Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7


Pojechałem do apartamentu przebrać się, chciałem wyglądać, jak człowiek. Już mnie uwierało, że chodzę dwa dni w tym samym garniturze. Zaparkowałem samochód w podziemnym garażu. Zabrałem torbę z siedzenie pasażera i ruszyłem do windy. Mój apartament mieścił się na ostatnim piętrze wieżowca, do którego prowadziła osobna widna, wstukałem na wyświetlaczu kod dostępu. Przecież nie będę jeździł tą samą windą co reszta ludzi. Tak miałem się za kogoś wyżej od innych.  Apartament był spłatą części długu, który przyjąłem z otwartymi rękami. Chociaż John Clarkson tutejszy makler nie był tak skory do oddania go, ale łagodnie to ujmując moja siła perswazji jest tak potężna, że mógłbym przenosić góry. Do rzeczy John Clarkson był maklerem, jego praca polegała na obrocie na giełdzie akcjami. A że kolesiowi nudziło się w życiu i zaczął grać w kasynie, eh ludzie nie zdają sobie sprawy, jak szybko można wpaść w szpony hazardu. Wygra się dwa albo kilka razy, a potem zła passa sprawia, że przegrywasz wszystko co masz. I dla taki ludzi, jak John nawet własne życie nie jest cenne, nawet je potrafił sprzedać i co mu z tego przyszło. Całe jego dobra materialne nie wystarczyły na spłatę zaciągniętego zadłużenia wobec mafii. Kiedy człowiek nie ma już z czego oddać zostaje sprzątnięty, dla zasady. Żeby inni jemu podobni widzieli, że mafia to nie fundacja dobroczynna. A teraz ja cieszę się pięknym miejscem z najlepszym kurwa widokiem na wszystkie dzielnice Nowego Yorku, a John wącha sobie kwiatki od spodu.

Z windy wyszedłem od razu na hol, czarne marmurowe płytki odznaczały się na tle białych ścian. Czarne dwuskrzydłowe drzwi oddzielały tą przestrzeń od reszty pomieszczeń. Otworzyłem je kluczem, wnętrze było dość minimalistycznie urządzone, powyrzucałem niepotrzebne graty, oczywiście wpierw sprawdziłem ile są warte. Większość udało mi się opchnąć, a resztę spaliłem. Salon był połączony z nowoczesną czarną kuchnią. Rzuciłem torbę na czarną kanapę, z kieszeni marynarki wyciągnąłem telefon. Odruchowo chciałem sprawdzić czy ktoś do mnie nie dzwonił, okazało się, że był rozładowany. Podszedłem do szerokiej czarnej komody na której była ładowarka indukcyjna położyłem na niej telefon. Musiałem się w tej chwili przebrać, już wszystko mnie kurwa uwierało i swędziało. Zanim jednak zmieniłem ciuchy, znowu poszedłem wziąć prysznic.

Tak tego było mi trzeba, kolejnego zimnego prysznica to na jakiś czas wyrzuciło z mojej głowy myśli o Elisie. Wziąłem telefon w dłoń włączyłem go, zanim się zładował w międzyczasie zapinałem guzik koszuli i poprawiałem spodnie. Dosłownie pięć minut późnej miałem dziesięć wiadomość, oraz piętnaście nieodebranych połączeń.

-Ja pierdolę – Westchnąłem. Dziesięć było od Julia i aż pięć od Leonarda. I już wiedziałem, że coś się kurwa stało. Zarzuciłem marynarkę na ramiona, zabrałem kluczyki z blatu wyspy kuchennej, w między czasie wykręcałem już numer do siostry.

-Aiden, w końcu, gdzieś ty się kurwa podziewał! – Zapiszczała do słuchawki Julia.

-Co jest? – Zapytałem zdenerwowany. Ona bardzo rzadko przeklinała o ile w ogóle.

-Mama miała zapaść – Po tych słowach rozłączyła się, musiało minąć z pięć minut nim dotarły do mnie te słowa, tępo wpatrywałem się w wyświetlacz telefonu. Stałem na środku podziemnego parkingu i oprzytomniałem dopiero jak jakiś debil zaczął na mnie trąbić. Pokazałem mu środkowy palec i ruszyłem do swojego samochodu. W czasie jazdy zastanawiałem się nad tym czy aby nie za ostro dzisiaj  jej nie potraktowałem. Do wyrzutów sumienia było mi daleko, jednak było te ale. Przybyłem do klinki, kobieta z recepcji, jak tylko mnie zobaczyła od razu do mnie podeszła. Poinformowała które piętro i pokój.

W poczekalni zastałem Julię, siedziała skulona na fotelu i niespokojnie machała nogą. Za szyby widziałem leżącą na łóżku matkę, podłączoną do różnych obiektów i rurek. Zaniepokojony westchnąłem, ale bardziej przeraził mnie widok wuja, który siedział obok niej i trzymał ją za dłoń. Przełknąłem nerwowo silnię, na widok jego łez. Jej stan musiał być poważny, kurwa!

-Aiden jesteś – Julia wstała i mocno się do mnie przytuliła, był to jeden z nielicznych razy, kiedy jej na to pozwoliłem. Objąłem ją jedną dłonią, a drugą zaciskałem pięść ze zdenerwowania.

- Leonardo jest w równie kiepskim stanie – Wyjąkała.

-Co się wydarzyło? – Zapytałem.

-Pokłócili się, no i ty swoje dołożyłeś do pieca.

-Giorgio ci powiedział? - Uniosłem brwi zdziwiony - Nagle ze sobą rozmawiacie? – Zakpiłem, odepchnąłem ją lekko od siebie. To byłoby na tyle naszej miłej wymiany zdań. Spojrzała na mnie urażona, poprawiła swoje blond loki i odgarnęłam ja na bok.

-Jest moim mężem oczywiście, że ze sobą rozmawiamy - Odpyskowała oburzona. Udawała głupią, to już nie pamięta, jak podczas wigilii musiała ogarniać dzieciaki sama, bo jej mężulek nie kiwnął palcem.

- Wiesz mógłbyś choć raz przestać być takim idiotom! – Wytknęła mi obrażona.

-Co ja? - Oburzyłem się - A, że niby ty nie jesteś bez winy, to ty cały czas się mnie czepiasz – Wyrzuciłem jej.

-Według ciebie to jest czepianie się? – Zapytała oniemiała. Pokręciła głową i odeszła jeszcze dalej ode mnie.

-To co nazywasz czepianie się, jest próbą nawiązania normalniej rozmowy z tobą.

-Normalniej rozmowy? Czy ty siebie słyszysz kobieto? – Westchnąłem urażony.

-Tak, a jak inaczej mam z tobą rozmawiać? No powiedz mi, ty się w ogóle nie odzywasz. Traktujesz mnie jak powietrze, a jestem twoją siostrą!

-Bo jestem zwyczajnie zajęty! Nie mam czasu na takie rzeczy oraz ochoty – Zobaczyłem zawiedzenie w jej spojrzeniu. Ja pierdolę niech mnie ktoś kurwa dobije, czego ona nie rozumiała. Ja nie lubię gadać o pierdołach, dla mnie to marnotrawco czasu. Nie jestem tak rozgadany, jak ona dla mnie rodzinne uroczystości to katorga. Nie jestem najlepszym rozmówcą i tyle.

-Czy na litość Boską moglibyście się nie kłócić, kiedy za drzwiami obok leży wasza nieprzytomna matka! - Zagrzmiał wkurzony Leonardo. Stał przy drzwiach i gromił nas oboje rozwścieczonym spojrzeniem.Oboje z siostrą zamilkliśmy, Julia nabrała wody w usta, a ja czułem się jak skończony idiota. Oczywiście wuj miał racje zachowywaliśmy się jak dzieci, a nie dorosłe osoby. Oboje daliśmy się ponieść nerwom. Usiadłem jak najdalej siostry. A wuj pomiędzy nami.

-Kiedy opuściłeś rezydencje pokłóciłem się z twoją matką znowu. Już rano doszło między nami do spięcia, bo powiedziałem jej o waszym ojcu. Potem miała do mnie pretensje o to, że pokazałam ci teczkę jego kochanki. Od słowa do słowa przyznała się przede mną do tego, że wtedy w Valdez, kiedy zabieraliście resztę swoich rzeczy, widziała go widziała Antonia w waszym rodzinnym domu i nic mi o tym nie powiedziała - Spojrzałem na siostrę zaskoczony i zdenerwowany, a ona na mnie. Zrobiła taki duże oczy ze zdziwienia. Oboje z Julią nie mieliśmy o tym pojęcia, o ile pamiętam zebrałem swoje rzeczy, Julia też i wyszliśmy z domu razem z Leonardem. Mama została sama w środku, bo potrzebowała pobyć tam chwilę sama.

-Nie miałam o tym pojęcia – Wydukała Julia.

-Ja także -Odparowałem.

-Wkurwiłem się tak bardzo.... Powiedziałem o parę słów za dużo, a wtedy wasza matka...-Zawiesił się i nie dokończył zdania, ale nie musiał nic mówić, bo oboje z siostrą wiedzieliśmy do czego to doprowadziło. Leonardo wyglądał na załamanego, twarz miał zanurzoną w swoich dłoniach i wyglądał na tak słabego, aż przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy. Byłem wstrząśniętym tym co przed chwilą powiedział wuj. Moja matka zapewne myślała, że ocali mojego ojca od śmierci, prawdą jest tylko, że wydłużyła tylko moment oczekiwania na nią. Nie potrafiłem zrozumieć jednego, ten facet tak ją okłamywał, każda inna kobieta szukałaby zemsty, a ona chciała go za wszelką cenę ocalić.

-Co mówią lekarze? – Zapytałem by przerwać tą niewygodną ciszę.

-Silny stres spowodował u niej stan przed zawałowy. Jest nieprzytomna, ponieważ dostała dużo leków. Jestem na nią cholernie wściekły, ale myśl o tym, że mógłbym ją stracić  przeraża mnie jeszcze bardziej – Pokręcił głową i opuścił ją na dół. Julia przysiadła się bliżej niego, chwyciła jego dłoń, by okazać mu tym gestem wsparcie. Ja siedziałem jak słup soli nie wiedząc co zrobić. Nigdy nikogo nie pocieszałem, zawsze to ja byłem tą osobą, która zadawała ból, nie potrafiłem odnaleźć się w tej sytuacji.

-To też jest moja wina – Powiedziałem cicho – Nie tylko twoja – Pokreśliłem. Inaczej nie potrafiłem go pocieszyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro