Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XV

13 grudnia 2018 roku, Tybet

-Przykro na ciebie patrzeć drogi chłopcze. - odezwał się ze szczerym smutkiem mnich. Błyskawicznie odłożyłem filiżankę herbaty, którą mi zaserwował chwilę wcześniej i której przypatrywałem się całą tę chwilę. Nie wyglądała na zatrutą, ale kto wie czego ten starzec tam dosypał i w co właściwie pogrywa. Spojrzałem na niego chłodno. 

-Amerykańskie magazyny nie podzielają twojego zdania. - odparłem beznamiętnie, z uwagą śledząc każdy ruch mężczyzny siedzącego przede mną. Jego pomarszczona twarz rozciągnęła się w życzliwym uśmiechu. Dlaczego wydawał się taki szczery i niewymuszony?

-Źle mnie zrozumiałeś młodzieńcze. Nie odmawiam ci urody, choć zdaniem moim jest ona najmniejszym z ludzkich zmartwień, lecz dogłębnie smuci mnie twoja nieufność. Przykro mi, iż widzę, że oglądasz się na każdym kroku za siebie i nie potrafisz zobaczyć w ludziach dobra. Wiesz, że jeśli wystarczająco długo będziemy postrzegać drugiego człowieka jako wroga w końcu się nim dla nas stanie?

-Daruj sobie te uduchowione mądrości. Jedyne co odróżnia ludzi od zwierząt to to, że są o wiele bardziej podli i potrafią kłamać. Wybacz, ale nie zamierzam ryzykować otrucia. - rzuciłem ostrzej niż zamierzałem i wylałem herbatę na trawę pod nami. Mnich westchnął i pociągnął łyk herbaty. Jak na złość poczułem, że mnie teraz suszy. Gdzieś w plecaku miałem butelkę wody, ale wyciągnięcie jej teraz byłoby co najmniej idiotyczne. Wolę już umrzeć z pragnienia niż dać temu szalonemu starcowi powód do satysfakcji, albo co gorsza litości. Spojrzałem na kamień pełniący funkcję stołu i lampion oświetlający jedynie skrawek klasztornej ziemi wśród gwiezdnej ciemności, która nas otaczała. Wziąłem głębszy wdech rozkoszując się czystym powietrzem, o którego istnieniu już dawno zapomniałem. Mieszkanie w takiej metropolii jak Gotham wydawało mi się teraz tak nieskończenie głupim pomysłem. Ci wszyscy ludzie, śpieszący się każdy w swoją stronę, jak mrówki, dla których liczy się jedynie przychód i przetrwanie, dla których zagłada często staje się wybawieniem od jałowego żywota. Te śmieci walające się na ulicach, dym unoszący się w powietrzu i nienawiść dryfująca pośród zimnych kropel deszczu. Tutaj na tym spokojnym krańcu świata, te wszystkie starania ojca, te wszystkie oczekiwania, ta presja, te podejrzliwe spojrzenia, te chore wymagania dziadka... To wszystko wydawało się tak błogo odległe. Chciałbym wierzyć, że mieszkańcy tego spokojnego kresu świata mają czyste intencje... Naprawdę chciałbym... Ale dobrzy ludzie wyginęli dawno temu.

-Dobrze więc, jeśli nie masz ochoty na herbatę, to chociaż odpowiedz mi na jedno pytanie. - spokojny głos mnicha wyrwał mnie z rozmyślań. Dopiero teraz zrozumiałem, że wpatruję się w niebo, w gwiazdy, ale widzę jedynie ciemność. Spojrzałem na mężczyznę w pomarańczowym habicie. - Powiem ci to samo, co mówię tym hienom z prasy, nie odpowiadam na żadne pytania. 

-W takim razie nic tu po mnie. - odparł beztrosko starzec i zaczął się zbierać. Zmarszczyłem brwi. Co to jest, jakaś manipulacja?

-Wolisz rozmawiać z moją matką gdy będzie wyżynała twoich braci? - zapytałem tonem pozbawionym emocji. Nie dam się wciągnąć w tą żałosną grę. Wiem jak działają manipulatorzy. Całe moje życie spędziłem wśród najgorszych z nich. Mnich roześmiał się.

-Widzisz młody al-Ghulu, spędziłeś życie oczekując, że wszystko ci się należy, gdy ktoś ci odmawia grozisz mu lub go przekupujesz. Jednak widzisz, dla mnie i moich braci nie ma znaczenia kto i czy w ogóle pozbawi nas życia, jeśli ochronimy informacje przed ludźmi działającymi z niewłaściwych pobudek zaznamy spokoju i odrodzimy się na nowo w tym pięknym świecie. - odpowiedział spokojnie, a ja poczułem jak moje dłonie bez udziału woli zaciskają się w pięści. Co za cholerny fanatyk! 

-Dobra, niech ci będzie. Co to za durne pytanie? - warknąłem skapitulowawszy. Starzec uśmiechnął się z życzliwością i na powrót zajął swoje miejsce naprzeciw mnie. 

-Dlaczego szukasz Źródła? - zapytał. Zmarszczyłem brwi. To było zaskakująco...proste pytanie. Oczekiwałem jakiegoś egzystencjalnego dylematu albo podania liczby swoich ofiar. 

-To moje dziedzictwo. - odpowiedziałem bez chwili namysłu, wzruszywszy ramionami. Mnich pokręcił głową z dezaprobatą. 

-To kłamstwo. - zawyrokował. Mimowolnie wstałem. - Że co?! - syknąłem z nieukrywaną wściekłością. Jak on śmie mi zarzucać kłamstwo?! 

-Okłamujesz mnie chłopcze...ale i siebie samego. - odparł tonem pełnym współczucia. Nienawidziłem współczucia. Byłem potomkiem przywódcy Ligii Zabójców, synem najpotężniejszego człowieka w Gotham City, przyszłym studentem Harvardu, jeśli ktoś miał komuś współczuć to ja innym. Szalony starzec. Niby po jaką cholerę miałbym okłamywać samego siebie?! - Przykro mi, ale dopóki nie odpowiesz szczerze, nie sądzę bym mógł ci udzielić pomocy, której ode mnie oczekujesz.

-Jestem szczery! - warknąłem. Co za durny mnich! No dlaczego do cholery ja się muszę z takimi użerać?! Będzie mi wmawiał fanatyk jakieś idiotyzmy! Mężczyzna pokręcił głową. - Zajrzyj w głąb siebie chłopcze i powiedz mi prawdę. 

-W głąb siebie? Chcesz się bawić w mojego terapeutę? - odparłem lodowato nie bez cienia ostrej ironii w głosie. Starzec westchnął ze zrezygnowaniem.

-Jeśli naprawdę mówisz prawdę, to powiedz mi drogi młodzieńcze, dlaczego teraz? 

-Co teraz? - zapytałem zbity z tropu. W co pogrywał ten szaleniec?

-Dlaczego szukasz Źródła właśnie teraz? Miałeś na to tyle lat i będziesz miał na to jeszcze więcej. Co więc zadecydowało, że porzuciłeś całe swoje dotychczasowe życie i bliskich ci ludzi by je znaleźć? - zapytał, a ja przełknąłem głośno ślinę. Coraz mniej podobał mi się tok tej rozmowy i kierunek w jakim nieuchronnie zmierzała. Umilkłem, ale po dłuższej chwili mnich odezwał się ponownie. - Czy ma to związek z tym kogo straciłeś? - zapytał, a ja gwałtownie wstałem. Przed moimi oczami jak na zawołanie stanęły mi te lodowate niebieskie oczy, a w uszach ten koszmarny strzał odbił się długim echem. Zamknąłem oczy.

-To nie twoja sprawa. - warknąłem. Mnich westchnął.

-Nosisz w sobie wiele bólu Damianie. Ale emocje mają to do siebie, że im dłużej je tłumisz z tym większym impetem one wybuchają. - powiedział spokojnie, wpatrując się w jakąś jaśniejącą na niebie gwiazdę. Odwróciłem wzrok. 

-Nie potrzebuję emocji. Nie potrzebuję ludzi. A już na pewno nie potrzebuję twojego współczucia. - odrzekłem tonem arktycznego chłodu. 

-Znowu kłamiesz chłopcze. Widzisz, długo już żyję na tym świecie i wiele na nim widziałem. Zarówno tego złego jak i dobrego. Spotkałem już na swojej ścieżce wielu takich jak ty...

-Szczerze w to wątpię. O ile się nie mylę, inne czterolatki nie są wysyłane na samotną wędrówkę po Nanga Parbat. - przerwałem mu szorstko. On jednak uśmiechnął się tak jak uśmiechają się matki, gdy dostrzegają coś dla nich niezwykle oczywistego, ale czego ich potomstwo nie widzi nawet w grubych szkłach. Nie podobał mi się ten uśmiech. 

-Tu masz jak najbardziej rację chłopcze, jednak nie o tym mówiłem. Widziałem już wielu... zakochanych młodzieńców. - odparł z uśmiechem na ustach. Co...Co...Co za... Nie no, ten człowiek do reszty oszalał. Gdzie jest moja katana? No do wszystkich piekieł, dlaczego wszystkich tak cholernie interesuje moje życie miłosne?! 


Parę słów od wyjątkowo wrednego Polsatu xd

Ostatnio jak zdążyliście zauważyć, moi drodzy polsatowicze, nastąpiła naprawdę długa przerwa i część z Was zaczęła nawet wysyłać mi zapytania czy w ogóle zamierzam kontynuować tą opowieść. Stąd to posłowie. Na wstępie chcę zaznaczyć iż jestem niesamowicie wdzięczna, że wciąż tu jesteście mimo, że w ostatnim czasie wyraźnie szarpię za struny Waszej nieziemskiej cierpliwości. I tak, oczywiście, że zamierzam kontynuować tą opowieść, nie zostawię Was bez satysfakcjonującego zakończenia. Nie jestem potworem XD. Wiem, że ostatnio zaniedbuję Lucy i Damiana, ale teraz mam nadzieję powrócić do regularnego pisania. W końcu kiedyś mówiłam, że zamierzam się także zabrać za coś kompletnie swojego i podzielić się z Wami (miejmy nadzieję xd) nowymi intrygującymi historiami. Także niech Moc będzie z Wami i do zobaczenia niebawem ;)!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro