Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

     - Ella, orientuj się! - piętnastoletnia dziewczynka odwróciła się w poszukiwaniu przyjaciela, ale nigdzie go nie zobaczyła.

     Uśmiech zszedł jej lekko z twarzy, ale cały czas szukała Zeltena wzrokiem. Odgarnęła czarne włosy z czoła i zmrużyła błękitne oczy, kiedy usłyszała za sobą chrzęst śniegu. Kąciki ust uniosły się nieznacznie, ale dziewczyna czekała. 

     Kiedy chłopak już miał natrzeć jej twarz śnieżką, Ella odwróciła się do niego i pchnęła go na ziemię, zanosząc się śmiechem. 

     Zelten upadł na śnieg, a na jego twarzy wykwitło zaskoczenie, przez co dziewczyna upadła na kolana, nie mogąc pohamować chichotu. Czerwonowłosy prychnął i potrząsnął głową, aby pozbyć się płatek śniegu, które zawieruszyły mu się we włosach. Zmrużył zadziornie oczy i, wykorzystując jej nieuwagę, skoczył na niebieskooką, przez co zaczęli turlać się ze wzgórza, w akompaniamencie własnych śmiechów. 

     Kiedy wreszcie się zatrzymali, dziewczyna przekrzywiła głowę i przyglądała się z uśmiechem chłopakowi, który leżał obok niej i patrzył w niebo z lekko uniesionymi kącikami ust. 

     - Wiesz co? - Zapytała, więc piwnooki spojrzał na swoją przyjaciółkę i podparł policzek dłonią.

     - Co?

     - W bardzo młodym wieku zsiwiałeś - odpowiedziała, ponownie wybuchając śmiechem.

     Chłopak tylko uśmiechnął się i potrząsnął głową, pozbywając się jasnych drobinek z głowy.

     - Bardzo zabawne, Ella - w odpowiedzi otrzymał szeroki uśmiech dziewczyny. - Jeśli w wieku 17 lat moje włosy są już siwe, to w dniu objęcia korony będę staruszkiem wspomagającym się o lasce - stwierdził żartobliwie, ale czarnowłosa jedynie uśmiechnęła się melancholijne. Zelten zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc jej reakcję. - O co chodzi? - Zapytał szczerze ciekawy.

    - Nic takiego - odpowiedziała podnosząc się z ziemi i otrzepując spodnie ze śniegu. - Ja chyba już pójdę.

     - Ej, ej, ej. O co chodzi? - Zapytał natychmiast podnosząc się z ziemi i złapał przyjaciółkę za rękę, kiedy chciała odejść. - Co się stało? - Dziewczyna pokręciła głową i wymusiła uśmiech.

     - Po prostu... - Westchnęła ciężko. - Kiedy już obejmiesz tron, ja, najpewniej, będę już po drugiej stronie globu, Zeltanie. Skończę naukę i będę musiała wyjechać do mojej matki, pamiętasz umowę moich rodziców: do ostatniego roku edukacji mogę zostać z ojcem, później mam wrócić do niej - powiedziała cicho. - Przyjaźnimy się od siedmiu lat. Za, najpóźniej, trzy wiosny będę musiała wyjechać i najprawdopodobniej nigdy więcej się nie spotkamy - przyznała, dopiero teraz podnosząc wzrok na przyjaciela i czekając na jego odpowiedź.     

    Zelten przez kilka sekund stał patrząc tępo w przestrzeń z zaciśniętymi wargami. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie chciał o tym myśleć. Taka perspektywa go przerażała, bo ona była, tak naprawdę, od zawsze. Prawdą jest jednak to, że dziewiątego roku życia nie wychodził prawie nigdy z pałacu, a już pierwszego dnia, kiedy jego matka pozwoliła mu wyjść, poznał Ellę. Od tamtego czasu byli nierozłączni, co niezbyt podobało się jego rodzicom. Akceptowali to tylko z tego powodu, że za kilka lat miała opuścić ich kraj i, co za tym szło, ich syna. Zelten pokręcił głową i mocno przytulił przyjaciółkę

     - Niestety o tym wiem i możesz mi wierzyć, że żywię szczerą nadzieję, że jeszcze zmienią zdanie i pozwolą ci zostać - przyznał tak cicho, że ledwie potrafiła zrozumieć jego słowa. - Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał, abyś była przy mnie w dniu mojej koronacji, ale wiem, że to niemożliwe - dziewczyna oswobodziła się z jego objęć i posłała mu słaby uśmiech, co odwzajemnił. Chłopak poczuł jak jego serce się zacieśnia i już miał otworzyć usta, żeby wyznać jej coś bardzo ważnego, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Obiecał sobie, że zrobi to jeszcze przed jej wyjazdem do matki. To jeszcze nie ten moment, pomyślał...

     - Ale proszę, nie mówmy już o tym. Zostały całe trzy lata! Cieszmy się nimi i nie myślmy o tym co będzie, dobrze? - Zapytała, na co Zelten uśmiechnął się szeroko i przytaknął głową, ale zaraz się skrzywił. - O co chodzi?

     - Muszę już wracać. Niedługo mam kolejne zajęcia z matką - przyznał ciężko wzdychając, a w oczach jego przyjaciółki pojawił się figlarny błysk.

    - Tyle ludzi ci zazdrości, a nie ma czego. Ciągłe zajęcia i bycie na każde zawołanie mamusi. Czemu po prostu nikt nie powie tego wprost? A mianowicie: każdy przyszły król to tak naprawdę maminsynek, który po śmierci królowej słucha się jedynie swojej żony... A jakby tego było mało, to jeszcze jesteś rudy! I czego ci tu zazdrościć?! 

     - Nie wierzę, że to powiedziałaś - żachnął się, ale rozbawienie na jego twarzy, kazało Elli uciekać, co zrobiła, uprzednio piszcząc.

     Książę zaczął się śmiać i ruszył w pościg za czarnowłosą, która kluczyła między drzewami, chcąc zgubić przyjaciela, chociaż wiedziała, że to niemożliwe. 

     W końcu, kiedy wbiegła za ścianę gęsto posadzonych obok siebie krzaków, Zelten zgubił ją z pola widzenia. Po cichu zaczął się skradać, po czym  głośnym "Tu cię mam!" wskoczył do miejsca, gdzie zniknęła jego przyjaciółka, ale je tam nie było. 

    Poczuł dreszcz niepokoju przebiegający mu wzdłuż kręgosłupa, kiedy zaczął gorączkowo poszukiwać wzrokiem przyjaciółki.

     - Ella? Ella?! - zaczął ją wołać, ale bez żadnej odpowiedzi, kiedy nagle usłyszał jakieś rozmowy. 

     Kiedy się obejrzał, zauważył grupę osób ubranych i pomalowanych maskująco z białymi końmi. Nie widział ich wcześniej, bo był skupiony na tym, aby wychwycić wśród drzew albo czarną burzę włosów przyjaciółki, lub jej kruczy strój. Kiedy przyglądał się grupie przez chwilę, zauważył, że sprzed jednego z nich wychyliły się znajome, ciemne włosy.

    Zelten poczuł nagły przypływ gniewu i zaczął biec w kierunku mężczyzn, nie zastanawiając się nad swoim działaniem. W pierwszej kolejności rzucił się na mężczyznę trzymającego niebieskooką, ale ta nie zdołała uciec daleko, bo kolejny człowiek zaraz ją złapał. 

    - Zelten! - Krzyczała przerażona dziewczyna, a do jej oczu napływały powoli łzy. - Zelten!!!

     Niestety, chłopak nie mógł jej pomóc, bo sam próbował uporać się z czterema rosłymi mężczyznami, którzy atakowali go, kiedy tylko chciał zbliżyć się do dziewczyny.

     - Zabierzcie ją, potrzebujemy tylko dziewczyny. On jest potrzebny całemu państwu - powiedział z okrutnym uśmiechem brązowo brody mężczyzna z ogoloną głową.

     Osobnik, który trzymał Ellę, wsiadł z nią na konia i zaczął jechać w tylko sobie znanym kierunku. Dziewczyna próbowała zrzucić mężczyznę, albo samej zeskoczyć, ale on był czujny i nie była w stanie nic zrobić.

    - Zelten! - Krzyknęła po raz ostatni, a chłopak zdążył pokonać już dwóch opryszków, więc przecisnął się między pozostałymi i wskoczył na najbliższego konia. Nie zdążył nawet ruszyć, a już leżał na ziemi, przygwożdżony przez mężczyznę, który w prędkości światła zrzucił go ze zwierzęcia.

     - Dobra, spadamy, chłopaki - powiedział znowu ten sam mężczyzna, najpewniej przywódca całej bandy.

     Chłopak nie miał siły za nimi biec, bo to nie miałoby większego sensu. Wsiedli na wszystkie konie, zanim zdążył się podnieść. Nie mógł nawet oszacować gdzie jadą, bo zniknęli w gęstym lesie. Zelten padł na kolana i wydał z siebie głośny krzyk klęski i rozpaczy. 

    Przyłożył czoło do śniegu i tępo się w niego wpatrywał.

    - Nie było nam dane tyle czasu - szepnął cicho i zacisnął pięści na białym puchu. - Ale odnajdę cię, Ello. Mogę ci obiecać, że jeszcze się spotkamy, ukochana - powiedział cicho ale z pewnością i mocą bijącą z jego głosu. Wiedział, że wyznał samą prawdę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro