał i rzucił trzy sztylety, które leciały w stronę władców i Lokiego. Te od władców odepchnęłam magią, ale nie zdążyłabym odepchnąć też tego, który leciał w stronę Lokiego. Więc jedyne co zdążyłam zrobić to obrócić nas tak, abym to ja dostała. Nie dałam nic po sobie poznać. Wszyscy zareagowali dopiero wtedy, gdy tamte dwa sztylety upadły z brzdękiem. Spanikowana Wszechmatka zaczęła krzyczeć.
- Loki nic ci nie jest? Widziałam, jak ten Elf rzucił trzy sztylety. Ale gdzie ten trzeci? - I wtedy wszyscy spojrzeli na mnie.
- Ja chyba wiem. - odpowiedziałam, po czym zatoczyłam się i upadłam.
Sowo leć do Heimdala!
- Aki, Aki nie zamykaj oczu. Hej, patrz na mnie, patrz na mnie. - po czym uderzył mnie w twarz.
- Oj grabisz sobie Loki. Zobaczysz, że w końcu ci oddam i oj zaboli, nawet nie zamknęłam oczu, a ty już mnie bijesz. Zmęczyłam się tylko. Ten sztylet mnie tylko zranił choć gdybym nie zareagowała ty skończyłbyś dużo gorzej.
- Aki, przynajmniej ze mną rozmawiasz i wiem, że nie jest z tobą tak źle, bo się śmiejesz.
- Nie jest ze mną źle. Pomóż mi wstać. Zaraz powinien przybyć tu Heimdal.
- Co? Ale skąd może wiedzieć gdzie jesteśmy?
- Wszechojcze po tym co się dzisiaj stało jeszcze coś Wszechojca dziwi? Tak naprawdę posłałam do niego Sowę. - właśnie w tym momencie pojawiła się moja wysłanniczka, a zaraz za nią przybył Heimdal z wojskiem.
Dziękuję sowo.
Pogłaskałam ją po głowie, a ta nią lekko kiwnęła i odleciała.
- Straże zabierzcie ich do lochu. A my chodźmy do Pałacu. Aki jak się czujesz? - zapytał mnie Wszechojciec.
- Nie jest ze mną tak źle. Jestem zmęczona, a ten sztylet mnie tylko drasnął.
Wróciliśmy do Pałacu. Po długiej kłótni z Lokim udało mi się go przekonać, że nie jest ze mną tak źle i że nie muszę iść do uzdrowicieli, bo jestem tylko zmęczona. Odyn, Frigga i Loki poszli do uzdrowicieli po lek na pył odbierający moce, a ja poszłam do komnaty odpocząć. Przy kąpieli spojrzałam na ranę. Była ona dosyć duża i głęboka. Zdziwiłam się, bo praktycznie wcale mnie nie bolała. Może to przez tą nową magię. Pewnie dopiero jutro zacznie mnie boleć. Zabandażowałam miejsce rany i poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro