25
Arrigo
Nie zdążyłem jeszcze wrócić do siebie do mieszkania, telefon od Elisy totalnie wybił mnie z rytmu. Ona nigdy do mnie nie dzwoniła chociaż od samego początku posiadała mój numer. Zaniepokoiło mnie to, chociaż miałem jakiś tam promyczek nadziei. Kurwa od kiedy używałem taki słów jak „promyczek" Burknąłem do siebie w myślach. Nie ważne, chciałem żeby ona sama od siebie do mnie zadzwoniła i właśnie do tego doszło. Odebrałem jej głos w słuchawce wydawał się inny niż zazwyczaj. A więc jednak ten niepokój był uzasadniony, pokłóciła się z ojcem, chciała abym po nią przyjechał i zabrał do siebie. Więc Carllo zrobił jej dzisiaj awanturę o tak późny powrót do domu, facet, który był dla mnie jako nastolatka kimś godnym podziwu, niestety muszę przyznać, że traci w moich oczach. Zakręciłem na najbliższym skrzyżowaniu i i skierowałem się w stronę siłowni. Kiedy dotarłem na miejsce i zaparkowałem pod siłownią wysłałem Elisie smsa żeby wyszła z domu. Niespokojnie dudniłem palcami po kierownicy. Biłem się z myślami, aż kurwa kusiło mnie żeby tam pójść i dolać oliwy do ognia. W końcu byłem w tym najlepszy i działem najwidoczniej na Carllo, jak płachta na byka. Ale powstrzymywał mnie jeszcze zdrowy rozsądek, o dziwo wciąż go miałem.
Minęło co najmniej dwadzieścia minut, nerwowo przejrzałem telefon, ale nie było od mojej dziewczyny żadnej odpowiedzi czy nieodebranego połączenia. Raczej wątpię żeby zrezygnowała dobrowolnie z wyjścia z domu, dlatego szybko napisałem wiadomość do jej siostry.
Jestem na dole, co się dzieje?
Po pojawiających się trzech kropkach na ekranie, widziałem już, że Saveria piszę do mnie odpowiedź.
Papa nie chcę wypuścić jej z domu
O ja pierdolę, przejechałem dłonią po twarzy, no muszę tam iść. Tylko nie chcę robić czegoś pod wpływem impulsu tak postąpiłyby narwany Arrigo. Szybko wykonałem telefon do ojczyma. Odebrał po drugim sygnale, streściłem mu wszystko. Słyszałem jego głośne westchnienie w telefonie.
- Jest twoją narzeczoną, a nie żoną
- Jeszcze...- Wtrąciłem się zniecierpliwiony.
-Carllo jest głową rodziny i według naszej domeny jego słowo jest ponad wszystko inne.
- No chyba nie powiesz mi, że nie mogę nic w tej sytuacji zrobić - Odpowiedziałem zirytowany.
- Arrigo cały czas mi przerywasz, czy mogę dokończyć? – Zapytał poważnie Leonardo.
- Jasne – Rzuciłem wysiadając z samochodu. Musiałem zapalić papierosa. Chłodne powietrze minimalnie ocuciło moje samobójcze zapędy, ale tylko minimalnie. Zaciągnąłem się papierosem, a Leonardo tłumaczył mi co nastąpi, jeśli wtargnę do ich dom i zabiorę z sobą jeszcze „nie swoją żonę" i z każdą minutą jego triady upewniałem się, że to co chcę zrobić skończy się u niego na dywaniku, ale drań jeden przynajmniej będzie już o tym wiedział.
- Decyzja należy do ciebie, tylko pamiętaj on się może jej wyrzec, a tutaj nie wiemy już jak Elisa sobie z tym poradzi. I nad waszym ślubem mogą zawisnąć czarne chmury – Jak ja kurwa nienawidziłem, kiedy on miał rację. Zapaliłem kolejnego papierosa, pożegnałem ojczyma.
Kopnąłem w puszkę leżącą na parkingu i siarczyście zakląłem. Duma rodziny kurwa tak? Rzuciłem niedopałek na chodnik, pokonałem schody w rekordowym tempie. Powtarzałem sobie w duchu, będę dyplomatą nie dojdzie między nami do rękoczynów. Porozmawiam tylko z nim i go uspokoję. Zapukałem o drzwi otworzyła mi Saveria.
- Wejdź – Zaprosiła mnie do środka. Elisa siedziała na fotelu, wyglądała na obrażoną podkreślały to ręce zaplecione na jej piersi, jednak po dokładnym przyjrzeniu mogłem dostrzec również zaczerwienione oczy i mokre policzki od łez. Grubo, zacisnąłem dłonie w pięści i je rozprostowałem w ciągu minuty powtórzyłem ten ruch paręnaście razy. Musiałem się opanować, ale jej łzy mnie dobijały. Za to Carllo stał do mnie tyłem, a podrzem do swojej młodszej córki, dopiero kiedy Elisia zmieniła wyraz twarzy obrócił się do mnie głową. Był mega wkurwiony świadczyła o tym jego czarowna jak cegła twarz i nozdrza nosa co chwilę zmieszały i powiększały przez nerwowe wdechy.
- Ona dziś z tobą nie wyjdzie! – Oświadczył sucho.
- Tak, wiem szanuje twoją decyzję – Odpowiedziałem, w tym momencie na twarzy Elisy pojawiło się niedowierzanie. Chciała coś powiedzieć, ale pokręciłem głową by tego nie robiła. Sytuacja była już bardzo napięta, a mnie zależało żeby ją załagodzić na tyle ile to jest możliwe. Carllo zmienił pozycję stanął skierowany do mnie całym ciałem.
- Czy mógłbym porozmawiać z twoją córką sam na sam? – Zapytałem. Carllo zwęził swoje zielone oczy podejrzliwe.
- Dobrze, ale ma być przy tym Saveria – Oświadczył. A jakżeby inaczej, biedna Saveria pewnie przejadła jej się ta rola. Elisa wstała poszła do swojego pokoju, Saveria i ja podążyliśmy za nią Kiedy zamknęły się za nami drzwi.
-Nie wierzę! – Elisie dosłownie wypadły z ust te słowa.
- Ale jestem głupią idiotką, myślałam, że wpadniesz tu niczym rycerz na białym koniu i wyswobodzisz mnie z tej zamkniętej wysokiej wierzy – Buzia sama mi się uśmiechnęła na jej słowa. Nawet Saveria wydawała się być tym rozbawiona.
- Ja rycerzem na białym rumaku? – Zakpiłem, choć to nie był odpowiedni czas i miejsce na takie rzeczy. Mogę być mrocznym rycerzem, ale nie pozytywną postacią z bajki, z której na zakończenie bohaterowie rzygają tęczą.
- Nie mogę zrobić nic, i uwierz mi strasznie mnie to boli, ale twój ojciec jako głowa rodziny ma decydujące słowo. A pomyślałaś co by było gdyby się ciebie wyrzekł!? – Elisa spojrzała na mnie jak na debila.
- A co my żyjemy kurde w średniowieczu!? – Zakpiła.
- Niestety trochę tak, gdyby Carllo wyrzekł się ciebie, mogło by nie dojść do ślubu. Bo kurwa pieprzone pozory są ważniejsze, bo nie mogłabyś za mnie wyjść mając tak zszarganą opinię.
- Wszyscy dobrze wiecie że już jestem kurwa sto razy bardziej zszargana – Powiedziała to i nagle zamilkła.
-Ale tylko my o tym wiemy....
- Tego raczej nie udałoby nam się wyciszyć. Wytrzymaj, proszę cię Elisa- Podszedłem do niej i po prostu przytuliłem ją do siebie. Wpierw dziewczyna walczyła ze mną, jednak potem przestała. Ona musi zrozumieć, że nie ma innej drogi.
- Przyspieszę nasz ślub na tyle ile się da, możemy się pobrać nawet w przyszłą niedzielę. Wtedy będziesz już moja.
- Twoja? – Odpowiedziała pytająco, kiedy patrzyłem na jej czerwone oczy i tą mokrą od łez twarz chciałem ją naprawdę ze sobą zabrać, żeby nie musiała już więcej cierpieć przez swojego ojca debila. Jednak nasza tradycja, nasze zasady były ponad wszystko inne. I bardzo nie chciałem stąd wychodzić, zostawiać jej. Chciałem ją pocałować i nie wypuszczać ze swoich objęć. Nagle odezwała się Saveria.
- Przepraszam was, ale czuję się strasznie, gorzej niż piąte koło u wozu i gorzej niż gówno. Oczywiście to piękne być świadkiem tak intymnej chwili między wami, ale z drugiej strony to chore, że tutaj jestem – Szepnęła zakłopotana. Jeszcze raz spojrzałem Elisie w oczy.
- Wytrzymaj, zachowuj się jak aniołek, a ja zrobię wszystko co w mojej mocy, abyś nie musiała się dłużej użerać z tym staruchem, któremu już bije na dekiel.
- On powinien sobie znaleźć żonę – Rzuciła Saveria. Oboje popatrzyliśmy na nią z Elisą.
- No co, w końcu kto jak nie kobieta potrafi zmiękczyć dupę faceta – Z uśmiechem na utach pożegnałem się z narzeczoną i jej siostrą nieszczęsna przyzwoitką, nim wyszedłem zapewniłem Carllo, że będę odwoził jego córkę z naszych spotkań nie później niż o dwudziestej drugiej. Przeprosiłem go za dzisiaj i wyszedłem.
Następnego dnia osobiście pofatygowałem się do hotelu, rudowłosa recepcjonistka była dla mnie bardzo miła i obiecała zawiadomić moją siostrę o moim przybyciu. Stwierdziłem, że trzeba tę rzecz załatwić osobiście. Stałem przodem do ściany obserwowałem stare kopie zdjęć oprawione w wielkie złote ramy, które zdobiły ściany hotelu. Większość z nich, to zdjęcia z przeszłości, stanowiące historię hotelu. Jedno z nich upamiętniało otwarcie hotelu, które nastąpiło w 1948 roku. Na kopi fotografii znajdował się młody wuj Vittorio, obok niego stała mała dziewczynka, była to zapewne babcia Barbara, pozostałych osób nie byłem wstanie zidentyfikować.
- O proszę cóż za spotkanie – Powiedziała podchodząca do mnie kobieta.
- Arrigo, dawno cię tutaj nie widziałam – To była Sofia córka Farnko Cannvacciuolo szefa oddziału pierwszego. Sofia jakiś czas temu zalecała się do mnie, powiedziała mi nawet kiedyś wprost, że tworzylibyśmy wyśmienitą parę. Liczyła na małżeństwo ze mną, ale ja wtedy unikałem tego tematu jak ognia tak jak i potencjalnych wybranek, zupełnie o niej zapomniałem. Rozjaśnione platynowe włosy miała ułożone w misterny kok z tyłu głowy. Jej szara kopertowa sukienka podkreślała wdzięki. W zielonych psotnych oczach mignął błysk. A obok wydatnych i sztucznie powiększonych ust widniał czarny pieprzyk. Była piękną kobieta, ale z tego co pamiętam przeszkadzał mi jej wyniosły charakter, oraz to, jak się wyrażała o klasie średniej naszej społeczności, była kwintesencją córeczki bogatego tatusia, zbyt przesiąknięta luksusem żeby zniżać się do naszego poziomu. Takie gadanie i zachowanie było dla mnie odpychające. Znałem swoje miejsce i zawsze będę pamiętać skąd pochodzę. Uważam, że każda osoba powinna mieć w sobie choć odrobinę pokory.
- Sofio – Wypowiedziałem tylko jej imię, nie czułem potrzeby żeby witać się z nią inaczej. Zresztą ja wszystkich, no dobra pewną większość traktowałem chłodno.
- Słyszałam o twoich zaręczynach hm...- Obeszła mnie w koło powoli, patrząc przy tym oceniająco.
-Jak możesz wiązać się z dziewuchą o tak niskim statusie! Ty szef oddziału piątego!? Moja propozycja jest dalej aktualna... - Zamrugałem kilkukrotnie porażony jej propozycją. Byłem zaręczony z inną, a ona proponuje mi żeby zerwał z narzeczoną i wybrał ją. Ona chyba była zdesperowana, bo inaczej tego nie mogłem nazwać. A potem dołączył do niej mężczyzna, znałem go to był pod szery oddziału czwartego Camillo Bianchi. Na powitanie podał mi dłoń, uścisnąłem ją.
- Kochanie, nasze spotkanie zostało przesunięte o pół godziny, więc może skoczymy na kawę – Camillo skierował w stronę Sofii te słowa. A mnie aż zmroziło, musiałem schować obie dłonie do kieszeni. Zdusiłem w sobie chęć dolania oliwi do ognia, no proszę składa mi takie propozycje mając narzeczonego to dopiero trzeba mieć czelność. Biedny Camillo współczuje mu takiej żony. Z daleka dostrzegłem moją siostrę, przeprosiłem parę i wyszedłem jej na spotkanie byle daleko od tej dwójki. Chwyciłem jej dłoń i od razu bez zbędnego pierdolenia zaciągnąłem ją za recepcję gdzie znajdował się jej gabinet, kurwa powinienem tam pójść od razu, a tak pozostał mi niesmak po wcześniejszym spotkaniu. Zamknąłem za nami drzwi, a Julia oparła się tyłkiem o blat swojego biurka.
- No dobra ty, rzadko mnie odwiedzasz, poprawka ty w ogóle mnie nie odwiedzasz w pracy. Czemu zawdzięczam te wizytę?
- Musimy przyśpieszyć ślub – Julia popatrzyła na mnie powątpiewająco, wstała okrążyła biurko, na którym leżał otwarty kalendarz.
- Odpada za tydzień sala jest zarezerwowana dla Sofii Cannvacciuolo i Camillo Bianchi – Ja pierdole tylko nie oni.
- Jestem z Elisą w sytuacji podbramkowej potrzebujemy by wesele odbyło się za tydzień – Julia obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Elisa jest w ciąży? - Zapytała całkiem poważnie.
- Co? Nie, nic z tych rzeczy... - Wziąłem głęboki wdech, powoli najpierw ślub, potem dzieci może po dwóch, trzech latach.
-Arrigo nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę jak wielkie jest to przedsięwzięcie logistyczne by pospinać wszystko w całość, trzeba rozesłać zaproszenia, nie wiem czy większość gości w ogóle przyjdzie.
- Dobrze wiesz, że zależy nam jedynie na rodzinie reszta to tylko pokazówka. Pójdziemy na ustępstwa – Zapewniłem.
- Ustępstwa powiadasz, no dobra Sofia i Camillo biorą ślub w sobotę, wy moglibyście w niedzielę. Tylko musiałabym załatwić kościół na ten czas, jeżeli chodzi o datek będzie to sporo kosztować.
- Wiesz, że cena nie ma znaczenia
- Będę mieć mnóstwo rzeczy do ogarnięcia, ale myślę że dam radę jakoś to pospinać - Powiedziała, podszedłem do niej położyłem jej dłonie na ramionach.
- Bardzo ci za wszystko dziękuję - Rzekłem. Julia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Wow, Elisa ma na ciebie dobry wpływ, ty nigdy mi za nic nie podziękowałeś - I to by było na tyle czułości z naszej strony jako rodzeństwa. Puściłem ją schowałem ręce do kieszeni spodni.
- Przygotuj się, bo od poniedziałku będziesz biegał, jak kot z pęcherzem. A i mógłbyś kupić sobie już smoking do ślubu, chociaż nie wiem czy Leo nie będzie chciał aby uszył ci go jego prywantny krawiec.
- Na to chyba już za późno - Odparłem.
- Lepiej powiedz rodzicom osobiście, z tego co mi wiadomo mieli lecieć gdzieś na weekend.
- Tak zrobię - Bez pożegnania opuściłem jej gabinet.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro