Rozdział 32
Jakie są granice wytrzymałości człowieka? Cały czas zadawała sobie to pytanie, opierając głowę o chropowatą ścianę. Zacisnęła usta w wąską linię i z goryczą obserwowała ludzi, których nijak obchodziło ludzkie życie. To, co robili, powodowało, że nie zasługiwali nawet na miano człowieka. Przychodzili do niej i do każdego innego mutanta kilka razy dziennie, po czym fundowali im istne piekło. To samo tyczyło się dzisiejszego dnia, przez co bezsilnie obserwowała, jak lekarz prowadzący młodej mutantki naprzeciwko niej wpisuje odpowiedni kod i wchodzi do jej celi, z zamiarem zabrania jej na kolejne eksperymenty.
Gardziła nimi. Miała ochotę wszystkich rozszarpać, lecz nie miała jak. Była zamknięta niczym jakieś zwierzę. Od dawna nie czuła w sobie takiej nienawiści, a każda komórka jej ciała przesiąkała gniewem, który ledwo kontrolowała. W jej sercu zawitał mrok, który rozprzestrzeniał się niczym chwast, a jej oczy gwałtownie się zwęziły. Nie wiedziała, czy to sprawka serum, czy jej samej, lecz nie mogła pohamować gwałtownej agresji, która w niej narastała. Zacisnęła mocno dłonie w pięści, chcąc powstrzymać chaos, jaki panował w jej umyśle i odetchnęła miarowo. Powoli zaczęła się uspokajać i przymknęła oczy, chcąc wszystko sobie poukładać.
Priorytetem było w tej chwili nie zwariować oraz jakimś cudem obmyślić sensowny plan wydostania się stąd, lecz nie wiedziała, w jaki sposób ma to zrobić. Sami w sobie ludzie byli przeszkodą, a na dodatek otaczały ją najlepsze środki ochrony w tym alarmy i nie wiadomo, jakie jeszcze wynalazki. W tej chwili zrozumiała jak beznadziejnie wyglądała jej sytuacja i wlepiła martwy wzrok w sufit.
Trafiła z jednego więzienia do drugiego. Czasami zastanawiała się nawet czy słusznie postąpiła, odchodząc z ośrodka, choć były to myśli dość absurdalne. Jednak wszystko wydawało się wtedy łatwiejsze i mniej skomplikowane, choć i tak w jednym i drugim przypadku jej sytuacja nie była za ciekawa. Jednego była pewna; nie chciała czekać na ratunek, tylko sama postanowiła coś wymyślić. Nie ważne jak bardzo będzie musiała cierpieć. Wydostanie się stąd, choćby nie wiem co.
***
Z wymuszonym spokojem spoglądała w sufit, będąc na tym samym przeklętym fotelu, na którym badano jej odczyty i obserwowano skutki różnych środków na jej organizm. W tym etapie doznawała nie tylko cierpienia fizycznego, lecz także ból psychiczny co było równie bolesne, jak poprzednie. Wszystko zależało od środka, jaki jej podano, jak i zarówno jego ilości. Polegało to na tym, że jeżeli jej organizmowi udało się, choć w małym stopniu przezwyciężyć działanie substancji, podwajano jej dawkę, co najczęściej prowadziło do stracenia przytomności, a w tym przypadku było to jej wybawieniem.
Dzisiejszego dnia spodziewała się kolejnych tortur, lecz ku jej zdziwieniu nikt do niej przez jakiś czas nie przychodził. Musiała przyznać, że wydawało jej się to trochę podejrzane, ponieważ nikt nigdy się nie spóźniał, a doskonale wiedziała o której przychodzili, dzięki zegarowi na ścianie. Jednak gdy niespodziewanie próg drzwi przekroczył dobrze znany już jej osobnik, momentalnie jej serce przyśpieszyło. Nie sądziła, że go spotka, a jednak mężczyzna przed nią był tym samym potworem, którego nie raz widziała w swojej głowie. James Hortes obserwował ją uważnie z wyraźnym zaciekawieniem, po czym wyprosił dwóch towarzyszących mu ludzi, by zostawili go samego, co tym bardziej zaniepokoiło Charlotte.
- Długo czekałem, by cię poznać.- powiedział, podchodząc do kobiety, lecz nadal zachowywał bezpieczną odległość.
- Doprawdy.- prychnęła, poruszając niespokojnie przypiętymi nadgarstkami.
- Ach gdzie moje maniery zapomniałem się przedstawić.- powiedział, a na jego twarz wstąpił sztuczny uśmiech.
- Znam cię.- wypaliła, zanim ten zdążył dokończyć, co spotkało się z lekkim kiwnięciem głowy ze strony mężczyzny.
- Spodziewałem się tego. Podejrzewam, że to dzięki twoim zdolnością czyż nie?- zapytał, a na jego czole można było zobaczyć zmarszczkę świadczącą o tym, że o czymś myślał.
- A więc wiesz, z czym masz do czynienia.
- Przyznam się, że na początku nie było to dla mnie jasne, ale połączyłem kropki i się domyśliłem. Naprawdę niesamowita moc; możliwość zajrzenia w przyszłość. Z takim darem można wiele zdziałać dla dobra innych.
- Powiedz wprost, czego chcesz.- powiedziała, mrużąc podejrzliwie oczy.
- Chcę wiele rzeczy, ale przede wszystkim chcę osiągnąć coś, czego nie zrobił jeszcze żaden człowiek.- odparł, a w jego oczach ujrzała cień podniecenia. Niestety miała świadomość, o co mu chodziło.- Chcę, żebyś wiedziała, że nie uważam mutantów za zarazę w porównaniu, co do niektórych. Udało mi się zauważyć coś, co wielu osobom umknęło.- powiedział, zaczynając krążyć po pomieszczeniu, opowiadając ciąg dalszy.- Jesteście środkiem, dzięki któremu przywrócę temu światu należyty porządek.
- Jesteś szalony.- wysyczała, wkładając w to całą swoją nienawiść do niego.
- Możesz uważać mnie za potwora, lecz dokonam czegoś, dzięki czemu na długo mnie zapamiętają.- powiedział, zdejmując maskę uprzejmości.- Ty również jesteś mi potrzebna, a gdy już skończę, podziękujesz mi za to, co się stanie.- powiedział, kierując się w stronę wyjścia.- O ile przeżyjesz.- dodał, ostatni raz się odwracając, zanim zniknął, po czym koło niej pojawił się człowiek ze strzykawką w ręce, którą wypełniał świecący niebieski płyn.
- Nie.- powiedziała, próbując się wyrwać, lecz, tak czy siak, do jej ciała został dostarczony preparat. Czuła jak wypełnia jej żyły, kierując się coraz bliżej serca. Towarzyszył jej przy tym niebywały chłód, który zamienił się w pieczenie, przez co krzyknęła, czując coraz silniejszy ból. Jej serce kołatało, jak szalone nie mogąc zrozumieć, co się dzieje, a każdy neuron w jej ciele wręcz wariował. Po jej czole zaczęły skapywać pierwsze krople potu, gdy zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością, lecz ostatkami sił próbowała się bronić przed skutkami płynu. Niestety jej wola nie była na tyle silna i już po chwili kolejny raz była świadkiem rozgrywającego się horroru w jej umyśle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro