Rozdział 17
Obudziła mnie cicha melodia niesiona zza uchylonych drzwi pokoju. W powietrzu unosił się słaby zapach świeżej jajecznicy co definitywnie zaważyło nad uchyleniem przeze mnie powiek. Na pierwszy rzut oka nie widziałam za wiele, gdyż pomieszczenie spowite było w mroku, a jedyne światło dochodziło przez niewielką szparę dzięki niedomkniętym drzwiom.
Podparłam się na łokciach i dopiero po chwili zorientowałam się, że leżałam w nieznanym mi pokoju. Parę minut zajęło mi, aby przypomnieć sobie, gdzie tak naprawdę byłam. Nie przypominałam sobie ani tego łóżka, ani ułożenia mebli. I wtem wytrzeszczyłam oczy ze zrozumieniem. Jego sypialnia.
Rozejrzałam się wokół siebie; duże, małżeńskie łóżko zajmowało większość przestrzeni, tuż na prawo stała niewielka komoda, a obok niej sporawa szafa. Jednakże naprzeciwko mnie swoje miejsce miało biurko ze sprzętem do gier; mogłam to wywnioskować przez duży monitor oraz migające na kolorowo światełka, wydostające się z wnętrza komputera.
Poderwałam kołdrę, która przykrywała moje ciało. Aiden musiał mnie przenieść w nocy, gdy usnęłam na jego kolanach i choć nie mogłam zaprzeczyć, że spało mi się naprawdę wyśmienicie, czułam się z tym faktem nieswojo. Nie powinnam była mu zabierać jego własnego łóżka.
Stawiałam niepewne kroki, aż w końcu dotarłam do drzwi i ostrożnie się za nie wychyliłam. Salon był pusty, lecz słyszałam już wyraźniej muzykę oraz ciche pomrukiwanie.
Każdy mój ruch był cichy oraz wyważony, aż w końcu stanęłam w progu kuchni. Ledwo powstrzymywałam śmiech, gdy ujrzałam Aidena ruszającego biodrami w ruch Vampire Olivii Rodrigo. Bawiło mnie to, gdyż zazwyczaj grał wielce nieustraszonego, a tu nagle wywija niczym tancerka, wycierając blat.
Kiedy chłopak ruszył w moją stronę, wytrzeszczył oczy, zatrzymując się w miejscu. Nie umiałam już się powstrzymać, a z moich ust wydobyło się ciche parsknięcie.
- No, no – zacmokałam pod nosem, niemo bijąc brawo. - Baletnica to z ciebie rewelacyjna będzie.
Brewer przekręcił oczami z niewielkim uśmiechem na ustach. Przechodząc obok, zmierzwił moje włosy na co lekko uderzyłam go w plecy.
- Nie chciałem cię obudzić – mruknął pod nosem, zasiadając na kanapie.
Oparłam się tyłem o ścianę oraz założyłam na siebie ręce, dokładnie mu się przyglądając.
- Nie obudziłeś – odparłam. - Ale nie musiałeś mi oddawać łóżka, mogłam spać w salonie.
Aiden odchylił głowę przez co gęste włosy opadły w dół. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Dobry ze mnie gospodarz – powiedział, szczerząc zęby. - Zrobiłem więcej jajecznicy, nałóż sobie – kiwnął głową w stronę kuchni.
Niepewnie podążyłam w głąb wąskiego pomieszczenia i chwyciłam za czysty talerz leżący na blacie. Odszukałam wzrokiem wolny widelec, a następnie zabrałam się za przekładanie jedzenia z patelni na talerz. To było całkiem miło z jego strony, że pomyślał również o mnie. Choć nie zwykłam jeść śniadań w domu, była to bardzo miła odskocznia.
Kiedy stałam pogrążona we własnych myślach, w tle wybrzmiał dźwięk dzwonka. Spięłam się, gdyż przypomniałam sobie, że wkrótce będę musiała włączyć telefon. Zapewne Agatha przeżywała katusze, głowiąc się gdzie jestem.
- Farah dzwoni – moją gonitwę myśli przerwał głos Aidena.
Momentalnie osłupiałam, a moje serce zaczęło bić nieco szybciej. Obawiałam się jak zareaguje, gdy dowie się o mojej obecności, lecz szybko wyrzuciłam to z głowy. Obróciłam się do chłopaka i z uśmiechem, ukrywającym obawy, odparłam:
- To odbierz.
Nie musiałam długo czekać, by usłyszeć głos swojej przyjaciółki. Ku mojemu zdziwieniu Brewer włączył tryb głośnomówiący, dlatego czym prędzej zabrałam swój talerz i przysiadłam się obok niego.
- Co tam? - zapytała entuzjastycznym głosem.
Przez cały czas skrycie obserwowałam twarz chłopaka. Nie wyrażała za wiele, zresztą jak zawsze, lecz na jego ustach tlił się cień uśmiechu. Miał dobry humor.
- Dobrze – kiwnął głową, choć nie mogła tego ujrzeć.
Przez następne kilka minut rozmawiali na dość zwyczajne temat. Zdążyłam już praktycznie w całości skonsumować swój posiłek. W momencie, gdy miałam już wstać, aby odnieść talerz do zlewu, poczułam lekkie łaskotanie w nosie. Było ono jednak tak dokuczliwe, że już za chwilę, zrobiłam coś, co kompletnie zrujnowało mój plan.
Z moich ust wydobył się głośny i niestety dość specyficzny jak na mnie odgłos kichania. Jak wryta stanęłam, wpatrując się w komórkę, gdy głos Farah momentalnie się urwał. Mogłabym przysiąc, że niemalże dało się słyszeć moje szybko bijące serce, które obijało się o żebra.
- Maddie? - przymknęłam powieki, przeklinając w duchu.
Spojrzałam na Aidena, który ledwo dusił śmiech za co swoją drogą został zrugany przeze mnie wzrokiem. Przełknęłam ślinę i przybliżyłam się do telefonu, wymuszając uśmiech, aby moje słowa zabrzmiało choć trochę bardziej pozytywniej.
- Hej, Farah.
Przymknęłam powieki, słysząc jak wciąga powietrze. Już w tamtym momencie wiedziałam, że nie obędzie się bez zbędnej gadaniny.
- Co ty tam robisz?! - zapytała z wyczuwalnymi pretensjami w głosie.
Właściwie jakby głębiej się zastanowić, zadała bardzo odpowiednie pytanie. Co ja właściwie tu robiłam? Sama nie umiałam tego logicznie wytłumaczyć, a jedyna odpowiedź jaka cisnęła mi się na usta to: „tak po prostu wyszło".
- Siedzę – mruknęłam zlękniona przed jej dalszym gniewem. - Przed chwilą zjadłam, dzięki, że pytasz.
Miałam ochotę udusić Aidena za to, że tak podle bawiła go ta sytuacja. Dobrze wiedział jaka jest Farah (domyślałam się, że zdążył poznać ją już na tyle, aby zdawać sobie sprawę z pretensjonalności i czepliwości mojej przyjaciółki) i tym bardziej bawiło go moje znalezienie się w potrzasku.
- Maddie, to nie jest zabawne! - pisnęła przez co nieco oddaliłam się od głośnika. - Każdy się o ciebie martwi! Twoja mama wydzwoniła już chyba do każdego!
Przekręciłam oczami, widząc wizję spanikowanej Agathy. Racja, miałam powody, aby się martwić, ale to nie zmieniało sytuacji jaką wytworzyła. To, że znalazłam się w mieszkaniu Aidena było tylko i wyłącznie jej winą. Gdyby tylko nie zaczęła tematu studiów wszystko wyglądałoby inaczej.
- Jak widzisz mam się dobrze – wzruszyłam ramionami. - Nawet śniadanie dobre serwują.
Tym razem to ja ledwo powstrzymałam parsknięcie śmiechem, kiedy Farah nabierając powietrza w płuca, wydarła się na cały regulator. Zaczęła wyrzucać mi, że niby jakim prawem robię sobie tak perfidne żarty podczas gdy oni tak strasznie się o mnie martwią. Może nie powinnam tak się zachowywać bo sama dostałabym szału, gdyby zniknęła gdzieś bez słowa, ale nie umiałam powstrzymać dobrego humoru.
- Wracaj szybko do domu – warknęła na zakończenie po czym odchrząknęła i dodała: - A ty oddzwoń jak już nie będziesz zajęty.
Po tym rozniósł się dźwięk zakańczanego połączenia. Uniosłam wysoko brwi, spoglądając na bruneta. Jej słowa zabrzmiały niczym mieli by być parą, choć doskonale wiedziałam, że tak nie było. Ta cała sytuacja okropnie mi śmierdziała.
- „Oddzwoń jak już nie będziesz zajęty"? - powtórzyłam po mojej przyjaciółce.
Aiden parsknął pod nosem, kładąc telefon na stoliku.
- Często gadamy – wzruszył ramionami, opierając się wygodniej o zagłówek. - Dobra z niej kumpela, tyle.
Wstałam z narożnika, by odstawić talerz do zlewu, choć jego słowa przez cały czas krążyły mi po głowie. Zastanawiałam się, czy dla Farah faktycznie znaczył tyle ile ona dla niego. Nie chciałam, by się w nim zauroczyła i nie tylko przez fakt, że nie był odpowiednią osobą, ale również przez wzgląd na sytuację, która miała miejsce podczas imprezy Elvisa. Było mi źle, że tylko ona o tym nie wiedziała, ale każdy z nas widział, że skończyłoby to się źle.
Jednakże w jednym Farah miała rację – musiałam wracać do domu. Byłam wdzięczna Aidenowi, że mnie przenocował i sprawił, że ostatnie kilkanaście godzin było naprawdę miłych, ale nie mogłam tu dłużej zostać. Czułam się nieswojo będąc z nim sam na sam, szczególnie, gdy przez cały ten, cholerny, czas czułam te specyficzne napięcie. Musiałam jak najszybciej uciekać.
Skierowałam się w stronę łazienki, lecz nim weszłam w głąb korytarza, oparłam się o ścianę za narożnikiem i patrząc w oczy bruneta, poprosiłam:
- Odwieź mnie do domu, proszę.
***
Leżałam na łóżku przeglądając durnowate filmiki na telefonie. Od prawie sześciu godzin nie robiłam praktycznie nic oprócz zmieniania pozycji leżenia i chwytu komórki.
Tuż po tym jak Aiden odstawił mnie pod dom, miałam krótką pogawędkę z rodzicami. Oczywiście, gdy tylko mama usłyszała ryk silnika (martwiło mnie to, że znała go już na pamięć) otworzyła drzwi na rozcież i niemalże zgniotła mnie w objęciach. Kiedy znalazłyśmy się w domu zaczęła oglądać mnie z każdej ze stron, wypytując o mój stan. Dociekała, gdzie spędziłam noc, a gdy odparłam, że u kolegi, przepytała mnie chyba o każdą możliwą kwestię z nim związaną. Nie zamierzałam powiedzieć dużo, dlatego bąknęłam coś, że znamy się już jakiś czas i jest w porządku. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, zbywałam ją na każdym możliwym pytaniu. Chwila troski oraz zmartwienia nie była w stanie przyćmić mi sytuacji, którą wywołała. Byłam zła i rozgoryczona.
Po tym jak po raz setny zaproponowała mi coś ciepłego do jedzenia, w końcu mogłam udać się do swojego pokoju. Nie marzyłam o niczym więcej niż chwila dla siebie we własnym łóżku, a to, że przeleżałam tak prawie cały dzień, nie miało znaczenia.
Odkąd wróciłam do domu, nie otrzymałam ani jednej wiadomości od Aidena. Nie dziwiło mnie to, nie rozmawialiśmy ze sobą. Jednakże liczyłam na jakikolwiek, choćby najmniejszy znak.
Czułam też, że to co się między nami tworzy, zmierza w złym kierunku. To znaczy bardzo cieszył mnie fakt, iż jesteśmy w neutralnych stosunkach i nie muszę dłużej postrzegać go jako swojego prześladowcę, ale odczuwałam niepokój. Pierwszy pocałunek, mogłam odebrać jako wpływ alkoholu i chęć dogryzienia mi – okej. Flirt, który miał na celu zamieszać mi w głowie oraz po prostu się ze mną droczyć – w porządku. Jednakże, kiedy się ze sobą przespaliśmy, wiedziałam jedno – jeden, pierdolony chaos.
Bałam się co będzie następne i, choć miałam pełną świadomość, że nie musiałam na nic się zgadzać – nie rezygnowałam. Nie rezygnowałam bo gdzieś w głębi duszy podobało mi się to. Nie pod względem, iż był to Brewer, a przez powiew świeżości. Intrygował mnie.
Nie chciałam wyrządzać krzywdy swojej przyjaciółce; domyślałam się, że Aiden jej się spodobał mimo że nigdy nie przyznała tego na głos. W głębi duszy wmawiałam sobie, iż dopóki tego nie zrobi, nic nie jest pewne, ale nie byłam ani ślepa ani głupia. Po prostu leczyłam wyrzuty sumienia.
Przewracałam się właśnie na prawy bok, gdy drzwi do mojego pokoju otworzyły się z impetem, a w ich progu stanęła rozwścieczona Farah. Nie zareagowałam w żaden sposób oprócz tego, że uniosłam na nią wzrok. Czy spodziewałam się jej? Nie. Ale, czy dziwiło mnie jej zachowanie? Absolutnie nie. Farah niejednokrotnie przejawiała problemy z agresją (choć w porównaniu do mnie były to zaledwie niewielkie uniesienia).
- A teraz siadasz i się ze wszystkiego tłumaczysz! - warknęła gniewnie, rzucając swoją niewielką torebkę obok mojego biurka.
Wygasiłam telefon po czym odłożyłam go obok, wznosząc się na łokciach. Moje serce z każdą sekundą, zaczynało bić coraz szybciej, ale starałam się to zignorować. Nabrałam powietrza, spuszczając wzrok na lekko trzęsące się dłonie.
- A może jakieś „hej, co tam u ciebie?" - zapytałam głośno wzdychając.
Oczy brunetki zapłonęły żywym ogniem, a ja niemalże czułam buchający z nich żar.
- Nie rób sobie jaj – wskazała na mnie palcem, robiąc dwa kroki w moją stronę. - Na poważnie: czemu byłaś u Aidena?
Parsknęłam pod nosem, kręcąc głową.
- Pokłóciłam się z mamą, musiałam gdzieś przenocować – odparłam jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem, choć i mnie zdziwiła łatwość z jaką wypowiedziałam te słowa.
- Mogłaś zadzwonić do mnie! Madeline, do kurwy, przyjaźnimy się! - wrzasnęła.
Zacisnęłam dłonie w pięści, gdyż jej ton powoli zaczynał mnie irytować. Racja, zazwyczaj to u niej spędzałam czasu, gdy kłóciłam się z mamą, ale to nie zmienia faktu, że miałam prawo, aby pójść do kogoś innego.
- Tak wyszło, nie muszę ci się z tego tłumaczyć – warknęłam oburzona.
Farah złapała się za włosy ciągle krążąc po pokoju.
- A właśnie, że musisz! Czy ty w ogóle jeszcze pamiętasz, że istnieję?! Bo ostatnio zachowujesz się jakbyś o tym zapomniała.
Zaśmiałam się sucho na jej pytanie. Coś czułam, że nie chodziło jej o konkretną sytuację, a o to by zrobić szopkę przez to, że była na mnie zła.
- Ciężko by było zapomnieć... - mruknęłam pod nosem, choć zdawałam sobie sprawę, że to słyszała. - Tak czy inaczej, co to ma wspólnego z Aidenem?
Farah zatrzymała się w miejscu, wlepiając we mnie wzrok. Jej prawa powieka lekko drgała, a to oznaczało tylko jedno: wkurwienie.
- Wszystko! - krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. - Mogłaś zadzwonić do mnie, do swojej przyjaciółki! Kiedy my w ogóle spędziłyśmy czas we dwójkę?!
- Ostatnio obie jesteśmy zajęte, dobrze o tym wiesz – odparłam, choć prawda była nieco inna. Obie się unikałyśmy przeczuwając, że coś wisi w powietrzu.
- Gówno prawda – warknęła. - Po prostu ty tego nie chcesz.
Przewróciłam oczami, zakładając na siebie ręce.
- Nie wiesz co się u mnie dzieję, dlatego pro...
- No właśnie! Nie wiem bo mi nic nie mówisz! - wydarła się. Współczułam swoim rodzicom, gdyż zapewne to wszystko słyszeli. Tak jak sąsiedzi kilka przecznic dalej.
Może miała odrobinę racji, oddalałyśmy się od siebie, ale działo się to naturalnie. Ja skupiałam się na aktorstwie i szkole (poniekąd), a ona miała sesje zdjęciowe. Głupie wymówki.
- Nie dramatyzuj – powiedziałam, wstając z łóżka.
- Ja dramatyzuje?! Ja?! Zachowujesz się jakby na niczym ci nie zależało! Nawet na mnie!
Podeszłam do niej kilka kroków. Obie byłyśmy chodzącymi żywiołami, a taka kłótnia nie mogła skończyć się dobrze.
- Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Maddie – syknęła. - Ja także mam problemy, ale wiem, że mam ciebie. Ty o tym zapominasz.
Wybałuszyłam oczy, gdyż jej słowa były jak cios. Nie spodziewałam się, że odbierała to wszystko w taki sposób, lecz nie było to usprawiedliwienie dla jej zachowania.
- Też pamiętam – bąknęłam. - Ale to nie zmienia faktu, że jest mi ostatnio ciężko!
Sama już nie wiedziałam o czym toczyła się ta kłótnia. Temat Aidena wydawał się mało ważny, a liczyła się nasza rozłąka. Nie mogłam zaprzeczyć, iż nie było mi przykro z powodu braku przyjaciółki, ale nie wiedziałam co mogłabym z tym zrobić. Rozmowa wydawała się za trudna, gdy gdzieś z tyłu głowy stały wyrzuty sumienia.
- Dlatego masz mnie, Maddie! Przyjdź do mnie, porozmawiaj, cokolwiek! - machała rękoma. - Ale nie udawaj, że nie istnieję.
Po jej policzku zaczęła spływać jedna, samotna łza. Kropla wypełniona żalem, złością i miłością.
- Nie udaje, Farah – poczułam jak w kąciki moich oczu również zaczęły robić się mokre. - Po prostu nie wiem co mogę zrobić z tym, że... - powoli się jąkałam, gdyż emocje jakie we mnie panowały, były zbyt silne. - Że mi cię brakuje. To wszystko jest takie pojebane...
Brunetka nie ukrywała już łez, spływały one po jej policzkach, zmywając resztki makijażu. Ja równie jak ona nie umiałam się powstrzymać i zaczęłam cicho szlochać, czując bezradność.
- Nie chcę cię stracić – powiedziała, łamiącym się głosem.
- Ja ciebie też nie – odpowiedziałam.
Nie minęła nawet sekunda, gdy rzuciłyśmy się sobie w objęcia. Już po chwili siedziałyśmy na podłodze, wtulone w siebie, płacząc. Miała rację – traciłyśmy siebie nawzajem, a to byłoby najgorsze co mogłoby się stać. Nie chciałam tracić swojej bratniej duszy przez chwilę zawahania i durnego chłopaka. Nie był tego wart. Nikt nie był.
Siedziałyśmy tak przez jeszcze następnych, kilka długich minut. Potrzebowałyśmy czasu i zrozumienia. Chociaż kłótnie z nią nie sprawiały mi radości – wiedziałam, że ta była potrzebna. Najwidoczniej jedyną opcją w naszym popapranej relacji było wykrzyczenie wszystkiego co siedzi nam na sercach, by dojść do rozwiązania. I jeżeli miało to faktycznie działać – musiało tak być. Dzięki temu być może byłyśmy w stanie zrozumieć co tak naprawdę było dla nas najważniejsze. My.
- Kiedy usłyszałam cię podczas rozmowy z Aidenem, nie wiedziałam jak zareagować – wydusiła lekko się ode mnie oddalając. Objęła dłońmi moją twarz, ścierając kciukami mokre plamy. - Na początku byłam wściekła. Od wczoraj nie było z tobą kontaktu, wyłączyłaś telefon. Twoja mama chciała dzwonić na policję, a ja czułam jak pęka mi serce. Więc, gdy usłyszałam cię w tle, poczułam złość. Miałam ochotę cię rozszarpać za to, że... - zawahała się, spuszczając wzrok. Wzięła głęboki oddech po czym kontynuowała: - Że byłaś akurat tam. Nie u mnie. Nie u innych. Ale u niego.
Doskonale widziałam, że to co właśnie mi mówiła, nie było dla niej łatwe. Każde kolejne słowo wypowiadała z coraz większym trudem, ale najwidoczniej czuła potrzebę wyrzucenia z siebie wszystkiego co ciążyło na sercu. Nie zamierzałam jej w tym przeszkadzać.
- Chociaż uwielbiam tego chłopaka, to nie mogłam zdzierżyć faktu, że zamiast zadzwonić do mnie, pojechałaś do niego. Oczywiście byłam też w niezłym szoku, do tej pory myślałam, że się nienawidzicie – zaśmiała się cicho, co najwidoczniej miało trochę rozluźnić atmosferę. - Dopiero później Aiden mi wytłumaczył, że się pogodziliście, a teraz jesteście po prostu znajomymi.
Znajomi. Czy zwykli znajomi chodzą ze sobą do łóżka? Kradną sobie pocałunki? Jednakże, czy mogliśmy być czymkolwiek więcej niż dwójką osób, która z niewiadomych przyczyn do siebie lgnęła? Byliśmy nikim. A ja kwalifikowałam się do tępych idiotek, że po tym wszystkim naprawdę odczuwałam ból, słysząc: „tylko znajomi". Może przydałoby mi się jakieś leczenie?
- Biłam się z myślami, czy w ogóle powinnam tu przyjeżdżać. W końcu, gdybyś mnie chciała, zadzwoniłabyś – spojrzała na mnie, a to w jaki sposób to zrobiła, niemalże mnie zabijał. - Koniec końców przegrałam i przyjechałam najszybciej jak mogłam. Po drodze dostałam mandat za przekroczenie prędkości, ale to najmniej ważne – machnęła ręką.
Również się uśmiechnęłam. Farah od zawsze była niezrównoważona, ale nie spodziewałabym się czegoś takiego. Chociaż... po dłuższym zastanowieniu? Tak, jednak była do tego zdolna.
- Chciałam usłyszeć w czym był lepszy, a w czym zawaliłam ja. Jednak gdzieś w głębi serca liczyłam, że w końcu szczerze ze sobą porozmawiamy bo, przysięgam, ale mam już dość tej jebanej szopki.
Po tylu tygodniach w końcu dostrzegłam w niej swoją Farah. Moją przyjaciółkę, która była siostrą z innej matki. Bratnią duszę. Moją brunetkę, którą kochałam ponad życie. Wariatkę o nienormalnych pomysłach i dziewczynę, z którą dzieliłam najlepsze chwile mojego życia. Dostrzegłam w niej swoje wszystko.
- Ja też przepraszam – pociągnęłam nosem, czując skruchę. - Zawaliłam nie tylko jako osoba, ale przede wszystkim jako najlepsza przyjaciółka. Po prostu od jakiegoś czasu czułam się, nie wiem, dziwnie? Czułam jakbyśmy toczyły o coś spór, a ja nie byłabym w stanie go rozwiązać – może moje tłumaczenia były idiotyczne i bez składu, ale były moje. Takie jakie naprawdę czułam, że powinnam była powiedzieć. - Wolałam cię unikać niż się kłócić, bo nie miałam na to siły. Teraz wiem, że wystarczyło się po prostu na siebie wydrzeć, a sprawa wyjaśniłaby się sama.
Farah parsknęła śmiechem.
- Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy. Nie daję już sobie bez ciebie rady – wydusiłam, a następnie złapałam za jej dłonie, wciąż utkwione na moich policzkach.
Brunetka pokręciła głową, uśmiechając się zadziornie.
- Wiadomo, że nie dajesz – błysnęła zębami. - Nikt sobie beze mnie nie daje. A ty masz wyjątkowe szczęście, że mam do ciebie słabość, gwiazdo.
Przylgnęłam do jej dobrego ciała, oplatając je ramionami.
Cała ta kłótnia była nam potrzebna, by usunąć zgrzyty i wiszący w powietrzu konflikt. Chociaż darcie się na siebie było ostatnią rzeczą, którą lubiłam – nie mogłyśmy tego obejść. Najwidoczniej była to jedyna droga, aby dojść do rozwiązania.
Nie wiem ile czasu po tym spędziłyśmy na rozmowie. Przegadałyśmy chyba każdy możliwy temat, każde nieporozumienie i najmniejszą plotkę. Najlepsze było w tym jednak to, że ani na moment nie podniosłyśmy się z podłogi, która stała się dla nas pewnego rodzaju wolną od tabu przestrzenią.
W pewnym momencie Farah zadzwoniła do mamy poinformować ją, iż zostanie u mnie na noc. Kiedy już w końcu oczyściłyśmy atmosferę, zamierzałyśmy spędzić cały dzień razem. Moi rodzice jak po tym, że w ich własnym domu przeszło istne tornado, zachowywali się względnie normalnie. Zaproponowali nam obiad albo pieniądze na jakieś przekąski, z których oczywiście nie zrezygnowałyśmy. Kupiłyśmy popcorn i żelki oraz jakieś napoje.
Przez cały wieczór obżerałyśmy się słodkościami, oglądając przy tym denne romansidła lub grając na laptopie. Pierwszy raz od dawna czułam się po prostu dobrze. Spędzałam przyjemnie czas w towarzystwie najbliższej mi osoby bez nieprzyjemnego uczucia smutku. Niekiedy przyłapywałam się na wyrzutach sumienia, szczególnie, gdy Farah napominała o Aidenie (a robiła to zbyt dużo razy), ale starałam się szybko ignorować ścisk w żołądku.
Cieszyłam się, że po tylu tygodniach, zdołałyśmy dojść do porozumienia. Brakowało mi jej.
Za oknem panowała ciemność, a zegarek wskazywał godzinę grubo po dwunastej w nocy. Leżałyśmy w moim łóżku przebrane w piżamy. Moja twarz dawno nie była tak gładka jak po dzisiejszym wieczorze; Farah wymyśliła sobie sesje spa z maseczkami i innymi kremami, które akurat miałam w domu. A było ich naprawdę wiele.
Brunetka leżała tuż obok mnie wtulona w mój bok. Uśmiechnęłam się lekko, gdy z jej ust wyrwało się ciche chrapnięcie. Wyglądała tak niewinnie, niczym dziecko wymęczone intensywnym dniem. Jej długie rzęsy okalały wąskie oczy, wyrysowana linia szczęki kompletnie nie pasowała do łagodnej miny, a prostu nos dodawał uroku. Moja piękna Farah.
Spojrzałam na telefon, który trzymałam w dłoniach, gdyż zawibrował. Nie byłam śpiąca, wręcz przeciwnie. Odkąd Farah usnęła, a miało to miejsce lekko ponad godzinę temu, zajęłam się oglądaniem durnot w internecie. Uwielbiałam być produktywna, widać?
Kliknęłam w przychodzące powiadomienia, a mój uśmiech poszerzył się widząc adresata. Nie spodziewałabym się o tej godzinie wiadomości akurat od niego. Już prędzej bym pomyślała, że to Cosmo nie może spać i wysyła mi jakieś głupoty; często tak robił.
Aiden: Nie pozabijałyście się tam?
Parsknęłam pod nosem. Czytając to, podejrzewałam, że Farah zdążyła powiadomić go o swojej wizycie w moim domu. Fakt, iż zdawał sobie sprawę z awantury, która miała z niej wyniknąć był niezwykle zabawny. Od razu zajęłam się wystukiwaniem się odpowiedzi.
Madeline: Żyje! Jeszcze.
Byłam pozytywnie zaskoczona jego wiadomością. Zazwyczaj po większych zbliżeniach chłopak znikał z mojego życia na jakiś czas; czasami krótszy, a czasami dłuższy. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Aiden Brewer już taki był – tajemniczy, lecz niezwykle intrygujący. Nie do rozstrzygnięcia oraz nieprzewidywalny. I chyba, dlatego tak łatwo zignorowałam krzywdę, wyrządzoną wcześniej; dlatego, gdyż różnił się od innych, którzy mnie otaczali. Był niczym czarna plama na białym tle, ta jedna gwiazda wyróżniająca się na ciemnym niebie oraz słońcem w pochmurne. No dobra, może trochę przesadziłam.
W momentach takich jak te, kiedy zaczynałam myśleć o Aidenie bez krzty nienawiści czy żalu przy tym, zaczynałam czuć się okropnie. Czułam się źle, że z taką łatwością odeszły mi negatywny emocje (choć one również nadal się we mnie znajdowały), a zamiast nich coraz częściej łapałam się na tych pozytywnych. Racja, Brewer robił złe rzeczy i nic nie jest w stanie tego odkręcić, lecz zaczynał robić również te dobre. Zaczynał oczarowywać mnie swoim urokiem, ale również i niebanalnością. Skrywał w sobie to coś, czego szukało się w innych – czegoś co cię przyciąga, choć nie masz pojęcia co to jest. Posiadał iskry w oczach, tliły się w nich zawsze podczas naszych rozmów. Niejednokrotnie mnie przerażał, sprawiał, że czułam dreszcze przechodzące po moim ciele oraz wprawiał mnie w dziwne napięcie, ale... to było takie wyjątkowe. Inne. Niecodzienne.
Aiden Brewer był chłopakiem, o którym nie wiedziałam praktycznie nic. Miał (jeszcze) dwadzieścia jeden lat, pracował w warsztacie samochodowym i... jeździł motorem. Kiedy to wszystko podsumowałam, uświadomiłam sobie jak słabo go znałam. Tępa idiotka. Już dawno powinnam była go zablokować, choć zapewne niewiele, by to dało zważając na sympatię jaką darzyli go moi przyjaciele.
Aiden Brewer był kimś kogo nie umiałam zignorować. Kimś kogo nie chciałam ignorować.
Aiden Brewer był kimś kto pobudzał motylki w moim brzuchu. I kimś kto jeżył włoski na mojej skórze.
Aiden Brewer był... był tym kimś.
Choć jeszcze nie wiedziałam co do końca to oznaczało.
Spojrzałam na ekran widząc kolejną wiadomość.
Aiden: To dziwne, ale czasami myślę, że pojawiłaś się w moim życiu z jakiegoś ważnego powodu.
Zmarszczyłam brwi, a moje serce zaczęło bić nieco szybciej.
Madeline: Co masz na myśli?
Chociaż wiele razy zadawałam takie pytanie, by grać głupią i wyłudzić od mojego rozmówcy dokładną myśl, w tym przypadku naprawdę nie wiedziałam o co mu chodziło. Nigdy przedtem nie mówił mi takich rzeczy, zresztą on w ogóle mówił mało sensownych rzeczy. Wszystko w jego zachowaniu było tak nielogiczne oraz niełączące się ze sobą. Za nic w świecie nie potrafiłam rozgryźć tego człowieka.
Aiden: Są rzeczy, które łatwo powiedzieć, ale ciężej poczuć. Ty sprawiasz, że czuję je wszystkie naraz.
Przełknęłam ślinę, czując jak moje dłonie powoli zaczynają się trząść. Przeniosłam wzrok na śpiącą przyjaciółkę. Naprawdę nie chciałam jej zranić, a coś czułam, że robiłam to nieustannie od trzech miesięcy. Od tej przeklętej imprezy w jej domu. Od sekundy, w której po raz pierwszy spojrzałam w te szare tęczówki.
Nim zdążyłam jakkolwiek odpowiedzieć na wysłane wiadomości, przyszła kolejna.
Aiden: Dobranoc, słodka Madeline.
Wygasiłam telefon i z szybko bijącym sercem, ułożyłam się wygodniej na pościeli.
Już teraz wiedziałam, że Aiden Brewer był kimś kto skradał wszystko co miałam. Włącznie ze mną samą.
Niczym ogień.
---------------------------------
Moi drodzy tom pierwszy Madeline, dociera już prawie do końca. Chociaż głębszą wiadomość pozostawię dalej już teraz chciałabym powiedzieć, iż nie sądziłam, że to wszystko tak szybko się "skończy".
Dziękuję, że byliście ze mną przez ten czas. Być może krótki, a być może przez całą drogę. Tak czy inaczej, dziękuję.
Widzimy się w epilogu kochani.
Wdzięczna za wszystko <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro