Rozdział 1
Shilella POV
Ocknęłam się w przestronnym, nieznanym mi pokoju. Podłoga wyłożona była mahoniowymi deskami. Ściany pokryte zostały belkami jasnego drewna, a uszczelnione zostały grubym sznurem. Leżałam na dużym, ciemnozielonym łóżku, z baldachimem w tym samym kolorze, które zajmowało ścianę na przeciwko drzwi. Obok nich stała półka z księgami i zamknięta, bogato zdobiona szafa. Po prawej pomieszczenia stronie znajdowało się ogromne okno, które zostało zakryte ciężkimi, kasztanowymi zasłonami. W kącie stała paproć, która spływała z sufitu ku ziemi i zasłaniała liśćmi lampę, która pod nią stała, przez co panował tutaj przyjemny półmrok. Po lewej stronie znajdował się niezapalony kominek za kratą, przed którym stał mały stolik i duży, obity skórą fotel. Na środku pokoju znajdował się dywan z owczej wełny, nad którym wisiał sporych rozmiarów żyrandol naftowy.
Powoli zsunęłam się z łóżka i stanęłam na nogach. Skrzywiłam się, kiedy dotknęłam głowy, bo poczułam w niej bolesne pulsowanie. Ostatnim co pamiętam był moment, kiedy mnie ogłuszono. Zacisnęłam wargi i pięści, po czym podeszłam do okna, ignorując ból, którego siłę mogłam porównać do eksplozji na końcu głowy o sile pięćdziesięciu megaton, którego fala uderzeniowa jest tak duża, że spowodowała trzęsienie ziemi. Trzęsienie o sile przynajmniej siedmiu stopni w skali Richtera. Odsunęłam zasłonę, pragnąc rozeznać się po okolicy z cichą nadzieją, że ją rozpoznam. Och, jak złudne to były marzenia!
Jedynym co mogłam zobaczyć była wszechogarniająca biel, która otuliła cały las dookoła. Najwidoczniej znajdowałam się gdzieś w środku głębokiego lasu, a w najbliższej okolicy nigdzie nie było charakterystycznego miejsca. Westchnęłam ciężko i potarłam czoło dłonią, nie mając siły zastanawiać się nad tym wszystkim.
Po chwili w pokoju rozległo się ciche pukanie do drzwi, a w progu pojawiła się jakaś kobieta. Wyglądała na nie więcej niż 40 lat, chociaż przez dobrą formę nie wyglądała na ten wiek i miała około 1,65 m wzrostu. Długie, blond włosy związane były w wysoką kitkę. Spojrzenie czekoladowych oczu patrzyło na mnie ciepło. Na tle mlecznobiałej cery odznaczały się malinowe usta wygięte w delikatny łuk.
- Witaj, Shilello. Nazywam się Aleshia. Jestem Życiem, ale nie wiem czy jeszcze cokolwiek ci to mówi - widząc moją minę, domyśliła się odpowiedzi, przez co roześmiała się perliście. - No, dobrze. Wiem, że to nie wygląda zbyt dobrze, ale uwierz mi, że n i c nie jest takie, jakie ci się wydaje - powiedziała to takim tonem, jakby opowiadała mi o pogodzie za oknem. - Seth i jego kompania nie spisali się najlepiej, za co bardzo, bardzo cię przepraszam, ale nie miałam na to wpływu. Musiałam zostać z Meeną, ponieważ... - Zagryzła wargi, a jej twarz na kilka sekund oblała się rumieńcem, po czym odchrząknęła. - Meena to najstarsza z nas wszystkich, jest również matką Setha i naszą, hm, przywódczynią? Nie wiem ile mogę ci na razie zdradzić i doskonale zdaję sobie sprawę, że jedyne o czym marzysz to ucieczka, ale jeśli poznasz prawdę zrozumiesz, dlaczego się tu znalazłaś. Chcesz poznać przyczynę, prawda? Więc, proszę, chodź ze mną do pozostałych. Przedstawię im ciebie, a później porozmawiasz z Meeną. To ona powinna ci wszystko wytłumaczyć, w porządku? - Przez chwilę milczałam przetwarzając jej słowa, po czym skinęłam głową.
- Dobrze, prowadź - poprosiłam, po czym opuściłyśmy pokój.
Musiałyśmy przejść krótki korytarzyk i zejść po paru stopniach, żeby wylądować na wewnętrznym balkonie, nad głowami około dwudziestu osób, które zajęte były rozmowami i co jakiś czas porykiwali śmiechem. Zauważyłam, że miejsce to bardzo przypomina jakąś karczmę, ale coś mi mówiło, że to nie jest żaden budynek tego rodzaju. Nie mógł być, bo atmosfera tu była zbyt przyjemna... rodzinna.
Kiedy zatrzymałyśmy się koło barierki, Aleshia klasnęła kilka razy w dłonie, przez co spojrzenia wszystkich przeniosły się na nią... A potem spoczęły na mnie.
- Jak już słyszeliście: Seth, Charles, Kayden, Philip i Savio przyprowadzili ostatnio Shilellę. Jako Życie jestem prawie pewna, że to może być na prawdę ona! - Odwróciła się do mnie, z ciepłym uśmiechem, który złagodził lekki strach wywołany jej poprzednimi słowami. - Shilello, chciałabym ci przedstawić pięć najważniejszych osób tutaj. Zacznę od Setha, czyli Śmierci - powiedziała wskazując mężczyznę, który mnie porwał. Był potężnie zbudowany i okropnie wysoki. Łysa głowa ciekawie kontrastowała z brązową brodą zaplecioną w warkoczyki. - Charles, Powietrze - z jednej z ławek podniósł się blondyn o krótkiej brodzie. Wyglądał całkiem młodo, mógł mieć około 20 lat. - Bliźniaki: Kayden i Philip, Ogień i Ziemia - oboje mieli czarne, krótkie włosy i ręce pokryte tatuażami. - Meenę niedługo poznasz osobiście. A wam, moi drodzy, chciałam przedstawić Shilellę, Księżyc! - Wykonała zamaszysty gest ręką w moją stronę, a wśród ludzi przebiegł szmer. - Wiem, że możesz czuć się dziwnie, nie mając pojęcia co te wszystkie pseudonimy znaczą, ale właśnie po to zaraz będziesz rozmawiać z Meeną. Ona rozwieje twoje wszystkie wątpliwości i odpowie na pytania. Gabinet jest tutaj - powiedziała wciskając wnękę w ścianie za naszymi plecami, po czym kawałek drewnianej powłoki odsunął się, ukazując przytulny gabinet. - Rozgość się, Shilello. Zaraz do ciebie przyjdzie - powiedziała zachęcająco, a kiedy tylko przekroczyłam próg gabinetu, drzwi za mną się zamknęły.
Pomieszczenie było ogromne, również utrzymane głównie w drewnie, którym pokryte były trzy ściany i podłoga. Fasadę na przeciwko drzwi stanowiło jedno, ogromne okno rozciągające się na całą jej szerokość. Nie miało ani jednej zasłony, co dodawało swego rodzaju charakteru temu pomieszczeniu. Po lewej stronie znajdowało się biurko, na którym leżały stosy ksiąg, pergaminów i kilka piór. W drugiej części stał kominek, dwa obite skórą fotele i trzyosobowa kanapa, a między nimi niski stolik.
Podeszłam do biurka i zaczęłam się przyglądać portretom, które za nimi wisiały. Byli to różni mężczyźni i kobiety. Domyśliłam się, że kiedyś pełnili funkcję przywódców, lub kogoś w tym rodzaju. Kiedy dotarłam do przedostatniego obrazu, zamarłam.
Ojciec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro