Rozdział 15
Kolejne dni mijały, a Charlotte coraz bardziej zadamawiała się w instytucie Xaviera. Musiała przyznać, że przybycie tutaj było jedną z najlepszych rzeczy, jaka ją spotkała w jej pełnym kontrowersji życiu. Poznała tu wiele wspaniałych ludzi, z którymi zdążyła już się zaprzyjaźnić oraz odnalazła jakąś formę spokoju, której tak bardzo jej brakowało. Wszystko mogło się wydawać cudowne, lecz ona patrzyła na to inaczej.
Dzień ten mógł się wydawać zwyczajny jak każdy inny, lecz była jedna rzecz, która odróżniała go od pozostałych. To dziś mijało piętnaście lat od tego felernego dnia. Dnia, w którym wszystko się zaczęło. Próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, ale nie była na tyle dobrą aktorką. Wiele osób zauważyła, w jakim stanie się znajduję, więc Hank powiedział jej, żeby dzisiaj odpuściła sobie zajęcia. Była mu za to ogromnie wdzięczna, bo nie wyobrażała sobie normalnie funkcjonować. Miała ochotę schować się pod kołdrą i odciąć się od otaczającego ją świata. Fala wspomnień zalewała jej umysł, przez co myślała, że zwariuję. Uderzyła głową w poduszkę i przymknęła oczy, wsłuchując się w swój oddech. Ciche pukanie rozbrzmiało po pomieszczeniu, przez co się podniosła. Nie oczekiwała żadnych odwiedzin, więc nie wiedziała, kto stał po drugiej stronie drzwi.
- Proszę.- krzyknęła, opierając się o drewniane wezgłowie łóżka. Zdziwiła się, widząc jak do jej łóżka, podjeżdża Charles. Nie spodziewała się go. Myślała, że spędzi ten dzień sama, tak jak to robiła co roku. Prawdą było jednak to, że pragnęła komuś powiedzieć o dręczących ją myślach, lecz jednocześnie nie chciała dzielić się swoimi problemami. Kto chciałby przecież słuchać jej bezsensownego bełkotu i tracić na nią czas.
- Słyszałem, że źle się czujesz.- powiedział, obserwując brązowowłosą. Miała nadzieję, że nie będzie musiała tłumaczyć się Xavierowi, ale zdawała sobie sprawę, że niebieskooki doskonale wie, że coś się z nią dzieje.
- To tylko lekki ból głowy, nie musisz się mną przejmować. - odparła, wysilając się na uśmiech, co bardziej przypominało grymas.
- Na pewno to tylko ból głowy?- zapytał znacząco, przez co zacisnęła w dłoni materiał swojej bawełnianej bluzki. Wiedziała, że coś zacznie podejrzewać w końcu to Charles, a przed nim nic się nie ukryję.
- Szczerze?- odpowiedziała. Momentalnie jej policzki zaróżowiły się przez to, że właśnie zdała sobie sprawę, że siedzi przed brunetem w kusej piżamie, dlatego zakryła się częściowo kołdrą. Jednak nie dała po sobie poznać, że ta sytuacja lekko ją krępuje.
- Tak.
- Mam dość. Próbowałam wszystkim wmówić, że po prostu źle się czuję, ale jest to związane z zupełnie czymś innym.- powiedziała, zakładając za ucho brązowe pasemko włosów.
- Mogę wiedzieć, co takiego cię trapi?- zapytał, pochylając się w jej kierunku. Nie mogła znieść jego ciepłego spojrzenia, które aż zmuszało, by wyznać mu prawdę. Milczała przez jakiś czas, lecz wreszcie zebrała w sobie odwagę i odważyła się wyznać coś, czego nie powiedziała jeszcze żadnej osobie.
- Dzisiejszego dnia mija kolejna rocznica śmierci mojej rodziny w wypadku samochodowym. Minęło już tyle lat, a wydaję się, jakby to było wczoraj.- powiedziała nieco cichszym głosem.
- Jak to się stało?- zapytał niepewnie. Nie wiedział, czy mógł pogłębić ten temat, bo bał się, że rozdrapywanie starych blizn pogorszy jeszcze bardziej stan szatynki.
- Wstałam jak zwykle na śniadanie, po nieprzespanej nocy. Rzadko zdarzało mi się mieć koszmary, ale pamiętam, że ta noc była wyjątkowa. Zobaczyłam coś, co powinnam od razu powiedzieć mamie, lecz uznałam to za jedynie głupi sen. Był to mój największy błąd w życiu. Zbagatelizowałam coś, co mogło uratować im życie.- powiedziała, a pojedyncza łza wypłynęła z jej oka, a zaraz za nią kolejne. Charles nie zamierzał się odzywać i słuchał w skupieniu to, co miała zamiar mu wyznać. - Tego dnia wraz z siostrą miałyśmy jechać na letni obóz. Byliśmy takie szczęśliwe. Pamiętam, jak piszczałyśmy z ekscytacji, gdy auto ruszyło, a rodzice musieli nas uciszać. Pamiętam też, że wszytko działo się w zastraszającym tempie. Pijany kierowca z naprzeciwka wjechał w nas z impetem. Później są już tylko urywki wspomnień, ale widziałam identyczne rzeczy jak we śnie. Słyszałam krzyki i czułam pod sobą chropowatą powierzchnię asfaltu.- powiedziała, tym razem nie powstrzymując płaczu. Nie była na tyle silna, by je powstrzymać, dlatego zamknęła na chwilę oczy. Sekundę później poczuła dużą męską dłoń na swoim policzku.
- Nie musisz kontynuować.- odparł, widząc zapłakaną twarz kobiety.
- Nie, wszystko w porządku.- odparła, doprowadzając się do porządku i wróciła do opowiadania.- Nie wiedziałam, co się dzieje, w końcu miałam jedynie dziesięć lat. To cud, że tamtego dnia przeżyłam. Gdybym nie wypadła wtedy z samochodu, zginęłabym. Najwyraźniej ktoś chciał, żebym jeszcze się pomęczyła na tym świecie.- dodała, kończąc swój długi wykańczający monolog. Spuściła wzrok i zaczęła bawić się palcami.
- Obwiniasz się prawda?- zapytał Charles. Wydawała mu się teraz jeszcze silniejsza niż dotychczas. Tak wiele przeżyła, a mimo to dała radę. Siedziała teraz przed nim i właśnie powierzyła swój sekret.
- Gdybym im tylko powiedziała...- zaczęła, lecz szybko jej przerwano.
- To nie twoja wina, jednocześnie mogli cię nie posłuchać. Nie obwiniaj się o to.- powiedział. Zielonooka pociągnęła nosem i mimo stanu, w jakim się znajdowała, uśmiechnęła się. Zrobiło jej się o wiele lepiej, gdy wreszcie się komuś wygadała. Tyle lat to w sobie dusiła, zatruwając swój umysł. Cieszyła się, że ma w tej chwili przy sobie telepatę, który pocieszał ją. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jakie było to dla niej ważne.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś.- powiedziała po chwili milczenia.
- Zawsze możesz do mnie przyjść, gdy będzie cię coś trapić. Pamiętaj o tym.- odparł, ściskając jej drobną dłoń.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro