Rozdział 22
Brązowowłosa od wyjścia Erika dużo myślała nad tym, co jej powiedział. Wiedziała, że miał rację i musiała przyznać, że zmusiło ją to do poważnych przemyśleń. Chciała coś osiągnąć; w jakiś sposób im pomóc. Jedynym sposobem było kolejny raz spróbować i modlić się by tym razem jej się udało, lecz w odmętach jej umysłu nadal tlił się strach przed porażką.
Opanowała częściowo emocje i wyszła ze swojego długo okupowanego pokoju. Wiedziała, gdzie obecnie znajduję się Charles i z lekkim oporem zjechała do podziemia. Szła tymi samymi korytarzami co poprzednio i przez chwilę zawahała się, gdy stanęła przed wejściem do pomieszczenia. Uświadomiła sobie, że to jedyna okazja do ucieczki i wycofania się z tego wszystkiego, lecz miała tego dość. Dość uciekania i użalania się nad sobą.
Odetchnęła głęboko i zacisnęła pięść, po czym sprawnym ruchem wpisała kod, wchodząc do sali, w której od razu, gdy tylko przekroczyła próg, poczuła na sobie spojrzenie Hanka i Charlesa.
- Pomogę wam, a przynajmniej spróbuję.- wypaliła szybko i stanęła tuż przy telepacie. Hank zawiesił przez chwilę wzrok na szatynce, zastanawiając się, co było przyczyną jej nagłej zmiany decyzji, lecz mógł snuć tylko domysły. Charles za to uśmiechnął się w jej kierunku, wiedząc, kto był odpowiedzialny za zmianę wyboru zielonookiej.
- Cieszę się, że zmieniłaś zdanie.- odparł, podpierając się na łokciach.
- Nie obiecuję, że tym razem mi się uda.- od razu uprzedziła. Miała świadomość, że szanse na powodzenie są małe, lecz zawsze trzeba było spróbować. Może tym razem będzie inaczej.
- Wierzę w ciebie.- powiedział Charles.- Zauważyłem, że ostatnio, gdy twoja moc się aktywowała, miałaś kontakt z człowiekiem, więc może to ci pomoże.- dodał, wyciągając w jej stronę dłoń. Popatrzyła na niego nerwowo i przełknęła narastającą w jej gardle gule. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. Musiała się skupić, ale nie chciała też robić tego na siłę. Postanowiła zrobić to, jakby była to zwykła rzecz, z jaką miała styczność na co dzień. "Zero stresu"- powtarzała, choć poczuła, jak uderza w nią fala gorąca.
- Raz kozie śmierć.- powiedziała i szybko złapała za dłoń brązowowłosego. Przez chwilę nie zarejestrowała nic dziwnego i nadal stała pośród mężczyzn, a gdy już myślała, że się nie udało, jej oddech stał się płytki, a ona sama odchyliła nieco głowę. Poczuła, jakby unosiła się nad ziemią, a czarna dziura przyciągała jej ciało.
Zastanawiała się, co ma teraz zrobić, przez co zaczęła gorączkowo myśleć o organizacji, której poszukiwali. Błagała w myślach, by jej się udało i wszystko poszło tak, jak powinno. Wreszcie po jakimś czasie coś się zadziało i momentalnie poczuła, jak spada. Zamknęła przerażona oczy i gdy już myślała, że na nowo przywita ją dawka bólu, wszystko ustało, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Rozejrzała się dookoła, uświadamiając sobie, że znajduję się w jakimś nieznanym jej pomieszczeniu. Ściany były szare, a podłoga wyłożona jasnymi panelami. Biurko znajdowało się pod oknem, a całe pomieszczenie było wypełnione regałami z książkami, oprócz jednego z rogów biura, gdzie znajdowała się beżowa kanapa. Przyglądała się wszystkiemu uważnie, póki drzwi do gabinetu się nie otworzyły. Gwałtownie odskoczyła i zmieszana zaczęła się cofać, zauważając ludzi, którzy ruszyli w jej kierunku, lecz w ostatniej chwili przypomniała sobie, że to tylko utworzony w jej głowie obraz i zaczęła obserwować dwójkę mężczyzn. Starzec, który pierwszy wszedł do pokoju, miał siwe włosy, a gdzieniegdzie można było zauważyć łyse fragmenty. Na oko można było szacować, że miał coś około sześćdziesięciu lat. Jego sylwetka była przygarbiona, a na sobie miał lekarski fartuch. Zaraz za nim weszła inna osoba, która okazała się muskularnym mężczyzną z czarnymi jak noc włosami. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to jego ręce, które całe były pokryte różnorakimi tatuażami.
- Jak sprawuję się obiekt trzynaście?- zapytał doktor, wpatrując się w widok za ogromnym oknem.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Zauważyliśmy jednak, że po większych dawkach serum obiekt staję się bardziej agresywny.- odparł jego współrozmówca, zakładając ręce za plecami. Widać było, że nieco stresuję się tą rozmową. Była ciekawa, kim był dla niego doktor, skoro tak się denerwował. Podeszła nieco bliżej rosłego mężczyzny i przyjrzała się jego twarzy. Miał mocno zarysowaną kwadratową szczękę i ciemnoniebieskie oczy. Na jego twarzy można było zauważyć również lekki zarost, jak i zarazem małą bliznę na prawym policzku. Trzeba było przyznać, że był przystojny, lecz widziała w nim coś niepokojącego.
- Rozumiem, może na jakiś czas zostańcie przy standardowej dawce. Nie możemy kolejny raz zmarnować takiej szansy, dlatego musimy go pilnować.- powiedział naukowiec. Coraz bardziej ciekawiła ją ta rozmowa i zastanawiała się, o kim mówią. Chciała się dowiedzieć jak najwięcej rzeczy.
- Kiedy mamy zacząć działania?- zapytał, a starzec zaśmiał się niespodziewanie i spojrzał na bruneta, pierwszy raz odkąd weszli do gabinetu.
- Już niedługo.- powiedział z chytrym uśmiechem, który wywołał u Charlotte ciarki na plecach.
- Dobrze panie Hortes.- odparł, kiwając głową. W tym samym momencie oddech szatynki ugrzązł jej w gardle. Czuła jakby lodowata woda oblała całe jej ciało i powtarzała sobie "To niemożliwe", ale zdawała sobie sprawę, z kim prawdopodobnie mieli do czynienia, a przynajmniej takie miała przypuszczenia. Obraz dookoła niej gwałtownie się rozmył, a ona sama wróciła do rzeczywistego świata. Przez chwilę zignorowała Hanka i Charlesa, którzy przyglądali jej się intensywnie, zauważając jej rozbiegany wzrok.
Maniakalnie kręciła głową, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyła. Wydawało się to tak nieprawdopodobne, że aż realne. Poczuła się, jakby los zaczął sobie z niej kpić. Charles, widząc kobietę, która wyglądała na przerażoną, zaczął nawoływać jej imię, lecz ta zdawała się nie reagować. Dopiero gdy położył swoją dłoń na jej policzku, zmuszając tym samym, by na niego spojrzała, ocknęła się. Jej zielone oczy przypatrywały się dłuższą chwilę Charlesowi, lecz szybko opanowała się i odsunęła się od szatyna. Hank jedynie przyglądał się owej dwójce i sam nie wiedział co o tym myśleć oraz był tym faktem nieco zmieszany.
- Widziałam go.- powiedziała po chwili, hardo patrząc na mutantów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro