Rozdział 29
Charlotte oparła się o ścianę i uparcie wpatrywała się w Charlesa, który jak zwykle miał na głowie więcej niż był w stanie sobie poradzić.
- Wszystko poszło zgodnie z planem, więc czemu jesteś taka zdenerwowana?- zapytał Charles, odkładając akta nowej mutantki, która miała przybyć do instytutu. Kobieta momentalnie ocknęła się i spojrzała na telepatę nadal mając głowę w chmurach.
- Ponieważ to nie koniec.- powiedziała, wzdychając. Kto wie, jakie jeszcze wyzwania na nich czekały, przez co cały czas siedziała jak na szpilkach.
- Wiem o tym, ale myśl optymistycznie. Jesteśmy już prawie przy celu.- odparł Xavier i uśmiechnął się pocieszająco.
- Przykro mi, ale to mnie nie przekonuję.- stwierdziła, ponownie wlepiając swoje kocie oczy w jedną ze ścian. Brązowowłosy widząc, w jakim stanie jest kobieta, odjechał od biurka i ujął dłoń szatynki.
- Powinnaś odpocząć, jesteś za bardzo przewrażliwiona. Rozumiem twoje obawy, ale nie pozwól, by to przejęło nad tobą kontrolę.
- Łatwo ci mówić. Powiedziałabym, żebyś zajrzał do mojej głowy, ale nie chcę obarczać tym również ciebie. Wszystko ci już powiedziałam.
- Co mam zrobić, abyś przestała o tym myśleć?- zapytał zrezygnowany.
- Nic mi nie pomoże.- westchnęła i spojrzała na biurko szatyna, gdzie jak zwykle leżało mnóstwo dokumentów.- Coś ci chyba mówiłam, abyś się nie przepracowywał.- powiedziała, karcąc mężczyznę wzrokiem, jakby był nieposłusznym dzieckiem.
- Jeżeli zignorujesz problemy, one nie znikną.- skwitował.
- A szkoda.- westchnęła. - Kiedy to całe szaleństwo się skończy? Kiedy wreszcie złapiemy Hortesa?- wypaliła po chwili.
- Obawiam się, że nie znam odpowiedzi na to pytanie.- odparł. Zamyśliła się na chwilę i spuściła wzrok. Nie wiedziała, jak mężczyzna wytrzymywał takie tempo życia. Cały czas się coś działo. Cały czas coś im groziło i ratowali tych, którzy nie byli w stanie sami się obronić. - Odpocznij.- dodał, zauważając zmęczenie u kobiety i położył dłoń na policzku szatynki, która kiwnęła twierdząco głową.
***
- Doktorze udało im się skraść część naszych danych. Co mamy teraz zrobić?- zapytał podwładny z gulą w gardle. Obawiał się reakcji mężczyzny, a tym bardziej jego gniewu, jednak ten nawet na chwile nie drgnął, wpatrując się jedynie w monitor.
- Powiedzcie mi generale, kim jest ta kobieta?- zapytał naukowiec, pokazując na nagranie, które udało się odzyskać po tym, jak monitoring w budynku został odłączony.
- Z tego, co wiemy, jest to Charlotte Richards, która parę miesięcy temu zbiegła z zakładu psychiatrycznego w New Jersey.- odparł, pocierając zdenerwowany dłonie.
- Z New Jersey.- powtórzył pod nosem mężczyzna, dokładnie badając twarz brązowowłosej. Pamiętał wspomniany ośrodek jeszcze za czasów początku swojej kariery. Zastanawiał się tylko, jak takiej drobnej kobiecie udało się uciec z dobrze strzeżonego budynku. W pewnym momencie zatrzymał zapętlające się nagranie i wyostrzył ekran, przybliżając obraz na twarz mutantki.
- A niech mnie.- dodał cicho i podrapał się po brodzie. Jej nienaturalnie szmaragdowe oczy połyskiwały drapieżnie jak u jakiegoś zwierzęcia, choć nawet one nie miały tak intensywnego koloru. To sprawiło, że jego zainteresowanie szatynką jeszcze bardziej wzrosło.
- Udało wam się ustalić, jakie ta kobieta ma moce?- zapytał, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
- Niestety nie.- odparł krótko, przełykając nerwowo ślinę.- Wiemy jedynie, czego szukała wraz ze swoimi wspólnikami.- dodał.
- Proszę kontynuować.- zaczął naukowiec, wreszcie zaszczycając swoim spojrzeniem bruneta.
- Dzięki informatorom dowiedzieliśmy się, że poszukają jednej z naszych baz.
- Doskonale.- powiedział Hortes, poprawiając swoje okulary. Miał już idealny plan, który tylko czekał na zrealizowanie.
- Co mamy zrobić?- zapytał podwładny.
- Przekaż dowództwu, że mam nowy pomysł.- odparł, uśmiechając się z błyskiem szaleństwa w oku i ponownie wlepił wzrok w szatynkę.
***
Brązowowłosa przejechała palcem po grzbiecie grubej książki i wyciągnęła pierwszy tom mówiący o teorii ewolucji. Wlepiła wzrok w tytuł i odłożyła ją na biurko, gdzie uzbierał się już spory stos lektur. Tak samo zrobiła z podręcznikiem do rozszerzonej biologii i książką o mutacji komórek. Szczerze wątpiła, że uda jej się to wszystko przeczytać, ale warto było spróbować, dlatego chciała znaleźć parę podręczników, by choć trochę poszerzyć swoją wiedzę. Jedynie Charles patrzył z rezygnacją na górę książek, które prawie spadały z mebla.
- Naprawdę jest Ci to wszystko potrzebne?- zapytał niepewnie. Nie sądził, że większość z tych dzieł przyda jej się, ponieważ sam większość przeczytał, przez co wiedział, że w niektórych poematach znajdowały się dosyć ogólne zagadnienia.
- Może trochę przesadziłam.- powiedziała, przygryzając wargę. Tak się zagłębiła w poszukiwaniach odpowiednich prac naukowych, że straciła już rachubę, ile udało jej się odnaleźć. Westchnęła, po czym usiadła koło szatyna i wzięła do ręki pierwszą lepszą książkę, która była z dziedziny psychologii. Zaczęła czytać pierwsze linijki tekstu i śledziła bacznie wzrokiem każdą literkę, zagłębiając się coraz bardziej w dziedzinę.
- Ciekawych rzeczy można się z tego dowiedzieć. Naprawdę to wszystko jest twoje? - zapytała, odrywając się od lektury i spojrzała na telepatę, który uważnie przeglądał plany budynku, do którego mieli się udać.
- Przez wiele lat je zbierałem, ale część należała do mojego ojczyma.- powiedział, nie podnosząc wzroku znad kartki. Kobieta zamyśliła się na chwilę i spojrzała z jeszcze większym zaciekawieniem na zbiory. Była ciekawska i chciała dowiedzieć się czegoś więcej, lecz Charles zdawał się unikać tego tematu, co doskonale rozumiała, dlatego nie zmierzała tego drążyć.
- Przeczytałeś je wszystkie? - zapytała, co spotkało się z cichym śmiechem ze strony szatyna.
- Większość. - odparł z uśmiechem, a chwilę później zauważył zdziwienie, które malowało się na twarzy zielonookiej.
- Nieźle.- przyznała z uznaniem.- Może kiedyś cię przegonię.- zaśmiała się, choć wątpiła w szczerość swoich słów. Nie miała aż takiej cierpliwości, a jak na razie jej celem było skończenie książki, którą zaczęła czytać. Jeżeli to by się jej udało, byłaby wniebowzięta, dlatego milczała, jak zaklęta studiując każde słowo. Nawet Charles był zdziwiony postawą kobiety i jak bardzo wciągnęła ją lektura. Jej umysł chłonął jak gąbka każdą informację, dopóki nie upuściła książki i nie syknęła, łapiąc się za skronie. Kolejny raz obrazy zlewały się w całość, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zacisnęła powieki, kręcąc głową, jakby chciała przegonić sen nieschodzący jej z powieki.
- Charlotte. - usłyszała zaniepokojony głos Charlesa, który dobiegł do niej, wyrywając ją, z zapętlającego się koszmaru. Jej rozbiegany wzrok cały czas wędrował po pomieszczeniu, chcąc upewnić się, że wszystko, co widziała, było wyimaginowaną jaźnią.
- Nic się nie stało, już wszystko w porządku. - powiedziała, zapewniając Charlesa, choć nie był o tym przekonany.
- Co widziałaś? - zapytał, lecz spotkał się jedynie z milczeniem, dlatego powtórzył swoje pytanie, tym razem łapiąc za podbródek kobiety, przez co nie miała wyboru i musiała na niego spojrzeć.
- Wszystko, jak i zarazem nic. - powiedziała jakby sama do siebie, podnosząc wzrok na telepate.- Ale najgorszy był krzyk, który temu towarzyszył.- odparła półprzytomnie.- Czułam, jak rozbija mi czaszkę.- przetarła twarz rękoma. - Wołał o pomoc, a ja nie mogłam nic zrobić. Był zniekształcony i nie mogę go porównać do niczego, co wcześniej słyszałam. - powiedziała, oddychając głęboko. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko, a jej niepokój znikł jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Jakby w ogóle nie istniał, co było w jej przypadku czymś niespotykanym.
- Wszystko w porządku? - Charles spojrzał na nią, widząc jak jej wzrok, staję się nieobecny.
- Tak, wszystko gra. - powiedziała zmieszana, nadal nie rozumiejąc, co się właściwe stało. Szatyn również był zaskoczony, bo w takich chwilach spodziewał się zupełnie innej reakcji z jej strony.
- Jesteś tego pewna?
- Przecież już mówiłam, że nic mi nie jest.- uśmiechnęła się w jego kierunku, chcąc odgonić od siebie jakiekolwiek podejrzenia.
- Na pewno chcesz znów z nami jechać? Widzę, że jesteś ostatnio wykończona.- orzekł.
- Oczywiście, że chcę. Zresztą tyle się na to przygotowywałam.- odparła, opierając głowę o ramię mężczyzny.
- Przemyśl to jeszcze.- westchnął i potarł jej ramię w geście otuchy.
- Dobrze, ale wiesz, że to mało możliwe?- uniosła lekko głowę, by na niego spojrzeć.
- Niestety mam taką świadomość.- pokręcił zrezygnowany głową, uśmiechając się przy tym i odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy.- Jesteś strasznie uparta.- dodał.
- Taki już mój urok.- zaśmiała się cicho, podnosząc książkę i znów wróciła do czytania, nie zauważając bacznego wzroku Charlesa, który się w nią wpatrywał, lecz po chwili i on wrócił do swoich poprzednich zajęć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro