11
Elisa
Umówiłam się z koleżankami na mieście, była mi potrzebna taka mała odskocznia. Za parę dni musiałam wracać na studia, co prawda to był ostatni semestr, ale ja miałam już dosyć nieustannej nauki. Siostra odwiozła mnie na miejsce, zapewne chciała sprawdzić, dokąd udaję się na spotkanie. Sporym zaskoczeniem był widok, który zastała, pewnie spodziewała się po nas jakiegoś wypadu do dyskoteki czy klubu muzycznego, a tu zwykła kawiarnia.
- Nuuuda – Powiedziała przeciągając te słowo Saveria.
- A czego się spodziewałaś? – Zapytałam ją wymownie na nią spoglądając.
- Nie wiem, czegoś bardziej młodzieżowego? – Odpowiedziała. Prychnęłam na jej odpowiedź. Saveria sama nie chadzała do takich miejsc, ona miała obsesje na punkcie swojej grupy. Ćwiczyła trzy raz dziennie tyle samo, ile odmawia się paciorek albo myje zęby. Bardzo zależało jej na tym, aby osiągnąć swój cel. Chciała być jedną z pierwszych kobiet, która zajęłaby miejsce jako żołnierz w szeregach mafii. To było by wielkie osiągnięcie mieć dostęp do świata, gdzie kobiety od lat nie były wtajemniczane. Więc i jej opina musiała być krystalicznie czysta.
- To tylko babskie pogaduchy – Stwierdzałam, nawet za specjalnie się nie stroiłam. Ubrałam obszerny wełniany sweter a pod spód długą brązową spódnicę z lekkim rozcięciem na udzie. Do tego traperki na wysokim obcasie, zima tego roku nie była tak chłodna. Był ledwie minus jeden stopień na termometrze. Saveria ubrana była w brązowy oversajzowy dres a do tego buty w stylu emu zdobiły jej nogi, siostra nie uznawała innego dress code, jak tylko strój sportowy. Bardzo rzadko chadzała w sukienkach, a szkoda, bo figurę miała boską, zazdrościłam jej tego. Odgarnęłam swoje loki do tyłu, wysiadłam z auta, poprawiłam jasny prochowiec. Zabrałam torebkę z tylnego siedzenie i pomachałam odjeżdżającej siostrze. Zerknęłam na szyld kawiarni, który był taki sam, jak w serialu Friends. Dwie białe filiżanki pełne kawy a pośrodku był umieszczony napis Central Park, cóż do central parku z naszej dzielnicy było deczko daleko, widać właściciel tego miejsca musiał być fanem serialu. Gdy weszłam do środka dotarło do mnie, że właściciel nie był fanem tylko fanatykiem. Wnętrze kawiarni było odwzorowane niemal 1 do 1 z tej z serialu. Od razu mój wzrok przyciągnęła wielka pomarańczowa kanapa, a bok niej ustawiony zielony fotel z tymi charakterystycznymi frędzlami u dołu. Musiałam westchnąć z zachwytu. Ściany były pokryte czerwoną cegłą, a na drewnianej podłodze widniały czerwone tureckie dywany. Na ścianach wisiały zdjęcia oprawione w żółte, albo fioletowe ramki przedstawiały one aktorów grających w serialu, albo memy z Joey. Bardzo spodobał mi się ten wystrój, człowiek miał wrażanie jakby przeniósł się w czasie, a i obsługa tej kawiarni była ubrana inaczej, w stylu lat 90', kelnerki nosiły wymyślne fryzury z tamtego okresu. Przy stoliku pod oknem zauważyłam Eddite, Laure i Matilde, pomachałam do nich, jak jakaś idiotka, przecież zaraz się do nich dosiądę, ale byłam podjarana tym spotkaniem, bo widziałyśmy się strasznie dawno, a miałam im tyle do powiedzenia. Matlide wyszła mi na spotkanie, jako pierwsza, a ja dosłownie wpadłam w jej ramiona. . Pocałowałam w policzek dwie pozostałe dziewczyny. Rozebrałam płaszcz przewiesiłam go przez krzesło. Długo przeglądałam kartę, ale w końcu wybrałam zamówiłam gorącą czekoladę z piankami i czekoladowe brownie.
- Nawet kubki mają jak te w serialu – Powiedziałam z podziwem podnosząc jedne z nich z blatu.
Dziewczyny zaczęły opowiadać co u nich słychać. Matilde, kończyła studia hotelarski i odbywała starz. Eddite skończyła szkołę kosmetyczną opowiadała o swoich planach o otwarciu salonu kosmetycznego z kolei Laure, która miała zamiłowanie do instrumentów smyczkowych chwaliła się, że za dwa miesiące będzie występować z orkiestrą podczas koncertu w filharmonii. I tak dwie godziny zleciały mi w bardzo miłym towarzystwie. Ani się obejrzałam była już dwudziesta druga i trzeba było się zbierać.
- Elisa co powiesz na imprezę na zakończenie twoich studiów? – Zrzuciła pomysłem Matlide.
- Jasne czemu nie – Matlide odgarnęła swoje rude loki do tyłu i już klikała coś na swoim smartfonie.
- Oficjalnie została utworzona grupa na whatssApie „Impra Elisy" – Wszystkim jak na zawołanie zabrzęczały telefony.
- Możemy też pisać na tej grupie co u nas słychać, żebyśmy nie straciły znowu kontaktu z sobą przesz szkołę i pracę – Dodała Eddite. Pożegnałyśmy się nie szczędząc sobie czułości i każda z nas rozeszła się w innym kierunku, nie chciało mi się iść na około, więc wybrałam drogę przez park. Tak było krócej by dostać się na przystanek autobusowy. Saveria miała teraz seminarium duchowe czy jakoś tak to się nazywało. Jej przyjaciółka była joginką i dwa razy w tygodniu chodziła potajemnie przed tatą do innej siłowni na te spotkania. Szłam zapatrzona w telefon, bo dziewczyny zaczęły już coś wypisywać, były to tylko jakieś głupoty, nie zwracałam szczególnie uwagi na otoczenie, miałam do przejścia dziesięć minut. Przez przypadek wpadłam na jakiegoś mężczyznę, przeprosiłam go. Schowałam telefon do kieszeni płaszcza, poprawiłam torebkę. Chciałam go wyminąć, ale ona zrobił krok w tym samym czasie co ja. Spojrzałam na niego zaskoczona, znowu próbowałam go wyminąć, ale on zaszedł mi drogę. Ok, już wiedziałam, że coś jest z nim nie tak, sięgnęłam do torebki by wydobyć gaz pieprzowy, ale w tym momencie chwycił mnie za gardło. Sparaliżowało mnie, mężczyzna ściągnął z mojego ramienia torbę i odrzucił gdzieś daleko poza moim wzrokiem. Próbowałam odepchnąć go rękami, ale nie mogłam dosięgnąć. Spanikowana próbowałam krzyczeć, ale ściskał moją krtań coraz mocniej. Myśli kłębiły się w mojej głowie, nie chciałam jeszcze umierać. Puścił moją szyję, momentalnie zgięłam się w pół próbując zaczerpnąć powietrza, wtedy mnie popchnął na ziemię.
-Nie, nie proszę – Wychrypiałam przez spuchniętą krtań.
-Stul pysk suko – Szepnął niebezpiecznie blisko mojego ucha, położył się na mnie, wierzgałam się mocno. Za wszelką cenę próbowałam się wyrwać, ale on był zbyt ciężki. Rozszarpał moją spódnicę, a w uszach dźwięczał mi odgłos rozrywanego materiału. Wszedł we mnie, a ja poczułam straszliwy przenikliwy na wskroś ból. Zajęczałam pod wpływem cierpienia. Z każdym pchnięciem wydawał z siebie jęki pożądania, a ja z każdym pchnięciem rozpadałam się na milion kawałeczków. Moja tama puściła przestałam walczyć, bo wiedziałam, że to już na nic. Moja reputacja właśnie została zszargana, splamiona. Wszystko przestało mieć znaczenie. Z kącików oczu ciekły mi łzy, jak szalone. Ból stale rósł, miałam wrażenie, że wszystko trwa w nieskończoność. Ale najgorsze dopiero nadeszło, kiedy wepchnął swojego kutas w moją pupę. Ból był jeszcze większy niż poprzednio, jeszcze gorszy, miałam wrażenie, że zaraz oddam stolec. Krzyczałam, darłam się w niebo głosy, jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry, spanikowany oprawca zasłonił mi usta swoją wielką przepoconą dłonią. Ugryzłam go w palec, mocno aż do krwi, poczułam smak jego metalicznej krwi w ustach. Wtedy zabrał szybko dłoń, a ja wykorzystałam moment i zaczęłam wrzeszczeć na całe gardło.
-Pomoc! Ratunku! – I tak bez końca, miałam nadzieje, że ktoś mnie usłysz. Facet wstał, myślałam, że coś go przestraszyło, spłoszyło, ale on zaczął mnie kopać po całym ciele. Skuliłam się, chciałam jakoś obronić przed zadawanymi ciosami. Usłyszałam szczekanie psa, on najwidoczniej też. Zanim uciekł nachylił się jeszcze nade mną.
-Nie ważne, dokąd pójdziesz będziesz czuć zawsze mój oddech na swoich plecach. Będę w twoich koszmarach, jeszcze cię znajdę i dokończę co dzisiaj zacząłem.
Leżałam w bezruch bardzo długi czas, nie potrafiłam zebrać myśli, nie potrafiłam się ruszyć, wszystko tam na dole mnie bolało. Noc stawała się coraz chłodniejsza, wiedziałam, że jeśli się nie ruszę to po prostu zamarznę. Musiałam odnaleźć w sobie siłę, byłam kurwa włoską kobietą, a my włosi nie poddajemy się bez walki. Tak zawsze mawiał mój papa. Papa, znowu zapłakałam. Będzie się mnie wstydził tyle razy pokazywał mi, jak mam się bronić. A teraz nie potrafiłam tego zrobić. Podniosłam się, z każdym ruchem syczałam z bólu. Ledwo co wstałam i ledwo co byłam w stanie ustać, prawa kostka bolała niemiłosiernie musiał mi coś uszkodzić kiedy mnie kopał. Zapłonął we mnie gniew, tak bardzo żałowałam, że nie powiedziałam mu gdzie przynależę. Ale cierpienie odebrało mi głos. Rozejrzałam się w poszukiwaniu swoje torebki, ale było zbyt ciemno żeby cokolwiek dostrzec. Więc związałam swój prochowiec bardzo ciasno, bo byłam bardzo wychłodzona. I jakimś pieprzonym cudem doczołgałam się do wyjścia z parku, stanęłam naprzeciwko wielkiego apartamentowca. Po kilku minutach nim moje serce przestało tak galopować, olśniło mnie, przecież tu mieszkał Arrigo. On na pewno mi pomoże, muszę tylko się tam dostać. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. Żeby przejść przez cholerną ulicę musiałam zużyć ostatnie resztki sił. Gdy weszłam do środka, od razu podszedł do mnie mężczyzna odziany w garnitur. Przyjrzał mi się uważnie, jakby oceniając czy nie jestem przypadkiem bezdomna, pewnie tak wyglądałam. Dopiero teraz dostrzegłam, że płaszcz był w plamach z błota, a spódnica ledwo co trzymała mi się na biodrach.
- A panienka szuka tutaj czegoś? – Zapytał z wyższością w głosie.
- Ja do Arrigo Lombardio
- Do pana Arrigo? – Wyraźnie się zdziwił.
- Nie ma go, nie wiem kiedy wróci – Odpowiedział.
- Nie szkodzi, poczekam tu na niego? – Wykonałam ruch i zakuło mnie na dole. Złapałam się ściany i pomału przemieszczałam się do skórzanej kanapy stojące na samym końcu korytarza. Mężczyzna szedł kilka kroków za mną, z jego postawy biła niepewność. Widząc w jakim stanie jestem zapewne chciał się spytać czy wszystko ze mną w porządku, ale ostatecznie zrezygnował i wrócił do swoich obowiązków. Usiadłam najdelikatniej jak tylko mogłam, ulizałam swoje potargane włosy. Co jakiś czas ocierałam z policzków łzy. Byłam w szoku, że akurat mnie musiało to spotkać. Zostałam zgwałcona i pobita mimo wszystko powinnam się cieszyć, że żyje. Jednak co to będzie za życie? Czułam się brudna tak bardzo brudna, wciąż miałam ważnie, że jego ciężkie ciało przypiera mnie do ziemi. Kiedy wracałam myślami do tego okropnego zdarzenia zaczynałam ciężej oddychać. Nie umiałam się uspokoić, cała się trzęsłam.I jeszcze te jego ostatnie słowa.
Do lobby wszedł Arrigo, ale nie zwrócił na mnie uwagi dopiero kiedy mężczyzna do niego podszedł i coś mu powiedział obrócił się do mnie twarzą. Był bardzo zaskoczony moim widokiem. Nigdy bym do niego nie przyszła w takim stanie, ale jego mieszkanie było najbliżej. Byłam już zmęczona, całe ciało mnie bolało, drżałam, byłam u kresu swoich sił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro