Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▪︎ rozdział 3.1 ▪︎ ucieczka

Kto tęsknił?

W głowie miałam opracowany plan. Musiałam tylko go wykonać i liczyć, że się uda. Przeanalizowałam większą część możliwych scenariuszy i tych kończących się dobrze dla mnie, pozostało naprawdę niewiele.

Moim najważniejszym zadaniem było przede wszystkim znaleźć wyjście z katakumb. W przeszłości nie interesowałam się nim, gdyż nie czułam potrzeby ucieczki. Dawali mi wszystko, czego potrzebowałam. Nawet przemierzając korytarze, nie natknęłam się na nie przez przypadek.

Szczerze liczyłam, że najprostsza wersja wejdzie w życie, ale samo prawdopodobieństwo wydawało się prawie znikome. Polegała ona na śledzeniu jednego z mężczyzn, który powie otwarcie, że sprawdzi, czy nie byłam przy wyjściu, a ja śledziłabym go, reszta powinna pójść z górki.

Jednakże jak to bywa, nie wszystko idzie po naszej myśli, a świat nie jest dla nas łaskawy.

Od kilku minut stałam w kącie pomieszczenia i czekałam, gotowa w każdej chwili do realizacji pierwszej fazy planu. Zdezorientowani na pewno nie podejdą tak blisko, od razu wszczyną poszukiwania i jeśli będę cicho, nie zauważą mnie.

Czułam, że powinni zjawić się lada chwila. Spięta, nasłuchiwałam otoczenie.

Minęło jeszcze kilka minut, zanim do moich uszu dotarły szmery, a dokładniej leniwe szuranie butów po posadzce. Odgłosy nie wskazywały na to, że przybędzie trzech dorosłych mężczyzn. Raczej... Jeden.

I wtedy w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.

Alexander.

Zanim jeszcze wszedł do środka, stanęłam w cieniu. On pierwszy przyszedł mi na myśl. Że przyszedł sam, aby rozprawić się ze mną na osobności.
Wstrzymałam oddech, kiedy w progu stanął... Mirron.

Otworzył szeroko oczy, zszokowany moją nieobecnością. Szybkim krokiem podszedł do łóżka i zrzucił z niego pościel. Widząc, że nie leżałam pod nią, cofnął się o krok i gwałtownie rozejrzał wokół siebie. Nawet wszedł wgłąb pomieszczenia, aby być pewnym, że faktycznie zniknęłam. Nie zdawał sobie sprawy, że stałam jakieś dwa metry od niego.

Zaraz po tym wybiegł, krzycząc:

- Nie ma jej!

Nie tracąc czasu, pognałam za nim. Szybko przy Mirronie znalazła się reszta grupy. Jak bardzo Rever był zaniepokojony, tak samo Alexander zdenerwowany.

- Jak to jej nie ma?! - krzyknął, a ja wzdrygnęłam się na jego ton. Mirron przestraszył ostrego tonu przywódcy.

- Nie... Nie wiem... Po prostu wszedłem i zobaczyłem, że jej nie ma.

Przywódca natychmiast zareagował.

- Rozdzielamy się. Rever -wschód, ty Mirron pójdziesz na zachód, ja sprawdzę południe. Musimy znaleźć Madison!

Kiedy rozdzielili się, byłam zmuszona przyledz do ściany, aby żaden na mnie nie wpadł, a następnie jak najszybciej przeanalizować sytuację. Na wschodzie znajdowała się spiżarnia, więc pewnie chcieli zobaczyć, czy tam przypadkiem nie poszłam. Na zachodzie z kolei niczego nie było, nie licząc moich ,,miejsc zabaw''. Tam nie natrafiałam na smugi krwi ani kości... Dlatego będąc kilkuletnią dziewczynką mogłam spokojnie bawić drewnianymi figurkami.

Południe... Nie znajdowało się tam nic szczególnego. Kamienne ściany, kamienna podłoga... Idealne miejsce, aby ukryć wyjście.

Moje źrenice rozszerzyły się. Natychmiast pobiegłam dogonić Alexandra.

Idąc przez korytarze, szukałam czegoś, co wyróżniało się. Może zarysu drzwi? Klapy na suficie? Trzymałam się również bezpiecznej odległości, nie mogłam ryzykować.

Alexander przemierzał korytarze, co rusz sprawdzając jakieś pomieszczenia. Im dalej się zapuszczaliśmy, tym korytarze robiły się węższe. Poruszaliśmy się po istnym labiryncie.

Niespodziewanie Alexander stanął na przeciwko ślepego zaułka. Przeklął na cały głos i uderzył pięścią w ścianę, wyładowując złość. Podskoczyłam na ten ruch. W ścianie pozostało wgłębienie, a kostki u dłoni mężczyzny pozostały w nienaruszonym stanie.

Odruchowo dotknęłam gardła, a drugą ręką objęłam brzuch. Mógł mnie wczoraj zmiażdżyć.

Stałam w osłupieniu, zdając sobie sprawę z wczorajszego zagrożenia. Nie chciałam wiedzieć, co by zrobił, gdyby zorientował się, jak blisko niego byłam oraz jakie miałam zamiary.

Zbulwersowany, uderzył jeszcze raz obok i jeszcze raz. Z kamieni zaczął się sypać drobny mak, a ja sama miałam wrażenie, że zaraz wszystko runie.

Po kilku minutach przerwał czynność i oparł czoło o ścianę, głośno wzdychając. Przymknął oczy, uspokajając oddech. Nie wykonał żadnego ruchu przez kilka minut. Trwał w jakimś letargu, jakby próbował poukładać myśli. Zdezorientowana przekrzywiłam głowę, ale nie traciłam czujności. Nie potrafiłam z dnia na dzień czuć się komfortowo w jego towarzystwie, nawet jeśli nie był świadom mojej obecności. Wczorajsze pobicie złamało wszelkie poczucie bezpieczeństwa i zaufanie do Strażników. Wątpiłam, że jeszcze kiedykolwiek je odzyskam.

Czarodziej wyprostował się, idąc w moją stronę ze stoickim spokojem. Wstrzymałam oddech, kiedy przechodził obok mnie. Wtedy nagle przystanął. Poczułam ogromny przypływ strachu, gdy spojrzał centralnie w moją twarz. Zmarszczył brwi uparcie szukając czegoś. Nie wiedziałam, co to mogło być. Jakiś ruch? Coś, co zdradzi moje położenie?

I wtedy przez moją głowę przeplynęła najgorsza myśl: czyżby się domyślał?

Mocniej naparłam na ścianę, zaciskając usta. Mężczyzna zamrugał oczami i pokręcił głową z wyraźnym niedowierzaniem.

- Zwariowałem... - mruknął pod nosem, oddalając się.

Odetchnęłam cicho z ulgą, kładąc dłoń na sercu. Wyczułam jak szybko biło wciąż przesiąknięte przerażeniem. Myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi.

Uspokajając drżenie rąk, rozglądałam się jeszcze chwilę za moim kluczem do wolności. Problem tylko polegał na tym, że nie znalazłam go.

W jednej chwili cały plan, całą pewność, jaką miałam, trafił szlag, kiedy zorientowałam się, że Alexander jedynie sprawdzał korytarze i pokoje. Samymi drzwiami nawet się nie zainteresował, co oznaczało, jak przypuszczałam, że takowych tutaj wcale nie było. To z kolei wykluczyło moje jedyne podejrzenia o miejscu położenia wyjścia z katakumb.

Nie mogłam tak szybko się poddać. To nie wchodziło w grę. Musiałam coś przeoczyć, jakiś istotny szczegół. Nie widziałam innego wytłumaczenia, a coraz większe pragnienie wolności motywowało mnie jeszcze bardziej. Do walki. Do ucieczki.

Uda mi się, pomyślałam. Bez względu na to, co się stanie. Będę wolna.

Z tymi myślami pobiegłam dogonić Alexandra.

Po dłuższym czasie znalazłam go rozmawiającego z Mirronem i Rever'em. Stali na środku skrzyżowania czterech korytarzy z czterech różnych kierunków. Właśnie kończyli zdawać raporty.

- Nie mam pojęcia, co się z nią mogło stać. Dosłownie jakby rozpłynęła się w powietrzu. - Mirron potarł czoło zrezygnowany.

Podczas kiedy oni rozmawiali, ja poruszałam cicho niczym myszka, próbując znaleźć odpowiedzi na pytania.

- Może wróciła do pokoju...

Szorski i męski głos przeciął powietrze niczym strzała. Zaskoczona stwierdziłam, że należał on do Rever'a. Miałam naprawdę mało okazji, aby go usłyszeć i choć brzmiał nieprzyjemnie, była w nim kojąca nuta.

- W drodze powrotnej zajrzałem tam jeszcze raz - ponownie odezwał się brunet.

Szukali wszędzie... Ale nie sprawdzili północy. Wiedzieli, że miewam bolesne wizje, więc zapewne domyślili się, że za nic bym tam nie poszła.

Otworzyłam szeroko oczy.

Dlatego właśnie tam umieścili wyjście.

Przeszyło mnie podekscytowanie i strach w jednej chwili. Choć wolność nigdy nie zdawała się być równie blisko, czułam, że nie dotrę do końca, a wcześniej zemdleję z bólu.

Zatrzymałam się naprzeciwko północnego korytarza. Wciąż się zastanawiałam, czy byłam w stanie poświęcić się największym torturom w imię czegoś, czego pragnęłam kilka lat.

Spojrzałam na niemal całą fioletową rękę, myśląc nad decyzją. Czy byłam w stanie?

- Albo chciała uciec, używając swoich mocy.

Zesztywniałam.

- Czemu tak sądzisz? - zapytał zaskoczony Rever przywódcę.

- Nie czuje się już tu bezpieczna. Jej bariera opadła. Złamałem ją wczoraj.

Odwróciłam się, spoglądając na niego. Widziałam na jego twarzy cień poczucia winy, jednak tylko przez sekundę.

- Wiesz, gdzie teraz jest? - Mirron niedowierzał.

Nie mogłam dłużej zwlekać. Atmosfera zrobiła się niezwykle gęsta. Nie miałam czym oddychać.

Wycofując się, zadrżałam kiedy pełne zimna spojrzenie spotkało się z moimi oczami.

- Właśnie wchodzi do północnego korytarza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro