Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Ojciec Aydena bardzo poważnie podszedł do swojego zadania, bo zaopatrzenie, które nam załatwił, pozwoliłoby na wyżywienie nas przez najbliższy miesiąc, a dostawy miały być regularne, co tydzień. Jeśli chodzi o broń, załatwił nam wszystko to, co mieliśmy, dzięki czemu nasze przygotowania mogły iść pełną parą.

Cały wczorajszy dzień spędziłam na roznoszeniu i rozkładaniu pudeł, prosząc innych, aby nie zawracali sobie głów pomocą, a jedynie skupili się na treningach. Specjalnie wstałam wcześniej, aby najpierw uporządkować salę treningową, na którą i tak poświęciłam kilka godzin. Uwinęłam się z tym tak szybko, ponieważ magowie, którzy już zjedli śniadanie, nie mieli nic lepszego do roboty, bo i tak chcieli potrenować, ale nie mieli jeszcze na czym.

Ale dzisiaj od rana ćwiczyłam z Maximusem. Jak sam wyznał, wczoraj wyćwiczył się po wsze czasy i może dzisiejszy dzień spędzić na trenowaniu mnie. Po tym jak powiedziałam wszystkim, że wykonamy plan dokładnie taki, jaki przekazała nam Meena, on wyjawił mi, że wraz z Saviem ma mnie ochraniać, więc trening aż tak nie był mu potrzebny. Podobno Meena poprosiła ich, a by to oni przetransportowali Zeltena do naszego obozu. Zgodziliśmy się więc, żebym to ja wróciła do magów i obwieściła im odwrót.

- Shilella, skoncentruj się wreszcie. Od rana nie uważasz. - Warknął zrezygnowany Maximus, a ja wcale się mu nie dziwiłam.

- Przepraszam, ale zbytnio przejmuję się jutrzejszym dniem. - Wyznałam, pocierając rozbolały bark.

- Wiem i doskonale to rozumiem. Ale jeśli teraz jesteś tak roztargniona, to jutro będzie jeszcze gorzej. Musisz nauczyć się panować nad koncentracją. - Powiedział, a ja podniosłam się z maty, biorąc głęboki oddech. 

- Dobrze, masz rację, Max. Spróbujmy jeszcze raz. - Poprosiłam. 

Tym razem, kiedy przypuścił na mnie atak, łatwo go odparłam, sama oddając mu z nawiązką. Kiedy chciał zaatakować mnie w brzuch, złapałam jego rękę, zakładając dźwignię, po czym bez większego problemu powaliłam go na ziemię, dociskając kolanem jego plecy. Nie musiałam patrzeć na jego twarz, żeby wiedzieć, że się uśmiechał.

- Tak, wiem. Pokazałam pazurki. - Powiedziałam ze śmiechem, a on pokiwał głową wstając, kiedy go puściłam.

- Dokładnie! I jutro też musisz je pokazać, Shilello. Zelten musi wiedzieć, że wiesz, po której stronie walczysz. - Powiedział, rozmasowując rękę.

- Tak, zdaję sobie z tego sprawę. - Powiedziałam sięgając po butelkę wody, z której pociągnęłam kilka łyków.

- Z Lanore wszystko w porządku? - Zapytał, a ja pokiwałam głową. Zadziwiająco dobrze to zniosła, ale domyśliłam się, że miała już nie jedną rozmowę z rodzicami na temat śmierci. - A co ona teraz robi? Wszyscy trenują... Nie jest jej nudno? - Spytał, kiedy przecierałam twarz ręcznikiem, po czym ponownie stanęłam przed nim.

- Nie, ostatnio odkryła w sobie duszę artystki. Jeszcze przed... atakiem zaczęła rysować. Od wczoraj w ogóle nie odchodzi od kartek. - Wytłumaczyłam, sparowując atak Maximusa. 

- Ou, widzę, że ktoś nareszcie zaczął uważać. - Powiedział z uśmiechem, a ja przewróciłam oczami.

- Widzisz? Jednak nie jestem aż taka zła w te klocki. - Odparłam, wyprowadzając cios, który, oczywiście, zablokował. - To nie fair, że wygrywam walkę 1:100. - Mruknęłam, kiedy ponownie wylądowałam na macie, wywołując śmiech u blondyna.

- Spokojnie, Shil. Jestem mistrzem w te klocki, ale...

- I to bardzo skromnym mistrzem. - Mruknęłam.

- ...Ale z każdym innym powinnaś sobie poradzić wzorcowo. - Powiedział ignorując moją wcześniejszą uwagę.

- Tak, dziękuję. Ale... Czyżbym właśnie została pochwalona?! Chyba muszę to zapisać w kalendarzu. - Powiedziałam z  kpiącym uśmieszkiem, a on wyszczerzył się.

- Tak, prawda. Lepiej się do tego nie przyzwyczajaj. Możesz to zapisać jako wydarzenie historyczne. - Spojrzałam na niego oniemiała, po czym parsknęłam śmiechem.

~*~

- Hej, Lany. - Powiedziałam wchodząc do pokoju. Moja siostra, jak wcześniej, siedziała przy biurku i zawzięcie rysowała krajobraz zza okna. Co prawda nie był zbyt realistyczny, ale czego można wymagać po pięciolatce? Jak na jej wiek, było to arcydzieło! - Ślicznie. - Pochwaliłam siostrę i potarmosiłam ją po włosach.

- Shil? - Zapytała, więc odwróciłam się w jej stronę, wcześniej wrzucając rzeczy do szafy.

- Tak? - Spytałam, siadając na łóżku, uśmiechając się do niej.

- Co będzie ze mną jutro? - Zadała pytanie, nad którym kompletnie się nie zastanawiałam, a delikatny uśmiech zszedł mi z twarzy. 

Kiedy Starsza Rada jeszcze żyła wiedziałam, że ktoś z nią zostanie, ale teraz... Potrzebowaliśmy każdego. Nie mogłam zostawić któregoś z magów w obozie. Jutro każda zdolność będzie się liczyła. Wtedy pomyślałam o Nestorze. Miał dopiero 13 lat i zapewne był bardzo przerażony wizją jutrzejszej walki. On władał nad pogodą, więc mógł pomagać z daleka; nie będąc bezpośrednio na polu bitwy. Wtedy pomyślałam o zdolności Bellatrix, która była mistrzynią w iluzjach. Mogłaby ich jakoś ukryć, a ja byłabym o nią spokojniejsza. Nestor był odpowiedzialnym chłopcem, więc nie obawiałam się zostawić Lanore pod jego pieczą. W sumie był to bardzo dobry pomysł, którego pogratulowałam sobie w myślach.

- Nestor będzie się tobą opiekował. - Powiedziałam po chwili.

- Shil, możesz mi coś obiecać? - Zapytała, stając przede mną. Uśmiechnęłam się do niej ciepło.

- Co tylko zechcesz, Lany. - Odparłam, a ona spuściła głowę.

- Nie zostawiaj mnie, dobrze? Nie chcę stracić was wszystkich. - Wyznała cicho, a ja poczułam jak ściska mi się serce.

Jak mogłam jej to obiecać? Miałam nadzieję, że wrócę w jednym kawałku, ale nie mogłam przewidzieć żadnego ruchu armii. Jeśli Zelten, z niewiadomych przyczyn, nie pójdzie do boju, kiedy zwykle stał w pierwszej linii, to będą mogli roztrzaskać nas na strzępy.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby do ciebie wrócić, siostrzyczko. Obiecuję. - Przyrzekłam cicho, wierząc, że tak będzie na prawdę. Nie mogłam zostawić jej samej, ale jeśli by się to tak skończyło... Miałam nadzieję, że Savio by się nią zaopiekował. Oczywiście pod warunkiem, że on także by przeżył, pomyślałam z goryczą i poczułam jak przebiega mnie dreszcz grozy. Daj spokój, Shilella! Wszystko będzie dobrze, pomyślałam, próbując przekonać samą siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro