Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Kiedy się obudziłam, ze zdziwieniem zauważyłam, że Lanore spała ze mną. Niestety zorientowałam się o tym zbyt późno i zbudziłam ją, kiedy się przeciągałam.

- Co tu robisz, Lany? - Zapytałam siostrę, kiedy odwróciła się w moją stronę.

- Miałam zły sen. - Powiedziała cicho, więc ją przytuliłam.

- A wiesz co jest najlepsze na koszmary? Kubek gorącego kakao! Co ty na to? - Zaproponowałam z uśmiechem, a pięciolatka po chwili już była gotowa i biegła do łazienki. 

Pokręciłam z uśmiechem głową, po czym również się ubrałam i szybko wykonałam poranną toaletę. Kiedy wróciłam do pokoju, Lanore siedziała na łóżku, niecierpliwie bębniąc palcami o kolano, przez co parsknęłam śmiechem.

- To co z kakao? - Spytała.

- Idziemy, idziemy. - Odparłam z uśmiechem, po czym wzięłam ją na ręce i zeszłam do jadalni, w której już większość magów jadła śniadanie. 

Kiedy byłyśmy w drodze, przypomniałam sobie o głazach, które zobaczyłam poprzedniego dnia i zanotowałam w myślach, żeby po śniadaniu się tam udać.

Dziesięć minut później dosiedli się do nas Savio i Zelten, akurat kiedy już kończyłam śniadanie. Odwróciłam się do Powietrza i uśmiechnęłam niewinnie. 

- Nie chciałbyś może zająć czymś przez chwilę Lanore? Muszę sprawdzić... pewną rzecz, którą wczoraj znalazłam w lesie. - Poprosiłam, po czym chciałam wstać, ale on złapał mnie za ramię, przez co spojrzałam na niego zdziwiona.

- Nie możesz przed nim uciekać. - Powiedział tak cicho, że tylko ja go usłyszałam. Przewróciłam oczami, słysząc jego słowa.

- W porządku, ale wcale tego nie robię. Na prawdę jest sprawa, której muszę się przyjrzeć. - Odparłam, lecz on dalej nie chciał mnie puścić.

- Jakoś nie mogę w to uwierzyć. - Mruknął, a ja prychnęłam.

- To już nie moja wina, Savio. Jeśli nie chcesz mi uwierzyć, nic na to nie poradzę. - Odparłam, po czym w końcu wyrwałam rękę z jego uścisku. - To zajmiesz ją czymś, czy mam poprosić... Dalię. - Dokończyłam, kiedy dziewczyna dosiadła się do stolika. Spojrzała na mnie pytająco, ale tylko machnęłam ręką. Savio zacisnął pięści, wyraźnie mną zirytowany.

- Dobra, leć już. - Powiedział, więc wstałam i po krótkim pożegnaniu ze wszystkimi, wybiegłam z sali. 

Kluczyłam między drzewami, próbując odtworzyć w myślach moją wczorajszą drogę, co nie było najłatwiejsze, bo wtedy nawet nie zastanawiałam się gdzie biegnę. Dotarcie na miejsce zajęło mi dwa razy więcej czasu niż wczoraj, ale mimo to, czułam się dumna z tego powodu, że tu trafiłam. 

Podeszłam do głazu, obok którego stałam najbliżej i przyłożyłam do niego rękę, zamykając oczy. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy poczułam jak skała dodaje mi magicznej energii i zaczęłam się zastanawiać, jak mogłam obawiać się tego miejsca. To było coś niesamowitego, a nie niebezpiecznego, pomyślałam.

- Dlaczego stoisz w pentagramie? - Usłyszałam przed sobą głos, tak niespodziewanie, że podskoczyłam i spojrzałam zdziwiona na Zeltena. Spodziewałabym się zobaczyć tu Savia, nie jego, ale najwidoczniej byłam w błędzie. Zmarszczyłam brwi, kiedy dotarł do mnie sens jego pytania.

- Jak to: w pentagramie? To tylko głazy. - Powiedziałam zbita z tropu, a on wydawał się nie mniej zmieszany ode mnie.

- Nie widzisz tych linii? - Spytał zdziwiony, a ja pokręciłam głowami.

- Ale... Mogę zobaczyć. Jako Księżyc potrafię zobaczyć to, co widzą inni. Mogę? - Zapytałam wyciągając rękę, a kiedy on skinął głową, dotknęłam jego ramienia i natychmiast zobaczyłam to, co on.

Głazy połączone były ognistymi liniami, które unosiły się pół metra nad ziemią, tworząc okrąg i pięcioramienną gwiazdą w niego wpisaną. 

Cofnęłam rękę, zastanawiając się dlaczego coś diabelskiego pomaga magom... A przynajmniej na razie pomagało.

- Dlaczego tego nie widzisz? - Zapytał, przekrzywiając głowę, a ja wzruszyłam ramionami, odwracając się od niego, twarzą to pentagramu.

- Najprawdopodobniej tylko Śmierć może to zobaczyć. - Skwitowałam, ponownie dotykając głazu, aby podładować energię, którą zmarnowałam na wniknięcie do jego umysłu. - Poza tym, nie wiem, czy to zwykły pentagram. Jeśli by nim był, to raczej nie pomagałby magom w regenerowaniu energii. - Powiedziałam, zerkając na niego przez ramię. Zauważyłam, że uśmiechał się półgębkiem, obserwując mnie. - A tak właściwie... Co tu robisz, Zeltenie? - Zapytałam, odwracając się do niego.

- Z tego co już się dowiedziałem, zrozumiałem, że będziemy musieli nauczyć się współpracować, prawda? - Spytał, a ja skinęłam głową. - Więc chciałem cię poznać. Dzięki temu współpraca mogłaby być łatwiejsza. - Wyjaśnił, ale nadal nie odpowiedział na moje pytanie.

- Ale skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - Uściśliłam, a on wzruszył ramionami.

- Szczerze? Może dziwnie to zabrzmi, ale... widziałem to. - Powiedział, wodząc ręką dookoła, a ja wtedy przypomniałam sobie o pewnej sprawie.

- No tak, zapomniałam, że po uwolnieniu magii u obu przeciwności, jedna z osób może widzieć to, co ta druga. Sama nie wiem od czego dokładnie to zależy. -Stwierdziłam, siadając przy głazie i opierając się o niego plecami. Po chwili obok mnie usiadł także Zelten.

- Dużo przede mną nauki, zanim to wszystko zrozumiem, prawda? - Zapytał, a ja nie odpowiedziałam.

- Jeśli się postarasz, będziesz biegły w większości rzeczy po trzech miesiącach. - Odparłam. - Masz o tyle łatwiej, że jesteś wyszkolony w boju. Dzięki temu będziesz mógł poświęcać mniej czasu na treningi, a więcej na naukę, więc... W sumie? Możesz wszystko zrozumieć bardzo szybko. - Odparłam, ale ani przez chwilę na niego nie patrzyłam.

- To dosyć pocieszające. - Stwierdził i mogłam przysiąc, że się uśmiechał. Poczułam ukłucie w sercu, bo na tę krótką chwilę zapomniałam, że już nie jest jak kiedyś; że Zelten mnie nie pamięta.

- Możliwe. - Odparłam, podciągając kolana pod brodę i otaczając je ramionami. Głaz wytwarzał przyjemne ciepło, dzięki któremu byłam trochę bardziej rozluźniona.

- Byłaś tu od dziecka? - Zapytał, a ja uśmiechnęłam się smutno i pokręciłam głową.

- Nie, zabrali mnie tutaj w wieku piętnastu lat. - Odpowiedziałam, a on pokiwał głową. - Savio wie, że przyszedłeś tu za mną? - Zapytałam, ciekawa odpowiedzi. 

- Nie i mam nadzieję, że się nie dowie. - Odparł, a w jego głosie usłyszałam śmiech. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.

- Dlaczego? - Spytałam, nie rozumiejąc jego reakcji.

- Jest wobec ciebie... strasznie zaborczy. - Odparł, a ja ponownie spojrzałam na trawę, na której powinnam widzieć pentagram.

- Tak, po tylu latach przyjaźni ani trochę się nie zmienił. - Wyznałam.

- Przyjaźni? Mógłbym przysiąc, że jesteście parą. - Parsknęłam śmiechem, słysząc te słowa. Może było to niegrzeczne, ale nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.

- Nie, to mój przyjaciel. W sumie to zaprzyjaźniliśmy się zaraz po tym, kiedy tylko tu przybyłam. - Powiedziałam.

Jeszcze przez jakiś czas siedzieliśmy w tamtym miejscu rozmawiając o błahych sprawach, a ja czułam się na prawdę dobrze, bo mogłam mieć chociaż złudne wrażenie, że odzyskałam mojego przyjaciela z dzieciństwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro