~Rozdział 2~
Leon zrobił sie senny znowu.Lea położyła go do kołyski i Leo z Leą wyszli.Poszli na patrol.Usiedli na którymś z dachów.Patrzyli w księżyc,a potem na siebie.
-Nigdy tak jeszcze nie świeciło. -powiedziała Lea.
-Tak.Zdecydowanie sie coś stanie.Złego lub dobrego.-dodał Leo i przytulił Lee do siebie.
-Tak.Ale co ? -dodała Lea przytulona do Leo i na niego popatrzała.
-Kochanie,nie wiem.Chciałbym to wiedzieć,a jeśli coś Ci by miało sie stać to Cie ochronie,bo wiesz że nie masz jeszcze całkowicie uzdrowionego serduszka. -powiedział Leo.
-Tak.Wiem.Boje sie.-dodała Lea.
-Spokojnie.Będzie dobrze.Trzeba być dobrej myśli.-powiedział Leo,przytulając ją mocno.
Nagle Lea i Leo wstali i chcieli już wracać ,bo Lei zrobiło sie przeraźliwie zimno.Ale Klan Stopy ich zaatakował.Były tam Stopoboty,Tygrysi Pazur,Rahzor i Rybi Ryj.Wiedzieli że Lea ma chore i osłabione serce więc Stopoboty,Rahzor i Rybi Ryj rzucili sie na nią.Ranili ją nożami,tym czym mieli.Leo ze strachem patrzył na to aż powiedział :
-Zostawcie ją !!! -krzyknął.-Lea !!
Tygrysi Pazur go zatrzymał i z nim walczył.Leo wyciągnął szybko katany i również walczył.Ale nie spuszczał też jednego oka z Lei.Widział jak sie męczy.Nie mogła nic zrobić,żadnego ciosu.Lea była poobijana,pokaleczona.Nagle Tygrys dał reszcie znak że już idą.Gdy sie zmyli,Leonardo szybko znalazł sie przy Lei.Lea jęczała z bólu.
-Ciii...ciii..Kochanie,ciii...cii..-powiedział Leo,masując Lee po brzuchu.
Założył jej bandaże na rękach,na na nogach,wokół głowy troche i troche brzuch zabandażował.Wziął ją na ręce i pobiegnął z nią szybko do kryjówki.Po 20 minutach byli już w kryjówce.Pierwsi wybiegli do nich Yuki i Elena.Zobaczyli swoją mamę strasznie obolałą i sie zmartwili.
-Tato,co sie stało Mamie ? -zapytał Yuki.
-Zaatakowali nas.Wasza matka oberwała bardzo mocno i boleśnie.Jeden o mało jej nie zabił,bo skierował ostrze prawie prosto w serce.Lecz sie odwróciła i unikneła śmierci.Ale żyje ledwo.Strasznie ją boli-powiedział Leonardo,a Lea ciągle jęczała,a Leo ją kołysał,próbując chociaż troche spowolnić ból.
Pocałował Lee w czoło i ją kołysał cały czas.
-I to w Wigilie.-dodała Elena.
-Niestety.Yuki,biegnij już szybko po Wujka Donnie'go.-dodał Leo.
Yuki kiwnął głową i pobiegł do laboratorium po Donatello.
-Elena,Ty idź po lód,wróć i przynieś dużo kocy.-dodał do Eleny.
Córka mu przytakneła i pobiegła po kazane jej rzeczy.Elena była bardzo podobna do Lei.Leonardo sie zamyślił i przestał kołysać Lee.Usłyszał jęczenie Lei i znowu ją kołysał.Usiadł z nią na rękach,wziął poduszke do ręki i posadził na niej głowe Lei.Lea jęczała.Leo pocałował ją w policzek.Uśmiechneła sie lecz ten uśmiech trwał 3 sekundy i dalej jęczała.Była taka sama jak wcześniej.Nic przez te lata sie nie zmieniła.Nic..a nic...taka sama.Elena wróciła z kocami i przykryła Lee,siadając przy swoim ojcu.
-Tato,czy Mamie nic nie będzie ? -spytała.
-Elena,nie wiem.Jest mocno poszkodowana.Sam chciałbym być dobrej myśli.-odpowiedział.-Spójrz na jej klatki piersiowe.-dodał.
Córka Leo popatrzała.Jak sie okazało były pokrwawione.Krwawiło Lei przez sukienke.Donnie i Yuki przyszli tak szybko jak mogli.
Tia..nie wiem czy w ogóle jest sens to kontynuować,bo i tak nikt tego nie czyta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro