Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Żadne z naszej dwójki nie odezwało się chociaż jednym słowem, kiedy biegiem wracaliśmy do obozowiska. Słońce było już dosyć nisko, więc szczerze liczyłam, że zastaniemy magów na kolacji. Szczęście nam jednak dopisywało, bo oto wszysy siedzieli przy ognisku, śmiejąc się radośnie, przez co nie zauważyli naszego przybycia. Na widok znajomych twarzy zatrzymaliśmy się, a napięcie, które towarzyszyło nam odkąd dostaliśmy się do Podziemii, nagle z nas uleciało.

Spojrzałam na Zeltena, który uśmiechał się półgębkiem, patrząc na rozmawiających magów. Po chwili i ja na nich spojrzałam, a moje usta mimowolnie ułożyły się w uśmiech.

- Spójrz tylko. Tak dobrze się bawią, że nawet nie zauważyli, że ich przywódcy nareszcie wrócili. - Powiedział głośno i zaczepnie Zelten, dzięki czemu oczy wsystkich spoczęły na naszej dwójce. Ich spojrzenia były mieszaniną zdziwienia i szczęścia, przez co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Shil!!! - Usłyszałam pisk pięciolatki, która już po chwili wskoczyła mi na ramiona, przytulając się do mnie mocno.

- Cześć, Lany! - Powiedziałam całując ją w główkę. - Ile nas nie było? - Zagadnęłam, stawiając ją na ziemię. Lanore jednak nie chciała tracić ze mną fizycznego kontaktu, bo złapała mnie za rękę.

- Trzy dni. Martwiłam się. - Powiedziała cicho, po czym pociągnęła naszą dwójką do ogniska. - Chodźcie!

Kiedy szliśmy w kierunku wolnych miejsc, magowie witali nas z uśmiechami i wyrażali swoją radość spowodowaną tym, że nareszcie wróciliśmy.

Kiedy tylko usiedliśmy, moja siostra zajęła miejsce na moich kolanach, przez co parsknęłam śmiechem. Lanore jakby rozumiejąc, że to z niej się śmieje, wbiła mi łokieć w brzuch, skutecznie uciszając.

- Wiec czego się dowiedzieliście? - Spytała siedząca niedaleko Ori.

-Sprawa demonów jest trochę bardziej skomplikowana, niż nam się na początku wydawało. - Odpowiedziałam, chcąc żeby Zelten to rozwinął, bo obawiałam się, że mogłabym pominąć jakąś część z tego, czego się dowiedzieliśmy, a było tego bardzo dużo.

- Więc może zacznę od samego początku. Jak wiecie: wraz z powstaniem magów, powstały również demony, które miały być równowagą dla nas. My bronimy harmonii nadal, ale oni przestali w XXI wieku. Dokładniej rzecz biorąc: 31 października 2057 roku. Trójka strażników, bo taka liczba całkowicie wystarczała w upilnowaniu nas, została zaatakowana przez kilkutysięczną armię zmor, które przybyły z samych czeluści piekieł. Dlaczego to zrobili? Bo Belzebub dopiero wtedy dowiedział się o istnieniu czegoś takiego jak Podziemia i w swojej chciwości zapragnął ich dla siebie. Zapewne zastanawiacie się co to ma wspólnego z ich atakiem? Jest to dosyć proste, ponieważ oni chcą, aby ich królestwo spowiło całą Ziemię. Jak to najłatwiej zrobić? Wybijając strażników, czyli nas. Ale muszą mieć powód, prawda? Tak więc teraz, niestety, mają już dwa. - Spuściłam wzrok, nie będąc w stanie spojrzeć na magów, bo wiedziałam, co zaraz Zelten im przekaże. - Pierwszym jest sojusz z ludźmi. Za to był atak, kiedy próbowali mnie zabić, ale im się nie udało. Zamach był tylko na moje życie, bo była to moja inicjatywa. Teraz natomiast, mają powód, aby zabić nas wszystkich. Przedstawiciele Rady mówią w imieniu was wszystkich i właśnie ten argument jest ich asem. Dlaczego? Bo oto wykonaliśmy plan, na który zgodziła się Rada: przekroczyliśmy granicę między Ziemią a Podziemiami, które są ich terenem. Nikt z nas nie miał pojęcia, że jest to zabronione. Najpewniej po prostu nigdy żaden mag o tym nie wiedział, bo nikt nie wpadł na pomysł, żeby w ogóle zejść do Podziemi. Teraz, właśnie przez to, demony wypowiedziały nam wojnę. Jeśli zwyciężą: cały Świat stanie się jednym wielkim Podziemiem. - Po słowach Słońca zapadła niczym niezmącona cisza.

- Nie mamy szans przeciwko kilku tysiącom demonów. - Stwierdził chłodno Micah, a ja odpowiedziałam, zanim zdążył to zrobić Zelten.

- To nie do końca tak. Owszem, taka liczba tych istot wybiła strażników, ale w podziemiach zostało ich tylko kilkuset. Oni dali nam swój jeden, na nasze to jakiś tydzień. ale żeby demony dostały się do Podziemi z Piekła, potrzebują na to pół ludzkiego roku. Liczba więc nie jest aż tak... przytłaczająca. - Odparłam, a na moje słowa parsknął Shadow.

- Tak? Ich jest, załóżmy, 500. A nas? 27, Shilello. Przepraszam, ale nie widzę naszej wygranej w kolorowych barwach. - Powiedział Ogień, a Bianca cicho go zganiła.

- Macie plan, prawda? Inaczej bylibyście chociaż trochę przerażeni. - Powiedziała z nadzieją Woda.

- Można poprosić królewskie wojsko o pomoc. Myślę, że byliby skłonni nam pomóc. Zwłaszcza, że to Ivan objął tron. Powinien być mi przychylny. - Stwierdził z uśmiechem Zelten. - Możemy udać się do niego całą Radą. Mogę nas tam przenieść w każdej chwili.

- Oczywiście, poprośmy o pomoc tych, przez których jest ta wojna. - Mruknął Savio, a Dalia przewróciła oczami chcąc coś powiedzieć, ale uprzedził ją Maximus.

- To nie przez ludzi, Savio i doskonale o tym wiesz. To my zgodziliśmy się na plan zejścia do Podziemi, nie spodziewając się takiego obrotu spraw. To, że nie podoba ci się ten sojusz, nie upoważnia cię do takich oskarżeń. - Powiedział zdenerwowany.

- Kto był za tym planem, ten był. Pragnąłbym przypomnieć, że głosowałem przeciw temu. - Odburknął, a ja przewróciłam oczami.

- Jako jedyny, Savio. Każdemu innemu wydawał się on słuszny, bo rzeczywiście tak wyglądał. Wszystko co wiedzieliśmy, wskazywało na to, że powinno to wypalić. To, że tak się nie stało, jest jedynie winą niewiedzy, która towarzyszyła magom od dawna. Może wiedzieli o tym pierwsi strażnicy? Nie mamy pojęcia, a nawet jeśli: nic z tym nie zrobimy. Najlepiej skupić się na planie działania. Mamy tydzień. - Przypomniałam, a Zelten skinął głową.

- Nie możemy marnować czasu; ani my, ani armia, która mogłaby nam pomóc. Więc teraz pytam was wszystkich, nie tylko Radę, czy ktoś jest przeciwny pomocy ze strony ludzi? - Słońce odczekało chwilę, ale nikt nic nie powiedział. Nawet Savio widział w tym słuszność, chociaż robił to niechętnie. - Tak więc pójdziemy tam całą Radą, żeby Ivan mógł dowiedzieć się wszystkiego, co powinien i poznał naszych przedstawicieli. Możemy wyruszyć nawet teraz, bo każda sekunda się liczy, jeśli chodzi o przygotowania do takiej wojny. 

- Mam pytanie. - Zaczęła szybko Shantal, a Viviane poczerwieniała na twarzy. - Chodzi o to, że ona bardzo rzadko była brana na jakiekolwiek akcje i tak zastanawiała się, czy nie mogłaby się zabrać z nami.

- Przepraszam za nią. Geokineza to nic przydatnego, wiem, że... - Zaczęła tłumaczyć się Viviane, a ja uśmiechnęłam się do niej ciepło, przerywając jej.

- Jasne, możesz iść. - Powiedziałam, a ona wydawała się zaskoczona, ale w jej oczach widziałam jak skrzy się radość.

- Kiedy my będziemy rozmawiali z królem Ivanem, wy możecie dokończyć w spokoju ognisko. Wiem, że te informacje były przytłaczające, więc niech to będzie ostatni normalny wieczór, a przygotowania zaczniemy od rana. I tak jest już późno. - Powiedział Zelten, a cała Rada i Viviane wstali, gotowi do drogi. 

Stanęliśmy w kręgu, a Viviane na chwilę zawahała się, poprawiając w zdenerwowaniu ogniste włosy, po czym spojrzała na mnie niepewnie zielonymi oczami, a ja posłałam jej pokrzepiający uśmiech, dzięki czemu dołączyła się do nas i już po chwili wylądowaliśmy w sali tronowej. Nikt nie siedział na berżerze, więc zaczęłam rozglądać się po sali w poszukiwaniu Ivana, do którego przyszliśmy. W końcu zobaczyłam dwóch lokai i młodzieńca, który zwrócony był do nas plecami. Jeden z pracowników spojrzał na nas zdziwiony, przez co przyszły król odwrócił się zdziwiony, a kiedy zobaczył Zeltena, uśmiechnął się szeroko.

- Kopę lat! - Powiedział podchodząc i mogłam przysiąc, że Zelten się uśmiechnął.

- Żebyś wiedział. - Odparło Słońce, ściskając rękę kuzyna. Dopiero teraz mogłam się przyjrzeć mu uważniej. 

Wyglądał na 19 lat, ale równie dobrze mógł mieć ich 18. Był to wysoki szatyn, o włosach średniej długości. Duże czekoladowe oczy patrzyły na nas bystro, ale nie surowo czy z wyższością, co było typowe u poprzednich władców. Wyraźne rysy twarzy również odpowiadały jego statusowi. Ubrany był w zwykłą koszulę i proste spodnie, dzięki czemu nie przypominał przyszłego władcy. Kiedy spojrzał na Viviane, zatrzymując na niej trochę dłużej spojrzenie, ta zarumieniła się i spuściła głowę, zasłaniając twarz ognistymi puklami.

- Tak więc: zmieniłeś image? - Spytał rozbawiony, przyglądając się jemu ubiorowi, kiedy spojrzał na mnie. - O, czyżby dla dziewczyny? - Zapytał, patrząc na mnie, kiedy na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. - Shilella?! - Poczułam się lekko zmieszana, a on pokręcił głową. - No tak, pewnie mnie nie pamiętasz, ale spotkaliśmy się kiedyś. - Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie nasze spotkanie, ale zupełnie nic mi nie świtało.

- Kiedyś, przed świętami, byłaś tutaj i pomagałaś mi ubierać choinkę. Miałaś wtedy czternaście lat. Kiedy podsadzałem cię, bo chciałaś założyć gwiazdę na czubek drzewka, wpadł Ivan, który wleciał prosto na nas i całą trójką rozwaliliśmy iglaka i wszelkie zawieszone na nim ozdoby. - Wyjaśnił Zelten, a ja parsknęłam śmiechem, kiedy sobie to przypomniałam. Pamiętałam również, że później dostali ochrzan od rodziców Słońca, a ja od mojego taty, dzięki czemu nie skończyło się to tak źle.

- A o co chodzi z tymi strojami? I co tu w ogóle robicie? - Zapytał, a ja uśmiechnęłam się półgębkiem.

- Cóż, Ivanie, to trochę długa historia.

Chciałam tylko powiedzieć, że jest to już ostatni rozdział. Jeszcze dzisiaj dodam epilog i będziemy musieli pożegnać się z Magią Księżyca, a przynajmniej do Halloween, kiedy to dodam rozdział specjalny^^ Mam nadzieję, że również go przeczytacie(:
Marta xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro