Rozdział 15
- Wszyscy musicie przyznać, że plan Meeny był niesamowity! - Powiedziałam, kiedy wróciliśmy do sali głównej. Czekaliśmy tylko na Savia, Maximusa i Zeltena, którzy jeszcze nie dotarli.
- Oni mieli wykonać polecenie? Ich zadanie specjalne? - Zapytał Shadow, a ja skinęłam głową. - Wiesz na czym ono polegało? - Zmarszczyłam brwi.
- Nie, ale jestem pewna, że cokolwiek to nie było, Meena wiedziała co robi. W końcu plan wyszedł perfekcyjnie. - Zauważyłam, a Ogień nie mógł się nie zgodzić. Jakby na potwierdzenie moich słów, do sali weszli wspomniani wcześniej magowie.
Zelten stał między Saviem i Maximusem, więc niepewnie podeszłam do niego, uśmiechając się słabo.
- Wiem, że musisz mieć mi to za złe, ale to było jedyne wyjście. - Powiedziałam, a Max zacisnął usta.
- Shil. - Spojrzałam na Savia, który przemówił. - On... - Zaczął, ale przerwał mu Zelten.
- Przepraszam, ale o czym ty mówisz i kim właściwie jesteś? - Zapytał zmieszany, a ja miałam nadzieję, że się przesłyszałam.
- Co? - Zapytałam czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej. - O czym ty mówisz, Zeltenie? - Zmrużył oczy, patrząc na mnie.
- Skąd znasz moje imię? - Spytał podejrzliwie.
- Shilello, zaprowadzę go do gabinetu i wszystko mu wyjaśnię. - Zaproponował Maximus, więc tylko skinęłam głową, patrząc na Savia wyczekująco.
- Pójdę z tobą. - Jak przez mgłę usłyszałam głos Shantal i dźwięk oddalających się kroków.
Lanore podeszła do mnie i przytuliła się do mojej nogi, ale nawet na nią nie spojrzałam. Dopiero po odgłosie zamykanych drzwi, odważyłam się zacząć temat.
- Co to znaczy, Savio? - Zapytałam bez ogródek, obawiając się odpowiedzi. - Jakie zadanie dostaliście od Meeny? - Dopytywałam, a on zmierzwił ręką włosy, zdenerwowany i unikał mojego spojrzenia.
- Meena stwierdziła, że musimy wstrzyknąć mu eliksir niepamięci, żeby nie myślał nawet o powrocie do zamku. Mieliśmy mu przekazać prawdę o magach, o powodzie, dla którego go tutaj sprowadziliśmy i dopiero wtedy powiedzieć, kim był.
- Czy to da się jakoś cofnąć? - Zapytałam, a on wzruszył ramionami.
- Jeśli tak, to Meena nie zdradziła nam, w jaki sposób mielibyśmy tego dokonać. Najwidoczniej uznała to za mało istotne i była pewna, że do czasu aż będzie musiała zdjąć urok, ona nadal tu będzie. Szczerze? Każdy tak myślał. - Powiedział, a ja zacisnęłam pięści i ukucnęłam przy siostrze.
- Zostań tutaj. Ja muszę na chwilkę wyjść. - Powiedziałam do Lany, po czym wybiegłam z budynku, prosto w między drzewa.
Sama nie wiedziałam dokąd właściwie biegnę. Miałam tylko nadzieję, że przez słabą ostrość widzenia, która była skutkiem łez, nie zgubię się i odnajdę drogę powrotną.
Kiedy już nie miałam siły biec dalej, zatrzymałam się i oparłam o drzewo, pozwalając łzom spływać po moich policzkach.
Zelten... Nareszcie był tu mój przyjaciel! Ale co z tego, skoro Maximus lub Savio podali mu środek wywołujący silną niepamięć? A, co najgorsze, nie mieli nawet pojęcia jak temu zaradzić? Zsunęłam się po pniu na ziemię, opierając czoło na kolanach, które objęłam ramionami i zaczęłam szlochać. Po dzisiejszych wydarzeniach jedyne na co miałam ochotę, to rzucenie się Zeltenowi na szyję i błaganie o wybaczenie, za to całe porwanie. Teraz nie mogłam tego zrobić, bo mnie nie pamiętał. Nawet jeśli ktoś by mu wytłumaczył kim jestem i że się przyjaźniliśmy, to nie miałoby to żadnego znaczenia. Dla niego byłam obcą osobą.
O ironio! Dlaczego to musiało się zdarzyć po tym, kiedy dzisiaj usłyszałam, że mnie kocha?, pomyślałam z goryczą. Nie mogłam mu teraz na to odpowiedzieć i zanosiło się na to, że w najbliższej przyszłości tego nie usłyszę. Może kiedyś, kiedy znowu mnie pozna, ale to i tak nie było pewne. Było tu tyle wspaniałych dziewczyn, że istniała marna szansa, że znowu zwróci na mnie uwagę. Zwłaszcza, jeśli cały czas będzie przy mnie Savio, który prawdopodobnie nie będzie chciał odpuścić.
Westchnęłam ciężko czując, że moja głowa zaraz eksploduje od tych wszystkich myśli. Dobrze, Shilello. Po kolei. Pomyśl, co będziesz musiała zrobić po powrocie do magów, który powinien zaraz nastąpić.
Zastanawiałam się jak mam zacząć przekazanie władzy nad magami Zeltenowi, układając w myślach krótką formułkę, którą najpewniej i tak zapomnę i będę musiała wymyślać coś na bieżąco. Skrzywiłam się na myśl o tym, że na treningach zwykle trenuje się ze swoimi przeciwnościami i poczułam w ustach smak goryczy. Dlaczego to on musi być Słońcem?! Później pomyślałam o misjach i znowu doszłam do wniosku, że będziemy musieli je ze sobą dzielić. Zwłaszcza, że to on jest przywódcą i będzie kierował się zasadami. W tych sytuacjach tylko ja będę poszkodowaną, bo on będzie po prostu uznawał mnie za nieznajomą.
Zacisnęłam oczy, mając tego dość. Musiałam wrócić i dopełnić formalności, w postaci przekazania władzy prawdziwemu przywódcy. Co będzie, to będzie, pomyślałam, po czym z trudem wstałam, zbierając siły mentalne, aby stawić czoło temu, co czekało mnie w osadzie.
Wracałam spokojnym tempem, aby dać myślom trochę więcej czasu na uspokojenie. Wiedziałam, że i tak poproszę Angara, aby użył swojej mocy i mnie uspokoił.
Zatrzymałam się po drodze, kiedy ujrzałam przed sobą głaz, który mógł mieć prawie 3 metry wysokości. Obeszłam go dookoła i ze zdumieniem stwierdziłam, że jest ich w sumie pięć i są ułożone w okrąg. Zadrżałam, kiedy zorientowałam się, że gdyby je połączyć, stanowiłyby idealny pentagram.
Daj spokój, Shilella. To, że jesteś magiem, nie oznacza, że nawet w czymś tak naturalnym jak głazy, musisz dostrzegać coś magicznego.
Jakby chcąc zaprzeczyć moim racjonalnym wytłumaczeniom, z głazu, przed którym stałam, wytrysnęły iskry. Z krzykiem odskoczyłam do tyłu, a moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Zaczęłam wycofywać się powoli, nie tracąc z oczu kamieni, ale nic więcej się z nimi dziwnego nie wydarzyło, więc puściłam się pędem w kierunku osady. A przynajmniej miałam nadzieję, że to była ta strona.
Na moje szczęście, nie straciłam orientacji w terenie i już po kilku minutach sprintu, stałam przed drzwiami prowadzącymi do głównej sali. Wzięłam głęboki oddech, po czym weszłam do sali i uśmiechnęłam się mimowolnie na widok, który zastałam.
Wszyscy magowie siedzieli na ziemi i rozmawiali o różnych sprawach, co jakiś czas parskając śmiechem. Zauważyłam, że był tu też Zelten i on również wyglądał na rozbawionego. Odnalazłam wzrokiem Angara, po czym podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Czy mógłbyś...? - Zaczęłam, ale nie musiałam kończyć, bo już poczułam ogarniający mnie spokój i uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. - Dziękuję. - On uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Nie ma za co. - Odparł.
- Moi drodzy! - Zakrzyknęłam, a magowie zwrócili spojrzenia w moją stronę. - Słońce? - Zapytałam, a Zelten spojrzał na mnie. Już wiedział, pomyślałam. - Mógłbyś do mnie podejść? - Poprosiłam. Chłopak skinął głową i już po chwili stał obok mnie. - Jako nasz prawowity przywódca. - Zaczęłam patrząc na pozostałych magów i czując na sobie spojrzenie byłego przyjaciela. - Powinien otrzymać należny mu tytuł. Czy utworzycie krąg po raz kolejny? - Poprosiłam, a wszyscy podnieśli się jak na komendę, otaczając nas.
- Dotrzymasz obietnicy, prawda? - Zapytał Nestor, a ja skinęłam głową. Kątem oka zauważyłam, że Lanore siada nieopodal kręgu i przygląda się nam z przekrzywioną głową.
- Tak więc jako Księżyc, który sprawował dotychczas nad wami władzę, oddaję ją prawowitemu przywódcy. - Powiedziałam, obracając się dookoła, aby moje spojrzenie dosięgnęło każdego maga. Każdy był pewny tej decyzji; nawet u jednej osoby nie dostrzegłam chociażby cienia zawahania. - Ale wypełnię również waszą prośbę, której spełnienie obiecałam i będę mu pomagać, dopóki wszystkiego nie pojmie. - Po tych słowach nastąpiła niczym nie zmącona cisza. - Czy ktoś jest przeciwny, żeby przywódcą zostało Słońce? - Zapytałam patrząc po magach. Najpierw uklękli ci, którzy nie należeli do Rady. - Rado? -Oni również uklękli, a kiedy to zrobili, spojrzałam na Zeltena i uśmiechnęłam się lekko. - I Księżyc. - Powiedziałam, po czym i ja oddałam mu pokłon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro