Rozdział 23
- A teraz niech ktoś wytłumaczy nam o co tu właściwie chodzi. - Poprosiła Ori, siedząca na przeciwko drzwi.
Spojrzeliśmy po sobie z Zeltenem, a on uśmiechnął się, próbując powstrzymać śmiech, przez co i ja uniosłam kącik ust.
- Jeśli powiem, że pomogła mi członkini poprzedniej Rady, uwierzycie mi? - Zapytał, a na sali zapadła cisza.
- Nonsens, oni wszyscy nie żyją. - Stwierdził oschle Savio, a ja już wyczuwałam nadciągającą burzę z jego strony.
- Wiem, bo spotkałem ją w drodze na tamtą stronę. - Odpowiedział Zelten, a magowie przyglądali się mu zaskoczeni, ale mu wierzyli. Jedynym wyjątkiem zdawał się być Savio, któremu fakt, że piwnooki jest przywódcą zdawał się nie przeszkadzać w podważaniu jego zdania i doszukiwania się przekrętów w jego wyborach i słowach.
- I od tak ci pomogła? - Spytał, nie odpuszczając, brunet.
- Savio, daj spokój. - Poprosiła cicho Dalia, podchodząc do chłopaka, ale on zdawał się niewzruszony.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to najpierw mi się porządnie oberwało. - Przyznał, a ja parsknęłam śmiechem, ponownie wyobrażając sobie komiczność tej sytuacji. Jakże żałowałam, że nie widziałam tego na oczy!
- Daj spokój, Savio. Przywódca wrócił. Nie możesz po prostu tego przyjąć do wiadomości? - Spytał znudzony Micah. Chciałam powiedzieć coś do Zeltena, ale ten mnie uprzedził.
- Tak, wiem. Leć z nim porozmawiać. - Powiedział, a ja zdziwiłam się tym, że się zgodził.
- Ale... - Zaczęłam, zbita z pantałyku.
- To twój przyjaciel, tak? Teraz musisz z nim pogadać. Soskonale go rozumiem, Ello. - Odparł zrozumiałym tonem. - Ja będę w sali treningowej. - Powiedział, a ja uśmiechnęłam się, po czym podeszłam do zwróconego do nas plecami chłopaka.
- Savio? - Spytałam, przez co odwrócił się w moją stronę. Dalia spojrzała na mnie przepraszająco ponad jego ramieniem, po czym odeszła kilka kroków dalej. - O co znowu chodzi? - Zadałam pytanie, krzyżując ramiona na piersi i patrząc na niego podejrzliwie. - Jeśli o Zeltena... - Zaczęłam, ale mi przerwał.
- Żebyś wiedziała, że o niego. - Warknął.
- ...to już o tym rozmawialiśmy. - Dokończyłam, nie zwracając uwagi na jego słowa.
- Było mi łatwiej, kiedy on cię unikał. - Przyznał, a ja chciałam coś powiedzieć, ale kontynuował. - Wiesz, że nie chcę tego niszczyć, ale co mogę innego zrobić, kiedy to po prostu boli? - Spytał, a ja westchnęłam zmieszana.
-Savio, doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że przyjaźnię się z nim, tak na prawdę, od dziecka. - Powiedziałam. - Chyba nie oczekujesz, że po prostu to zakończę, bo tobie się to nie podoba? Doskonale wiesz, że nienawidzę być stawiana w sytuacji, w której nie miało być żadnego ultimatum, a nagle się ono pojawia. Bo nie na tym polega przyjaźń, czyż nie? - Zadałam pytanie, mając nadzieję, że przyzna mi rację, ale on nic nie powiedział, jedynie zacisnął szczęki i odwrócił wzrok, więc westchnęłam ciężko. - Okay, jak chcesz. To twój wybór. - Tymi słowami zakończyłam naszą rozmowę.
Skierowałam się do sali treningowej, w której było kilkorga magów. Większość z nich została w sali wielkiej i rozmawiała o dzisiejszych przeżyciach. Sama z ulgą stwierdziłam, że Lanore jeszcze śpi, ale wcale się jej nie dziwiłam, bo było niedługo po szóstej rano.
- I jak? - Zapytał Zelten, kiedy do niego podeszłam i odwiesiwszy łuk, obrócił się w moją stronę. Pokręciłam głową i wzruszyłam ramionami, sama nie wiedząc jak do końca zakończyła się moja rozmowa z Saviem.
- Co powiesz na mały pojedynek wręcz? Za dużo wszystkiego. - Powiedziałam, czym wywołałam śmiech chłopaka, ale zgodził się bez wahania.
Ustawiliśmy się na przeciwko siebie, czekając, aż to drugie zacznie atak. W końcu Zelten westchnął, zirytowany czekaniem, po czym zamachnął się, ale wykonałam sprawny unik, przez co uśmiechnął się półgębkiem. Wykorzystałam jego roztargnienie, ale tylko mi się wydawało, że tak było, wyprowadzając cios w brzuch, a ten bez problemu sparował atak. Kiedy chciałam po raz kolejny go zaatakować, Zelten unieruchomił mnie i spojrzał na mnie rozbawiony.
- I co teraz? - Zapytał z uśmiechem, łapiąc mnie za podbródek i chcąc pocałować. Uśmiechnęłam się niewinnie, bo dzięki temu ruchowi z łatwością zdołałam się wyrwać, czym wywołałam oszołomienie pomieszane z lekkim rozbawieniem u chłopaka i kiedy chciałam to wykorzystać do powalenia go, on podciął mnie, ale złapał, zanim zdążyłam upaść.
- Jak mogłaś? Tak się nie robi. - Powiedział pomagając mi stanąć o własnych siłach, a ja roześmiałam się przez jego słowa, po czym pocałowałam go, a kiedy się odsunęłam, na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Teraz lepiej. - Odparł, po czym odgarnął mi kosmyk włosów za ucho.
Nie wiedzieć czemu, przed oczami znowu pojawił mi się obraz demonów, przez co wzdrygnęłam się, a on zmarszczył brwi.
- Co jest? - Spytał, a ja pokręciłam głową.
- Demony, cały czas pojawiają się w moich myślach. - Odpowiedziałam cicho. - Oni zapewne wiedzą o nas wszystko, a my? Tak na prawdę to nic. Powinniśmy się czegoś o nich dowiedzieć, ale nie wiem gdzie moglibyśmy szukać. Kiedyś przejrzałam archiwa magów, ale nie było o nich ani słowa. A nawet jeśli były, a ja ich po prostu nie zauważyłam, nie znajdziemy ich, bo spłonęły. - Powiedziałam, a Zelten wyglądał, jakbym nie pomyślała o najprostszej rzeczy, która była kluczem.
- Moi rodzice wiedzieli o strażnikach, którymi najpewniej są demony, tak? - Zapytał, a ja skinęłam głową.
- Myślisz, że mogą być w waszych archiwach? - Spytałam, a on wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, ale zawsze można sprawdzić. A teraz, kiedy mamy sojusz z ludźmi, nie będzie z tym większego problemu. - Zauważył.
- Jeśli trzeba, nawet teraz mogę skontaktować się z Williamem. - Zaproponowałam, a on skinął głową. Ściągnęłam brwi i zamknęłam oczy, koncentrując się na tym, aby odnaleźć umysł wspomnianego mężczyzny.
Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o strażnikach-demonach, o których wspominali byli władcy. Czy mógłbyś dostarczyć nam zapiski, księgi lub cokolwiek innego co znajdziesz na ich temat? Bylibyśmy wdzięczni, przekazałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi, więc otworzyłam oczy.
- Powiedziałam mu i wiem, że mnie usłyszał, ale nic nie powiedział. - Wyjaśniłam, a Zelten uśmiechnął się z przekąsem.
- Raczej nie jest przyzwyczajony do tego, że nagle mag zaczyna do niego mówić poprzez myśli. Z, tak na prawdę, odległości połowy kraju. - Przyznał, a ja nie mogłam mu nie przyznać racji.
- Cóż, od teraz mają z nami sojusz, więc takich sytuacji może być więcej. - Zauważyłam z rozbawieniem, a Zelten pokiwał głową. - Powoli muszą zacząć się przyzwyczajać.
- Chyba, że Ivan zacznie myśleć tak jako moi rodzice. - Powiedział, a ja pokręciłam stanowczo głową.
- William i wszyscy inni udzie nie dopuszczą do tego. Zapewne sami wolą mieć w nas silnych sprzymierzeńców, nić potężnych wrogów. - Zapewniłam, chcąc wierzyć w moje słowa, co do których nie byłam jendak do końca przekonana.
Bo jak zwykły lud może przekonać króla? Mimo wszystko nie chciałam tracić nadziei w Ivana i ludzi z miasta. Od teraz mieliśmy żyć w pokoju i harmonii, tak? Ale gdyby tak było, strażnicy-demony nie odezwaliby się tak drastycznie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro