Rozdział 8
Przewróciła oczami, słysząc, jak usta Jacka nie potrafiły się zamknąć. Odkąd wyszli ze znienawidzonego budynku, blondyn nie potrafił się opanować i gadał jak najęty.
- Jack proszę, zwolnij.- powiedziała, co dało tylko minimalny efekt.
- Mówiłem ci, a ty nie chciałaś mnie słuchać. Wiedziałem, że jesteś mutantem.- powiedział, uśmiechając się. Charlotte jeszcze bardziej się zdziwiła, kiedy zauważyła jak kącik ust Charlesa, niepostrzeżenie się podniósł. Mimo że słuchała przez cały czas przyjaciela, uważnie obserwowała telepate. Ciekawił ją i chciała mu zadać tyle pytań. Nie miała nawet świadomości, że szatyn zdaję sobie ze wszystkiego sprawę. Jej myśli, aż krzyczały, więc trudno było Charlesowi ignorować je.
- Będziesz mi to teraz ciągle powtarzał.- jęknęła, przecierając twarz dłońmi.
- Bo miałem rację.- dodał. Miała świadomość, że najprawdopodobniej blondyn będzie jej to wypominać do końca życia. Zignorowała jego osobę i odwróciła się w stronę brązowowłosego.
- Gdzie jedziemy?- zapytała zaciekawiona.
- Zobaczysz.- powiedział zagadkowo. Reszta drogi minęła w ciszy, tylko Jack od czasu do czasu coś powiedział, lecz i on szybko ucichł. Przyglądała się zafascynowana krajobrazem na zewnątrz, przez co siedziała ze wzrokiem przyklejonym do szyby. Uśmiechnęła się, przypominając sobie na nowo, jak wygląda świat. Wreszcie się stamtąd wydostała, wreszcie była wolna. Nadal prawda do niej nie docierała.
Obraz co chwilę się zmieniał, a ona podziwiała co raz to więcej miejsc. Od zielonych łąk po zatłoczone ulice miasta. Tak bardzo tęskniła za tymi widokami, nie mogła nacieszyć się tą chwilą.
***
Nagle samochód stanął, a ona i inni pasażerowie wysiedli z pojazdu. Stanęła jak wryta, obserwując wielki budynek i ludzi krzątających się przed nim. Nie mogła ukryć swojego oszołomienia. Obróciła się powoli dookoła i dokładnie wszystkiemu się przyglądała.
- Witajcie w szkole dla mutantów.- powiedział Charles. Szkoła była naprawdę imponująca i wyglądała jak zamek. Nie mogła odwrócić wzroku od pięknej budowli. Na dodatek wokół było mnóstwo zieleni, co również ją zachwyciło.
-No nieźle.- odparł Jack, mając podobną minę co szatynka. Charles musiał przyznać, że nieco rozbawił go ten widok.
- Chodźcie.- powiedział telepata, jadąc wózkiem. Szatynka spokojnie ruszyła za nim i pociągnęła za sobą blondyna, który nadal stał w tym samym miejscu jak słup soli.
- Cieszę się, że zgodziłaś się tu przyjechać.
- Od czego zaczniemy?- zapytała, przekrzywiając lekko głowę.
- Najpierw musimy porozmawiać.- powiedział i zatrzymał jakiegoś ucznia, każąc mu odprowadzić Jacka do niejakiego Hanka McCoya. Mężczyzna wytłumaczył jej, że to jego przyjaciel i że zajmie się Jackiem. Ta jedynie przytaknęła głową i dopóki nie usiedli na ławce, milczała.
- Na czym polega twój dar?- zadał pytanie, co nieco ją zdziwiło.
- Myślałam, że wiesz. W końcu umiesz czytać w myślach.- powiedziała, przekręcając głowę w jego stronę.
- Staram się tego nie robić bez czyjejś zgody.- powiedział, uśmiechając się. Musiała przyznać, że jego uśmiech był zaraźliwy.
- Rozumiem, więc...- zaczęła.- Nie wiem, na czym dokładnie to polega.- wypaliła. Xavier posłał jej pytający wzrok, na co wzruszyła ramionami.- Wiem, że widzę rzeczy, które inni ludzie nie dostrzegają. Nie umiem tego kontrolować.
- Jakie są to rzeczy?- Charlotte zastanowiła się chwilę, przygryzając wargę. Przez chwilę wahała się, czy odpowiedzieć. Trudno przechodzi taka informacja przez gardło.
- Najczęściej są to pojedyncze przedmioty, sceny z życia zupełnie mi obcych ludzi, a czasami...- zatrzymała się gwałtownie. - Czasami zdarzało mi się widzieć wydarzenia, które po jakimś czasie się spełniały.- dodała, spuszczając wzrok na swoje ręce. Nie wspomniała, jednak o wózku inwalidzkim, który widziała przed ich spotkaniem. Nie uważała tego w tej chwili za coś ważnego.
- Fascynujące.- odparł po dłuższej chwili.- Myślę, że możesz widzieć przyszłość.- dodał.
- Nie sądzę. To coś innego.- powiedziała nerwowo, bawiąc się palcami.
- Wszystko na to wskazuję, jeszcze nigdy nie spotkałem osoby z podobnym darem.- powiedział, a jego oczy błyszczały z zachwytu. - Jesteś wyjątkowa.- dodał. Poczuła nagle uścisk w sercu. Musiała przyznać, że przyjemnie było coś takiego usłyszeć. Jedyne co dotąd słyszała to, że jest niepoczytalna, lub powinna się leczyć. Miło było usłyszeć taką odmianę.
- To wszystko jest takie dziwne.- powiedziała, wzbudzając zainteresowanie Charlesa.
- Co masz dokładnie na myśli?- zapytał, podpierając brodę na ręce.
- Prawdę o mnie. Dotąd myślałam, że jestem tylko kolejną wariatką, zwykłą osobą, która cierpi na chorobę psychiczną, a teraz dowiedziałam się prawdy. Miałam kiedyś nadzieję, że to, co widzę, nie jest tylko wymysłem mojej wyobraźni.- powiedziała na jednym tchu. Charles słuchał uważnie kobiety i nie mógł spuścić z niej wzroku. Charlotte była naprawdę wyjątkową osobą. Nadal się zastanawiał jak po tylu latach w psychiatryku, udało jej się zachować zdrowy rozsądek.
- Jesteś wyjątkowo silna i pamiętaj, by zawsze taką pozostać.- powiedział. Na twarzy zielonookiej można było zauważyć lekki róż wkradający się na jej policzki.
- Jak to teraz będzie wyglądać?- zapytała ciekawa.
- Dostaniesz swój własny pokój i postaram pomóc ci opanować twoją moc, dlatego codziennie będziemy trenować, zgadzasz się?
- Jasne.- powiedziała z uśmiechem. Zapowiadało się nad wyraz ciekawie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro