Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.

— Staram się robić wszystko, co mogę, profesorze — syknęła Nadine. — Nie może pan wywierać na mnie zbyt dużej presji!

Snape odwrócił się gwałtownie i stanął naprzeciw niej.

— Ty, Edwards, jesteś ostatnią osobą, która będzie miała czelność mówić mi, co mam robić.

Nadine spuściła głowę i popatrzyła na profesora. Miał srogą minę, jego szczęka była zaciśnięta. Mruknął coś do siebie, a następnie dziewczyna się odezwała cichutko.

— Wychodzę z Harry'm, Hermioną i Ronem do Hogsmeade. Staram się odwrócić jego uwagę, tak jak profesor kazał.

— Dobrze. Wyjdź stąd. — Snape wskazał na dębowe drzwi. — Mam nadzieję, że spełnisz swoje zadanie co do Pottera.

Krukonka wyszła szybkim krokiem. Drżała. Profesor Snape zawsze ją troszeczkę przerażał. Poprawiła herb Ravenclawu na bluzce i przeczesała palcami włosy.

— Edwaaaaards! — usłyszała głos Katherine. Nastolatka stała pod ścianą z Luną Lovegood i Martiną Balamonte.

Martina była szczupłą, wysoką uczennicą domu Roweny Ravenclaw. Miała brązowe, kręcone włosy i jasną karnację. Gdy na kogoś spojrzała, jej zielonkawe oczy przeszywały na wylot. Nadine zawsze zazdrościła jej nienagannego wyglądu. Martina cokolwiek by nie założyła, zawsze wyglądała fenomenalnie.

— Tak się zastanawiałyśmy... zastanawiałam... chciałabyś z nami iść do Hogsmeade w niedzielę? — spytała Martina, uśmiechając się lekko do panny Edwards.

— Um, tak właściwie... jestem umówiona. — odparła Nadine. — Może innym razem?

— Och. Tak, tak, jasne. Przepraszam, muszę już wracać do biblioteki. Eseje się same nie napiszą, same rozumiecie. — mówiąc to, odeszła. Nadine poczuła się winna. Zawiodła Martinę. Postanowiła, że zaprosi ją za tydzień.

— Luna? — zagadnęła Katherine. Blondynka spojrzała na nią spod różowych okularów i złożyła egzemplarz "Żonglera". — Dlaczego nosisz te okulary?

— Chronią mnie przed gnębiwtryskami — powiedziała spokojnie.

— Co to są gnębiwtryski? — Nadine zmarszczyła nos.

— Wchodzą przez uszy i mieszają nam w mózgu.

Dziewczyny mruknęły ciche "aha" i popatrzyły na siebie. Cała trójka postanowiła, że pójdzie w ślady Martiny i wspólnie odrobią lekcje w bibliotece.

* * *

— Panie Malfoy, słyszy mnie pan?

Draco podskoczył na łóżku. Otworzył szeroko oczy i przebiegł wzrokiem po pani Pomfrey, Blaise'ie, Pansy i Eileen. Wszyscy wpatrywali się w niego jak w obrazek. Zmarszczył brwi i zapytał:

— Co ja tutaj robię?

Pansy rzuciła się mu na szyję i zaczęła szlochać. Draco położył rękę na jej plecach. Miał minę, jakby nie za bardzo wiedział, co się dzieje i dlaczego Parkinson ryczy.

— Już tydzień leży pan w Skrzydle Szpitalnym — wyjaśniła pielęgniarka, przykładając dłoń do jego czoła. — To raczej dość długo, jak na zwykły atak furii.

— Co? — nadal nie rozumiał. — Parkinson, do cholery, przestań moczyć mi koszulę. Była droższa niż całe twoje istnienie.

Pansy pociągnęła nosem i odsunęła się od Malfoya. Blondyn z obrzydzeniem spojrzał na mokrą plamę na jego piersi.

— Nic nie pamiętasz? — zapytała Eileen.

— Oczywiście, że pamiętam! — oburzył się.

— Myślałam, że-że j-już się nie ob-b-budzisz! — zawyła Pansy. Blaise i Draco unieśli jedną brew.

— Niby dlaczego? — zapytali jednocześnie, popatrzyli na siebie i wybuchli śmiechem.

Draco wstał z łóżka, zdjął przemoczoną koszulę i rzucił nią Pansy w twarz. Wzięła ją w ręce i uniosła na niego pytające spojrzenie.

— Wytrzyj się, bo wyglądasz gorzej niż zawsze — burknął. Zauważył, że Pansy patrzy się na jego nagą klatkę piersiową. Poklepał się po wyrobionych mięśniach brzucha i przetarł twarz dłonią. Wziął bluzę z napisem "Malfoy 03" i założył ją na siebie, po czym opuścił pomieszczenie, jak gdyby nigdy nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro