Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Kiedy się obudziłam, poczułam, że mój kark jest cały zdrętwiały, przez co się skrzywiłam. Zasnęłam oparta o drzewo, a na moich nogach spała Lanore. Delikatnie wstałam, aby jej nie obudzić, po czym rozprostowałam obolałe kości. 

Kiedy chodziłam po polanie zauważyłam, że większość osób nie śpi, a dyskutuje bardzo cicho. Kiedy obok nich przechodziłam, pozdrawiali mnie skinięciem głów, co odwzajemniałam z uśmiechem.

Podeszłam do Savia, który rozmawiał z Maximusem, o którego ramię oparła się Shantal, pogrążona we śnie. Chłopak opiekuńczo objął ją ramieniem, a kiedy się dosiadłam, uśmiechnął się do mnie, na co odpowiedziałam tym samym.

- Jaki pomysł, Shilello? - Zapytał zaciekawiony. Spojrzałam na Savia, który wzruszył ramionami i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Teraz ty o tym decydujesz. Jesteś Księżycem, nie? - Prychnęłam na jego słowa, podciągając kolana pod brodę.

- I co z tego? Jesteś w Radzie, powinieneś mi pomagać. - Odparłam, po czym zapadła cisza. - Powinniśmy wrócić. Zobaczyć jakie są straty i ile magów... zginęło. - Ostatnie słowo niemalże wyplułam. Miałam szczerą nadzieję, że wszyscy przeżyli, ale wiedziałam, że szanse były marne.

- A co zrobimy, jeśli zastaniemy tam tylko pogorzelisko? - Zapytała Shantal, która właśnie się obudziła.

- Będziemy musieli wszystko odbudować, albo... - Pokręciłam głową. - Meena ma zdolność tworzenia przedmiotów. Jeśli się zgodzi, będzie mogła nam bardzo pomóc. - Powiedziałam wstając. - No, najwyższa pora wracać do domu.

- Albo do tego, co z niego pozostało. - Powiedział cicho Maximus, ale puściłam jego uwagę mimo uszu.

Podchodziliśmy magów, aby obwieścić im, że nadeszła pora na powrót, a kiedy wszyscy stali już na nogach, ruszyliśmy w kierunku, z którego przybyliśmy. Tym razem to ja niosłam na rękach Lanore, która usnęła prawie natychmiast po tym, jak tylko wyruszyliśmy. Jakby automatycznie ustawiliśmy się w taki sposób, że ja szłam na czele, za mną w jednym rzędzie Rada, a za nimi reszta magów. Był to niezamierzony układ, ale z jakiegoś nieznanego mi powodu, sprawił, że poczułam się lepiej i pewniej w swojej decyzji. Poza tym zastanawiał mnie księżyc nad moim obojczykiem. Nie miałam pojęcia, czy innym też pojawiły się jakieś znaki czy tylko ja dostałam tatuaż Księżyca, ale u trójki z którą z rana rozmawiałam, niczego nie zauważyłam.

Po kilkunastu minutach marszu, nareszcie zobaczyłam to, co pozostało z naszego obozu, ale nie przyniosło mi to ulgi. Poczułam rozlewającą się po moim ciele rozpacz.

Budynki były zwęglone. Dachy i ściany w niektórych miejscach doszczętnie spalone. Trupy magów walały się wszędzie, ale trudno było poznać kto jest kim, bo większość była zwęglona i widać było tylko sczerniałe kości.

- Savio, zabierz ją stąd. - Powiedziałam, oddając mu niczego nieświadomą Lanore.

- Ale Shilello. - Patrzył to na mnie to na budynki. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.

- Błagam. - Szepnęłam, a on skinął głową i wrócił z powrotem do lasu.

Magowie chodzili między budynkami, w poszukiwaniu poległych i, gdyby ktoś taki się znalazł, ocalałych. Kilkoro z nas poszło przygotowywać stos, na którym spalimy ich ciała, wcześniej żegnając się ze wszystkimi i oddając im hołd. 

Ja i jeszcze dwunastu innych magów zaczęliśmy znosić ciała przed budynki. Tylko nielicznych dało się poznać po talizmanach lub innych cechach charakterystycznych, których pozostało niewiele, zwłaszcza, że prawie u każdego pozostały jedynie kości.

Po godzinie wszyscy polegli znaleźli się na prowizorycznym ołtarzu otoczonym kamieniami, na którym mieli spłonąć. Prawie wszyscy płakali, a niektórzy krzyczeli, że to nie może być prawda.

Ale jednak nią była.

Stałam najbliżej ołtarza z pochodnią w dłoni, kiedy nagle obok mnie pojawił się Savio.

- Lanore śpi, a ja... Musiałem się z nimi pożegnać. - Wyznał, a ja skinęłam głową, wcale go za to nie winiąc. W końcu był tu Charles, jego ojciec...

- Przepraszam, że wysłałam cię z Lanore. Wiem, że wolałbyś być tutaj i pomagać, ale... - Nie wiedziałam jak to uzasadnić. Savio uśmiechnął się smutno i starł kciukami łzy z moich policzków.

- Rozumiem, że chciałaś, aby była bezpieczna. I tak, masz rację, wolałbym, ale nie żałuję, bo mogłem ci w ten sposób pomóc, więc się nie obwiniaj. A teraz: czyń honory. - Powiedział oddalając się do reszty magów, którzy otoczyli zmarłych. Była tam cała 25 Starszych Magów.

- Zginęli śmiercią honorową. - Zaczęłam, walcząc z tym, aby głos mi się nie załamał. - Oddali życie, aby nowa Rada mogła zacząć sprawować pieczę nad równowagą tego świata. Czy jesteśmy już gotowi? Gdybyśmy nie byli, nie byłoby tego! - Powiodłam ręką dookoła. - Nic nie dzieje się bez przyczyny, więc oto nadszedł nasz czas! A najlepszy sposób, w jaki moglibyśmy oddać im cześć, to sprawować jak najlepiej władzę nad dobrem i złem, bo właśnie to było ich życiowym celem. I wierzyli, że naszym też zostanie. Oni pozostawili nam plan, który przypadło nam zrealizować. To tej sprawie się poświęcili, więc musimy dokończyć ich dzieło! Nie zginęli na marnę. Teraz królestwo myśli, że raz na zawsze wytępiło Magów! Polegli oddali nam przysługę nie do spłacenia, w postaci takiej szansy. - Po moich policzkach spływały łzy, ale mówiłam z takim przekonaniem, że nikt nie zwracał na to uwagi. - Musimy to wykorzystać, aby oni byli z nas dumni. Cześć i chwała im! - Krzyknęłam odwracając się w kierunku zmarłych.

- Cześć i chwała poległym! Cześć i chwała Księżycowi! - Wykrzykiwali raz po raz, a ja rzuciłam pochodnię, której ogień po chwili pokrył ich wszystkich. 

- Shil... - Odwróciłam się na głos Lanore.

- Lany. - Powiedziałam przestraszona, ale ona tylko podeszła i przytuliła się do mnie.

- Rodzice już nie wrócą? - Nie byłam pewna, czy to było stwierdzenie czy pytanie, ale i tak skinęłam głową.

Kiedy wszystkie ciała spłonęły, podeszło do mnie kilkoro magów, którzy nie wiedzieli co robić. W tym Meena.

- Meeno, czy dałabyś radę odbudować budynki? I salę treningową? Wiem, że to ogromna prośba, ale...

- Oczywiście, Shilello. To, że wreszcie mogę się w czymś przydać, wiele dla mnie znaczy. - Powiedziała, a ja uśmiechnęłam się i podziękowałam jej skinieniem głowy.

Ja wraz z innymi magami próbowałam robić co mogłam. Tworzyliśmy za pomocą żywiołów okna w miejscach,które Meena już stworzyła. Budowaliśmy drewniane meble, koce, kołdry, poduszki, ubrania i bronie, na które tylko pozwalały nam umiejętności.  Poprosiłam Aydena, aby skontaktował się ze swoim ojcem, który nie był magiem, ale zapewniał nam zaopatrzenie w postaci prowiantu i broni, której nie byliśmy w stanie stworzyć. Obiecał, że jutro zjawi się z dostawą. 

Kiedy odbudowaliśmy główny budynek, mieszkania Rady i salę treningową, weszliśmy do sali wielkiej, gdzie wszyscy czekali na dalsze instrukcje. Byli przerażeni, bo zawsze byli Starsi, którzy mogli nam pomóc, a teraz zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę. Zostaliśmy zdani na siebie i łaskę świata zewnętrznego, na którego nie było co liczyć.

Poprosiłam Angara, aby wpłynął na ich emocje i już po chwili wszyscy byli spokojni i pogodni.

- Jutro dostaniemy prowiant i broń. - Oznajmiłam. - Wiem, że to miejsce różni się od tamtego, które znaliśmy, ale tylko tyle mogliśmy zrobić. Mimo wszystko, powinno to wystarczyć, bo nie ma aż tak drastycznych różnic. - Powiedziałam z delikatnym uśmiechem. - Tak więc podziękujmy Meenie, która zużyła wiele energii, abyśmy mogli tu siedzieć. - Wszyscy zaczęli klaskać i skandować jej imię. - Tak więc proponuję, abyśmy od jutra zaczęli porządne przygotowania do odbicia Słońca. Mam nadzieję, że pamiętacie o planie Meeny, prawda? - Wszyscy skinęli głowami. - Wiem, że przygotowania trwały już od jakiegoś czasu. Ile go jeszcze potrzebujecie? - Zapytałam, a Bellatrix podniosła się wraz z Sheppardem i spojrzeli po sobie. To oni odpowiedzialni byli za treningi magów. 

- Daj nam jutro i pojutrze, Shilello. Będziemy gotowi. - powiedział chłopak, a Bella tylko skinęła mu z uśmiechem głową, po czym oboje zajęli swoje poprzednie miejsca. 

Potarłam dłonie, po czym spojrzałam z zadowoleniem na magów.

- Tak więc, moi drodzy, za dwa dni Rada będzie kompletna. - Powiedziałam, a magowie zaczęli rozmawiać między sobą z podekscytowaniem. 

Zauważyłam, że Savio zacisnął szczęki. Maximus także to zauważył, ale tylko pokręcił głową. Usiadłam obok siostry i przytuliłam ją lekko, co odwzajemniła z uśmiechem. 

Jeszcze tylko dwa dni i stanie się to, czego tak się obawiałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro