Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Próbowała być nad wyraz spokojna, gdy żelazne wrota uniosły się do góry, pozwalając tym samym na wtargnięcie X-Menom do głównego hangaru. Część drużyny zajęła się nadgorliwymi agentami, którzy zaczęli ich atakować, a reszta ruszyła labiryntem korytarzy. O dziwo Charlotte znów była w parze z Erikiem, który tym razem nie odzywał się do ani słowem. Jedynie od czasu do czasu zerkał w jej stronę. Przez chwilę nawet przeszło jej przez myśl, by się odezwać, lecz w porę uświadomiła sobie, że to nie najlepszy czas, jak i zarazem miejsce, dlatego w ciszy szukała jakichkolwiek śladów po zakładnikach.

- Jesteś pewny, że idziemy w dobrą stronę?- wypaliła po chwili, obserwując, jak brązowowłosy wyjmuje z kieszeni dwie metalowe kulki, które pod wpływem jego mocy zaczęły lewitować tuż nad jego dłonią.

- Tak. Przed wyjazdem dokładnie zapoznałem się z planem budynku.- powiedział, nie ukazując na swojej twarzy ani krzty emocji. Chwilami naprawdę się zastanawiała jakim cudem tak potrafił. Z niej można było czytać jak z otwartej księgi, co niekoniecznie jej się podobało. 

- Czy to nie dziwne, że nie spotkaliśmy jeszcze żadnych ludzi?- zapytała lekko zdenerwowana. Coś było z pewnością nie tak, co dało się zauważyć gołym okiem.

- Lepiej trzymaj się blisko mnie.- powiedział, rozglądając się czujnie i skręcił w lewy korytarz. Cała ta sytuacja napawała go pewnym niepokojem.

- Nie musisz mi dwa razy powtarzać.- odparła, pokonując odległość między nimi i zaczęła iść tuż przy Eriku. Mężczyzna, jednak po chwili się zatrzymał, widząc rozwidlenie pomieszczeń i rozejrzał się zdezorientowany.

- Nie, nie, nie.- zaczął maniakalnie powtarzać, kręcąc głową.- Cholera.- warknął bezsilnie.

- Co się stało?

- Cele więzienne miały być dokładnie tutaj. Jestem pewny, że dobrze szliśmy. Ktoś nas wykiwał i dostaliśmy zły rozkład budynku.- powiedział, zaciskając szczękę. Widziała, jak wszystkie jego mięśnie się napięły, a niebieskie oczy pociemniały. 

- Szukajmy dalej. W końcu musimy na nie natrafić.- stwierdziła, zmieniając kierunek, w który szli. Tym razem skręcili w szeroki korytarz, który doprowadził ich do kilku pomieszczeń odgrodzonych od siebie akrylowym szkłem. To, co zobaczyli, momentalnie zmroziło im krew w żyłach.

- Niemożliwe.- powiedziała zszokowana, stawiając kolejne kroki ku strasznym celom, w których znajdowały się zwłoki mutantów. Ich powyginane w nienaturalny sposób kończyny doprowadzały do mdłości, a martwy wzrok powodował, że natychmiast chciało się stamtąd uciec. Scena ta wydawała się niczym z horrorów. Z wielką trudnością obserwowała to wszystko, nie mogąc sobie wyobrazić, jak potworne katusze przeżywali ci ludzie.

- Jak można coś takiego zrobić.- powiedziała nieco głośniej, cofając się w stronę Lehnsherra. Zakryła usta dłonią, modląc się, by nie panikować, lecz w tym momencie wydawało się to niemal niemożliwe. Jednak jakimś cudem zachowała stoicki sposób, przez co jedynie wpatrywała się w straszliwy obraz ludzkiego cierpienia.

- Wiele razy powtarzałem, że ludzie się nie zmienią tak samo, jak i ich podejście do nas, lecz nikt mnie nie słuchał. Przez to wszystko przypominam sobie, dlaczego nie chciałem po raz kolejny dołączyć do x-menów. Bronią tych, którzy chcą nas wybić.- powiedział z pogardą i odwrócił wzrok od trupio bladych twarzy.

- Czy oni nie mają za grosz człowieczeństwa? Tak nie postępuję żadna normalna osoba.- odparła.

- Przyzwyczai się, bo jeszcze wiele razy się zawiedziesz na ludziach. Myślę, że za jakiś czas zrozumiesz, czym się kierowałem, gdy robiłem te wszystkie rzeczy, za które mnie teraz większość nienawidzi.- odpowiedział, po czym ruszył do przodu. Brązowowłosa ostatni raz spojrzała na poległych pobratymców i ruszyła w dalsze poszukiwania. Miała ogromną nadzieję, że znajdą wraz z Erikiem żywych więźniów, na których w tym momencie prawdopodobnie eksperymentowano i uwolnią ich z tego chorego piekła. Przez jakiś czas wydawało im się, że są blisko celu, lecz ich nadzieja zagasła, gdy trafili do ogromnej sali, w której o dziwo zastali cały tabun uzbrojonych żołnierzy. Charlotte momentalnie zbladła, widząc tych wszystkich ludzi, którzy mieli wymierzone w nich bronie. Kompletnie ją sparaliżowało, co spowodowało, że stała jak słup soli. Ocknęła się dopiero w momencie, kiedy usłyszała odgłos odbezpieczanego magazynka. W jednej chwili grad kul poleciał w ich stronę, jednak zanim do nich dotarły, zostały zatrzymane w powietrzu przez Magneto.

- Mamy włamanie, zawiadomcie dowództwo.- usłyszeli kilka spanikowanych głosów. Mutant natomiast nie przejął się tym i z prędkością światła spowodował, że pociski przebiły każdego z osobna w pomieszczeniu.

- Co ty robisz? Mieliśmy nie zabijać, Charles wyraził się dość jasno.

- Mam gdzieś to, co powiedział.- odparł, omijając nieruchome ciała. Miała dziwne uczucie, jakby historia znów się powtarzała. Jednak uświadomiła sobie to o wiele za późno. Nie ważne, po jakiej stronie był Erik, to zawsze kończyło się tym samym. To wyglądało, jakby działał zawsze tymi samymi scenariuszami.

Nie odezwała się już. Chciała tylko znaleźć mutantów i zabrać ich do szkoły Charlesa, lecz na ich drodze stanął kolejny problem. Sytuacja wydawała się niemal identyczna jak poprzednio tylko z paroma różnicami. Tym razem ludzie, którzy w nich celowali, trzymali w rękach plastikowe pistolety, co od razu przeraziło Erika, jak i zarówno Charlotte.

- Jeżeli kule nie są z metalu, to ich nie zatrzymam. Co robiłaś zawsze w sytuacjach bez wyjścia?- zapytał, nerwowo spoglądając na kobietę.

- Jedną z rzeczy, która mi nigdy nie wychodziła.- powiedziała, nerwowo się cofając.

- Czyli?

- Uciekamy.- powiedziała, natychmiastowo zawracając, a w jej ślady poszedł niebieskooki. Oboje biegli, co sił w nogach unikając na tyle ile mogli wystrzeliwanych kul. Charlotte była naprawdę zdziwiona, że jeszcze ani razu nie została trafiona, co graniczyło z cudem. Jednak w pewnym momencie przeliczyła się i na swojej drodze natrafili na kolejnych agentów, co spowodowała, że ich obie drogi ucieczki zostały odcięte.

- Nie dobrze, co robimy?- zapytała. Nie mieli pojęcia, w jaki sposób mogli zbiec, a najbliższe wyjście bez obstawy było cztery metry od nich, więc nie zdążyliby najprawdopodobniej do niego dobiec, przez co skończyliby podziurawieni niczym szwajcarski ser.

- Nie mam pojęcia.- odparł zrezygnowany. Nie wyobrażał dać się złapać tak nędznym pomiotom.

- Poddajcie się!- usłyszeli krzyk barczystego mężczyzny, który do złudzenia przypominał jej tego, którego widziała w jednej ze swojej wizji. Te same tatuaże, jak i zarazem kruczoczarne włosy.

- To ty.- powiedziała zszokowana, podchodząc bliżej przeciwników, którzy w jednej chwili przysunęli się kilka centymetrów i wysunęli przed siebie broń, a następnie poczuła, jak Erik przyciąga ją do siebie.

- Zwariowałaś?- zapytał, lecz został zignorowany. Charlotte obserwowała z zaciekawieniem dowódcę oddziałów, który był równie zaskoczony co ona.

- Co takiego?- powiedział, mrużąc oczy.

- Widziałam cię w swojej wizji.- powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język, lecz słowa zdawały się wypływać z jej ust samoistnie.

- Wizji?- zapytał, marszcząc brwi.

- Jesteś tym, który przyczyni się do katastrofy.- odparła niemrawo, jakby kolejny raz odpływała do innego świata.- Trupie czaszki.- dodała zagadkowo, czego nikt nie zrozumiał, ponieważ tylko ona posiadała wiedzę na ten temat.

- A więc taki masz dar.- odparł, orientując się z kim ma do czynienia. Takie informacje były mu właśnie niezbędne. Nie zamierzał prowadzić, już dłużej konserwacji. Wyjął zza paska pistolet ze strzałą usypiającą, która została wycelowana wprost w nią i po chwili poczuła, jak sporego rozmiaru igła wbija jej się w ramię. Pomarańczowy płyn powoli wpływał do jej organizmu, lecz zanim straciła przytomność, wykorzystała odległość, którą zmniejszyła podczas rozmowy a z nią Erik. Gwałtownie popchnęła Lehnsherra tak, że ten znajdował się w osobnym korytarzu i wcisnęła klawisz odpowiadający za niezwłoczne zamknięcie się automatycznych wrót tak, że zostali od siebie odcięci. Tylko tyle udało jej się zrobić, zanim zjechała plecami po drzwiach, spoglądając kątem oka przez kuloodporną szybę. Widziała jego wściekłe spojrzenie, które wyrażało zarazem bezsilność. Nie martwiła się tym, że właśnie może dołączyć do zniewolonych mutantów i stać się kolejnym obiektem badań. Ważne było dla niej jedyne to, że dała mu szansę na ucieczkę, dlatego zamknęła oczy, nie mogąc już dłużej walczyć z sennością i upadła na posadzkę.  

Przyznam, że tylko czekałam by jej to zrobić. Tak wiem jestem zła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro