31.
Zanim dotarła w umówione miejsce, Draco już na nią czekał. Nadine stanęła przed nim. Spojrzał na nią z góry, nie potrafiąc się nie uśmiechnąć. Lekko, co prawda, ale jednak.
— Co się stało? — zapytała.
Oblizał wargę i uciekł wzrokiem w dal. Po chwili skupił uwagę na niej. "Jak nie teraz, to kiedy?", pomyślał.
— Nie mogę tak dłużej — wyszeptał.
— Moment, co? — sapnęła, mając dziwne przeczucie, że to koniec. Z tego powodu poczuła łzy zbierające się w kącikach oczu.
— Nie mogę tak dłużej — powtórzył. — Nie mogę tak dłużej żyć ze świadomością, że nie przynależę do ciebie. Nie mogę tak dłużej udawać, że to jakaś pieprzona gra wstępna do związku.
Poczuła, jakby dostała w twarz. Nie spodziewała się takiego obrotu akcji. W tamtym momencie nieodpartą chęć pocałowania Ślizgona. Draco mówił to z takim uczuciem i przejęciem...
— Chcę być z tobą — powiedział, patrząc jej w oczy. — Do cholery jasnej, muszę to powiedzieć: Nadine, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?
"To nie dzieje się naprawdę. To sen. On poprosił mnie właśnie o chodzenie. Nie wierzę w to. Kocham go!", Nadine miała natłok myśli.
"To nie dzieje się naprawdę. To sen. Poprosiłem ją właśnie o chodzenie. Nie wierzę w to. Kocham ją!", Draco aż krzyczał w myślach ze szczęścia.
— Tak, chętnie uczynię ci ten zaszczyt — powiedziała ze śmiechem i pocałowała go. Wziął ją do góry, a ona oplotła jego tors nogami. Obkręcił się dookoła z Nadine na rękach.
— JESTEM TAK SZCZĘŚLIWY, ŻE AŻ W TO NIE WIERZĘ!!! — wydarł się, powodując śmiech swój i jego – świeżo upieczonej – dziewczyny. Musnęła ustami jego policzek i ukryła się w jego ramionach.
Poczuł, jak Mroczny Znak na jego prawym nadgarstku zaczyna go piec. Syknął i potarł rękę. Po chwili ból był porównywalny przypalania ogniem. Łzy stanęły mu w oczach, zacisnął zęby.
— Co się dzieje? Draco? — słowa Nadine docierały do niego jak przez ścianę. Robiło mu się ciemno przed oczami, lecz mimo wszystko postanowił to przeboleć.
— Muszę iść, Nadine — pocałował ją w czoło i pobiegł w stronę Millennium Bridge. Czarny Pan go wzywał i było to pilne, skoro tak bardzo palił go tatuaż.
Wbiegł na pieszy most. Nie było tam ani jednego żywego mugola. Cóż, wszyscy byli martwi. Nad ich ciałami stali śmierciożercy – w tym Snape i Malfoyowie – na czele z ich szefem, Voldemortem. Każdy patrzył na Dracona, który miał czoło zroszone potem i podwinięty rękaw. Pieczenie przestało dokuczać, gdy ujrzał Czarnego Pana, a gwiazdy spadały, jedna za drugą.
— Witaj, Draco. Czekałem na ciebie. Chodź — powiedział Voldemort, z uśmiechem zapraszając gestem ręki do siebie. Draco przełknął ślinę, spojrzał na rodziców i poszedł za Czarnym Panem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro