Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▪︎ rozdział 1.1 ▪︎ krzywa rzeczywistość

Godzina, dziesięć minut.

Tyle czasu pozostało nim zajdzie słońce.

Jeszcze chwila. Zegar tyka.

Tik-tak. Tik-tak.

Siedziałam skulona na łóżku. Ciaśniej objęłam kolana dłońmi, bujając się raz do przodu, raz do tyłu.

Tik-tak. Tik-tak.

Ponure, kamienne ściany z licznymi pęknięciami zdawały się zerkać na mnie złowrogo. Oczami wyobraźni widziałam cienie, kryjące się po kątach. Szepczące między sobą i czekające na okazję, aby mnie pochłonąć.

Pomieszczenie, w którym znajdowałam się, było malutkie, w kształcie kwadratu. Nie posiadało okien, przez które wpadałyby promienie informujące o początku dnia albo o jego końcu.

Niewielka żarówka, wisząca na suficie służyła jako jedyne źródło światła. Automatycznie włączała się o wschodzie słońca i wyłączała o zachodzie. Zawsze przerażał mnie moment, gdzie słońce chowa się za horyzontem, wszystko gaśnie, otoczenie jest pogrążone w ciemnościach, a ja się zmieniam. Najgorsze jednak jest to, że za każdym razem miałam świadomość tego, co robię. To z kolei sprawiało, że coraz bardziej obawiałam się własnej osoby.

Nie miałam nikogo bliskiego. Byłam sama, uwięziona w katakumbach średniowiecznego zamku.

Tak zwana Straż odwiedzała mnie raz dziennie, sprawdzając czy nie mam zamiaru uciec, czy czegoś potrzebuję. Każda ich wizyta trwała kilka minut i za każdym razem traktowali mnie oschle. Opuszczali bez cienia skruchy, że muszę sama tkwić pod ziemią, z dala od świata. Jedyne czym się przejmowali to tym, abym nie wiedziała nic o obecnej sytuacji.

Nie w tym rzecz, że nie dawali mi swobody. Mogłam poruszać się po wszystkich korytarzach, nie ograniczano mnie bardzo, ale samotność, strach, pragnienie innego życia, niewiedza o rodzinie i o samej sobie doprowadzały do obłędu.

Dlaczego mnie tutaj trzymano? Dlaczego moi rodzice mnie tu zostawili? A może to oni odebrali mnie im?

Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Dawniej nawet próbowałam czegoś się dowiedzieć od Straży, ale nic z nich nie wyciągnęłam. Brak mojej świadomości traktowali jako obowiązek.

Żarówka zamigała kilka razy, a ja cała skamieniełam.

Godzina.

Liczyłam, ile czasu mi zostało. To było moje główne zajęcie. Odliczanie do zagłady. Oprócz łóżka, przy ścianie po prawej stronie stała drewniana szafa. Jej brązowy kolor już dawno wyblakł, a na bokach znajdowały się liczne, ogromne ślady pazurów. Ślady po wilkołaku. Czasami jak dotykam niektórych rzeczy, dostaję wizji. Bardzo krótkich, ale bolesnych. I fizycznie, i psychicznie. Musnęłam je palcami, kiedy pierwszy raz zwróciłam na nie uwagę. Samo wspomnienie tamtego wydarzenia sprawiło, że dostałam gęsiej skórki.

Światło. Duża łapa. Dźwięk przesuwanych pazurów po drewnie. Podłużny ślad na szafie.

Upadłam wtedy na podłogę, czując nagły ból w całym ciele. Najbardziej bolała mnie głowa od wywołania tego krótkiego obrazu. Moja dłoń, którą dotknęłam zadrapań, cała posiniaczała, a żyły na nadgarstku stały się wyraźniejsze i przybrały ciemniejszy kolor. Cierpienie nie opuszczało mnie do końca dnia, a ręka odzyskała swój kolor dopiero po kilku dobach.

Z tego powodu bałam się czegokolwiek dotykać. Przez to prawie wcale nie wykonywałam żadnego ruchu. Raz na panelach, tutaj, podczas spaceru w katakumbach, napotkałam ślady krwi. Wtedy wizja przyszła sama.

Mężczyzna odwrócony do mnie plecami. Lewa ręka. Sztylet. Jeden płynny ruch. Ciało opadające na ziemię. Krew na panelach.

Efekt pojawił się taki sam, mimo że niczego nie dotykałam. To było nielogiczne, lecz czy mogłam rozwiązać zagadkę, którą byłam ja?

Położyłam policzek na kolanach, spoglądając w lewą stronę. Tuż przy ścianie zobaczyłam zarys jakiegoś przedmiotu. Wiedziałam co to. W powietrzu unosiła się, jakby leżała na niewidzialnym stojaku, księga Venosha. Miała ozdobnie wygrawerowane litery na drewnianej okładce, a w dodatku wyglądała jak zabytek. Prezentowała się skromnie, ale emanowała aurą piękna.

Pamiętałam sytuację, kiedy zauważyłam ją po raz pierwszy. Nie od razu. Wydawało mi się, że widzę jej kształt. Podeszłam do niej, a bariera iluzji opadła. Zafascynowana przesunęłam palcem wskazującym po literach. Srebro wypełniło tytuł kolejno od "V" do "A". Spirala obok, która wyraźnie służyła jako zamek, przekręciła się, a księga stanęła przede mną otworem. Czułam jak oczy zalśniły mi z podekscytowania. Zaczęłam ją przeglądać. Lekko zawiedziona zdałam sobie sprawę, że język, którym była pisana, nie był mi znany i nie zrozumiałam ani słowa, ale to tylko podsyciło moją ciekawość.

W momencie, kiedy do pokoju weszła Straż, księga zamknęła się, a następnie zniknęła tak szybko, jak się otworzyła.

Podniosłam głowę i spojrzałam na szafę. Zostało mi czterdzieści pięć minut. To czekanie doprowadzało mnie do szaleństwa. Musiałam coś zrobić, aby je skrócić, aby o nim zapomnieć. Choć na chwilę.

Nagle przypomniało mi się.

Wstałam i podeszłam do szafy. Chwyciłam za żelazne klamki, mając nadzieję, że tym razem nie dostanę żadnej wizji. Wstrzymałam oddech i przyciągnęłam drzwiczki do siebie.

W środku stało oparte o tył szafy ogromne, owalne lustro ze złotą ramą. Jej wzór przypominał zakręcone łodygi roślin, a w niektórych miejscach dostrzegłam kwiaty lilii. Przez kurz i brud na tafli oraz ramie domyśliłam się, że od dawna nikt go nie czyścił. Nie widziałam własnego odbicia, było zamglone.

Chwyciłam palcami długi rękaw mojej bluzki i przejechałam nim w miejscu, gdzie powinny znajdować się moje oczy, tworząc kreskę. Właśnie, moje oczy. Hipnotyzujące, a jednocześnie odpychające, w kolorze... Nie wiedziałam do końca. Wątpliwości zawsze mnie dopadały, ale miałam przeczucie, że był to jednak jasny, wyblakły odcień niebieskiego, tak blady, że aż straszny. A włosy? Długie, za ramiona, prawie do połowy pleców. One natomiast miały kolor platynowego blondu.

Położyłam dłoń na tafli, kiedy przyglądałam się kilku piegom pod oczami i na nosie, gdy nagle poczułam jakieś wibracje. Spojrzałam zaskoczona w to miejsce. Szkło w okolicach mojej ręki falowało w jej stronę, do środka. Zrobiłam gwałtowny krok w tył, przestraszona, ale i niepewna, co powinnam zrobić. Zawahałam się. Intrygował mnie ten przedmiot. Miałam wrażenie, że skrywa jakąś tajemnicę, ale brakowało mi wcześniej odwagi. Jednakże w tamtym momencie byłam trochę spanikowana. Mój wewnętrzny koniec zbliżał się wielkimi krokami, a ja za wszelką cenę nie chciałam, aby mnie znowu dopadł.

Bardziej zdecydowana, ponownie dotknęłam lustra. Poczułam, jak w jednej sekundzie pochłania rękę, aż do łokcia. Serce zabiło mi dwa razy szybciej ze strachu, a szkło rozbłysło światłem. Uspokoiłam się. Otworzyłam oczy, które przed chwilą zamknęłam. Światło nigdy mnie nie skrzywdziło. To ono sprawiało, że czułam się bezpieczniej. Dodawało mi otuchy. Włożyłam drugą dłoń i biorąc głęboki wdech, powoli weszłam w lustro.

▪︎ ▪︎ ▪︎ ▪︎ ▪︎

Wyrobiłam się!

To jest pierwsza część rozdziału pierwszego, drugie tyle mam już napisane, czeka je tylko poprawa wszelkich błędów, powtórzeń i mogę publikować.

Szczerze miałam nadzieję, że zdążę i drugą część opublikować tego samego dnia, ale nie dałam rady. Skupiłam się na tym fragmencie, wyciskałam kolejne słowa, zdania, aby tylko był dłuższy.

Naprawdę kosztowało mnie to wiele trudu, więc proszę (uwaga, będę żebrać) zostawcie coś po sobie. Napiszcie komentarz, czy coś jest źle, czy coś poprawić. Mimo iż naprawdę poświęciłam temu dużo uwagi, mogłam coś przeoczyć. Nawet jeśli napiszecie jakieś swoje przypuszczenia albo co wam się najbardziej podoba, robi mi się cieplej na sercu.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro