Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Czymże jest pustka, która otacza nasze ciało, gdy śnimy. Owija się wokół nas, tworząc wyimaginowaną rzeczywistość. W przypadku Charlotte było inaczej. Ona nie widziała fikcji, to było coś więcej, niż każdemu mogło się wydawać. Na pozór jej zdolności opierały się na widzeniu przyszłości, lecz nikt nie wiedział, że kryje się za tym coś więcej. W jej głowie panoszył się wirus, który tylko czekał na odpowiedni moment by dać o sobie znać. Niczym trucizna z każdą chwilą przybierał na sile, panosząc się po organizmie. Niektórzy mogliby powiedzieć, że wyniszczał ją po cichu od środka, lecz on chciał jedynie odzyskać zagrabioną wolność. Nie obchodziły go skutki uboczne.

Czuła jakby była pod wodą. Jakby jakaś niezidentyfikowana substancja napełniała jej płuca, odcinając jej dostęp do tlenu, a z zewnątrz otulała ją nieskalana czerń. Ciało kobiety robiło się coraz cięższe, a ona ostatkami sił próbowała się uratować. Szamotała się i desperacko próbowała nabrać oddechu i gdy myślała, że nie ma już ratunku, poddała się. Z każdą chwilą opadała na dno, jakby jej ciało wyciosane było z kamienia. Zamknęła oczy i wsłuchała się w bicie swojego serca, które z każdą chwilą biło coraz wolniej. Nie czuła już tej obezwładniającej paniki, która jej towarzyszyła. Wiedziała, że prędzej czy później ocknie się, wracając do realnego świata. Odzyskała wreszcie jasność umysłu i poczuła narastającą w sobie siłę. Skupiła w sobie wszelką energię i pomyślała o tym, że to ona tym kieruje. Była w swoim świecie niczym królowa, która siłą została obalona z tronu. 

Chciała odzyskać swoją wolę i kontrolę. W tym momencie poczuła, jak rozrywa łańcuchy spoczywające na jej barkach, które przestały już ją krępować. Momentalnie otworzyła oczy, spostrzegając, że leży na białych kafelkach. Ociężale podniosła się z posadzki i myśląc, że udało jej się wreszcie wygrać, odetchnęła. Jednak to, co ujrzała chwilę później przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Jej serce ponownie tego dnia jakby się zatrzymało. Ze łzami w oczach podbiegła do wielu nieruchomo leżących ciał mutantów. Większość ludzi nawet nie znała, ale szczególnie rzuciło jej się w oczy kilka znajomych twarzy. Spojrzała z bólem na twarz Petera, który miał rozerwaną koszulkę i w wielu miejscach był ubrudzony krwią. Jednak największy ból sprawiał jej widok Charlesa i Erika, którzy leżeli tuż obok siebie, a ich pusty wzrok skierowany był wprost na nią. Podbiegła szybko do Lehnsherra sprawdzając mężczyźnie puls, lecz nic nie wyczuła. Załkała żałośnie, upadając na kolana i położyła głowę Charlesa na kolanach. Przypatrywała się jego twarzy i wtuliła się w ciało szatyna jeszcze bardziej, zalewając się łzami.

- Przepraszam. Tak bardzo przepraszam, że nie potrafiłam temu zapobiec.- powiedziała. Nie mogła go stracić, nie w momencie, gdy go najbardziej potrzebowała. Był dla niej ważny i nie wyobrażała sobie, gdyby go nie było.

- Nie zdołasz ich ocalić.- głośny syk odbił się echem w jej głowie, przez co przymrużyła z bólu oczy.

- Nie, oni muszą żyć.- odparła, kładąc dłoń na jego policzku.- Muszą żyć.- zaczęła histerycznie powtarzać i pociągnęła za włosy, czując, jak jej głowa zaczyna pulsować. Przerażający krzyk wyrwał się z jej piersi i zagłuszył wszystko wokół. Z amoku wyrwał ją czyjś głos, który zaczął do niej docierać jakby przez mgłę, lecz z każdą chwilą stawał się coraz wyraźniejszy.

Obudziła się z krzykiem i zaczęła nerwowo kołysać się, nie mogąc sobie z tym wszystkim poradzić. Obiecała sobie, że nie pozwoli, by coś im się stało. Nie mogła ponownie stracić bliskich jej osób. W tamtym momencie nie docierały do niej żadne bodźce i nie reagowała na ciągłe nawoływanie jej imienia. Dopiero gdy silne ramiona oplotły jej rozdygotane ciało, ocknęła się z transu. Nie mogąc wyrzucić z głowy strasznego widoku śmierci przyjaciół, wtuliła się jeszcze bardziej w mężczyznę, chcąc, choć na chwile zapomnieć o tym, co ma się wydarzyć.

- Uspokój się, już wszystko dobrze.- powiedział Charles i zaczął głaskać ją po włosach. Pod wpływem głosu szatyna zaczęła się nieco uspokajać, choć nadal trwała w objęciach Xaviera.

- Nic nie jest dobrze. To się wydarzy, czuję to.- powiedziała łamliwym głosem.

- O czym ty mówisz?- zapytał, a następie odkleiła się od niebieskookiego.

- Nikt już nie jest bezpieczny. Widziałam was. Ciebie, Erika, Petera, Hanka i innych mutantów. Wasz pusty wzrok. Wasze pozbawione życia ciała.- powiedziała coraz bardziej, uświadamiając sobie, jak bardzo bezradna była.- Nie zdążyłam was ostrzec. Nie zapobiegłam temu. To wszystko moja wina.- dodała, coraz bardziej się załamując. O ile przez ten okres udało jej się odbudować swoją zszarganą psychikę tak teraz była na skraju załamania nerwowego.

- Nikt z nas nie umrze, rozumiesz? Nie pozwolę na to.- powiedział, ujmując jej twarz w dłonie.

- Ty nic nie rozumiesz. Czuję, że to się stanie już niedługo. Jeszcze nigdy nic nie było tak realne.- odparła, a kolejne łzy spłynęły po jej policzkach.

- Nie ma rzeczy niemożliwych. Zawsze możemy zmienić przyszłość.

- To przez tę organizację, przez tego doktora. Słyszałam jego głos. Znaczy, nigdy go nawet nie spotkałam.- dodała niepewnie.- Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale z jakiś niezrozumiałych przyczyn wiem, że to on będzie tym, przez którego to wszystko tak się skończy.

- Zrobię wszystko by go powstrzymać.- powiedział, spoglądając w jej przerażone oczy.

- Nie, to się nie uda. Wszyscy zginą.- powiedziała, coraz bardziej doprowadzając się do szaleństwa. Charles nie wiedząc jak ją uspokoić, jeszcze bardziej ją przytulił, głaszcząc jej włosy. Słyszał jej niespokojny oddech oraz czuł szybkie bicie serca. Jeszcze nigdy nie widział, by była w podobnym stanie, przez co serce mu się krajało, gdy tylko na nią spojrzał. I choć wiedział, że jest to dla niej ogromnym ciężarem, nadal wierzył, że tylko ona potrafi sobie z tym poradzić. Los miał w tym jakiś cel.

- Tym razem twoja wizja się nie spełni, obiecuję ci to.- powiedział Charles, kładąc dłoń na jej policzku i spojrzał w jej zapłakane szmaragdowe oczy, które wyrażały jedynie strach.  

Wpadłam na pomysł, by opublikować jutro opowiadanie o Eriku, co wy na to? Ktoś jest zainteresowany?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro