Rozdział 18
Weszła po cichu do kuchni, by nie zrobić zbyt dużego hałasu. Było już bardzo późno i prawie wszyscy już dawno spali, więc jej zdziwienie przeszło najśmielsze oczekiwania, gdy koło stołu zauważyła Erika, który pił kieliszek sławnego w Niemczech Doppelkorna. Na początku jej nogi wzrosły w podłogę i nie mogła wykonać żadnego ruchu. Dopiero gdy spojrzał w jej kierunku, odzyskała sprawność umysłu.
- Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze będzie tutaj o tej godzinie.- powiedziała, przełykając nerwowo ślinę. Czuła się nieswojo w towarzystwie szatyna, co można było zauważyć. Oprócz wspólnych treningów nie rozmawiali ze sobą dużo, więc w obecnym momencie nie wiedziała jak się zachować. Widząc, że mężczyzna nie jest zbytnio nastawiony do rozmowy, postanowiła go zignorować, zajmując się tym po co tu przyszła. Zajrzała do lodówki w poszukiwaniu soku jabłkowego, którego ku jej niezadowoleniu nie znalazła, więc musiała się zadowolić czym innym. Nalała sobie do szklanki pomarańczowego nektaru i ruszyła w kierunku wyjścia z pomieszczenia, gdy zatrzymał ją szorstki głos.
- Jeśli chcesz, to zostań.- powiedział Erik, przez co obróciła się zdziwiona. Nie spodziewała się tego, lecz przystała na to. Usiadła naprzeciwko niebieskookiego i upiła łyk napoju.
- To chyba nie jest dobry pomysł pić przed jutrzejszym treningiem.- wypaliła, spoglądając na ilość trunku wypitego przez mężczyznę.
- Nie będę mieć jutro kaca. O to nie musisz się martwić.- odparł, wypijając kolejny kieliszek. Oblizał usta i napełnił po raz kolejny naczynie. Wątpiła, że szatyn nie poczuje nazajutrz żadnych skutków ubocznych, ale nie mogła mu tego zabronić.
- Zalewasz smutki?- zapytała, przekrzywiając głowę. Szczerze powiedziawszy, zainteresował ją powód takiego stanu mężczyzny.
- Można tak powiedzieć.- odparł, spuszczając wzrok na butelkę.
- Może mi opowiesz. Większości osobom to pomaga.
- Nie będę cię zanudzać.
- Chętnie posłucham.- zachęcała go. Widziała, jak walczy ze sobą, zastanawiając się, czy nie wyjawić to, co go dręczy. Wreszcie mur obronny pękł, a on sam zaczął opowiadać. Jedno było pewne- procenty w jego krwiobiegu zrobiły swoje, bo na trzeźwo na pewno nie byłby taki wylewny.
- Gdy wyjechałem z kraju, poznałem piękną kobietę, która była polką. Po kilku spotkaniach zakochałem się w niej. Była taka mądra i urocza. Nie chciałem jej oszukiwać, dlatego od razu powiedziałem jej, kim jestem. Jednak nie odwróciła się ode mnie, mimo potworem jakim byłem. Pewnie słyszałaś, co zrobiłem.- przerwał, spoglądając na nią. Dobrze wiedziałam, co zrobił od Petera, ale mimo tego nie określiłabym go potworem.- Zaakceptowała mnie takiego, jakim byłem, a w niedługim czasie urodziła nam się córka.- skończył, a ostatnie zdanie powiedział łamiącym się głosem.
- Co się stało?- zapytała zmartwiona, pomijając fakt, że nie spodziewała się, że magneto miał córkę. Nadal przecież jeszcze nawet nie wiedział, że Peter jest jego synem.
- Zginęła przez moją przeszłość tak jak kobieta, którą kochałem. Zawsze przynoszę ludziom pecha, to chyba mój kolejny dar.- powiedział. Charlotte chciała go jakoś pocieszyć, ale nie za bardzo wiedziała jak. Naprawdę mu współczuła. Wiedziała jaki ból towarzyszy, gdy bliskie ci osoby odejdą.
- To jest nas dwójka. Gdy byłam jeszcze w psychiatryku, to ja zawsze pakowałam mojego przyjaciela w kłopoty.- powiedziała i zacisnęła lekko dłoń, przypominając sobie o Jacku.
- Dlaczego tam trafiłaś?- zapytał, zmieniając temat. Nie dziwiła mu się, to i tak dużo, że wyjawił jej tak poufne informacje, jak śmierć najbliższych mu osób. Szczerze to nie spodziewała się tego po nim. Dotychczas ich stosunki były czysto formalne.
- Wszystko przez moją moc. Po śmierci rodziców moja mutacja dała się we znaki i zaczęłam widzieć nieprawdopodobne rzeczy. Ludzie oczywiście stwierdzili, że to przez wypadek dostałam schizofrenii. Nie pomagały terapie ani żadne próby leczenia. Z czasem miałam już wszystkiego dość i zaatakowałam moją opiekunkę, więc wylądowałam tam, gdzie wszyscy inni wariaci.- powiedziała i wzruszyła ramionami.
- Zaatakowałaś opiekunkę?- zapytał, unosząc brwi.
- Tak, ale należało jej się. Była podłą jędzą.- odparła i skrzywiła się, przypominając sobie ową sytuację i znienawidzoną kobietę w podeszłym wieku z lekkimi prześwitami siwizny.
- Brawo.- mruknął. Charlotte zauważyła, że jeszcze nigdy tak swobodnie z nim nie rozmawiała, co było dla niej czymś nowym.
***
Wyszła z pomieszczenia w którym, jak zauważyła, spędzała dość dużo czasu i weszła schodami na piętro. Jednak zatrzymała się, widząc jak ciemna sylwetka, przypominająca z pewnością nastolatka próbuje wytrychem włamać się do gabinetu Charlesa. Pochyliła się i jak najciszej potrafiła, przybliżyła się do postaci. Złapała nikczemnika za kaptur od bluzy i obróciła w swoją stronę.
- Kogo my tu mamy?- zapytała, odsłaniając twarz osobnika. Przed nią właśnie znajdował się młody chłopak o kruczoczarnych włosach. Młokos zaczął się szarpać, próbując wyrwać się z uścisku brązowowłosej, lecz szybko się poddał i zwiesił głowę.
- Ja nic nie zrobiłem, tylko przechodziłem obok.- zaczął się tłumaczyć, co szło mu beznadziejnie. Nie wierzyła mu ani trochę.
- Kogo próbujesz oszukać? To piętro dla nauczycieli, więc czego szukałeś?- powiedziała, mierząc delikwenta czujnym spojrzeniem. Brunet nerwowo spuścił wzrok i milczał. Wiedział, że chcąc włamać się do gabinetu profesora wiele ryzykował i obawiał się, że go przyłapią. Modlił się, tylko aby kobieta nie powiedziała nic nikomu o jego występku, ponieważ miałby przez to ogromne kłopoty.
- Dobrze przyznaję się, ale tylko założyłem się z kolegami. Nie chciałem zrobić nic złego. Błagam, niech mnie pani puści.- powiedział. Zaczęło irytować ją zachowanie chłopaka.
- Posłuchaj mnie. Puszczę cię i nikomu o tym nie wspomnę, ale jeżeli jeszcze raz spróbujesz się włamać do gabinetu dyrektora, gorzko tego pożałujesz, zrozumiano?- powiedziała srogo i choć miała pewne wątpliwości, puściła chłopaka, który jak najszybciej mógł, zbiegł na dół. Westchnęła i popatrzyła ostatni raz na drewniane drzwi, po czym odeszła. Jednak w jej głowie nadal pozostały pewne wątpliwości.
Czy Charlotte dobrze zrobiła, puszczając chłopaka? Jestem ciekawa, co o tym sądzicie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro