Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35

Mimo iż dotychczas nie była jakoś niezwykle mściwa, tak teraz miała ochotę wydrapać blondynowi oczy i wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo go nienawidzi. Nie rozumiała jakim cudem się tu znalazł. To miejsce było zdecydowanie kumulacją cierpienia i bólu, do którego nie pasował, a może pasował, ale o tym nie wiedziała. Co się właściwie stało po tym, jak każde z nich rozeszło się w swoją stronę; to pytanie cały czas ją prześladowało, a przez nie rodziły się kolejne.

- Czemu mi to zrobiłeś?- powiedziała, próbując opanować drżenie głosu, po czym odważyła się na niego spojrzeć.

- Nie zrozumiesz.- powiedział, kręcąc głową. Momentalnie uśmiechnęła się pogardliwie, słysząc odpowiedź Jacka i przekrzywiła głowę.

- Myślałam, że wyjechałeś z dala od tego całego bagna. Miałam nadzieję, że ułożyłeś sobie życie a tu taka niespodzianka.- prychnęła, zaciskając pięści. Próbowała ze wszystkich sił nie myśleć o tym, jak bardzo ją to dotknęło, lecz wydawało się to na obecną chwilę wręcz niemożliwe. Cały czas ciągnęło się za nią poczucie zdrady i gorycz, jaką nie dało się opisać.

- Nie chciałem, by to się tak wszystko potoczyło.- odparł i spojrzał uważnie na stojącego koło niego współpracownika.

- Nie chciałeś.- kolejny raz zaśmiała się, lecz po chwili znów na jej twarzy pojawiła się powaga, a jej ton można było porównać do ostrej brzytwy, która cięła za każdym razem powietrze, gdy kolejne słowa opuszczały jej usta.- Gardzę tobą.- dodała, a jej twarz przybrała postać jakby wyciosanej z kamienia.- Wolałabym, abyś został w tym ośrodku i zgnił tam.

- Rozumiem twój gniew i wiem, jak się czujesz.

- Nie masz bladego pojęcia, jak się czuję.- fuknęła i wlepiła wzrok w ścianę. I pomyśleć, że była tak blisko wydostania się stąd; zaczęła rozmyślać. Mogła być już kilometry stąd, gdyby nie cichy głosik w głowie, który niezaprzeczalnie kazał jej zostać. Nienawidziła każdej chwili, w której musiała patrzeć na jego twarz. Dawnego przyjaciela, który wbił jej nóż w plecy, przez co czuła się jakby jakaś cząstka niej już dawno umarła.

- Musisz zrozumieć, że robię to dla większego dobra. To, co jest tu prowadzone, może być przełomem dla całego świata.

- Od kiedy niby się interesujesz czymś innym niż własnym interesem hę?- zapytała, szarpiąc liny na nadgarstkach.

- Potrzebowałem czasu, by zmądrzeć.

- Chyba raczej ogłupieć.- warknęła. Jak mógł jej to zrobić? Zastanawiała się, czy padł kolejną ofiarą ich manipulacji, czy rzeczywiście taki był. Nie mogła znaleźć na to wszystko sensownego wytłumaczenia i powoli zaczęła sobie uświadamiać, z jakim potworem przyszło jej się mierzyć.

- Nigdy ci tego nie wybaczę.- ponownie skierowała wzrok na blondyna. Przez chwilę poczuł się, jakby znów byli sami i cofnęli się w czasie. Jakby nie znajdowali się w sterylnym pomieszczeniu pełnym różnorakich specjalistów a jedynie między krzywo pomalowanymi ścianami szpitala. Musiał przyznać, że nienawiść, z jaką patrzyła na niego, łamała mu serce, ale wierzył, że to dla dobra ogółu.

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i nawet na to nie liczę.- odparł, przypatrując się rozjuszonej kobiecie, po czym wyszedł z pomieszczenia, a zaraz za nim wszedł dobrze jej znany naukowiec.

- Znowu ty.- powiedziała, widząc przed sobą Jamesa Hortesa.- Niech mi po prostu ktoś strzeli kulkę w głowę, bo nie wytrzymam zaraz.- spiorunowała starca wzrokiem.

- Przyznam, że jestem pod wrażeniem.- powiedział, nie zważając na wcześniejszą wypowiedź szatynki.- Mało kto potrafi mnie zaskoczyć. Nie dość, że prawie uciekłaś, to jeszcze nadal nie zarejestrowaliśmy żadnych zmian po wszelakich zabiegach w celu zwiększenia twojej siły. Sam nie wiem, czy jesteś zagadką, czy kolejnym śmieciem, który nam się do niczego nie przyda.- gołym okiem można było zauważyć głębokie zamyślenie siwowłosego, po czym zdjął swoje okulary i przyłożył dłoń do skroni. Było tyle za i przeciw, że naprawdę nie wiedział co w tej sytuacji zrobić. Jednak w tej grze liczył się czas, a jeżeli porzuciłby badania, zmarnowałby wtedy tylko wiele wysiłku, jak i zarazem środków co było niedopuszczalne na obecną chwilę.

- Sprawiasz mi straszne problemy, jak na tak niepozorną kobietę.- powiedział po chwili.- Wydaję mi się wręcz, że za duże, ale mógłby być jeszcze z ciebie jakiś pożytek.- podrapał się po brodzie i zmrużył oczy. Musiał zaryzykować, bo na tym polegała jego praca i było to jej nieodłącznym elementem. Bez ryzyka nigdy nie doszedłby do tego, czym aktualnie dysponował.

- Naprawdę niedocenianie tego, co was spotkało. Możecie uczynić świat lepszym niż dotychczas. Pod moim dowodzeniem zdołaliśmy zapobiec anarchii w rządach i wiele innym problemom. Pomyśl, że gdy skończę, bylibyście niezniszczalni.- zbliżył się do Charlotte.- Zapanowałby na ziemi wreszcie pokój i żaden człowiek nie odważyłby się nam sprzeciwić.- dodał, a w jego oczach można było zobaczyć iskrę szaleństwa.

- Mylisz się. Ludzie zawsze będą walczyć o wolność. Niezależnie jak skuteczną masz broń, nie zdołasz nad nimi zapanować.

- Uda mi się osiągnąć swój cel. Kiedyś mi podziękujesz moje dziecko.- odparł chłodno i spojrzał na jednego z lekarzy.- Zwiększcie ilość zabiegów i zróbcie analizę sensoryczną. Jeżeli badania się nie zmienią, zapłacicie za to wszyscy.- dodał do zgromadzonych, po czym przeniósł wzrok na mutantkę.

- Posłuszeństwo zostanie wynagrodzone.- orzekł lodowatym tonem. 

Zdradzę, że do końca zostały dwa rozdziały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro