Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Weszła po cichu do kuchni, by nie zrobić zbyt dużego hałasu. Było już bardzo późno i prawie wszyscy już dawno spali, więc jej zdziwienie przeszło najśmielsze oczekiwania, gdy koło stołu zauważyła Erika, który pił kieliszek sławnego w Niemczech Doppelkorna. Na początku jej nogi wzrosły w podłogę i nie mogła wykonać żadnego ruchu. Dopiero gdy spojrzał w jej kierunku, odzyskała sprawność umysłu.

- Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze będzie tutaj o tej godzinie.- powiedziała, przełykając nerwowo ślinę. Czuła się nieswojo w towarzystwie szatyna, co można było zauważyć. Oprócz wspólnych treningów nie rozmawiali ze sobą dużo, więc w obecnym momencie nie wiedziała jak się zachować. Widząc, że mężczyzna nie jest zbytnio nastawiony do rozmowy, postanowiła go zignorować, zajmując się tym po co tu przyszła. Zajrzała do lodówki w poszukiwaniu soku jabłkowego, którego ku jej niezadowoleniu nie znalazła, więc musiała się zadowolić czym innym. Nalała sobie do szklanki pomarańczowego nektaru i ruszyła w kierunku wyjścia z pomieszczenia, gdy zatrzymał ją szorstki głos.

- Jeśli chcesz, to zostań.- powiedział Erik, przez co obróciła się zdziwiona. Nie spodziewała się tego, lecz przystała na to. Usiadła naprzeciwko niebieskookiego i upiła łyk napoju.

- To chyba nie jest dobry pomysł pić przed jutrzejszym treningiem.- wypaliła, spoglądając na ilość trunku wypitego przez mężczyznę.

- Nie będę mieć jutro kaca. O to nie musisz się martwić.- odparł, wypijając kolejny kieliszek. Oblizał usta i napełnił po raz kolejny naczynie. Wątpiła, że szatyn nie poczuje nazajutrz żadnych skutków ubocznych, ale nie mogła mu tego zabronić.

- Zalewasz smutki?- zapytała, przekrzywiając głowę. Szczerze powiedziawszy, zainteresował ją powód takiego stanu mężczyzny.

- Można tak powiedzieć.- odparł, spuszczając wzrok na butelkę.

- Może mi opowiesz. Większości osobom to pomaga.

- Nie będę cię zanudzać.

- Chętnie posłucham.- zachęcała go. Widziała, jak walczy ze sobą, zastanawiając się, czy nie wyjawić to, co go dręczy. Wreszcie mur obronny pękł, a on sam zaczął opowiadać. Jedno było pewne- procenty w jego krwiobiegu zrobiły swoje, bo na trzeźwo na pewno nie byłby taki wylewny.

- Gdy wyjechałem z kraju, poznałem piękną kobietę, która była polką. Po kilku spotkaniach zakochałem się w niej. Była taka mądra i urocza. Nie chciałem jej oszukiwać, dlatego od razu powiedziałem jej, kim jestem. Jednak nie odwróciła się ode mnie, mimo potworem jakim byłem. Pewnie słyszałaś, co zrobiłem.- przerwał, spoglądając na nią. Dobrze wiedziałam, co zrobił od Petera, ale mimo tego nie określiłabym go potworem.- Zaakceptowała mnie takiego, jakim byłem, a w niedługim czasie urodziła nam się córka.- skończył, a ostatnie zdanie powiedział łamiącym się głosem.

- Co się stało?- zapytała zmartwiona, pomijając fakt, że nie spodziewała się, że magneto miał córkę. Nadal przecież jeszcze nawet nie wiedział, że Peter jest jego synem.

- Zginęła przez moją przeszłość tak jak kobieta, którą kochałem. Zawsze przynoszę ludziom pecha, to chyba mój kolejny dar.- powiedział. Charlotte chciała go jakoś pocieszyć, ale nie za bardzo wiedziała jak. Naprawdę mu współczuła. Wiedziała jaki ból towarzyszy, gdy bliskie ci osoby odejdą.

- To jest nas dwójka. Gdy byłam jeszcze w psychiatryku, to ja zawsze pakowałam mojego przyjaciela w kłopoty.- powiedziała i zacisnęła lekko dłoń, przypominając sobie o Jacku.

- Dlaczego tam trafiłaś?- zapytał, zmieniając temat. Nie dziwiła mu się, to i tak dużo, że wyjawił jej tak poufne informacje, jak śmierć najbliższych mu osób. Szczerze to nie spodziewała się tego po nim. Dotychczas ich stosunki były czysto formalne.

- Wszystko przez moją moc. Po śmierci rodziców moja mutacja dała się we znaki i zaczęłam widzieć nieprawdopodobne rzeczy. Ludzie oczywiście stwierdzili, że to przez wypadek dostałam schizofrenii. Nie pomagały terapie ani żadne próby leczenia. Z czasem miałam już wszystkiego dość i zaatakowałam moją opiekunkę, więc wylądowałam tam, gdzie wszyscy inni wariaci.- powiedziała i wzruszyła ramionami.

- Zaatakowałaś opiekunkę?- zapytał, unosząc brwi.

- Tak, ale należało jej się. Była podłą jędzą.- odparła i skrzywiła się, przypominając sobie ową sytuację i znienawidzoną kobietę w podeszłym wieku z lekkimi prześwitami siwizny.

- Brawo.- mruknął. Charlotte zauważyła, że jeszcze nigdy tak swobodnie z nim nie rozmawiała, co było dla niej czymś nowym.

***

Wyszła z pomieszczenia w którym, jak zauważyła, spędzała dość dużo czasu i weszła schodami na piętro. Jednak zatrzymała się, widząc jak ciemna sylwetka, przypominająca z pewnością nastolatka próbuje wytrychem włamać się do gabinetu Charlesa. Pochyliła się i jak najciszej potrafiła, przybliżyła się do postaci. Złapała nikczemnika za kaptur od bluzy i obróciła w swoją stronę.

- Kogo my tu mamy?- zapytała, odsłaniając twarz osobnika. Przed nią właśnie znajdował się młody chłopak o kruczoczarnych włosach. Młokos zaczął się szarpać, próbując wyrwać się z uścisku brązowowłosej, lecz szybko się poddał i zwiesił głowę.

- Ja nic nie zrobiłem, tylko przechodziłem obok.- zaczął się tłumaczyć, co szło mu beznadziejnie. Nie wierzyła mu ani trochę.

- Kogo próbujesz oszukać? To piętro dla nauczycieli, więc czego szukałeś?- powiedziała, mierząc delikwenta czujnym spojrzeniem. Brunet nerwowo spuścił wzrok i milczał. Wiedział, że chcąc włamać się do gabinetu profesora wiele ryzykował i obawiał się, że go przyłapią. Modlił się, tylko aby kobieta nie powiedziała nic nikomu o jego występku, ponieważ miałby przez to ogromne kłopoty.

- Dobrze przyznaję się, ale tylko założyłem się z kolegami. Nie chciałem zrobić nic złego. Błagam, niech mnie pani puści.- powiedział. Zaczęło irytować ją zachowanie chłopaka.

- Posłuchaj mnie. Puszczę cię i nikomu o tym nie wspomnę, ale jeżeli jeszcze raz spróbujesz się włamać do gabinetu dyrektora, gorzko tego pożałujesz, zrozumiano?- powiedziała srogo i choć miała pewne wątpliwości, puściła chłopaka, który jak najszybciej mógł, zbiegł na dół. Westchnęła i popatrzyła ostatni raz na drewniane drzwi, po czym odeszła. Jednak w jej głowie nadal pozostały pewne wątpliwości.  

Czy Charlotte dobrze zrobiła, puszczając chłopaka? Jestem ciekawa, co o tym sądzicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro