Rozdział 23
- Kogo widziałaś?- zapytał Charles nie do końca, wiedząc, o co chodzi zielonookiej. Charlotte na samą myśl o doktorze skrzywiła się, przypominając sobie wszystko, co widziała z Jackiem w jego gabinecie, przez co jej żołądek zrobił fikołka.
- Kiedy jeszcze byłam w psychiatryku, zakradłam się z Jackiem do pewnego zamkniętego gabinetu, do którego niewiele osób miało dostęp i zaczęliśmy szukać czegoś, co mogło nas zainteresować. Znaleźliśmy wtedy pewne informacje, których wolałam nigdy nie ujrzeć.- urwała. Obrazy martwych ludzi zaczęły przelatywać jej przez głowę, powodując lekkie mdłości. Nadal nie mogła uwierzyć, że ktoś był do czegoś takiego zdolny.
- Jakie informacje?- zapytał zaciekawiony telepata.
- Odkryliśmy coś, co ta placówka ukrywała. Było tam pełno badań, pomiarów i diagnoz. To wszystko było powiązane z mutantami, a przynajmniej większość z nich. Na początku nie uwierzyłam w to, lecz wszystko było dokładnie opisane. Ten naukowiec robił na nich jakieś dziwne eksperymenty, przez co ich zdolności rozwijały się lub łączyły z innymi, ale z zapisków wynikało, że każdy człowiek i tak zmarł pod koniec badań.- powiedziała drżącym głosem.
- Czemu wcześniej nam o tym nie powiedziałaś?- zapytał.
- Chciałam o tym zapomnieć. Widziałam zmasakrowane ciała na zdjęciach i nie chciałam tego pamiętać, dlatego obiecałam sobie, że zapomnę i udało mi się to, aż do teraz.- powiedziała. Miała wyrzuty sumienia, że nie powiedziała o tym Charlesowi, ale skąd mogła wiedzieć, że te informacje będą aż tak istotne.
- Co widziałaś podczas wizji? Wiesz, gdzie znajduję się ta organizacja?
- Widziałam gabinet. Ten naukowiec był tam z jakimś człowiekiem i rozmawiali o pewnym obiekcie, a z rozmowy wynikało, że znów pracuję nad jakimś eksperymentem.- odparła. Powoli uświadamiała sobie, w jakie bagno została wplątana.
- Jak się nazywa?- zapytał Hank, zakładając ręce na piersi.
- James Hortes.- powiedziała i przed oczami pojawiła jej się niechciana twarz mężczyzny. Nadal nie rozumiała, jak można było być takim potworem i robić takie świństwa innym ludziom. Czy ten mężczyzna nie miał w sobie za grosz człowieczeństwa?
- Spróbuję go znaleźć.- odparł McCoy i usiadł do komputera, szukając jakiejkolwiek wskazówki, która byłaby przydatna.
- To wszystko, co udało ci się zobaczyć?- zapytał Xavier, chcąc upewnić się, że nie pominęli żadnej znaczącej informacji.
- Tylko to, co ci powiedziałam.- odparła, a Charles pokiwał głową.
- Mamy problem.- powiedział niespodziewanie McCoy.- Według danych wynika, że ten cały James Hortes nie żyje od dwunastu lat.- dodał, poprawiając okulary na nosie.
- To niemożliwe, przecież go widziałam. To musi być on.- powiedziała, choć zaczęła nieco wątpić w swoją teorię. "A co jeżeli się mylę."- pomyślała.
- Jaka była przyczyna śmierci?- zapytał Charles.
- Zginął w wybuchu, a ciała nie odnaleziono.- odparł Hank. To jedno zdanie zapaliło w głowie Charlotte czerwoną lampkę.
- Więc jest duża możliwość, że żyje.- wypaliła, spoglądając na dwójkę mężczyzn, przez co oboje popatrzyli na siebie, rozpatrując taką możliwość. Jeżeli to, co mówiła szatynka, było prawdą, to musieli go jak najszybciej odnaleźć. Obawiali się jedynie, jak dużo osób udało mu się do tej pory skrzywdzić.
- Ufam temu, co widziałaś. Musimy jak najszybciej odnaleźć tego mężczyznę.- powiedział Charles, próbując usiąść. Niestety skutki postrzału nadal dawały o sobie znać, przez co złapał się za bok, sycząc z bólu. Charlotte zareagowała natomiast natychmiast i zmusiła niebieskookiego, by jeszcze się położył.
- Nie możesz w tym stanie się ruszać.- powiedziała, piorunując go wzrokiem. Charlesa rozśmieszyła nieco reakcja kobiety, a w szczególności troska, jaką widział w jej oczach, lecz nie zamierzał się z nią sprzeczać. W końcu i tak nie miał siły na dalsze próby wstania. Dziwił się jedynie tego, że aż tak martwiła się o jego zdrowie.
- Uwierz mi, byłem w gorszych.- odparł, wzdychając, a w tym samym czasie Hank obserwował ich z mieszanymi uczuciami. Adekwatnie można było dostrzec, że coś jest nie tak, ale wolał przemilczeć tę sprawę. Szczególnie intrygował go wzrok Xaviera, który skanował dokładnie twarz zielonookiej z dziwnym błyskiem w oku, choć powtarzał sobie, że coś mu się przywidziało.
- Co zamierzacie teraz zrobić?- zapytała, przekrzywiając głowę. Chciała, by ta sprawa się wyjaśniła i żeby jak najszybciej złapali tego mordercę. Na samą myśl o jego ofiarach robiło jej się niedobrze i jednocześnie cieszyła się, że nie znalazła się w szpitalu za czasów jego kadencji tam. Wtedy mogłaby nie wyjść z tego wszystkiego cało.
- Zrobimy wszystko by go odszukać. Jest powiązany z organizacją, więc nas do niej zaprowadzi, a wtedy zniszczymy ją, by już więcej nikomu nie stała się krzywda. Najpierw zaczniemy od sprawdzenia jego biura, by zdobyć wszystkie możliwe dane. Może coś naprowadzi nas na właściwy trop.- odparł McCoy.
***
Szatynka cały czas uderzała w worek treningowy cios za ciosem, nie dając sobie ani chwili odpocząć. Ciemne włosy Charlotte kleiły jej się do rozgrzanej skóry, lecz nie zwracała na to uwagi, ponieważ całą swoją uwagę poświęcała na wyprowadzaniu ataków. Już dawno zaczęła trenować o wiele więcej niż zazwyczaj, by móc się przydać, dlatego większość swojego czasu spędzała na sali treningowej.
Jej moc była bezużyteczna w terenie, więc musiała nauczyć się jak najlepiej walczyć. Chciała pomóc Charlesowi dlatego masa treningów była jej potrzebna, by nie być obciążeniem dla mutantów. Nie miała takiej mocy jak Erik, Peter lub Charles, dlatego musiała sobie radzić jak zwykły człowiek.
Uderzając, przypominała sobie wszystkie złe momenty w swoim życiu, co dawało jej siłę do walki. Zacisnęła zęby i zrobiła pół obrót, trafiając ostatni raz w swój cel, po czym zmęczona oparła się o zimną ścianę, dzięki czemu zrobiło jej się trochę lepiej. Jednakże nie minęło pięć minut, a znów przystąpiła do ćwiczeń, przez co odgłosy obijanego worka treningowego roznosiły się po całym pomieszczeniu.
- Nieźle ci idzie.- usłyszała, przez co zaprzestała wykonywanej czynności i odwróciła się do Erika, który stał kilka metrów dalej.
- Dzięki.- odparła, próbując nie zwracać szczególnej uwagi na niebieskookiego.
- Aczkolwiek słabo uderzasz prawą ręką. Łatwo można cię zablokować.- zwrócił uwagę, podchodząc do szatynki.
- W takim razie będę musiała to jeszcze dopracować.- odparła, odsuwając się od worka.
- Musisz coś zobaczyć.- powiedział, na co brązowowłosa uniosła zaciekawiona wzrok.
- Co takiego?- zapytała, a niebieskooki gestem ręki kazał za sobą podążać. Zaprowadził ją pod tą samą windę, co prowadziła do podziemia instytutu. Zdziwiona weszła do maszyny, nie odzywając się ani słowem. Szli ramię w ramię, aż dotarli do metalowych drzwi z wyrytym X, pod którymi czekali Hank i Charles, co nie specjalnie spodobało się szatynce.
- O co w tym wszystkim chodzi, bo zaczynam się niepokoić. Zrobiłam coś złego?- zapytała, obserwując każdego po kolei.
- Nic nie zrobiłaś, tylko uważamy, że jesteś godna zaufania, by pokazać ci pewną rzecz.- odparł Charles, zbliżając się do metalowych drzwi. Wcisnął jakiś przycisk i spod metalowych blach wypłynęło niebieskie światło, skanując oczy Xaviera, a Charlotte patrzyła na to z coraz większym zaciekawieniem. Po chwili wejście się otworzyło, a wszyscy podążyli za telepatą, wchodząc do tajemniczego pomieszczenia. Od razu, gdy spostrzegła, gdzie się znajduję, jej twarz wyrażała jedno wielkie zdziwienie.
- Gdzie jesteśmy?- zapytała, obracając się dookoła. Znajdowali się w jakimś ogromnym pomieszczeniu, które miało kształt kuli, a oni sami szli jedynie na wąskiej ścieżce, na której końcu znajdował się panel sterowania.
- Oto cerebro.- powiedział.
- Do czego służy?- zapytała, marszcząc brwi.
- Zaraz się przekonasz.- odparł i ku jej zdziwieniu założył jakiś dziwny hełm z podpiętymi do niego diodami. W jednej chwili drzwi się zamknęły, a całe pomieszczenie wypełniło się światłem, by następnie pokazać mapę kuli ziemskiej. Przez cały czas nie mogła wyjść z podziwu i wszystko obserwowała z niemałym szokiem.
- Niesamowite.- odparła, widząc mnóstwo punktów zaznaczonych czerwonym kolorem.
- Cerebro jest maszyną, która pomaga mi dotrzeć do umysłu ludzi na ogromne odległości. Dzięki jego pomocy znajdziemy Jamesa Hortesa.- powiedział Charles.- Czerwone punkty to mutanci, a niebieskie ludzie.- dodał, a kolory mapy momentalnie się zmieniły. Xavier przymknął na moment oczy, skupiając się na znalezieniu naukowca i po kilkudziesięciu sekundach poszukiwań, wreszcie go odnalazł.
- Wszystko przygotowane?- zapytał starzec bruneta z wytatuowanymi rękoma, który stał naprzeciwko niego.
- Wszystkiego dopilnowałem osobiście.- odparł, unosząc lekko głowę.
- Doskonale. Mam nadzieję, że paczka bezpiecznie dojdzie do nowej bazy w Waszyngtonie.- powiedział, notując coś w swoich dokumentach, leżących na biurku.- Potrzebuję jak najszybciej samolotu, ponieważ jeszcze dziś mam zamiar wyjechać z Anglii.- dodał, nie zaszczycając podwładnego nawet wzrokiem. W tej samej chwili obraz zniknął, a Charles odsunął się od panelu, łapiąc się za głowę i syknął cicho. Charlotte od razu zauważyła, że coś jest nie tak, dlatego szybko podbiegła do niego i nachyliła się, tak że ich twarze były na tej samej wysokości.
- Wszystko w porządku?- zapytała zmartwiona.
- Tak, chyba po prostu dawno tego nie używałem. To pewnie przez to.- odparł. W pewnym stopniu trochę ją to uspokoiło, dlatego odsunęła się od telepaty, nie zauważając zdziwionego spojrzenia Erika, który przyglądał się im z niemałym zaciekawieniem.- Wiem, w jakim mieście możemy go znaleźć, lecz nie wiem, gdzie dokładnie się kieruję. Wspomniał coś o bazie w Waszyngtonie.- dodał.
- To może być to. Spróbuję ustalić, gdzie mniej więcej może się znajdować, lecz to trochę potrwa.- powiedział Hank.
- Więc nie traćmy czasu i znajdźmy tego dupka.- powiedział Erik.
Powiedzcie co sądzicie o rozdziale, bo ja tak szczerze mam mieszane uczucia co do niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro