Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Kiedy się obudziłam, dochodziła dopiero piąta, a siostra jeszcze spała, więc wstałam cicho i tak, żeby jej nie obudzić, wzięłam rzeczy i wymknęłam się do łazienki. Szybko umyłam zęby i przemyłam twarz, po czym przebrałam się w strój do trenowania, który stanowiły przylegające do ciała spodnie, które oddychały, bluzkę na krótki rękaw z tego samego materiału i lekkie, sportowe buty.

Odłożyłam wczorajsze rzeczy do pokoju, po czym zeszłam na śniadanie, gdzie nikogo nie zastałam. Szybko zjadłam jajecznicę i wypiłam gorącą herbatę, po czym udałam się do sali treningowej. Nie dość, że musiałam odreagować, to jeszcze miałam dostać nową misję. W sumie było to dobre, ponieważ dzięki temu mogłam zająć czymś swoje myśli. 

Sala treningowa przypominała rozmiarowo największą halę sportową, jaką można sobie wyobrazić, a cała - zarówno jej ściany jak i podłoga - była wyłożona miękką matą, aby ograniczyć kontuzje. Każdy mógł znaleźć tutaj coś dla siebie: łuki, strzały i tarcze, manekiny z różnego rodzaju bronią białą, ruchome cele do broni palnej i worki treningowe.

Sama podeszłam do jednego z ruchomych celi, po czym kołczan założyłam sobie na plecy, a łuk wzięłam do ręki. Był dobrze wyważony, więc wcisnęłam guzik, aby tarcze zaczęły się poruszać, po czym chwyciłam strzałę i nałożyłam ją na cięciwę. Naciągnęłam ją, po czym wypuściłam grot, która trafiła w "serce" namalowanego człowieka. Ćwiczyłam, dopóki nie opróżniłam całego kołczanu, po czym wyłączyłam cele i chciałam pójść, po strzały, ale drgnęłam,bo ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się łapiąc osobnika za rękę i przygotowując się do ataku, kiedy rozpoznałam w nim Savia. Puściłam go, ale bez żadnego zawstydzenia. Trenowałam, a wtedy nie wolno mi było przeszkadzać, bo mogło to się skończyć w o wiele gorszy sposób.

- Przepraszam, że cie nachodzę, ale... Aleshia i Seth wspominali ci coś o misji, prawda? - Skinęłam głową, wyjmując z tarcz groty. - Przekonałem Meenę, abym to ja się tym zajął. - Zastygłam nagle, nie wierząc w to, co usłyszałam. - Drugi raz nie mogłem popełnić tego samego błędu. - Dodał znacznie ciszej, a ja w mgnieniu oka opuściłam strzały na ich właściwe miejsce i znalazłam się tuż przed Saviem.

- Co ty sobie myślisz, co?! - Krzyknęłam, szturchając go w pierś. - Potrzebuję misji, Savio! Muszę się czymś zająć. - Wycedziłam przez zęby. - Jestem już dużą dziewczynką i jeśli nie dałabym sobie z tym rady, coś bym wykombinowała. - Dodałam zaciskając pięści czując, jak drżę z wściekłości. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. "(...)tego samego błędu"? - Ja... przepraszam. - Powiedziałam, przeczesując dłonią włosy.

- Spokojnie, rozumiem twoją reakcję. - Odparł, a mnie zrobiło się głupio.

- Co to za misja? - Zapytałam, a on wypuścił ze świstem powietrze. - Savio...? - Spytałam, czując narastający niepokój.

- No cóż... Na początku Meena chciała cię prosić, abyś ściągnęła tu Sł... Zeltena. Porozmawiałem z nią, przekonałem, że byś tego nie zniosła, a ona... Zgodziła się, abym jechał ja zamiast ciebie. - Patrzyłam na niego oniemiała, nie będąc pewną, czy powinnam płakać ze szczęścia, czy z rozpaczy.

Z jednej strony cieszyłam się, że to on będzie musiał tu ściągnąć Zeltena, ale z drugiej... Byłam przerażona faktem, że o n miał się tu znaleźć. Wiedziałam o tym od balu, ale teraz, kiedy pozostało tak mało czasu... Zrozumiałam, że to dzieje się na prawdę.

- Kiedy macie akcję? - Zapytałam o pierwszą sprawę, która cisnęła mi się na usta. Jego twarz stężała, a dłoń zacisnęła na rękojeści miecza, który był ukryty w pochwie przy jego boku. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia, że wcześniej nie zauważyłam u niego tego stroju.

- Właśnie wyjeżdżam. - Oznajmił, a ja strzeliłam sobie mentalnego liścia za własną głupotę. Jak mogłam przeoczyć jego strój?!. Podeszłam do przyjaciela i przytuliłam go mocno, a i on po chwili objął mnie ramionami.

- Powodzenia. - Szepnęłam, a on skinął mi głową, idąc w kierunku wyjścia. - Savio? - Powiedziałam za nim, więc zatrzymał się i spojrzał na mnie wyczekująco. - Nie... Nie daj się złapać. - Poprosiłam z delikatnym uśmiechem, co odwzajemnił, po czym opuścił salę.

~*~

POV Savio

Zakląłem, kiedy kolejny  gwardzista minął mój mały oddział. Byliśmy tu tylko we trójkę: Seth, Maximus i Ja. Tylko ojciec Shilelli należał do starej Rady, ale nie mogliśmy mu się dziwić, że chciał brać udział w tej misji. W końcu chodziło o Zeltena. Skręciło mi się w żołądku na samą myśl o tym, że od teraz będę codziennie musiał oglądać Shilellę w j e g o towarzystwie. Wiem, że powinienem cieszyć się jej szczęściem, ale nie mogłem nic poradzić na to, że w ciągu tych ostatnich lat, naprawdę zaczęło mi zależeć na tej złotookiej dziewczynie. Pod tymi wszystkimi przekomarzankami i moimi złośliwościami ukrywałem to, że mi na niej zależy, bo wiedziałem, że każdego przeciwnego maga łączy pewnego rodzaju więź. Wiedziałem, że czasami jest to tylko przyjaźń, tak jak było w przypadku moim i Dalii. A przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony.

Aż do balu miałem nadzieję, że u Shilelli i Zeltena może być tak samo, ale kiedy zobaczyłem w jakim była stanie po spotkaniu, i usłyszałem żarliwość z jaką wypytał o Shilellę, moje wszelkie nadzieje uleciały jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.

Przez te wszystkie lata Shil utrzymywała, że to tylko przyjaźń, ale jej zachowanie zdradziło ją. Cholernie mnie to bolało, ale nie byłem takim dupkiem, żeby niszczyć to, co było między nimi. Dlatego czułem się źle z rozkazem Meeny, który dostał Maximus. A to... było głównym powodem, dla którego zgłosiłem się za Shilellę. Ona by tego nie zniosła, albo, co gorsza, mogłaby chcieć jakoś to odkręcić, przez co mogłaby zostać wypędzona przez Meenę. Co z tego, że miała być członkinią Rady? Meena mogła powiedzieć, że to gwardziści ją zabili, a tak na prawdę ona żyłaby na wygnaniu. Nikt nie mógłby wtedy sprzeciwić się Meenie. Nawet Seth lub Zelten, który miał objąć po niej przywództwo. Dopóki nie zostanie odpowiednio wyszkolony, Meena nadal będzie sprawować władzę nad magami.

Kiedy w końcu kroki na korytarzu ucichły, skinąłem głową do moich towarzyszy i cicho wemknęliśmy się do sypialni księcia. Dochodziła szósta rano. Zdążyliśmy zebrać informacje i dowiedzieliśmy się, że zostało nam jeszcze jakieś 35 minut, zanim Zelten powinien wstać. 

Seth zakradł się do księcia i zakrył mu usta dłonią, przy okazji krępując jego wszelkie ruchy. Kiedy Zelten się obudził, nie mógł nic zrobić. Maximus już stał obok Zeltena ze strzykawką w dłoni, czekając na mój znak.

- Dzień dobry, książę. Czas zabrać cię do Shilelli. - Powiedziałem ze smutnym uśmiechem. Przez te kilka sekund zobaczyłem zdumienie w jego oczach, które po chwili się zamknęły, przez substancję, którą wprowadził do jego organizmu Maximus.

Westchnąłem ciężko i strzeliłem karkiem, po czym skinąłem na nich.

- Pora wracać. - Mruknęłam.

Kiedy się odwróciłem, do mojej szyi przywarło ostrze miecza. Spojrzałem pełen podziwu na gwardzistów, którzy podkradli się do nas niepostrzeżenie. Kątem oka zauważyłem, że strzykawka, którą trzymał Maximus nie była opróżniona do końca, co mogło okazać się dla nas zgubą.

- Gratuluję, na prawdę. - Powiedziałem z uznaniem, a oni nie mieli pojęcia o czym mówię. - Podkraść się niezauważenie do magów, to nie lada wyczyn. Najwidoczniej... byliśmy rozkojarzeni. - Stwierdziłem z kpiącym uśmieszkiem. Musiałem sprawiać wrażenie, jakbym cały czas panował nad sytuacją. - Ale czy na prawdę myślicie, że zdołacie n a s powstrzymać? - Zadałem szczere pytanie. - Nikt nie da rady. - Dodałem cicho, ale ze śmiertelną powagą. 

Poruszyłem nieznacznie ręką, a w pokoju zerwała się wichura. OStrze gwardzisty niefortunnie ześlizgnęło się z mojej brody, rozdzierając skórę na moim prawym ramieniu, ale nawet nie mrugnąłem.

Podmuchy powietrza zerwały zasłony i prześcieradła spod nieprzytomnego księcia i owinęły się w okół gwardzistów.

- Idziemy. - Rozkazałem pozostałym magom, a Seth się zawahał.

- Ale Zelten. - Podniosłem dłoń.

- Meena rozkazała, żeby w takim wypadku go nie zabierać. Oznacza to tylko tyle, że najprawdopodobniej ma nadajnik naprowadzający. Roznieśliby nas w pył, gdy tylko by nas znaleźli. Meena zapewniła, że ma jeszcze plan awaryjny. - Odparłem, a oni skinęli głowami, po czym opuściliśmy pałac.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro