Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Kiedy opowiedzieliśmy Williamowi, bo tak nazywał się mężczyzna, który zeszłego dnia przybył do naszego obozu, historię magów, z początku nie potrafił w to uwierzyć. Jednak kiedy przesiedział wraz z nami pół dnia i zaczął nas poznawać, wreszcie przyznał, że to jednak może być prawda. Wtedy wyjawiliśmy mu nasz plan wobec monarchii, którą chcieliśmy obalić. Wyznaliśmy, że sami nie jesteśmy pewni w jaki sposób chcemy tego dokonać. Na nasze szczęście William postanowił wytłumaczyć nam, że nie wystarczy poparcie ludu. Nawet jeśli inni by mu uwierzyli, w co był święcie przekonany, to nic tym nie wskóramy. Władcy są zacięci i za nic dobrowolnie nie oddadzą korony. Nawet, jeżeli zbuntuje się lud. Powiedział, że jedyny sposób to wojna, ale wtedy zginęliby cywile - jak słusznie zauważył. Po długiej rozmowie, w której uczestniczyli wszyscy magowie i on, doszliśmy do wniosku, że musimy zaatakować koronę bezpośrednio. Nikt nie mówił tu o morderstwie, a jedynie zmuszeniu ich do wysłuchania nas. Poparcie ludu mogło okazać się o tyle pomocne, że mogliby w niedostrzegalny dla nikogo sposób wprowadzić nas do zamku, a stamtąd po cichu dostalibyśmy się do władców. 

William sam się zaoferował, że zajmie się tym, abyśmy bezpiecznie przedostali się do zamku. Jak stwierdził, radość jego córki była zbyt wielka, aby mógł to po prostu puścić w niepamięć i powiedział, że w ten sposób spróbuje spłacić swój dług. 

Dzisiaj siedziałam przy śniadaniu sama - ponieważ Lanore ubłagała Savia, aby ten pokazał jej kilka chwytów, a mag wolał zrobić to, dopóki jeszcze nikogo nie było w sali treningowej - kiedy dosiadł się do mnie Zelten. Spojrzałam na niego zdziwiona, a ten uśmiechał się lekko. Oparł rękę o oparcie mojego krzesła i kiedy już chciałam zapytać co jest powodem jego dziwnego zachowania, zaczął mówić.

- Przed chwilą dostałem wiadomość od Williama. - Powiedział, a ja domyśliłam się już, dlaczego był w tak dobrym humorze. - Powiedział, że wszyscy ludzie z miasta uwierzyli w naszą historię. - Urwał, a ja usłyszałam w tym niewypowiedziane "ale".

- Jaki jest haczyk? - Zapytałam, a Zelten dopiero teraz na mnie spojrzał i wzruszył ramionami.

- Szczerze? W cale nie taki duży. - Odparł, ponownie odwracając wzrok, co trochę mnie zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać. Sam fakt, że sam się do mnie przysiadł i ze mną rozmawiał był już czymś niewyobrażalnym. - Powiedzieli, że popierają naszą inicjatywę. Jeżeli jednak coś pójdzie nie tak, a monarchia dowie się, że oni wiedzieli o naszym planie, wszystkiego się wyprą. W sumie nie oczekiwałbym niczego innego. - Dodał, a ja pokiwałam głową.

- Czyli zdobyliśmy ich przychylność, a właśnie o to nam chodziło. Jednak... Dalej nie ustaliliśmy co zrobimy, kiedy już się z nimi spotkamy. Bo, rozumiem, że ludzie nam pomogą? - Pokiwał głową, a jego spojrzenie znowu na mnie natrafiło.

- Sam się nad tym zastanawiałem, Shilello. Powiedzmy im to, co wczoraj Williamowi. Może nie aż tak dokładnie, bo zeszło na to pół dnia, ale tyle ile powinni wiedzieć, aby nas zrozumieć. - Odparł, ale ja nadal nie potrafiłam się co do tego do końca przekonać.

- A co zrobimy, jeśli nam nie uwierzą? A wysłuchają wszystkiego? Tak po prostu się wycofamy? To byłoby niemożliwe. Ich straże złapaliby nas, zanim opuścilibyśmy komnatę. - Powiedziałam spuszczając wzrok. Zelten pochylił się lekko w moją stronę, więc spojrzałam na niego i zauważyłam, że uniósł kącik ust.

- Uwierzą. - Odparł z przekonaniem, którego nie byłam w stanie zachwiać, więc tylko uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Po chwili chłopak wyprostował się, a na jego twarzy ponownie pojawiła się nieprzenikniona maska, która od kilku dni nie schodziła ani na moment. Z tym małym wyjątkiem. - William powiedział również, że możemy przyjść, kiedy tylko będziemy gotowi. Napisał mi którędy powinniśmy wejść do zamku tak, aby wprowadzili nas jego ludzie, a żaden z gwardzistów nawet nas nie zauważy. - Pokiwałam głową, przetrawiając jego słowa.

- Tak więc trzeba poinformować resztę. 

- Przy obiedzie możemy przedstawić sytuację Radzie. Później wspólnie zadecydujemy co robić. - Zmarszczyłam brwi.

- Nie łatwiej zwołać spotkanie? - Ponownie się uśmiechnął, a ja zaczęłam mieć nadzieję, że może uda mi się w końcu przebić przez jego mur i ponownie odbudujemy przyjaźń i będzie tak, jak jeszcze przed tym, kiedy dowiedzieliśmy się o kimś takim, jak magowie.

- Ale po co? Zasialibyśmy tym tylko zamęt wśród reszty magów, a to sprawa, która nie jest na tyle ani poufała, żeby nikt spoza Rady nie mógł jej usłyszeć, ani na tyle pilna, aby rozmawiać o tym natychmiast. - Wyjaśnił wstając. - Tak więc: do zobaczenia później, Shilello. - Rzekł odchodząc.

-Pa, Zeltenie. - Powiedziałam cicho, ale on tego nie usłyszał, ponieważ już był przy drzwiach wyjściowych. 

~*~

- Jak jej idzie? - Zapytałam, kiedy dostrzegłam Savia, który pokazywał mojej siostrze jak poprawnie sparować atak.

- Idzie jej bardzo dobrze. - Odpowiedział z uśmiechem, a kiedy spojrzałam na Lanore, zauważyłam, że jest z siebie bardzo dumna. 

- Chcesz to zobaczyć, Shil? - Zapytała prawie piszcząc, przez co uśmiechnęłam się szeroko i skinęłam głową.

-Jasne, Lany. Pokazuj! - Zachęciłam.

Savio udał, że zamachnął się na Lanore, która wykonała  skręt, trzymając przed sobą zgięte ręce. Kiedy Savio cofnął dłoń, moja siostra uderzyła go prawą pięścią, oddając. Zaczęłam bić jej brawo, będąc z niej na prawdę dumną.

- Brawo, siostrzyczko! Już niedługo będziesz nas wszystkich powalać na maty. - Odparłam z uśmiechem, a ona zarumieniła się i spuściła głowę.

- I co? William się odzywał? - Zapytał brunet, a ja uśmiechnęłam się tajemniczo.

- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - Odparłam, przez co oboje parsknęliśmy śmiechem. - A tak na poważnie: dzisiaj wszystko się wyjaśni. - Zapewniłam, a on pokiwał głową.

- Co powiesz na mały trening? - Spytał, ale zamiast mnie odpowiedziała Lanore.

- Tak! - Krzyknęła, popychając mnie lekko do przodu, zadziwiając mnie tym gestem. - Jeszcze nie widziałam Shil w akcji. - Wyjaśniła.

- Co ci idzie gorzej, Shil? Walka wręcz czy taniec? - Zapytał rozbawiony, a ja jednym ruchem przerzuciłam go sobie przez plecy, rzucając nim o ziemię.

- Zdecydowanie taniec. - Odparłam również rozbawiona i nie zauważyłam kiedy mnie podciął, przez co oboje teraz leżeliśmy na ziemi, a Lany zaśmiewała się w głos. - Dzięki. - Mruknęłam do Savia, który podniósł się jako pierwszy i pomógł mi przy tym samym.

- No, nie powiem. Widzę postęp. - Powiedział, a ja ukłoniłam się satyrycznie. 

- Pochwała od ciebie? Chyba czuję się zaszczycona. - Powiedziałam mrużąc figlarnie oczy, ale nie straciłam czujności, dzięki czemu bezproblemowo sparowałam jego kopnięcie, uderzając go natychmiast po tym w brzuch, przez co cofnął się o krok.

- Nieźle, Shil. Ale nie dam ci się pokonać po raz kolejny. - Powiedział zbolałym głosem, w którym pobrzmiewało rozbawienie.

- No wiesz co? Dziewczynie nie dać wygrać? - Zapytałam ustawiając się do kolejnego sparowania, ale okazało się, że była to zmyłka i w rzeczywistości podciął mnie, zakładając równocześnie dźwignię, dzięki czemu wylądowałam na macie z boleśnie wykręconą ręką, przez co syknęłam z bólu, a on natychmiast mnie puścił, pomagając się podnieść.

- Ale jesteś magiem, więc nie ma taryfy ulgowej. - Odparł, a ja prychnęłam i przewróciłam oczami.

- Kiedyś ci dorównam, zobaczysz! - Powiedziała szczęśliwa Lanore, a ja objęłam ją ramieniem.

- Wiem, Lany. Ale powiem ci coś: będziesz lepsza. - Uśmiechnęła się szeroko, czego nie mogłam nie odwzajemnić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro