Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

— Witam was w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! — wykrzyknął Dumbledore radosnym głosem i przedstawił uczniom zakazy, nakazy i różne informacje związane z nauczycielami. Odbyła się Ceremonia Przedziału.

Znudzony Draco patrzył po stołach domów. Przelatywał obojętnie wzrokiem, by zobaczyć nowych pierwszoroczniaków. Jednym z nich była Eileen, jego blondwłosa kuzynka, która siedziała między nim a Goyle'm i grzebała widelcem w talerzu. Spojrzenie Malfoya zatrzymało się na stole Krukonów, bo właśnie z tego domu pochodziła ta dziewczyna z peronu, jednak nie dostrzegł jej tam. Wywrócił oczami, bo nie będzie mógł sobie na nią popatrzeć. Nie szło mu to w smak, bo znów coś nie było tak, jakby tego chciał.

"Jesteś rozpieszczonym gówniarzem", mówił cichutki głos w jego głowie.

— Żałosne — mruknął. Myślał, że powiedział to w myślach, ale sądząc po reakcji otaczających go osób, musiał się odezwać na głos.

— Co jest żałosne, Draco? — spytała Pansy. Miała minę, jakby chciała rozebrać go wzrokiem. Blondyn przyzwyczaił się do takiego zachowania i praktycznie nie zwrócił na to uwagi.

— Nic — Wzruszył ramionami i wstał z ławy. Wyszedł szybkim krokiem, patrząc przed siebie. Musiał to wszystko przemyśleć.

Był tak skupiony na swoich myślach, że nie zauważył rozpędzonej dziewczyny. Wpadła na niego z impetem, a on odruchowo przytrzymał ją za ramiona, żeby się nie przewróciła i od razu poczuł się niezręcznie. Zesztywniał. Właśnie przed chwilą złapał nastolatkę, którą widział na Peronie Dziewiątym i Trzy Czwarte. Spojrzała na niego nieodgadnionym wzrokiem.

— Przepraszam — powiedziała i zamierzała odejść. „O nie", pomyślał, „Nie uciekniesz mi".

— Krukonka? — zapytał i mentalnie uderzył się z otwartej w czoło. Miała przecież herb Ravenclawu na szacie, więc to pytanie było mało inteligentne.

— Jak widać. — odparła. — Czego chcesz, Malfoy?

— Grzeczniej — syknął.

Parsknęła i wyminęła go. Skierowała się w kierunku Wielkiej Sali, bo najwyraźniej przegapiła kolację. Zdążył złapać ją za szatę na piersi. Nie mógł sobie pozwolić na takie traktowanie ani żeby jego malfoyowska duma ucierpiała.

— Nie będziesz śmiała mi się w twarz, rozumiemy się?

— Jasne — rzuciła z ironią i tyle ją widział w ciągu tego wieczora.

Draco obejrzał się za nią i stwierdził, że nawet Ravenclaw wyrobił sobie o nim zdanie. "Malfoy" mówiło samo za siebie, plus jeszcze sarkazm. Dlaczego wszyscy mieli o nim takie zdanie? Dlaczego wszyscy wszystkich oceniali przez pryzmat rodziny?

— Malfoy...

Może był zbyt wredny? Może przesadzał z podporządkowywaniem ludzi sobie?

— Malfoy...

Może powinien był się zmienić?

— Malfoy!

Odwrócił głowę. Ujrzał poirytowanego Crabbe'a.

— Stoję tu od pięciu minut, a ty nawet nie raczysz zwrócić na mnie uwagi! Jest prawie dziesiąta, co oznacza, że zaraz będą dyżury!

Draco wzruszył ramionami.

— No i?

Goryl pokręcił głową i odszedł w stronę lochów. Młodemu Malfoyowi było wszystko jedno. Nauczyciele nie wlepiliby mu szlabanu, bo jego ojciec by wszystko załatwił. Czymże więc miałby się martwić?

Draco naprawdę chciał mieć przyjaciół. Prawdziwych przyjaciół. Niby miał Blaise'a, ale... Co jednak poradzić, skoro przez jego wygórowane ego i trudny charakter wszystkich od siebie odpychał? Był Ślizgonem, to oczywiste. Bycie nim nie oznaczało jednak takiego charakteru.

Natychmiast przyszły mu na myśl słowa jednej wiedźmy:

"Charakter pomagają wyrabiać inni. Środowisko ma ogromny wpływ na to, kim kiedyś będziesz."

Środowisko... Tym akurat Draco nie mógł się pochwalić...

Rodzina śmierciożerców. Słudzy Czarnego Pana od lat, od trzech pokoleń. Zrobiliby wszystko, by zostać odpowiednio nagrodzonym przez Voldemorta, by nigdy mu się na narazić. Lizusy. Co Voldemort mógł zrobić? Zabić? Pff, hańba szpecąca rodzinę była gorsza od zabójstwa. Gdy człowiek zostanie zabity, koniec. Gdy jednak jest lizusem Czarnego Pana, ciągnie się to, jak klątwa, przez całą rodzinę.

— Czy jestem złym człowiekiem? — wyszeptał do siebie. — Czy krzywdzę ludzi?

— Tak. — Głos rozniósł się echem po korytarzu. Malfoy drgnął i spojrzał w tamtym kierunku.

Stała tam jego kuzynka, Eileen. Ubrana w długą, białą koszulę nocną, wyglądała jak duch. Eileen doskonale znała sytuację Dracona, bo sama miała bardzo podobną.

— Dlaczego to robię? — zapytał ją.

— Z przyzwyczajenia. Nauczyłeś się z biegiem lat od rodziny, tak jak ja. — odpowiedziała.

Potarł skronie, czując, że robi mu się słabo. Za wszystkim stała jego rodzina? Całe kształtowanie jego charakteru to... ich sprawka?

— Nie martw się, Draco. Pewnego dnia oboje wyzwolimy się spod tej presji rodziców. Będzie musiało tylko coś się wydarzyć. — mówiła bardzo spokojnym głosem, podobnym do Luny Lovegood.

Uznał jej słowa za bardzo mądre, mimo wieku jakim było jedenaście lat. Jak na dziewczynkę z rodziny tych lepszych (Malfoyów – siostrzenica Lucjusza) miała dobre serce. Uwielbiała przyrodę, ratowała ludzi, kochała pomagać. Była inna od reszty rodziny. Uśmiechnął się do niej i powiedział, że jest już późno i powinni wracać do dormitoriów.

Gdy Draco leżał w ciepłym łóżku, postanowił, że jeśli chciał znaleźć wybrankę swojego serca, musiał zmienić swoje zachowanie. Od razu wiedział, że to co postanowił, będzie dla niego syzyfową pracą.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro