15
Arrigo.
Wraz z Flavio przeszukaliśmy park, który znajdował się zaraz visa vi apartamentowca, w którym mieszkałem. Przyznam nigdy tutaj nie byłem, bo nie było mi po drodze zresztą nie należałam do tego typu osób, które lubują się w spacerkach po mieście. We wschodniej części parku rosło więcej drzew, właśnie tam znalazłem telefon, nacisnąłem guzik blokady i na pękniętym wyświetlaczu ukazało się zdjęcie uśmiechniętej Elisy i Saverii. Więc to zdarzyło się tutaj, w oczy rzuciło mi się miejsce, gdzie trawa była bardziej ugnieciona. Tu dziewczyna została zgwałcona. Kucnąłem przy tym miejscu, wpatrywałem się w trawę jakby miało mi cokolwiek podpowiedzieć, czy ułatwić. Tak naprawdę przepływał we mnie gniew, a rosnąc we mnie furia musiała zostać powstrzymana. Tylko kurwa jak? Jak miałem to zrobić? Moje myśli przywodziły mi do głowy obrazy Elisy z wczorajszego wieczoru, ten widok wyrył się w mojej pamięci. Rzadko co ma na mnie wpływ, ale wczoraj poczułem się wstrząśnięty. Z moich ust wydobył się warkot. Wstałem spojrzałem jeszcze raz na wejście i wyjście z parku oceniając drogę z jednego wejścia do drugiego i kurwa nie był to wcale szmat drogi. Przejście z punktu A do punktu B zajmował niecałe dziesięć minut Elisa miała pecha, ale ten kto jej to zrobił będzie mieć jeszcze większego, gdy tylko wpadnie w moje ręce, będzie zdychał powoli. Za moich pleców wyszedł Flavio obróciłem się do niego twarzą, niósł brązową skórzaną torebkę.
- To chyba należało do dziewczyny - Powiedział.
- Przeszukałem portfel nie było w nim pieniędzy, ani karty kredytowej, ale reszta dokumentów tak - Oboje wiedzieliśmy, że niewiele ludzi przeszłoby obojętnie koło lezącej torebki, więc kasę musiał ktoś sobie wziąć. Jeszcze raz ostatnim spojrzeniem omiotłem przestrzeń w koło. Kamery były zamontowane jedynie przy budynkach, a sam park nie był zabezpieczony monitoringiem. Idealne miejsce dla gwałcicieli. Schowałem telefon do torby dziewczyny, a sam zadzwoniłem do Sergio Rosso, który miał przejrzeć wszystkie taśmy kamer w budynkach dookoła parku. Było tego sporo, ale któraś kamera musiała uchwycić moment, jak ten gnój wychodzi z parku bez tego byliśmy w szarej dupie, bez punktu zaczepienia A obiecałem Elisie, że znajdę tego, kto jej to zrobił. Zawrzało ze mnie z frustracji.
-Arrigo, mam jedno zdjęcie, właśnie wysyłam ci na telefon. Ale będę dalej szukał, choćbym miał przejrzeć wszystkie zapiski z całego miesiąca, znajdziemy go – Obiecał, a ja rozłączyłem się. Na telefonie wyświetliło mi się zdjęcie, które przesłał Serggio. Flavio podszedł do mnie bliżej i obaj próbowaliśmy wypatrzyć choćby jeden maleńki szczegół. Niestety facet był uchwycony tyłem do kamery. Miał na sobie czarne spodnie i czarną bluzę sportową. Dokładnie wiedział, jak miał się ustawić by nie uchwyciło jego twarzy. Siarczyście zakląłem pod nosem. Nic nie szło po mojej myśli.
Wróciłem do swojego biura, które znajdowało się w nocnym klubie „Prayd". W dzień club był zamknięty, niewiele się tam działo, po pomieszczeniach pałętały się jedynie sprzątaczki. Byłem więcej niż zdziwiony, kiedy odwiedziła mnie Saveria. Flavio wpuścił ją do środka, a potem ostentacyjnie lustrował jej tyłek, po czym z ociąganiem się wyszedł.
- Chciałam przeprosić za moje zachowanie w szpitalu, nie powinnam była w ten sposób się do ciebie odzywać – Powiedziała ze skruchą, zaskoczony zaplotłem ręce na piersi.
- Było minęło, co cię tu sprowadza? – Zapytałem, jednocześnie wskazałem jej krzesło prawą ręką, kobieta usiadała.
- Chciałam przedyskutować z tobą kwestię poszukiwań...Tego zwyrodnialca – Oparłem łokcie o blat biurka i przysunąłem się bliżej niej.
- Zapewniam cię, że robię wszystko co w mojej mocy by go dopaść - Powiedziałem poważnie. Saveria nie należała do osób, którym wystarczały tylko słowa. Ona aspirowała na żołnierza, wiedziała, jak funkcjonujemy od środka. I tak dobrze, że przyszła z tym do mnie, a nie pokusiła się o samowolkę, punkt dla niej.
- W to nie wątpię, ale nie mogę stać bezczynnie, kiedy sprawa dotyczy mojej siostry. Chciałabym pomóc – Uniosłem jedną brew zaintrygowany.
- Jeżeli Capo zgodzi się na mój udział oczywiście...
- Capo nie ma tu nic do gadania, to moja dzielnica i to ja jestem za nią odpowiedzialny – Saveria poprawiła nerwowo swoje długie blond włosy. W jej zielonych oczach błyskała złość i determinacja. Można by powiedzieć, że to nas łączyło w ten czy inny sposób oboje chcieliśmy dopaść sprawcę gwałtu i wymierzyć mu karę. Jej pomoc mogłaby mi się przydać, szczególnie w środowisku kobiet. Trzeba było jakoś je poinformować o powinności zrobienia sobie tatuażu, i ona wydawała się do tego idealną kandydatką.
- To co przytrafiło się Elisie nie może się powtórzyć żadnej innej kobiecie z naszej familii - Powiedziałem z przejęciem.
-Zdecydowanie – Przyznała mi rację. Wyjawiłem jej swój plan o tym, że każda kobieta musiała zostać „oznakowana" tatuażem. Saveria wydawała się zmieszana moim pomysłem. Długo milczała, zaczynałem się już stresować, że może jednak nie było to tak świetny pomysł, jak myślałem.
- Ok – Powiedziała w końcu. Odchyliłem się na krześle przyznam ulżyło mi, od tygodnia pozostaje cały czas w napięciu i przyznam zaczyna mi to doskwierać.
- Zróbmy tak, nadgarstek wydaje mi się najlepszym miejscem. My kobiety zawsze możemy go zasłonić w razie gdybyśmy nie chciały odnosić się ze swoim pochodzeniem.
- Jeśli chodzi o miejsce to wybrałem do tego hotel, tylko tam będziemy stanie pomieścić wszystkie zebrane kobiety - Rzuciłem.
- Chcesz to zrobić na raz? - Zapytała z powątpiewaniem.
- Nie tak to powinno wyglądać, najpierw powinniśmy zawiadomić te kobiety, a potem wyznaczyć termin spotkań. Wyobraź sobie co się stanie jak do hotelu zwalą się wszystkie kobiety z pięciu głównych dzielnic - Wytłumaczyłam mi to z jej punktu widzenia, przyznam miała w tym sporo racji.
- To co proponujesz? - Zapytałem unosząc brew.
- Powiadomi je listownie, każda dostanie pismo w którym wyjaśnimy powód tego spotkania. I wyznaczymy datę, w której powinny się zjawić. Zostaw to mnie zorganizuję to z moim dziewczynami z grupy, wszystkim się zajmiemy - Widać, że była zaaferowana całą tą sprawą, to bardzo dobrze, jej zaangażowanie powinno przenieść się także na inne panie.
- Nie, wolałbym żebyś zrobiła to z moją matką i siostrą
- Słucham? – Zapytała oniemiała.
- To co słyszałaś, pod każdym listem powinien znaleźć się podpis Capo. Ta sprawa może zaważyć na waszej przyszłości. Mam na myśli przyszłości kobiet w tej organizacji. Dostałyście dostęp do nauki, do pracy. A co byś zrobiła, gdyby znowu zostało wam to odebrane? Moja siostra Julia jest tą, dzięki której możecie robić coś więcej i to jej najbardziej będzie leżeć na sercu wasze dobro, a moja matka czyli żona Capo również tego dopilnuje.
- Nie wiem, co powiedzieć, to byłby dla mnie prawdziwy zaszczyt móc współpracować z żoną Capo – Odpowiedziała wyraźnie zszokowana.
- Bądź pod telefonem, zorganizuję całe spotkanie i dam ci znać – Pozbierała się w sobie i rzuciła jeszcze jednym pytaniem, które widać mocno ją nurtowało.
- Czy naprawdę zamierzasz się ożenić z Elisą?
- Tak – Odpowiedziałem od razu.
- Miałam o tobie bardzo pochopne zdanie, teraz jednak stwierdzam, że powinnam je zmienić na lepsze – I po tych słowach po prostu wszyła. Chwyciłem za telefon i od razu wybrałem numer do Leo. Kułem żelazo póki było gorące. Poprosiłem go by przekazał wszystko mojej matce i skontaktował się z Julią.
Wieczorem przebrany w dres wyszedłem pobiegać, nie robiłem tego bardzo dawno. Wybrałem park koło domu z wiadomych powodów. Musiałem sam sprawdzić czy o tej porze jest tam naprawdę tak niebezpiecznie. W zasadzie park nie był jakiś ogromny, był usytuowany tak, że leżał po środku i łączył ze sobą dwa osiedla to nowsze z tym starszym. Najpierw obiegłem park dookoła chodnikiem, gdzie światło latarni było najjaśniejsze. Potem wbiegłem do środka o tej porze po za bezdomnymi nikogo tutaj nie było. Bezdomni!? Czemu wcześniej na to nie wpadłem, zawsze mogłem podpytać. Podszedłem do jednej z ławek na której siedział starszy mężczyzna z siwą brodą i długimi włosami. Ubrania miał brudne i podarte a buty miały już najlepsze swoje lata za sobą.
- Dobry wieczór – Rzuciłem w stronę mężczyzny.
- A dobry – Odpowiedział nieco zdziwiony, zlustrował mnie zaciekawionym wzrokiem.
- Nie za zimno na siedzenie tu o tak później porze? - Zapytałem, by jakoś podciągnąć gadkę.
- Właśnie zaraz się będę zbierał do przytułku - Rzekł mężczyzna pokazując palcem na kościół, który był oddalony od parku jakieś pięćset metrów.
- Często pan tu przebywa?
- Prawie codziennie, podziwami widoki o! – Wskazał dłonią na mój apartamentowiec.
- Kiedyś w Staten Island w ogóle nie było takich rzeczy, tylko małe domki, a teraz wielkomiejskość przyszła i do nas - Odpowiedział.
- Czy według pana ta okolica i ten park są bezpieczne?
- No pewno, bywam tu codziennie i nigdy nie widziałem nic niepokojącego – A to ciekawe?
- A przedwczoraj to znaczy w piątek też pan tu był?
- A byłem.
-I nie słyszał pan krzyków gwałconej kobiety? – Facet popatrzył na mnie zaskoczony, spojrzał w lewo potem w prawo. W sekundzie byłem przy nim i przykładałem mu lufę pistoletu do głowy.
- Spokojnie, spokojnie brachu – Próbował mnie uspokoić, tylko że ja byłem spokojny, ale po moim ostatnim pytaniu jego postawa się zmieniła, wiedziałem też że zamierza uciec.
-Wiesz kim ja jestem? Za chwilę otrzymasz ode mnie Bacio della morte – Wypowiedziałem te słowa blisko jego ucha. Jego oczy rozszerzyły się momentalnie, mężczyzna nerwowo przełkną ślinę. Odsunąłem się od niego i bezdomny nie był już tak skory do ucieczki. Po tych słowach już wiedział skąd jestem, kim jestem.
- Nic nie słyszałem przysięgam, zwinąłem się stąd o dwudziestej pierwszej. Przysięgam na Boga – Zarzekał się. Elisa wyszła z kawiarni po dwudziestej drugiej. Kurwa, znowu ślepy top! Mimo to pytałem go dalej może dam ci coś, czego będę mógł się zaczepić.
- Kojarzysz mężczyznę w czarnym dresie?
- Boże biegają tu różne typki, ale nie zawracam na nich szczególnej uwagi. Chociaż w piątki i weekend biega tu taki jeden policjant, ale myślę, że on nie skrzywdziłby żadnej kobiety – Oj zdziwiłby się jak niektórzy policjanci mają nasrane w głowie. No to mam już jakiś trop w zasadzie marny, ale zawsze to coś.
- Skąd wiesz, że jest policjantem?
- Bo kiedyś zaczepiały mnie tu takie dzieciaki, a on pomógł mi z nimi.
- Wiesz, jak się nazywa? – Bezdomny pokręcił głową na nie. No to zapowiada się, że pobiegam sobie jeszcze w piątek i w weekend. Kurwa zajebiście!
- Tej rozmowy nie było, a jeśli piśniesz o tym komukolwiek znajdę i zabiję, zrozumiano? – Spojrzałem na niego groźnie.
- Na miłość boską tak- Odpowiedział przestraszony bezdomny.
Jeśli okaże się, że ten policjant ją zgwałcił to sprawa bardzo się pokomplikuje. Gaby to był jakiś nieznaczący nic typ, od razu sprawa zostałaby załatwiona, ale kurwa z glinami nie będzie tak łatwo. Kurwa, kurwa, kurwa!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro