Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2



Sunąłem swoim najnowszym Audi RS7 po opustoszałych ulicach Nowego Yorku, wspaniale było poczuć pełną moc silnika i to bez zbędnego zatrzymywania się, czy wiecznie wkurwiających korków. Kierowałem się do Staten Island, które było okręgiem piątym, a ja byłem szefem tego pododdziału. Nie byłem podirytowany, byłem wkurwiony faktem, że dwa razy musiałem pokonywać tę samą drogę. Sergio mógł mi o tym powiedzieć z samego rana, podjechałbym do niego i było by po sprawie. Powinienem teraz zasiadać do kolacji wigilijnej ledwo, co udało mi się wymknąć. Rzadko bywałem w rodzinnym domu, a mojej matce cholernie zależało na tej kolacji. Dlatego musiałem szybko uwinąć się ze sprawą. Chciałem uniknąć wyrzutów nie tylko z jej strony, bo wiem, że to zapoczątkowałoby kolej wydarzeń, których scenariusz znałem na pamięć. Potem te wyrzuty czyniłby mi wuj, a na koniec dopierdoliłaby do pieca moja siostrunia. I mój w miarę dobry nastrój prysnąłby jak bańka mydlana. Sergio Rosso dobrze wiedział czym są święta Bożego Narodzenia dla włoskiej rodziny i przez te pieprzone dwa dni wszyscy bez wyjątku mieli spędzać czas ze swoimi bliskimi. A jednak kurwa sprawa, którą miał mi do przekazania mój podwładny ponoć dotyczył tylko mnie. Ciekawe co mogło być tak ważne?

Zaparkowałem pod małym białym domem, których pełno było w tej dzielnicy. Klasa średnia mieszała się z nowobogackimi, a między nimi moi ludzie. Sergio był na tarasie z papierosem w ustach, chodził nerwowo to w jedną to w drugą stronę, pocierając dłonie z zimna. Ubrany był w jeden z tych tandetnych świątecznych swetrów, który na dodatek świecił. Prychnąłem pod nosem na ten widok. Nigdy kurwa więcej nie pozwolę nikomu założyć na siebie tak upokarzającego wdzianka! Te sweterki były uwłaczające dla naszego  męstwa i aż ciężko było mi patrzeć na niego.  Wysiadłem z samochodu i gdy ten mnie dostrzegł nerwowy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Szybko zgasił papierosa w stojącej obok doniczce z miniaturową choinką. Sergio był niższy ode mnie o głowę, niestety jego sylwetka dalece była od wysportowanej. Włosy miał czarne jak smoła ostrzyżone na jeża. Jego  zielone oczy wydawały się sporo większe za sprawą okularów, które osadzone był na dużym krzywym nosie.

-Arrigo - Poklepał mnie po ramieniu na powitanie.  Sergio był specem od komputerów w moim oddziale, zajmował się też hakowaniem i naszą obecnością w dark necie.  Pracował głownie ze swojego domu, albo z biura, które znajdowało się na ostatnim piętrze hotelu Lombardio. W oczy rzucił mi się jego kapcie renifery.  Przemilczałem ten fakt, że też nie było mu głupio paradować przed swoim szefem w tym wdzianku, no cóż.

- Do rzeczy, co było tak pilne? - Zapytałem.

- Najlepiej będzie, jak sam to zobaczysz, zapraszam - Otworzył przede mną drzwi swojego domu zapraszając do środka. Z holu dostrzegłem jadalnie, przy stole siedziała jego rodzina. Moje pojawienie się zaburzyło ich spokój. Po raz kolejny przeklinałem w myślach, na to, jaką porę sobie wybrał. Musiałem iść się przywitać, dobre maniery przede wszystkim, prawdę mówiąc  byłem już mocno rozdrażniony całą tą sytuacją.

- Dobry wieczór - Przywitałem się, najpierw podszedłem do starszej kobiety, która musiała być zapewne jego  matką. Ująłem jej dłoń i pocałowałem.

- Ach pan Lombardio - Westchnęła staruszka, jej skóra była pomarszczona niczym suszona śliwka, włosy miała zupełnie białe i upięte w wysoko kok. Była chuda jak patyk i jak zauważyłem siedziała na wózku inwalidzkim. Ale z jej czekoladowych oczy biła radość i pogodność.

- Seniora wygląda kwitnąco - Kobieta zbyła tą uwagę machnięciem dłoni, ale mimo to jej policzki zaróżowiły się.  Kiedy tylko chciałem potrafiłem być czarujący, a mój urok działał na wszystkie kobiety nawet te sędziwe.

- Może pan zasiądzie z nami do kolacji? - Zaproponowała żona Sergia. Valeria była piękną kobietą, a jej czarne włosy opadały kaskadami na ramiona. Spojrzałem na ich córkę, która wdała się w matkę,  Dziewczyna nie mogła mieć więcej niż piętnaście lat, ale makijaż  mógł zmylić niejednego faceta. W naszym środowisku dziewczęta mogły się malować dopiero po ukończeniu osiemnastych urodziny. Ja w swoim oddziale dbałem by te zasady był zachowane, dlatego teraz poczułem się urażony tym faktem. Kolejny raz musiałem wziąć na wstrzymanie, bo były święta, kurwa! Ale nie omieszkam zwrócić uwagi Sergio. Być może skończyłem szkołę w wieku szesnastu lat, ale to nie oznaczało końca moje edukacji. Wuj Leonardo zadbał o to bym uczęszczał na lekcje włoskiego i był obyty z zachowaniem. Tych ostatnich zajęć szczerze nienawidziłem, jednak muszę przyznać przed samym sobą, że są teraz dla mnie przydatne. Jako szef oddziału musiałem świecić przykładem dla swoich żołnierzy. Być wręcz krystalicznym, dlatego długo zastawiałem się na przyjęciem jego propozycji, o zostanie dowódczą oddziału. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z tego, że jako syn zdrajcy nie będę mógł awansować wyżej, a o zostaniu Capo mogłem jedynie śnić. 

- Niestety nie mam czasu, ale dziękuję za propozycję -  Przeprosiłem wszystkich i podążyłem za żołnierzem. Czekał na mnie przy drzwiach prowadzących do piwnicy. Zeszyliśmy po wąskich schodach, musiałem schylić głowę ponieważ strop w wejściu znajdował się niżej. W przyciemnionym pomieszczeniu dominowała masa sprzętu komputerowego, która świeciła się bardziej niż ustrojone choinki. Biurko było w kształcie litery "U", a na nim ustawiony były cztery monitory, na każdym ekranie wyświetlone było co innego. Sergio zaświecił światło i podał mi białą teczkę. Zbity z tropu otworzyłem ją zupełnie nieświadomy zawartości. Po wpływem zdjęć, które zobaczyłem zamarłem. Chcąc ukryć swoją reakcję odwróciłem się plecami do mojego towarzysza. To były zdjęcia, które przedstawiały  rodziców z córką, która kończyła szkołę, bo miała na sobie niebieską togę. Na drugim planie widniał mężczyzna w szarym kombinezonie, a na jego lewej piersi był napis" Obsługa uczelni" Została uchwycona dokładnie jego twarz,  mocno zarysowaną szczeknę pokrywała teraz długa broda, włosy sięgały mu do szyi były cienkie i poszarpane, ale te oczy i te spojrzenie poznałbym wszędzie. Boże! Po kręgosłupie przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz, chyba miałem omamy!? Czy to był mój ojciec? On żył!? Kurwa mać! Zacisnąłem usta w wąską linię, a dłonie w pięści gniotąc przy tym papier.

- Skąd to masz? - Uniosłem się wzburzony obracając twarzą do Sergia.

- Mam rodzinę w Vancover, te zdjęcia które oglądasz zostały mi przesłane przez kuzyna mojej żony. Chciał pochwalić się ukończeniem przez swoją córkę studiów. Nawet nie pokazałem ich swojej rodzinie - Wytłumaczył.

- Stary, jestem równie zszokowany co ty!  Wybacz, że dopiero teraz ci je pokazuje, ale musiałem  zrobić rozeznanie. Poprosiłem kuzyna by zrobił mu więcej zdjęć, wtedy dopiero mogłem porównać je z tymi, którymi posiadam. Musiałem być pewnie że ten mężczyzna na zdjęciu to twój ojciec - Dodał. Przymknąłem na chwile oczy by przetrawić jego słowa. Jak dowie się o tym Leonardo to wpadnie w szał, a moja matka? Kurwa co za jebana sensacja mój ojciec zdrajca nadal żył. Poczułem narastającą wściekłość, miałem ochotę coś rozpierdolić ręce aż mnie swędziały. Musiałem jednak się opanować, bo nad nami wciąż trwała kolacja wigilijna.  Podszedłem do biurka zerknąłem na pierwszy monitor, Sergio otworzył folder z pozostałymi zdjęciami. Przeglądałem je powoli badając każdy szczegół jego twarzy, skonsternowany klikałem dalej. Widocznie mój drogi ojczulek traktował umieranie jak sporty ekstremalne. Dwa razy! Dwa razy był uznawany za trupa. Nie potrafię zrozumieć jednego, jak mógł to zrobić nam swojej rodzinie, moja matka nie potrafiła się pozbierać po jego śmierci. Tak bardzo go kochała, a on tylko myślał o swoim tyłku. Był tak wielkim tchórzem! Być może kiedyś chciałbym mu jakoś pomóc, ale teraz byłem już członkiem mafii, organizacji od której on ucieka całe życie.

- Wydrukuj mi je - Poleciłem odchodząc od biurka, by zrobić mu miejsce, chwilę milczałem. Bo jego odkrycie kurwa odebrało mi mowę. Sergio wręczył mi plik kartek, schowałem je do teczki.

- Co zamierzasz? - Zapytał.

- To co powinienem, poinformuje o twoim odkryciu naszego Capo.

- Ale to jednak twój ojciec zdajesz sobie sprawę z tego, że Leonardo go zabiję - Dociekał. Wiem co chciał zrobić, wybadać moją reakcję i sprawdzić po czyjej jestem stronie. Dla mnie to było oczywiste.

- Takie są zasady. Powierzony mafii aż do śmierci, chyba nie muszę ci przypominać dalszych słów naszej przysięgi. On musi zginąć i w końcu dokona żywota, a czy za spust pociągnie Leonardo czy to będę ja, już nie twoja w tym głowa - Odpowiedziałem złowrogo, spojrzałem na niego twardo. Bez pożegnania opuściłem jego dom, wsiadłem do swojego samochodu, rzuciłem teczkę na fotel pasażera.

-Szlag! Szlag! Kurwa! - Uderzyłem pięścią w kierownicę, aż klakson wydał zduszony przeciągły dźwięk. Zdegustowany i wkurzony na maksa z piskiem opon odjechałem z pod domu żołnierza.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro