Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Spokojny wiatr muskał jej rozgrzaną skórę, a jej włosy lekko powiewały na wietrze. Skupiła całą swoją uwagę na obrazach, jakich kiedykolwiek doświadczyła i spróbowała ponownie wymusić na swoim organizmie, by ten zaczął z nią współpracować. Próbowała na różne sposoby, zobaczyć coś z własnej woli, lecz każda próba kończyła się fiaskiem. Zezłoszczona do granic możliwości, tupnęła nogą i otworzyła oczy, spoglądając zirytowana na Charlesa. Szatyn doskonale rozumiał jej złość, lecz cały czas powtarzał jej, by ta się nie poddawała. Było to kluczem do sukcesu, jednak jak już zdążył zauważyć, zielonooka nie grzeszyła cierpliwością. 

- Nic się nie dzieje.- jęknęła. Coraz bardziej obawiała się, że jej próby się nie powiodą. Mimo że tak tego nie czuła, to strach paraliżował ją od środka, jak cichy zabójca. Bała się kolejnej porażki.

- Spróbuj jeszcze raz.- zachęcił ją mężczyzna. Wiedział od samego początku, że to będzie trudny orzech do zgryzienia, ale nie poddawał się. 

- Powtarzasz to już któryś raz z rzędu, aż się dziwie, że nie znudziło ci się jeszcze siedzenie tutaj.- odparła. Miała wrażenie, że cały czas go zawodzi. Mimo ciągłych podpowiedzi ona wciąż nie potrafiła zrobić, analogicznych rzeczy. 

- Tym razem dasz radę, musisz tylko chcieć. Dawaj.- powiedział, próbując podnieść ją na duchu. Kolejny raz wyciszyła się i próbowała dotrzeć do najciemniejszych zakamarków swojego umysłu, szukając jakiejś mentalnej linii, której mogła się uczepić. Trwała w tej samej pozycji paręnaście minut i nadal nie mogła znaleźć swojej kotwicy. Czegoś, czego mogła się uczepić. Czegoś, co oddzielało ja od prawdziwego świata i tego alternatywnego. Szukała, lecz bez skutku. Westchnęła i zatopiła twarz w dłoniach. Siedziała na ziemi lekko przygarbiona i uderzyła, pięścią w ziemie. Nagle poczuła jak ciepła, męska dłoń ląduję na jej barku.

- Uda ci się. Wiem to, po prostu musisz dać sobie czas.- powiedział łagodnym głosem. Pokiwała głową i wstała, uprzednio otrzepując się z kępek trawy. 

- Kiedy następne spotkanie?- zapytała, przekrzywiając głowę. 

- Jutro będziesz miała trening fizyczny, ale już nie ze mną.- powiedział, przez co brązowowłosa na chwilę zesztywniała. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić lekcji z inną osobą niż z Charlesem. W zadziwiającym tempie mężczyzna zaskarbił sobie jej przychylność i obawiała się mieć lekcje z kimś innym niż z nim.

- W takim razie kto jest tą osobą?- zapytała, nie kryjąc zainteresowania. 

- Z racji, że nauczyciele, którzy trenują młodzież są zajęci, poprosiłem mojego starego przyjaciela, by cię trenował.- powiedział, uśmiechając się szeroko. Musiała przyznać, że lekko ją to zaniepokoiło. 

- Mam się bać?- zapytała, wyobrażając sobie owego mężczyznę. Miała nadzieję, że będzie to w miarę przyjazny człowiek, choć nadzieja matką głupich. 

- Jest... osobliwy. Zresztą sama się przekonasz.- powiedział, a jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. Nie przekonało jej to, ale nie sprzeciwiła się. 

***

Złapała się za brzuch, czując straszliwe burczenie i wstała, mając ochotę coś zjeść. Zastanowiła się, czy pamiętała jeszcze trasę do kuchni, którą pokazywał jej Charles i ruszyła korytarzem. Musiała przyznać, że wieczorem rezydencja wyglądała na jeszcze piękniejszą, niż była za dnia. Półmrok nadawał jej tajemniczości i czasami można było poczuć klimat grozy. Odliczyła cztery drzwi od bocznej ściany i weszła do środka, modląc się, by trafiła do dobrego pomieszczenia. Nie uśmiechało jej się wejść do czyjegoś pokoju i o zgrozo, zastać tam jakiegoś lokatora. Rozejrzała się wokół i odetchnęła, widząc, że znajduję się w kuchni. Znów poczuła, jak jej żołądek koziołkuję, dlatego jak najszybciej chciała dopaść do lodówki. Nie dane było jej, jednak dojść do celu, ponieważ poczuła, jak jakaś zadziwiająco szybka siła na nią wpada, przez co wylądowała na podłodze, a na jej brzuchu leżał srebrnowłosy chłopak. Winny jej upadkowi dosłownie jak błyskawica wstał i wyciągnął w jej stronę dłoń, którą przyjęła, wstając obolała z drewnianych paneli.

- Strasznie cię przepraszam. Czasami rozpędzam się do takiej prędkości, że nie sposób się zatrzymać, ale czekaj. Nie znam cię.- powiedział, mrużąc oczy. 

- Jestem tutaj nowa. Nazywam się Charlotte Richards.- powiedziała, nadal lekko oszołomiona. Jeszcze nigdy nie widziała, by ktoś się poruszał z taką prędkością, ale chyba powinna się przyzwyczaić, że coraz więcej rzeczy będzie ją zadziwiać. 

- Teraz już kojarzę. Wszyscy uczniowie o tobie mówią.- powiedziała uśmiechnięty. Przez chwilę ją wmurowało. Nie wiedziała, że zrobiła taką sensację.  

- Niby czemu?- zapytała, nie rozumiejąc. 

- Wiesz, rzadko przyjeżdża tu ktoś w twoim wieku. Większość to młodzież, a nawet dzieci.- wytłumaczył, dzięki czemu już wiedziała, o co chodziło z tymi wszystkimi ciekawskimi spojrzeniami, posyłanymi w jej stronę.- Ale czekaj, zapomniałem się przedstawić. Peter Maximoff, miło mi.- powiedział, uśmiechając się. Wydawał się miły i był zaskakująco energiczny.

- Skoro już się znamy, to powiedz mi, co to było?- powiedziała, podnosząc lekko głos. Nie była przyzwyczajona do towarzystwa ludzi obdarzonymi jakimiś zdolnościami, więc wszystkie nadprzyrodzone zjawiska były dla niej nowością. 

- W jakim sensie?- zapytał, nie do końca wiedząc, o co pyta. 

- No nie było cię i nagle się pojawiłeś, a później znów stałeś tuż nade mną.- zaczęła się plątać i gestykulować. Srebrnowłosy zaśmiał się z jej reakcji i obserwował ją z rozbawieniem. 

- Chyba nie jesteś przyzwyczajona do takich jak my?- bardziej stwierdził, niż zapytał. Szatynka pokręciła jedynie głową, a srebrnowłosy specjalnie użył swoich zdolności i szybko wyjął z lodówki pomarańczowy sok. 

- Super szybkość to moja moc.- powiedział, podając jej napój. 

Ktoś domyśla się, kto będzie trenować Charlotte?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro