34.
Draco, który był poza Hogwartem, przemycony z pomocą Snape'a i rodziny, przebywał w Malfoy Manor na zgrupowaniu śmierciożerców. Na jego oczach Voldemort pastwił się nad profesor Burbage, a Nagini beztrosko sunęła się po ławie. Chłopak chciał pomóc profesorce, ale wiedział, że jeśli choćby drgnąłby, Voldemort posłałby w jego kierunku zaklęcie torturujące lub uśmiercające.
By odwrócić swoją uwagę o krzyczącej z bólu nauczycielki Mugoloznawstwa, myślał o Nadine i od tym, że nie rozmawiali od prawie tygodnia. Ba!, chyba nawet się nie widzieli. Nie martwił się o oceny. Wiedział, że Snape postara się zatuszować jego nieobecności. Przez ten czas rozmawiał przelotnie z Pansy – była za każdym razem, gdy wychodził oraz gdy wracał. Źle czuł się z faktem, że zostawił swoją dziewczynę samą sobie.
"A co, jeśli jakiś inny zacznie ją podrywać?", myślał gorączkowo. Na samo wyobrażenie Nadine w rękach innego pociły mu się dłonie i oddech przyspieszał.
— Draco — rzekła Narcyza. — gdy stąd wyjdziemy, musimy jechać na Śmiertelny Nokturn, do Borgina i Burkesa.
— Po... — zaczął, ale Voldemort przemówił twardym głosem:
— Draconie Malfoyu, mam dla ciebie zadanie, którego nie możesz odrzucić — Draco przełknął ślinę. — Odrzucenie go jest równe śmierci twojej i całej rodziny Malfoyów.
— Tak, panie — powiedział Draco, gotowy na wszystko.
— Zabijesz Dumbledore'a.
Blondynowi zadrgała lewa powieka, a na jego twarzy malowało się przerażenie, mieszane z lekkim uśmiechem. W końcu sam Lord Voldemort, najpotężniejszy czarnoksiężnik wszech czasów, wybrał go do tak ważnego zadania, a o to właśnie mu chodziło – chciał pokazać wszystkim, że jest od nich lepszy. Nawet od Bellatrix, która chodziła za Voldemortem jak cień i przysłowiowo lizała mu dupę.
— Zrobisz to pod koniec czerwca, gdy rok szkolny będzie dobiegał końca. Staruch nie będzie już potrzebny Hogwartowi i szybko skończysz jego — Voldemort prychnął — żałosny żywot.
* * *
— Dotknij jej, Draco — zachęcił Lucjusz i położył dłoń syna na klamce Szafki Zniknięć w sklepie Borgina i Burkesa. Draco przesunął palcami po nierównej powierzchni ścianki.
— Nie jestem pewien czy uda mi się naprawić przejście między tą, a tamtą, w Hogwarcie... to zbyt trudne, to może być niebezpieczne dla was wszystkich... — wymamrotał.
— Wierzymy w ciebie, synu — Narcyza pocałowała go w policzek. — Pomożemy Czarnemu Panowi zapanować nad Hogwartem.
"Nie chcę, żeby Czarny Pan zaczął panoszyć się po mojej szkole. Nie chcę, by wielowieczne mury zamku pokryły się krwią niewinnych ofiar", pomyślał. Nie miał opcji odrzucenia propozycji, po prostu musiał się zgodzić. Wiedział, że to nie skończy się dobrze. Cóż, przynajmniej nie dla uczniów, nauczycieli i Hogwartu.
___________
Z racji, że jutro (28 kwietnia) mam urodziny ja oraz Nadine, dam Wam prezent w postaci trzech rozdziałów ♥.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro