Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Shilella POV

Chodziłam po pokoju, niespokojna zarówno o Zeltena jak i o Savia. Z jednej strony wiedziałam, że magowie są zbyt sprytni, dobrze wyszkoleni, żeby dać się złapać zwykłym gwardzistom, ale różnie mogło się to skończyć. A Zelten...

Nie miałam pojęcia jak to zniesie. Rozłąka z rodziną, to, kiedy mnie zobaczy i dowie się, że jestem jedną z nich. Wzdrygnęłam się, kiedy zdałam sobie sprawę, że rozpozna Savia i będzie mógł połączyć go z Xavierem, a Scarlett ze mną. Westchnęłam ciężko, po czym postanowiłam opuścić pokój. Większość magów, nawet Lanore, byli aktualnie na śniadaniu. Gdybym jeszcze chwilę przebywała sam na sam ze swoimi myślami, najprawdopodobniej bym zwariowała.

Kiedy tylko znalazłam się w głównej sali, uśmiechnęłam się słysząc wesoły gwar. Zbliżyłam się do stolika, przy którym siedzieli: Aleshia, Lanore, Meena i Charles. Kiedy się dosiadłam, powitali mnie radośnie.

- Daj spokój, Shilello. Rozchmurz się! Wszystko pójdzie zgodnie z planem. - Zapewniła Aleshia z ciepłym uśmiechem, który odwzajemniłam.

- Tak, wiem, ale... I tak się denerwuję. - Przyznałam speszona, a oni zaśmiali się. Jedynie Lanore patrzyła na mnie dziwnie, przez co zmarszczyłam brwi. Siostra przekrzywiła głowę, patrząc na mnie.

- O kogo ty się tak właściwie martwisz? - Zadała pytanie, którego w ogóle się nie spodziewałam.

O kogo? Wiedziałam, że bałam się o to, jak Zelten na to wszystko zareaguje; czy Savio i Seth wyjdą z tego cało. W sumie o Maximusa również się martwiłam, ale mniej niż o pozostałych, bo to z nimi spędzałam każdy dzień

- O ich wszystkich, Lany. - Odparłam z uśmiechem, a siostra usatysfakcjonowana odpowiedzią, zabrała się do pałaszowania swojego śniadania, składającego się z naleśników z dżemem.

- Rozumiem, ale mój syn nie pozwoli, aby coś im się stało. Wszyscy wrócą w jednym kawałku! - Zapewniła z entuzjazmem Meena, więc nie chciałam dalej kontynuować tego tematu.

Kiedy wszyscy już kończyli śniadanie, drzwi wejściowe otworzyły się i stanęła w niej trójka osób: Seth, Maximus i Savio. Nigdzie nie było Zeltena. Wiedziałam, że coś poszło nie tak. Z trwogą zauważyłam, że prawy rękaw Savia był brudny od krwi. 

Mężczyźni podeszli do naszego stolika, z którego podniosła się Meena, a jej twarz była całkowicie poważna, pozbawiona uśmiechu, który jeszcze chwilę gościł na jej obliczu.

- Niestety, nie udało się, Meeno. Gwardziści nas nakryli. - Wyznał Savio, spuszczając z pokorą głowę. 

- Niestety... Tego się obawiałam. - Przyznała cicho, po czym wyszła na środek sali i uniosła ręce.

- Co z ramieniem? - Zapytałam Savia, kiedy usiadł obok mnie, ale tylko machnął ręką. Wszyscy umilkli.

- Ci magowie wrócili właśnie z misji, dzięki której mieliśmy pozyskać nasze Słońce. Jednakże: oni przewidzieli nasz ruch. Musieliśmy być przez nich obserwowani, bo jeszcze nigdy podobna sytuacja nie miała miejsca.

- To jeszcze nic nie znaczy! - Krzyknął jakiś mag, ale nie rozpoznałam jego głosu.

- Samo to nie, ale potwierdza to pewne informacje, które do mnie dotarły. - Odparła Meena, a ja zaczynałam odczuwać coraz większy niepokój. Poczułam, jak moje ręce zaczynają drżeć, więc Savio złapał je w swoje, posyłając mi uśmiech, który odwzajemniłam. - Rodzina królewska dowiedziała się o naszej osadzie. - Przez salę przeszedł szmer, a do mnie nagle dotarło co zaraz usłyszę. - Zapewne kiedy usłyszeli tylko słowo "magowie" od razu zaczęli myśleć o czarnoksiężnikach. Nigdy nie chcieli nas zrozumieć. - Nagle przed oczami pojawiło mi się mgliste spojrzenie, które miało miejsce pół roku przed moim porwaniem.

- Moi rodzice nie znoszą magów. - Powiedział Zelten, bawiąc się moimi włosami. Zmarszczyłam brwi, zamykając książkę i podniosłam się z jego kolan, o które byłam oparta.

- Dlaczego mówisz mi o tym teraz? - Spytałam i nagle mnie olśniło. - To to cały dzień chodziło ci po głowie! I dopiero teraz mi o tym mówisz? - Zapytałam wydymając dolną wargę, a on zaśmiał się krótko.

- Tak, to o to chodziło i przepraszam. - Odparł, uśmiechając się półgębkiem. 

- No, nie ważne. Mów o co chodzi. - Poprosiłam podciągając kolana pod brodę i utkwiłam w nim spojrzenie.

- Przyszli dzisiaj do moich rodziców, ale oni ich wyrzucili. Z tego co zrozumiałem, mieli kiedyś jakiś duży zatarg, ale rodzice nie chcieli wdrożyć mnie w szczegóły. - Wyjaśnił sfrustrowany, a ja to doskonale rozumiałam. Powinien wiedzieć wszystko, ale jego rodzice cały czas odsuwali go od tego typu kwestii. Twierdzili, że jeszcze na to za wcześnie.

- Ci magowie... Oni są źli, tak? - Spytałam przestraszona. Jeśli byli niebezpieczni, a przebywali w zamku...

- Nie wiem, Ello. - Odparł bezradnie, a po chwili uśmiechnął się ciepło i złożył pocałunek na moim czole. - Ale jeśli tak, to cię obronię. - Obiecał, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

- A spróbowałbyś nie! - Odparłam, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Próbowaliśmy dyplomacji, ale zawsze odprawiali nas z kwitkiem. - Ciągnęła. - Niedługo będą mogli chcieć nas zaatakować. Na naszą korzyść, Słońcem jest sam książę. Jeśli tylko zrozumie prawdę... Będzie istniała szansa, że zakończymy wszystko w pokojowy sposób. Dlatego właśnie tak ważne jest jak najszybsze przyprowadzenie go do nas. Ale po dzisiejszej próbie, ściągnięcie tu księcia może nie obejść się bez użycia broni. - Zakończyła, a ja poczułam, że robi mi się słabo. Miałam walczyć przeciwko armii, przy której się wychowywałam? Pamiętałam, że nie jednokrotnie chodziłam z Zeltenem na treningi żołnierzy. Poza tym... musiałabym walczyć przeciwko niemu samemu. Wzdrygnęłam się na tę myśl, co nie umknęło uwadze Savia. Spojrzał na mnie pytająco, a ja tylko pokręciłam głową, żeby nie drążył tematu. - Wszyscy musimy być gotowi. - Te słowa wypowiedziała patrząc prosto na mnie, przez co poczułam gulę w gardle. Wiedziałam, że tym razem zadanie specjalne będzie należeć do mnie. A kiedy zdałam sobie sprawę jak ono będzie wyglądać... miałam ochotę zacząć płakać. - Wszyscy wiecie co to oznacza. Shilello - powiedziała bezpośrednio do mnie, a spojrzenie każdego maga spoczęło na mojej osobie. - Pozwól ze mną. - Poprosiła, więc posłusznie ruszyłam za nią do gabinetu, kiedy nagle zatrzymała się w połowie drogi. - Savio, dla ciebie też mam zadanie. - Powiedziała bez oglądania się i już po chwili brązowowłosy zrównał się ze mną i ścisnął pokrzepiająco za ramię.

Chwilę później znaleźliśmy się w gabinecie Meeny, a stres nie opuszczał mnie ani na chwilę. Bałam się tego, co będę mogła zaraz usłyszeć, ale... Mimo wszystko cieszyłam się, że Savio był teraz ze mną. W końcu w razie czego mogłam liczyć na pomoc przyjaciela, co było bezcenne.

- Jak się domyślacie, mam dla was zadanie specjalne. - Zaczęła, a my skinęliśmy głowami. - Spokojnie, Shilello. To nic strasznego. - Wysiliłam się na uśmiech i zdawało mi się, że wyszedł nawet naturalne. - Ty, moja droga wnuczko, będziesz musiała wywabić Zeltena z opla bity. - Poczułam jak gardło ściska mi się ze strachu. Musiałam z nim stanąć twarzą w twarz, pomyślałam z przerażeniem. - Jeśli nie będzie chciał rozmawiać, albo będziesz wiedziała, że nie dasz rady, po prostu zawołaj Savia. Ta bitwa nie należy do was. My będziemy tylko zasłoną dymną. Nie będziemy atakować, a jedynie odpierać atak. Kiedy wrócicie, z księciem, bo nie widzę innej opcji, wycofamy się wszyscy. Zanim się zorientują, że nie ma wśród nich Zeltena, my będziemy zbyt daleko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro