Epilog
Akimara POV
Z kapturem na głowie weszłam na podest. Napastnicy natychmiast skierowali się w moją stronę.
- Kim jesteś? - zapytał mnie jeden z nich.
- Nie jest to teraz ważne. Co zamierzacie z nimi zrobić? - zapytałam, po czym zauważyłam, że Loki zaczął mi się przyglądać.
- Jak to co? Oczywiście że zamierzamy ich zabić. Pokaż twarz nieznajoma, inaczej ciebie też spotka ten sam los - na jego słowa zaśmiałam się dźwięcznie
- Proszę bardzo. Spróbuj mi sam zdjąć ten kaptur. - oczywiście, on nie wie że ten kaptur da się zdjąć tylko za pomocą zaklęcia.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, brać ją - po jego rozkazie rzuciło się na mnie pięciu z jego wojowników. Poradziłam sobie z nimi z łatwością. Trening nie poszedł na marne. Cały czas czułam na sobie wręcz przewiercające mnie spojrzenie Lokiego. Po pokonaniu kolejnych wojowników został już tylko ten, który rozkazywał.
- I co już ci nie jest tak wesoło?
- Nie poddam się bez walki. - po tych słowach rzucił we mnie sztyletem, który magią zatrzymałam kilka centymetrów przed twarzą. Gdy sztylet upadł on rzucił się na mnie, ale ja go z łatwością unieszkodliwiłam zatrzymując go w powietrzu.
- Skąd masz ten sztylet? - zapytałam, ponieważ rozpoznałam sztylet, którym nas zaatakowano rok temu.
- Od mrocznych elfów. Kupiłem je od nich ponieważ twierdzili, że zabiją każdego, nawet jeśli tylko go zranią. Jak widzisz wśród nich brakuje jednej osoby, a została tylko zraniona, to tylko dowód na to, że to prawda.
- Jesteś bardzo pewny siebie, za bardzo. Otóż rozczaruję cię. Nie masz racji. Nie brakuje tutaj nikogo. - W oczach napastnika zobaczyłam strach. Związałam ich wszystkich magicznym zaklęciem i pobiegłam do rodziny królewskiej. Rozwiązałam ich zaklęciem i gdy upewniłam się, że wszystko dobrze podeszłam do Lokiego.
- Czemu jesteś taki smutny Książę? - byłam ciekawa, co mi odpowie.
- Właśnie się dowiedziałem, że moja ukochana na pewno się nie odnajdzie, bo została zraniona sztyletem, który może zabić każdego. - uśmiechnęłam się na jego wyznanie i stwierdziłam, że nie mogę go już dłużej trzymać w niepewności.
- Chyba mnie nie doceniasz Kłamco. - gwałtownie się poruszył i spojrzał na mnie. Wypowiadając zaklęcie chwiejącą dłonią zaczął zdejmować kaptur z mojej głowy. Przejechał dłonią po moim policzku po czym mocno mnie przytulił i pocałował.
- Wróciłaś do mnie?
- Jak mogłabym nie wrócić?
- Chodźmy do pałacu, matka się ucieszy.
Pobiegliśmy do Pałacu. Tam nikt nie mógł uwierzyć, że to naprawdę ja. Frigga i Thor mocno mnie wyściskali, a Odyn kazał wydać ucztę na moją część.
*Time skip*
Wyszłam z komnaty na nasz balkon. NASZ jak to pięknie brzmi. Tyle lat minęło, a ja nadal wspominam te wydarzenia. Pamiętam je tak dobrze, jakby to było wczoraj.
- O czym tak myślisz? Znowu wspominasz tamte wydarzenia? - na balkon wszedł Loki. Ubrany jak zawsze w swoje ulubione kolory czyli czerń, ciemną zieleń i złoto. Nic się nie zmieniło. Jedynie inaczej układa włosy.
- Tak, chyba nigdy tego nie zapomnę. Ale dzięki nim wiem, że już nic nas nie rozdzieli i na zawsze będziemy razem.
- Tak, na zawsze. - powiedział i położył swoją dłoń na mojej. A między naszymi pierścieniami przeskoczyła zielona iskra, z której powstał piękny motyl.
- Co to było?
- Magia natury, Loki.
- Loki, bo jest taka sprawa, nie wiem jak ci to powiedzieć, bo...
- Tak, wiem o tym.
- Jak? Przecież nikt oprócz mnie o tym nie wiedział.
- Myślałaś, że nie zauważę tych rys na hełmie?
- A too... No co, dobrze wiesz, że uwielbiam w nim chodzić. Dobra, wdech, wydech. Lokibędzieszojcem.
- Możesz powtórzyć, bo nie usłyszałem.
- Jestem w ciąży.
-COOO?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro