Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4


Czasami do człowieka dociera bezradność. To tak jakby to co cię krzywdzi, rani i wbija szpilki w twoje ciało, znajdowało się za grubą, lecz niewidoczną barierą. I choć tak naprawdę nie istnieje, nie można jej zobaczyć, ona tam jest i nie chce zniknąć. Chociażby się do niej dobijać i starać się ją unicestwić, nie da się.

Bezradność jest okrutnym zjawiskiem, które pokazuje jak słaby i mało znaczący jest człowiek. Ktoś kto na co dzień znany jest ze swojej grozy oraz potęgi, nagle staję się niewielki niczym mysz, a to, że nic nie może zrobić – potęguje w nim złość i agresje. Często na końcu przechodzą one w po prostu smutek lub brak sił. Mnie również dosięgnęła bezradność.

Była środa rano, a ja byłam bezradna. Wchodziłam właśnie do szkoły, w której huczało od rozmów i śmiechów nastolatków. Zapewne nie wyglądałam tak dobrze jak każdego innego dnia, ale pierwszy raz w życiu nie miałam siły się starać. Nałożyłam na nogi jasne jeansy z szerokimi nogawkami, a do tego dobrałam białą bluzę z granatowym napisem „Nike" na samym środku. By nie zamarznąć dorzuciłam na górę za dużą skórzaną kurtkę.

I chociaż naprawdę nie chciałam udawać, musiałam. Kiedy tylko przekroczyłam próg szkolnego korytarza na usta wpuściłam sztuczny uśmiech. Bo Madeline Adams zawsze się uśmiechała, nigdy nie smuciła, zawsze wyglądała pięknie i cała była bardzo ładna. Madeline Adams była czystym ideałem. I tak ideałem miałam pozostać. Przynajmniej w oczach innych.

Podeszłam do swojej szafki i odblokowując ją zaczęłam robić dokładnie to samo co każdego dnia. Zdjęłam kurtkę, którą siłą wepchałam do środka gablotki po czym zaczęłam pakować potrzebne książki do torebki.

- Co słychać? - Nawet nie wystraszyłam się jak zawsze, gdy nagle i po cichu zakradła się do mnie Farah.

By nie wzbudzić podejrzeń udałam, że lekko się wzdrygam, a następnie wlepiłam w nią oceniający wzrok.

- Coś ci już mówiłam na temat strasznie mnie – pogroziłam jej palcem. I to było tak cholernie trudne bo kogo jak kogo, ale jej nienawidziłam kłamać.

Czemu więc nie powiedziałam prawdy? Dlaczego nie przyznałam się do złego nastroju? Odpowiedzi na te dwa pytania nie potrafiłam udzielić od kilku dni. Czy to przez strach? Może trochę. Bardziej się wstydziłam – wstydziłam się tego, że nie umiałam przyznać się do przeszłości, która aktualnie stawała się moją teraźniejszością. Jak zły duch z przeszłości dawała o sobie znać. Chociaż myślałam, że jest już dawno za mną. Wstydziłam się też tego, że nie wiedziała o pewnych sprawach, o których jako przyjaciółka powinna była wiedzieć. A to wszystko z mojej winy.

Strach również mnie oblegał. Byłam, kurwa, przerażona. Wystraszona tym co nadejdzie i tym co już nadeszło, a wszystko za sprawą jednej osoby. Jeszcze w życiu nikt mnie nigdy nie szantażował, myślałam, że takie rzeczy wydarzają się w szczególności w filmach lub książkach. Teraz sama stawałam się ów bohaterką i przeżywałam swój własny dramat.

- Wieem – brunetka pomrugała słodko kilka razy po czym wykrzywiła usta w pięknym grymasie uśmiechu. Moja piękna i niczego nie świadoma Farah.

- Ivory jeszcze nie ma? - Wiedziałam, że jednym sposobem, aby odgonić jakiekolwiek wątpliwości i podejrzenia będzie zachowywanie się normalnie, dlatego postanowiłam ciągnąć konwersacje.

- Dzisiaj jej nie będzie – wzruszyła ramionami i przekręcając się na plecy oparła się nimi o drzwiczki. - Mają jakąś randkę z Marcusem. Obie wiemy co to oznacza.

Parsknęłam krótkim śmiechem ponownie odwracając się do szafki, z której wyciągałam ostatnią książkę. Ach, tak. Słynne „randki" tej dwójki były po prostu tłumaczeniem się na „Seks, seks, seks". Z jednej strony to było całkiem urocze, że starali się nas oszukać, mimo że już wiedzieli jak dawno temu ich rozgryźliśmy.

Po dzwonku, który wydobył się kilka minut po naszej rozmowie obie rozeszłyśmy się na zajęcia. Środy były raczej neutralnym dniem, choć i tak z każdą chwilą odliczałam minuty, aby wrócić do domu, zaszyć się pod kocem i myśleć. Siedzenie pogrążoną we własnym świecie od paru dni było ostatnio moim ulubionym zajęciem. I tak bardzo do mnie niepodobnym.

Podczas historii patrzyłam za okno przyglądając się pustej drodze. Rzadko kiedy przed szkołą przejeżdżało jakieś auto, raczej to była spokojna okolica. Im bardziej przyglądałam się temu wszystkiemu, jak bardzo zwykłe i spokojne to było, tym częściej rozmyślałam o swoim problemie. Aiden pierdolony Brewer.

Od felernej niedzieli, w której wszystko się zaczęło minęły prawie trzy dni. Trzy puste, wypełnione żalem i pretensjami dni. Pamiętam dokładnie to co czułam w chwili otrzymania SMS-ów. Myślałam, że po prostu zapadnę się pod ziemie bo nie widziałam innego rozwiązania. Pragnęłam zniknąć bo, gdyby mnie nie było nie musiałabym się z tym mierzyć.

Zdjęcie załączone we wiadomościach było takim, o którym istnieniu nie miałam pojęcia. Przez długi czas marzyłam, aby to co widzę na ekranie telefonu było nieprawdą, czystą fikcją, aby to był sen. Jednakże kiedy spędziłam kilka długich godzin wpatrując się w zdjęcie, wiedziałam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że igram z czymś na co nie byłam przygotowana.

W pieprzoną niedzielę, w godzinach wieczornych, Aiden Brewer wysłał mi zdjęcie przedstawiającą mnie podczas...seksu. Tak, mi też przeszło przez myśl, aby się wyprzeć, ale patrząc dokładniej wiedziałam, że nie mam szans. Na fotografii byłam tyłem, było widać moje pośladki oraz kawałek członka osoby, z którą to robiłam. Moje włosy obwiązane miał na nadgarstku, a z twarzy widać było zaledwie kawałek prawego profilu. Uśmiechałam się. Rzeczą, która uniemożliwiała mi ukrycie prawdy był mój cholerny tatuaż. Nie był widoczny w całości, ale był. I każdy w tej zapyziałej szkole wiedział, że go posiadam. Więc każdy by wiedział, że to ta sławna Madeline Adams, która zawsze wyglądała pięknie i cała była bardzo ładna.

Byłam przerażona faktem, że o istnieniu tego zdjęcia nie wiedziałam, a samo wydarzenie miało miejsce ponad pół roku temu.

Dokładnie pamiętam ten dzień. Był dwunasty lipiec, Marcus obchodził swoje urodziny, które organizował w domku przy plaży należący do jego rodziców. Był dwupiętrowy, wykonany z drewna, choć idealnym określeniem będzie – perfekcyjny do imprezowania. Nie jestem w stanie stwierdzić ile było tam osób, może z pięćdziesiąt? Więcej?

Byłam tam też ja. Był pewien chłopak, który w tamtym momencie bardzo mi się podobał Lane Oliver Starling. Czwartoklasista, przed którym każda uginała kolana. Włącznie ze mną. Racja, nie byłam typem dziewczyny, która latała za chłopakami, to raczej oni biegali za mną. Jednakże on był wyjątkiem – pierwszym i jednym. Tak sobie poprzysięgłam.

Lane uwiódł mnie swoją urodą, jego ciemne włosy ścięte na mulet wręcz idealnie pasowały do ostrych rysów twarzy. Piękne wąskie usta oraz prosty nos z przeszywającymi zielonymi oczami... Och Panie, on był taki cudowny.

I szczerze powiedziawszy wcale nie zdziwiło mnie to, że zwrócił na mnie uwagę. W końcu, o ironio, byłam pieprzoną Madeline Adams, kto by mi odmówił?

Na bruneta zwracałam uwagę już dwa miesiące przed owym wydarzeniem, parę razy do niego zagadywałam oraz proponowałam spotkania, na które się zgadzał. Co jak co, ale jeżeli miałam cel nie patrzyłam na zawstydzenie czy niepewność, bo te dwie cechy były ostatnimi jakimi można było mnie określić. Byłam pewna siebie, dążyłam do celu i nigdy się nie poddawałam. Zawsze wygrywałam.

Tej lipcowej nocy wszystko nabrało zawrotnego tępa. Trochę przed imprezą nasze relacje były znacznie bliższe, całowaliśmy się i spędzaliśmy wspólnie dużo czasu. Kiedy przybyłam na imprezę wiedziałam, że skończymy razem w łóżku. Czy byłam dumna będąc gotową na seks w wieku szesnastu lat? Niekoniecznie. Nie krępował mnie ten temat, a jeżeli chodzi o nastawienie psychiczne byłam w stanie stwierdzić, że jestem na to przygotowana. Zwłaszcza, że moim pierwszym razem miał być Lane, to dodawało mi znacznej pewności siebie.

Pamiętam dokładnie swój strój, to jak czarna, zwiewna sukienka idealnie przylegała do mojego ciała, a fakt że była bez ramiączek uwydatniał odznaczające się obojczyki. To jak miałam idealnie pokręcone włosy oraz przepiękny makijaż z brokatem na powiekach i ciemną pomadką na ustach. To jak wiele razy komplementowana była. „Maddie! Bosko wyglądasz, jak zawsze zresztą!", „O mój Boże, Maddie! Wyglądasz jak anioł!", „Chryste..."

I w końcu przyszedł czas. Wraz z Lane'em zamknęliśmy się w jednym z pokoi na górze. Byłam lekko wstawiona. No dobra, trochę bardziej niż lekko, ale nadal byłam w stanie rozsądnie myśleć. Ale nie na tyle na ile wtedy myślałam, że potrafię.

Do rzeczy przeszło szybko, odkąd przekroczyliśmy próg pokoju chłopak od razu się do mnie dorwał obsypując mnie masą pocałunków, dotykał moje ciało. Był taki w tym zachłanny i pełny władzy oraz pożądania. A ja naprawdę myślałam, że mu się podobam.

Jedyne co jestem w stanie sobie przypomnieć to pojedyncze klatki, tak jakby ktoś wyciął je z filmu. Pamiętałam jęki, westchnienia, odgłos odbijających się od siebie ciał, ale za nic w świecie nie pamiętałam... robienia zdjęcia. Tak, widać na nim kawałek mojej twarzy, więc byłam w stanie zobaczyć co robił, ale naprawdę nie wiedząc czemu, tego nie mogłam sobie przypomnieć.

Po wszystkim Lane utrzymywał ze mną kontakt przez dzień. Jeden. Pieprzony. Dzień. Wiódł mnie szmat czasu, wmawiał mi rzeczy, o których wolałabym w życiu z nim nie rozmawiać. Komplementował moją urodę. Nigdy nie osobowość. Ale czy to było wtedy ważne? Jebany Lane Starling zwrócił uwagę na mnie, choć przez chwilę mogłam być jego oczkiem w głowie. Nie liczyło się nic więcej.

Chociaż po tym wszystkim zagroziłam mu, że jeżeli piśnie o nocy choćby słowo, będzie tego srogo żałował, to przez jakiś czas faktycznie słyszałam krążące plotki. Ludzie mówili o tym jak Lane mnie rozdziewiczył i o tym jak mnie pozostawił. Na całe szczęście wszystko zgniotłam w zarodku i nie pozwoliłam temu frajerowi na zmarnowanie mojej reputacji. Nie on. Nie po tym co mi zrobił.

Po całej nocy czułam się okropnie. Na domiar tego, że był to mój pierwszy raz to fakt, że tak okrutnie mnie wykorzystał był podły. Bolało mnie to, że robił to wszystko tak długo tylko po to, aby móc chwalić się, że rozdziewiczył tą sławną, popularną i przepiękną Madeline Adams. Nie liczyłam się ja, a to co będą uważali o nim ludzie. To jak oddadzą mu respekt, że tego dokonał. Bo w końcu każdy chciał mnie mieć, a nikt nie mógł.

Kiedy więc zobaczyłam te cholerne zdjęcie, wszystko wróciło. Cała złość, cała nienawiść, obrzydzenie i wstręt do samej siebie. Kolejną złą kwestią było to, że zdjęcie posiadał człowiek mogący faktycznie zniszczyć moje życie. Można by powiedzieć, że to tylko zdjęcie, ale w moim przypadku to było aż zdjęcie. Jedna fotografia, która zrujnowała by wizerunek idealnej kształtowany latami. Wiedziałam, że nie mogę dać emocjom przejąć kontroli, a rozegrać to na spokojnie. Przez pewien czas zastanawiałam się, czy nie pójść po pomoc do rodziców, ale wiedziałam, że gdyby ta informacja doszła do Brewera, mogłabym tego żałować.

Mimo obaw starałam się żyć normalnie. Aiden nie odzywał się od prawie trzech dni, zastanawiałam się kiedy uderzy zamieniając mnie w popiół, do tego czasu starałam łapać się wszystkiego, by nie oszaleć. W ciągu dwóch dni byłam pięć razy na zakupach, wydałam większość oszczędności na kosmetyki i ubrania, które zapewne i tak wylądują na dnie szafy zapomniane, z metkami. Niestety kupowanie nowych rzeczy było jedyną rzeczą, która sprawiała, że zapominałam i nie bolało. Na pewno Madeline? Nie pamiętasz co jeszcze przynosiło ci tak wspaniałą ulgę i ukojenie? Nie pamiętasz co robiłaś jeszcze kilka miesięcy temu? Ale Madeline przecież tylko to jest w stanie ci pomóc, nie zapominaj...

Dwa dni względnego spokoju przerwała wibracja telefonu. Pani Valerie spokojnie prowadziła lekcję nie zwracając większej uwagi na ławki z uczniami. Siedziałam w rzędzie naprzeciwko niej, a przede mną miejsca zajmowało jeszcze kilka osób, które idealnie mnie zakrywały. Chwyciłam telefon spoglądając na tablicę powiadomień i w momencie, gdy to zrobiłam od razu pożałowałam. Do gardła podeszła mi żółć, a głowa zaczęła nieprzyjemnie pulsować. Skrzywiłam brwi i niechętnie odblokowałam ekran wchodząc we wiadomości.

Nieznany: Za trzy godziny. Kawiarnia. Lokalizacje dostaniesz zaraz.

Nie wiedziałam czy miałam ochotę zacząć się śmiać czy płakać. Z jednej strony to, że tak władczo postanowił mną zarządzać było komiczne i nie do przyjęcia. Bo jeżeli myślał, że mógł mną pomiatać to grubo się mylił. Byłam w szkole, za trzy godziny również miałam tu być i brać udział w zajęciach. Nie byłam jego cholernym pieskiem, że mógł mnie przywoływać, odwoływać i kazać. Bo kto jak to, ale on pomiatać mną nie miał prawa.

Zacisnęłam usta w cienką linie, a szczękę zacisnęłam starając się opanować nadchodzącą złość. Chwyciłam telefon do ręki po czym zaczęłam wystukiwać odpowiedź.

Madeline: Nie wiem za kogo się uważasz, ale na pewno masz za wysokie mniemanie o sobie. Mam lekcje. Nie mogę.

Na odpowiedź długo nie musiałam czekać.

Nieznany: Myślisz, że mnie to interesuje? Pamiętaj jaka jest stawka słodka. Trzy godziny i ani minuty spóźnienia.

Kiedy już miałam zacząć pisać coś bardzo wulgarnego i zapewne coś co jeszcze bardziej by go zdenerwowało, ciężka książka runęła tuż obok mojej ręki na co podskoczyłam na krześle, a telefon wyleciał mi z rąk.

- Panno Adams! - starsza kobieta z posiwiałymi włosami związanymi w dokładny warkocz wpatrywała się we mnie z frustracją. - Proszę odłożyć tę komórkę i skupić się na lekcji!

Od razu pokiwałam głową przepraszając na co jej mimika lekko złagodniała. Super, jeden SMS od tego frajera, a ja już mam problemy. Co będzie dalej?

I gdybym tylko wtedy wiedziała, w życiu nie zadałabym sobie tego pytania.

Kolejne chwile spędzone w szkole były coraz cięższe. Przez cały czas rozmyślałam, czy zgodzić się na wiadomość Brewera. Z jednej strony naprawdę nie chciałam się z nim widzieć, a przez to jeszcze zawalać godzin w szkole, ale z drugiej naprawdę bałam się, że będzie w stanie udostępnić to zdjęcie.

Kiedy do spotkania zostało dokładnie dwadzieścia minut, podjęłam decyzję. Po wyjściu z lekcji zamiast skierować się do stołówki, gdzie miałam spotkać się z przyjaciółmi, ruszyłam do szafki, z której wyjęłam kurtkę. Pewna siebie wyszłam ze szkoły i zamówiłam ubera na wskazany adres.

Choć nie chciałam tego przyznać, stresowałam się. Serce biło mi szybko i zdecydowanie nerwowo, a moje ciało całe było spięte. Bałam się. Bardzo się bałam i nie wiedziałam jak mam sobie z tym poradzić. Bo tak naprawdę co ja mogłam? Poskarżyć się rodzicom – Aiden w zemście udostępni zdjęcie. Nie słuchać się jego rozkazów – Aiden opublikuje zdjęcie. Zgodzić się na wszystko co powie – no właśnie, co wtedy? Czy mi odpuści? Czy da mi spokój? A może mnie oszuka i tak czy siak rozsieje te zdjęcie w sieci?

To było w tym wszystkim najgorsze. Że nie miałam pojęcia jaka była poprawna decyzja.

Za niecały miesiąc kończyłam siedemnaście lat. Jeszcze nigdy nie musiałam podejmować tak ważnych decyzji i to w samotności. Nie mogłam zwrócić się o pomoc, nie mogłam się sprzeciwić, mogłam jedynie czekać na rozwój sytuacji.

Po kwadransie stałam już przed schodkami prowadzącymi do niewielkiej, narożnej kawiarenki. Znałam ją, czasami w niej bywałam i szczerze powiedziawszy lubiłam to miejsce. Byłam pewna, że po dzisiejszej wizycie znienawidzę je do szpiku kości.

Po uspokajającym wdechu postanowiłam wejść do środka. Nie miałam czasu na papierosa, który w tamtej sytuacji mógłby być jakimkolwiek oparciem, a to stresowało mnie jeszcze bardziej. Rozejrzałam się po wnętrzu. Kolorystyka miejsca zachowana była w jasnym różu, naprzeciwko wejścia stała szeroka lada, za którą stali pracownicy. Przez szklane gablotki widać było różne ciastka oraz inne przekąski, a zaraz za nimi stały ekspresy do kawy czy herbaty. Każdy z pracowników ubrany miał ładny fartuszek, który nadawał jeszcze większego klimatu temu miejscu. Po obu stronach pomieszczenia stały po trzy stoliki z różowymi fotelami, przy których były małe i okrągłe stoliki z kwiatkiem na środku.

Podeszłam do tego na prawo siadając tyłem do lady. Nie miałam ochoty patrzeć na nikogo, więc skupiłam wzrok na okno udekorowane kwiatami oraz naklejkami z jakimiś pozytywnymi hasłami, czy nowościami w kawiarni. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu, a kurtkę zawiesiłam na oparciu. W oczekiwaniu na dalszy ciąg tego wszystkiego, nerwowo zaczęłam bawić się palcami. Naprawdę się bałam.

- Podać coś? - Drygnęłam wystraszona, gdy usłyszałam męski głos.

Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł do mnie młody mężczyzna w ubraniu firmowym, a w ręku trzymał notes oraz menu. Czy ja miałam ochotę na cokolwiek? Może i tak, bardziej martwiło mnie to czy ja w ogóle będę w stanie coś przełknąć.

Po krótkim zastanowieniu się wybrałam Flat White z syropem waniliowym i cynamonem. Każda chwila przedłużała się z kolejnymi sekundami, ale gdy drzwi kawiarni otworzyły się ponownie, a kątem oka dostrzegłam mężczyznę ubranego na czarno, zastygłam. Kiedy tyko przekroczył próg wnętrza czułam, że to on. Atmosfera tak jakby nagle zgęstniała, a do środka naleciał chłód. Nie było już tak ciepło i komfortowo, wokół zapanował mrok i mróz.

Wiedziałam, że podchodzi do fotela naprzeciwko mnie i wygodnie się na nim rozsiada. Ja jednakże nie miałam odwagi, aby unieść podbródek i spojrzeć w jego oczy. Nie chciałam tego robić.

- Spójrz na mnie.

Wypowiedział to tak zimno i obojętnie, że ponownie przeszedł mnie dreszcz. Mimo obaw pokornie uniosłam głowę do góry i nawiązałam z nim kontakt wzrokowy. I wtedy właśnie znów poczułam bezradność. Bo pierwszy raz w życiu to ktoś inny miał nade mną kontrolę. Pierwszy raz w życiu straciłam swoją pewność siebie i nie byłam już sobą.

- Boisz się? - Zapytał jakby była to najbardziej oczywista rzecz na planecie.

Kiedy po dłuższym milczeniu nie zabrałam głosu, parsknął gorzkim śmiechem, na który moje ciało zareagowało dreszczem.

- Oczywiście, że się boisz.

- Czego ode mnie chcesz? - burknęłam ponownie spoglądając w jego zimne jak noc oczy.

Były niezwykłe. Przerażające, przepełnione lodem oraz chłodem, ale również intrygujące, tajemnicze i piękne jednocześnie. Było w nich tak wiele niewiadomych, że czasami naprawdę zastanawiałam się co w sobie skrywa. Nie, nie miałam ochoty go odkrywać. Nie miałam ochoty przebywać z tym człowiekiem bliżej niż na odległość dziesięciu jardów, a fakt, że oddychaliśmy tym samym powietrzem wprawiał mnie w obrzydzenie.

Chłopak ponownie się zaśmiał, a to zjeżyło włoski na moim karku.

- A więc umiesz mówić, co? - zapytał, ale tak że znał już odpowiedź.

Kolejne sekundy milczenia. Kolejne chwile, w których unikałam jego wzroku patrząc na swoje paznokcie, które ewidentnie błagały o nowy manicure.

- Dzisiaj pierwszy raz coś dla mnie zrobisz – i to sprawiło, że znów na niego popatrzyłam.

Ubrany był w białą koszulkę z okrągłym dekoltem, na którą zarzuconą miał luźną, ciemną bluzę. Na nogach widniały czarne jeansy, a kaptur bluzy zarzucony miał na głowę. Siedział opierając swoją jedną kostkę na drugiej nodze wertując mnie wzrokiem ze złośliwym uśmiechem, który miotał się w kąciku jego ust. Był taki cyniczny i pewny siebie, że aż mnie to brzydziło.

- Słuchaj... - Zaczęłam dość niepewnie, ale starałam się pokazać pokorę. - Jeżeli uraziłam cię tymi przezwiskami, przepraszam. Czasami mam problemy z agresją i wychodzi jak wychodzi, ale szczerze żałuje. Nie chce mieć problemów, chcę to załatwić polubownie.

I kiedy liczyłam, że chłopak naprawdę weźmie do siebie moją prośbę, on ponownie się zaśmiał. Nie miałam już nadziei.

Chciałam coś odpowiedzieć, przekonać go, ale w tym momencie do stolika podszedł ten sam mężczyzna, u którego zamówiłam wcześniej kawę i położył ją na stoliku przede mną.

- Pani kawa – jego głos odbijał się ode mnie echem.

Nie rejestrowałam jego wzroku bo jedyny jaki na sobie czułam to ten siedzącego przede mną bruneta o mroźnym spojrzeniu.

- Wszystko w porządku? - Znów pytanie, które tym razem do mnie dotarło.

Nerwowo pokiwałam głową wymuszając na ustach uśmiech. Najwidoczniej to podziałało bo po chwili mężczyzny już nie było.

- Kupiłaś mi kawę – Aiden schylił się do stolika i nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego chwycił za kubek i zaczął upijać z niego napój. - Jak miło.

Już nawet nie zależało mi na tej głupiej kawie. Mógł ją wziąć, mógł zażyczyć sobie jeszcze takich dziesięciu, a przy tym domówić piętnaście ciastek i dwadzieścia tortów – kupiłabym mu wszystko, aby tylko dał mi spokój.

- Wracając do tego co mówiłam to...

- Ale dobre – wzruszył ramionami po czym oblizał usta, na których zostały pozostałości napoju. - Z czym to?

Nawet nie byłam już zła, było mi wszystko jedno. Bo jedyne co czułam to strach, nie chciałam go już czuć.

- Z syropem waniliowym i cynamonem – bąknęłam mizernie i cicho.

Siedzieliśmy tak jeszcze dwie minuty podczas, których Aiden spokojnie upijał kawę. Ta sytuacja była tak cholernie popieprzona. Ja niemalże umierałam od środka ze strachu i bezradności, a ten skurwysyn z półuśmiechem popijał kawę. Moją kawę!

- Dzisiaj o siódmej mój znajomy organizuje imprezę – zaczął spokojnym tonem odkładając przy tym prawie pusty kubek na stolik. - Pójdziesz tam ze mną. I będziesz udawała, że chcesz tam być.

Nic już nie rozumiałam. Najpierw groził mi opublikowaniem moich nagich zdjęć, szantażował mnie, a teraz wykorzystywał to, abym poszła z nim na cholerną imprezę?!

- Chyba nie rozumiem – mruknęłam cicho i spojrzałam na jego twarz.

Uśmiech znów mu się poszerzył.

- Będzie tam mój inny kumpel, któremu bardzo się podobasz. Jak uważasz, bardzo się zdenerwuje, gdy zobaczy, że jesteś ze mną?

Miałam ochotę się rozryczeć i po prostu zniknąć. Czy to wszystko było tylko po to? Po to, aby być lepszym od kolegi? To było tak, kurwa, pojebane.

- A w dodatku będziesz ze mną flirtowała. I nie mam na myśli głupich spojrzeń czy uśmieszków. Masz być ciągle obok mnie, nie odpychać mojego dotyku, a gdy będzie trzeba – pocałować mnie.

Usłyszawszy tę ostatnią kwestię zamknęłam oczy. Czułam jak niechciane łzy zbierają mi się w kącikach i lada moment mogłyby wyjść na zewnątrz. A ostatnim czego chciałam to pokazanie mu słabości. Bo nie był w stanie mnie złamać. Ani on ani nikt inny.

- I to wszystko tylko po to? - Nie miałam odwagi otworzyć oczu, więc zapytałam wciąż z przymkniętymi powiekami. - Tylko po to, aby być lepszym?

To wszystko było dla mnie to cholernie popaprane. Szantaż i groźby po to, aby udowodnić komuś swoją wyższość. Rozumiem, ja też nieraz chcę pokazać, że jestem lepsza i robię różne rzeczy, aby to oświadczyć, ale w życiu nie zrobiłabym czegoś tak chorego.

Niechciana łza kreśliła szlak po moim rozgrzanym policzku. Czułam się tak źle z tym, że dałam jej wyjść na światło dzienne, on nie zasługiwał na żadną z moich łez.

Najwidoczniej moja słabość jeszcze bardziej potęgowała w chłopaku pewność siebie bo niemalże od razu poczułam jego bliskość przy sobie. Pachniał... dziwnie. Wymieszany dym papierosowy z jakimiś perfumami dotarły do moich nozdrzy i na sam zapach jego osoby zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam ochoty go widzieć, a co dopiero czuć i być blisko niego.

Niemalże podskoczyłam, gdy poczułam jego dłoń, która powoli i starannie obejmuje mój policzek. Kompletnie inaczej, gdy ostatnim razem brutalnie mnie podduszał. I szczerze po prostu nie miałam ochoty na ten dotyk. Kiedy przesuwał kciukiem po strukturze mojej skóry ścierając łzy bólu, bezradności i braku sił, czułam jakby przyłożył tam rozżarzony węgiel. Jego dotyk mnie parzył i pozostawiał po sobie nieścieralne ślady, które już na zawsze miały mi dawać znak o jego obecności.

- Nie płacz – mruknął będąc kilka cali od moich ust. Kolejne łzy wypływały spod moich powiek, lecz chłopak na bieżąco je ścierał. - Jesteś na to za ładna.

Każdy kolejny ruch, kolejne słowo i kolejna sekunda w jego otoczeniu było jak jad, który powoli i skutecznie rozprowadzony w ciele zaczynał działać. On był trujący, a jego obecność truła każdego wokół.

- Nie musisz tego robić... - Wyszeptałam tak cicho, że obawiałam się, że tego nie usłyszy, ale kiedy cicho się zaśmiał, a jego ciepły oddech omiótł moje usta, byłam pewna, że on słyszy wszystko.

- Muszę – szeptał tak cicho i niewinne chociaż w tym momencie odbierał mi tlen i oplatał sidła wokół mojej szyi. - Dobrze wiesz, że muszę.

Pokręciłam głową nadal mając zamknięte powieki. Bo on nie musiał, on chciał. Pragnął mojego cierpienia i czułam to w każdej kości w swoim ciele. A czy zasługiwałam na cierpienie? Czy zrobiłam coś tak złego, że mógł traktować mnie w ten sposób?

- Ubierz się ładnie, będę po ciebie przed siódmą.

Nawet nie zamierzałam na niego spojrzeć. Po prostu czekałam, aż mrok, który był jego elementem zniknie, a tlen ponownie do mnie powróci. Czekałam, aż poczuje się wolna i bezpieczna, bo przy nim nie dało się takim być. I kiedy faktycznie powietrze stało się takie czystsze, a mój oddech lekko się uspokoił, odważyłam się i uniosłam powieki. Zniknął.

Wokół mnie znów była ciepła i kolorowa kawiarenka, w której wszystko było takie miłe oraz przyjemne. Miejsce, gdzie lubiłam spędzać czas przy akompaniamencie dobrej kawy oraz ciastka. W momencie, gdy zmuszona byłam, aby się tam pojawić i to w sprawie spotkania z pewną osobą, wiedziałam, że nigdy więcej moja stopa tam nie postanie. Bo on burzył wszystko.

- Wszystko w porządku? - Drgnęłam słysząc miły głos mężczyzny obok siebie.

Było w porządku? Zdecydowanie nie. Było naprawdę nie w porządku, a moje życie stawało się jednym wielkim kłębkiem gówna. Jednakże mimo niechęci postanowiłam przybrać na twarz wesoły uśmiech i spojrzeć na kelnera. Pokiwałam szybko głową co widocznie go uspokoiło bo już po chwili zniknął. To zawsze działało.

Kiedy wyszłam z kawiarenki byłam rozbita. Do spotkania z Aidenem, na które sama nie wiedziałam czy zdecyduje się pójść, zostało jeszcze niecałe cztery godziny. Mogłam poświęcić je, na to jak on to powiedział: „ładne ubranie się", ale czy ja naprawdę miałam się na to zgodzić? Dużo ryzykowałabym nieobecnością i po prostu zignorowaniem go, ale czy aż tak dużo, aby pokazać mu, że nie jestem taka słaba jak mu się wydaje? Fakt, zapewne zdjęcia nagiej mnie podczas stosunku obiegłyby cały internet, moi przyjaciele zaznaliby niezwykłego szoku, a niektórzy byliby źli, że im nie powiedziałam i zapewne do końca szkolnego życia już nigdy nie odbudowałabym swojej obecnej reputacji, ale czy to wszystko miało znaczenie? Czy to było warte przeżywania katuszy?

Nie wiedząc co robić dalej zamówiłam ubera i dwadzieścia minut później stałam przed drzwiami domu. Rodziców nie było do późna, więc przynajmniej nie musiałam wymyślać wymówek. Pierwsze co zrobiłam to skierowanie się pod prysznic. Czułam się brudna od dotyku chłopaka i samego faktu, że jego osoba mnie otaczała.

Ciepłe krople lecące z deszczownicy były tak przyjemne, że miałam ochotę zostać tam do końca świata. Umyłam całe ciało trzy razy i nawet po ostatnim czułam znamię, które pozostawił Aiden. Odświeżyłam również włosy, a następnie po ponad kwadransie opuściłam kabinę prysznicową. Opatuliłam się szczelnie szlafrokiem i podchodząc do szafy w swoim pokoju stanęłam przed wyborem.

Mogłam albo wybrać jakąś kreację i udać się na spotkanie albo zignorować Brewera i dać się upokorzyć. Rozważałam obie opcje naprawdę długo i chociaż byłam przerażona i bałam się tego co nastąpi, postanowiłam nie iść. Mimo, że bałam się stracenia swojej pozycji w szkole oraz uwielbienia rówieśników, to ten strach nie był silniejszy od tego towarzyszącemu mi na myśl o szarookim. I kiedy postanowiłam już ułożyć się na łóżku i przespać następnych kilka godzin, mój telefon zawibrował. A to co tam zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie.

Nieznany: Na wypadek gdybyś chciała zrezygnować :)

[wysłano załącznik]

Film wysłany z tego numeru przedstawiał mnie w takiej samej pozie, w której zostało zrobione felerne zdjęcie. Tym razem było widać więcej mojej twarzy, a przy tym słychać jęki i mój głos. Zamarłam. Przez kilka długich sekund wypatrywałam się tępo w drzwi szafy nie wiedząc co zrobić. Ten skurwysyn miał nawet nagranie, a ja przedtem nie wiedziałam o chociażby zdjęciu.

Już nawet nie poczułam kiedy po policzkach spływały mi łzy, a ja głośno i ciężko oddychałam. Dziwne ukłucie w sercu dało znak o nadchodzącej panice i strachu. On mógł wszystko.

Nie dając wejść na głowę problemom uniosłam się z materaca i zaglądając w głąb szafy automatycznie szukałam ładnej sukienki. Wszystkie moje ruchy były jakby zaprogramowane i nie było w nich uczuć oraz energii. Kontrolę przejął strach i panika.

Patrzyłam w lustro, w której odbijała się moja sylwetka. Czarna bandażowa sukienka sięgająca do połowy ud dokładnie opinała moje ciało uwydatniając atuty. Największa uwagę przyciągały jednak rękawy, które mimo odsłoniętych ramion miały długi, ciemny tiul ciągnący się, aż za kolana. Była to jedna z moich ulubionych kreacji, ale obawiałam się, że po dzisiejszym wieczorze jedyne na co będę miała ochotę to spalenie jej.

Po wysuszeniu włosów oraz wyprostowaniu ich zrobiłam makijaż. Kocie oko wysmuklało twarz, a cienka szminka współgrała z moją garderobą. Ostre konturowanie oraz większa ilość rozświetlacza dodawały charakteru.

Było kwadrans przed siódmą kiedy stałam w przedpokoju i naciągając wysokie kozaki sprawdzałam telefon. Już jestem. Wiadomość nadesłana przez chłopaka wręcz raziła w oczy. Ostatni raz przeczesałam palcami włosy po czym chwyciwszy za ciemne futro oraz podręczną torebkę ze złotym łańcuszkiem opuściłam dom i zamknęłam drzwi. I wtedy ponownie tego dnia ujrzałam jego.

Stał na chodniku przed moim domem opierając się o... motocykl. A więc tak? Nie dość, że robiłam za marionetkę to znowu miałam narażać swoje życie bo ten psychopata nie potrafił pójść na terapię?

Niechętnie zeszłam z werandy na kostkę po czym podeszłam do Aidena unosząc wysoko głowę. Bo choć mógł zobaczyć moje łzy raz, poprzysięgłam sobie, że drugiego nie będzie.

- Wyglądasz pięknie.

Nawet jego głos był w pewien sposób obrzydliwy i mnie odrażał. Przeskanowałam go szybko wzrokiem i uznałam, że wygląda... jak zawsze.. Czarna koszula, której dwa guziki od góry rozpiął, a rękawy podwinął do łokci uwydatniała jego liczne tatuaże, a eleganckie spodnie spięte paskiem ze srebrną klamrą nadawały klasy. Włosy jak zwykle były nieułożone, ale chyba taki był już jego urok. I znowu ten przeklęty zapach papierosów.

- Jedziemy?

Pytanie było zimne i pozbawione emocji. Nie miałam zamiaru być miłą, a wszystko to co miało się wydarzyć, było stworzone na pokaz. Upokorzył mnie raz, a kilka godzin wcześniej zrobił to ponownie. Nie zasługiwał na ani gram mojej uwagi.

Chłopak skinął głową, a na jego ustach wciąż krzątał się cień uśmiechu. Przeszedł mnie dreszcz, gdy uważnym wzrokiem prześledził moje ciało od stóp do głowy. Założyłam na głowę kask, który podał mi Aiden po czym zaraz po nim zajęłam swoje miejsce. Zdziwiło mnie to, że zrezygnował z ochrony dla mnie, ale przynajmniej podczas upadku byłyby większe szanse, że to on zginie, a nie ja. Nie żebym życzyła mu śmierci, ale takie były fakty... prawda?

Każda sekunda, w której musiałam być przytulona do ciała tego człowieka, dłużyła się niemiłosiernie. Droga nie była długa, ale to też za sprawą szybkiej jazdy, zresztą przez którą myślałam, że zejdę na miejscu. Nienawidziłam motorów i nienawidziłam szybkości – Aiden kochał oba.

Miasto tętniło życiem, ludzie wracali z pracy, ze szkół lub wypełniali swoje obowiązki. A ja jechałam na pewną śmierć. Nawet nie wiedziałam czego się spodziewać – wielkiej imprezy na sto osób, czy małej posiadówki z paroma znajomymi. Z resztą nie obchodziło mnie to, miałam wykonać zadanie i wrócić do domu. Bałam się jednak, że nie będę umiała już nigdy spojrzeć na siebie tak samo.

Zatrzymaliśmy się przed poobdzieraną i starą kamienicą. Ulica, na którą wjechaliśmy cała taka była – brzydka i ponura. W niektórych oknach światła były zgaszone, ale w jednym z mieszkań migały kolorowe światła, a gdzieniegdzie można było dostrzec ludzi. Wiedziałam, że trafiliśmy w dobre miejsce.

odałam kask Aidenowi, który przewiesił go na rączce po czym wyciągnął dłoń w moją stronę. Wiedziałam czego oczekuje, ale tak bardzo chciałam choć na chwilę się od niego odciąć. Spojrzałam w jego oczy. Patrzyły na mnie z pewną finezją, ale wiedziałam, że to tylko podstęp. To wszystko było jedną wielką szopką stworzoną na potrzebę pokazania wyższości. Kiedy wpatrywałam się w niego ani na moment nie zmieniając mimiki, on za to przechylił twarz i uniósł brwi jakby chciał mi przekazać: „na pewno jesteś pewna tego co robisz?". Nie byłam. Dlatego też po przewróceniu oczami splotłam palce z tymi chłopaka i idąc u jego boku ruszyliśmy w stronę drzwi. Były uchylone, oparte na stopce dzięki czemu z łatwością weszliśmy do środka. Największym jednak zdziwieniem był gest Brewera, który przepuścił mnie pierwszą w drzwiach, ale mimo to nie puszczając mojej dłoni.

Klatka pachniała stęchlizną, starością i wilgocią. Ze ścian odlatywała farba, a drewniana poręcz była cała zarysowana. Na pierwszy rzut oka to miejsce skojarzyło mi się z klatką schodową u Farah, ale u niej zdecydowanie tak bardzo nie śmierdziało.

Weszliśmy na trzecie piętro, a z jednych z jego drzwi wybrzmiewała głośna muzyka, którą dało się usłyszeć nawet na korytarzu. Spojrzałam niepewnie na bruneta, lecz ten nic sobie z tego nie zrobił i otworzył drzwi do mieszkania. Od razu po przekroczeniu progu jedyne o czym myślałam to jak najszybsza ucieczka stamtąd. Zapach perfum, potu oraz alkoholu z papierosami mieszała się w nieprzyjemnej kompozycji. Wokół kręciło się naprawdę dużo osób, każdy miał ze sobą plastikowy kubeczek i uśmiech na twarzy. Wszyscy bawili się świetnie tańcząc do grającej na cały głośnik muzyki oraz kąpiąc się w blasku kolorowych świateł.

Na pierwszy rzut oka mieszkanie nie było duże. Po wejściu był niewielki przedpokój, który zgrabnie minęliśmy, a idąc w prawo i wprost znaleźliśmy się w kuchni. Na blatach poustawiane było masę butelek po przeróżnych alkoholach, a obok nich leżały kubeczki. Niewiele zdołałam wypatrzeć przez kolory mieniące się co chwila, ale pomieszczenie było ładne, raczej w ciemnej kolorystyce. Zaraz po prawo od kuchni był mały salon z kanapą na środku oraz telewizorem naprzeciwko. Tam również bawili się ludzie. Dostrzegłam też drzwi balkonowe, za którymi stali ludzie palący papierosy. Wiedziałam, że za niedługo i mnie one się przydadzą.

- Pójdziemy się przywitać, co? - Wzdrygnęłam się na uczucie ciepłego oddechu na swoim uchu oraz włosach.

Kątem oka zerknęłam na cwaniacki uśmiech Aidena. Był tak strasznie blisko, zbyt blisko.

Skinęłam niemrawo głową dając się pociągnąć w stronę salonu. Po chwili przeciskania się przez tłum znaleźliśmy się po drugiej stronie salonu obok pewnego chłopaka. Na oko był w wieku Brewera, jego blond włosy były ułożone niestarannie, ale ta fryzura bardzo mu pasowała. Jego umięśnione ciało opinała czarna bluzka, a nogi dekorowały szare dresy.

Wzrok nieznajomego najpierw padł na mojego towarzysza, a następnie na mnie. I, o ironio! Przy mnie zatrzymał się trochę dłużej, analizując moją sylwetkę oraz twarz. Miałam ochotę przewrócić oczami i powiedzieć coś niemiłego, ale wiedziałam, że muszę się uśmiechać i po prostu udawać, że się cieszę.

- Siema stary! - chłopcy zbili ze sobą piątki łapiąc się w braterskim uścisku.

Widziałam, że musieli być w dobrych relacjach bo jasne oczy blondyna zdecydowanie zabłyszczały, gdy patrzył na swojego przyjaciela.

Niespodziewanie uwaga chłopaka padła na mnie, a moje ciało spięło się nieprzyjemnie kując mnie w boki.

- A ta ślicznotka to...?

Nie zdążyłam nawet otworzyć ust bo Aiden mnie wyprzedził:

- Madeline Adams.

Moje imię w jego ustach brzmiało tak... brudno. Wypowiadał je zbyt starannie i dokładnie, że straciło swój wydźwięk. Wiedziałam, że mnie znał, rozpoznałam to po uniesieniu brwi i zawadiackim uśmiechu, który zagościł na jego ustach.

- Rowan się wkurwi.

Domyśliłam się też, że ów Rowan był tym znajomym, który za mną szalał. Nie było to dla mnie szokiem, miałam dużo adoratorów, bardziej zdziwił mnie fakt, że i on wiedział o sympatii swojego kolegi względem mojej osoby. Czyżbym miała psychofana?

- O to chodzi – odparł dumnie Aiden.

Miałam ochotę zwymiotować. Ta jego duma mówiąc o mnie jak o jakimś przedmiocie, który zdobył i to, że wszem i obec się tym chwalił... to nie było normalne. Ale czy ja miałam inne wyjście?

Tak, przez moment przeszło mi zgłoszenie tego na policję, ale wiedziałam, że je się to też z różnymi konsekwencjami. Byłam wręcz przekonana, że każdy z dowodów minionej nocy z Lane'em zostanie upubliczniona – owszem, to również mogłabym zgłosić, ale spodziewałam się, że szybciej niż usuną te materiały z sieci to i tak każdy zdąży je obejrzeć stokroć razy lub zapisać w chmurze. Wydawać by się mogło, że bardziej niż dosięgnąć sprawiedliwości wolałam zamieść wszystko pod dywan jakimkolwiek sposobem – i taka też była prawda. Miałam zadanie o konkretnym celu, które zamierzałam wykonać i zdobyć nagrodę w postaci spokoju.

Jak można być tak naiwnym prawda?

Po kilku minutach, w których zdążyłam kilkakrotnie obejrzeć swoje paznokcie, które były poobdzierane z czarnego lakieru, strzepać z sukienki setki niewidzialnych paproszków i poprawić włosy z pięć razy, w końcu Aiden pożegnał się z kolegą łapiąc mnie za rękę i prowadząc do kuchni.

- Idziemy się czegoś napić – musiałam nieźle wytężyć wzrok, iż brunet nie pofatygował się nawet, by zwrócić twarz w moim kierunku przez co ledwo go słyszałam. - Tak na rozluźnienie, co?

Nie miałam ochoty na alkohol, wręcz przeciwnie. Na samą myśl o wypiciu czegokolwiek procentowego miałam mdłości. Sam fakt, że w ogóle byłam w tamtym miejscu był już uwłaczający, ale picie wbrew własnej woli? Czy zamierzałam stoczyć się, aż tak bardzo?

Miałam wrażenie, że podczas dwudziestu minut, które minęły jak za pstryknięciem palców, do domu zdążyła dotrzeć kolejna fala osób, obijałam się o ciała spoconych i roześmianych ludzi, którzy albo rozmawiali z innymi lub ruszali się w rytm głośnej piosenki. Kolorowe światła jedynie pogłębiały zawroty głowy, ale mimo to postanowiłam nie pokazywać, że cokolwiek nie jest w porządku.

Oparłam się plecami o zimny blat w kuchni i patrzyłam na plecy Aidena, który w tym momencie napełniał jeden kubek alkoholem, a drugi sokiem. Cieszyłam się, że miał chociaż na tyle oleju w głowie, aby nie pić jako kierowca. W innym razie rozważałabym powrót na piechotę, nawet jeżeli nie do końca wiedziałam, gdzie się znajduję.

Niechętnie patrzyłam jak wlewa do mojego plastiku wódkę. Wiedziałam, że nie mam najlepszej głowy do picia, a nie zamierzałam skończyć pijana.

Lekko uśmiechnięty Aiden odwrócił się w moją stronę trzymając w obu dłoniach kubki. Wystawił jeden w moją stronę na co niechętnie go od niego przechwyciłam.

- Uśmiechu trochę – wzdrygnęłam się, gdy znacznie się do mnie przybliżył znajdując się na odległość kilku cali od mojego ucha. - Rowanowi nie spodobasz się taka naburmuszona.

Tym razem się nie powstrzymywałam i parsknęłam śmiechem. Sama go już nie rozumiałam. Nie rozumiałam jego chorego planu oraz zamiarów. To wszystko było tak bardzo popieprzone.

Stałam właśnie w kuchni znajdującej się w domu pełnym pijanych i może trochę mniej pijanych ludzi, nie miałam pojęcia jaka jest tak naprawdę moja lokalizacja, nie posiadałam żadnej drogi ucieczki bo byłam zakleszczona w sidłach bruneta o szarych tęczówkach. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, by dać sobie chociaż na chwilę odetchnąć. Naprawdę miałam ochotę wrócić do domu i udać, że umarłam albo wyprowadziłam się na drugi koniec świata. Nie chciałam być niczyją marionetką, która grała tak jak ktoś pociągał za sznurki, ale nie miałam innego wyjścia.

- Za to, abyś zniknął z mojego życia jak najszybciej – nie mówiąc nic więcej przechyliłam kubeczek i wlałam całą jego zawartość wprost do gardła.

Myślałam, że spłonę, gdy napój niemalże popalił mój przełyk. Ze skrzywioną miną sięgnęłam po stojącą butelkę jakiegoś napoju i popiłam alkohol.

- Za to, abym był w nim jak najdłużej – tym razem do Aiden przechylał kubeczek nie szczędząc mi swojego typowego uśmieszku.

Jeżeli, którykolwiek z tych toastów miał się spełnić to miałam zamiar błagać Boga o to, aby wybrał mój, bo jeżeli wyobrażałam sobie chociażby tydzień więc, w którym musiałabym mieć kontakt z tym człowiekiem, to szczerze rozważałam rzucenie się pod samochód. Albo plan z przeprowadzką wcale nie był taki zły?

Kiedy nagle z głośników wybrzmiały pierwsze nuty piosenki Rihanny Only Girl (In The World), mieszkanie wypełniło się wrzaskami. Większość osób z kuchni oraz korytarza ulotniło się do salonu tworząc przy tym jeszcze większy tłok. Co prawda, gdybym znajdowała się w innej sytuacji, przykładowo na jakiejś imprezie z Farah i resztą, sama w podskokach pobiegłabym na parkiet, ale w tym momencie nie chciałam pokazać ani krzty zadowolenia ze swojej obecności tam. Jedyne na co czekałam to moment, w którym poznamy tego całego Rowana, sprawimy, że będzie zazdrosny, a ja wrócę spokojnie do domu z pewną świadomością wolności.

- Nie chcesz potańczyć?

Kolejny raz – dobry żart. Spojrzałam na chłopaka zza ramienia, iż obróciłam się do niego tyłem, by móc lepiej obserwować sytuację w salonie i posłałam mu spojrzenie z politowaniem.

- A wyglądam jakbym chciała? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

Ostatnim czego pragnęłam to bawienie się razem z ludźmi, którzy nie mieli pojęcia co tak naprawdę przeżywam. Patrzyłam na nich, byli pijani, ale szczęśliwi. Nie miało dla nich znaczenia to czy nazajutrz będą mieli kaca, wyrzuty sumienia, czy jakiekolwiek dolegliwości na wskutek poprzedniej nocy – oni chcieli po prostu dobrze się bawić. Zazdrościłam im tego, też bym chciała być tam w celu zabawowym, a nie przez szantaż.

- Brewer! - Odwróciłam wzrok kiedy do moich uszu dotarł męski głos, lecz nie tak niski jaki miał Aiden.

Byłam zdziwiona, gdy w przeciągu dwóch sekund brunet znalazł się tuż obok mnie i oplótł moją talię ramieniem. Wcisnął mi w ciało dwa palce co chyba miało być jakiegoś rodzaju znakiem porozumiewawczym. Tak czy siak – zrozumiałam przekaz.

Chłopak stojący przed nami był nieco wyższy ode mnie, lecz wciąż niższy od Aidena, jego ciemne włosy wpadały w rudość (o ile przez kolorowe światła mogłam dobrze spostrzec), a zielone oczy błyszczały pod światłem lampek. Ubrany był w luźną, jasną koszulę z krótkim rękawem oraz beżowe spodnie. Spostrzegłam jeszcze kilka rzemyków na jego nadgarstkach oraz szyi. Tak bardzo różnił się od Brewera. Domyślałam się, że stoi przed nami nie kto inny jak Rowan, o którego się rozchodziło.

Zielonooki zlustrował mnie od stóp do głowy rozchylając przy tym usta w lekkim szoku. Ja za to zamierzałam w końcu grać, więc nie dając zbić się z tropu szeroko się uśmiechnęłam i wlepiłam wzrok w Rudego.

- Maddie Adams – wystawiłam dłoń w jego stronę.

Spojrzał na nią dalej będąc w szoku, ale dostrzegłam, gdy pomrugawszy kilka razy wróciła mu świadomość. Uśmiechnął się jeszcze szerzej ode mnie i chwyciwszy moją dłoń złożył na niej delikatny pocałunek. Ten dotyk mnie raził, co prawda nie był tak parzący jak ten Aidena, ale wciąż nie było to dla mnie nic komfortowego.

- Rowan Rosewood – przedstawił się nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

W momencie, gdy przeniósł go na chłopaka, który przez cały czas mnie obejmował dostrzegłam w Rowanie pewną zmianę. Jego oczy niebezpiecznie zalśniły w gniewie, ale także i pewnego rodzaju zazdrości, którą dało się z niego wyczytać jak z otwartej księgi. Wiedziałam, że po dzisiejszym wieczorze nie będą już w tak dobrych relacjach w jakich mogli być.

- Brewer – kiwnął głową w stronę bruneta. - Czemu się nie chwaliłeś takimi znajomościami?

Utrzymanie kącików w górze w taki sposób, aby nie wyglądał na sztuczny było ciężkim wyzwaniem. Szczególnie wtedy, gdy czułam na sobie ten palący dotyk. Może gdyby Aiden trzymał pewny dystans i nie pilnował mnie jak psa na krótkim łańcuchu, to moje dłonie nie trzęsły, by się w tak nerwowy sposób i nie pociły jak po przebiegnięciu maratonu.

- Nie było okazji – brunet przez cały czas zachowywał spokój i opanowanie, a to w ogóle mi do niego nie pasowało.

Miałam wrażenie, że Aiden Brewer jest człowiekiem noszącym pseudonim „zło". Uważałam go za człowieka potrafiącego zarzucić sidła na swoją ofiarę, a w momencie, gdy obiekt był już w polu zasięgu – on atakował. Nigdy jednak nie określiłabym go mianem spokojnego i opanowanego. Byłam pewna, że do kłótni z Rosewoodem dojdzie dość szybko, tak naprawdę po pierwszej wymianie zdań. Jednakże on stał i dumnie szczycił się swoją... zdobyczą.

- A więc... - Rudy znów poświęcił całą swoją uwagę mnie. - Co ktoś taki jak Madeline Adams robi w miejscu takim jak to? - Zaśmiał się, by nieco rozluźnić atmosferę.

By jak najbardziej oddać naturalność sytuacji również się uśmiechnęłam. Poczułam jak palce Aidena boleśniej wbijają się w moje boki powodując u mnie presję.

- Wiesz, mi też czasami przyda się trochę zabawy, i... - Odwróciwszy twarz spojrzałam w lodowate oczy Brewera. - Aiden zaproponował mi wyjście.

- Długo się znacie? - dociekliwość Rowana powoli mnie denerwowała.

Wiedziałam, że puszczenie emocji i danie się im ponieść nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo moim jednym zadaniem było udawanie, ale złość jako jedyna miała nade mną górę.

- Wiesz... - Myślałam nad odpowiedzią w głowię. Miesiąc? Pół roku? Rok? - już jakiś czas utrzymujemy dość... bliższy kontakt.

Rudy zmarszczył brwi, lecz nadal nie spuszczając uśmiechu z warg. Obaj z chłopców chcieli pokazać i udowodnić swoją wyższość – Aiden już ją posiadał, a Rowan chciał ją zdobyć.

- Dobre więzy? - Powtórzył po mnie wciąż dopytując. - Rozwiniesz?

I kiedy już naprawdę myślałam, że mój cel oraz nagroda z każdą sekundą milczenia oddalają się o kolejne mile, stało się coś czego spodziewałam się najmniej.

Aiden sprawnie odwrócił mnie w swoją stronę i łapiąc za moją szczękę, wbił się w usta. Poruszał swoimi spokojnie, tak jakby chciał dać napawać się koledze tym widokiem przedłużając go najdłużej jak mógł. Ja za to stałam jak słup i niechętnie oddawałam pocałunek. Co prawda musiałam przyznać Brewerowi, że nie był w tym najgorszy, ale to nie miało znaczenia bo był po prostu sobą.

Cała sytuacja trwała kilka sekund, lecz zdecydowanie o kilka za dużo bo twarz Rowana niemalże poczerwieniała ze złości i mogłam to dostrzec nawet przez kolory, które rzucały się po pomieszczenie.

- Sam wywnioskuj – podsumował Aiden unosząc usta w zwycięskim uśmiechu podburzając jeszcze bardziej rywala.

Ta rywalizacja pomiędzy dwójką z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej chora. A najbardziej popieprzone w tym było to, że toczyła się ona o mnie.

Patrzyłam na twarze chłopaków oraz ich wzrok, którym wyparzali sobie dziury w głowach. Palce Aidena jeszcze mocniej wcisnęły się w moje żebra tak jakby na siłę chciał okazać Rowanowi, że nie ma z nim szans. Z resztą to nie miało znaczenia – żaden ich nie miał. To była tylko szopka na pokaz, aby Rowan łyknął haczyk.

- W takim razie złóżmy toast za tę wspaniałą znajomość – ze zdziwieniem przyglądałam się, gdy Rudy minął nas i chwyciwszy mój kubek, zaczął napełniać go alkoholem.

Czułam, że kolejna dawka tego ohydztwa da o sobie dać, nie miałam ochoty już pić.

Kiedy zielonooki popatrzył na mnie z cieniem uśmiechu, który gościł w kącikach jego ust, podałam mu swój plastik, który również po brzegi wypełnił wódką.

- A więc za nowe znajomości – uniósł kubeczek i wlał do gardła zawartość.

Chłopak był chyba naprawdę nabuzowany bo oprócz sekundowego skrzywienia brwiami, od razu uśmiech powrócił mu na wargi.

Popatrzyłam na Aidena, który również nie zbity z tropu wypił swój sok.

Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Przez kolejnych kilkanaście minut Rowan zaciekle wypytywał o mnie oraz coraz bardziej interesował się moją i Aidena relacją. Kłamanie o tym jak dobrze się znamy było nie lada wyczynem bo tak naprawdę nie wiedziałam nic o nim. Jedyne informacje jakie o nim posiadałam to to, że miał dwadzieścia jeden, brał udział w wyścigach (choć to też wiedziałam od niedawna) oraz miał nierówno pod sufitem.

Odczułam ulgę kiedy Aiden w końcu się ode mnie oddalił informując, że pójdzie się z kimś na szybko przywitać. Oczywiście nie obyło się bez słów: „nigdzie się nie ruszaj, zaraz będę". Czy zamierzałam się słuchać?

- Wiesz Rowan – wtrąciłam się, gdy chłopak po raz kolejny rozpoczynał jakiś temat. - Naprawdę dobrze mi się z tobą rozmawia, ale pójdę się przewietrzyć.

Jak najszybciej skierowałam się w stronę wyjścia z kuchni i przeciskając się pomiędzy ludźmi w końcu trafiłam na balkon. Patrząc na ciemne już niebo obstawiałam, że minęła godzina, może lekko więcej.

Na zewnątrz stała jakaś dwójka, która nie przejmując się moją obecnością kończyła papierosa rozmawiając w najlepsze. Wyminęłam ich i podeszłam do barierki na samym końcu.

Moje rozchwiane myśli ukoiło pierwsze zaciągnięcie się używką. Wpatrując się tępo w obraz przed sobą, na który składały się następne budynki mieszkalne rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. W ciągu kilkunastu godzin zdążyłam zwiać ze szkoły na poczet durnego planu, być szantażowaną i zmuszoną do uczestnictwa w czymś w czym nigdy nie miałam ochoty brać udziału. Wszyscy ci ludzie zdawali się być tacy szczęśliwi i pełni radości, a ja czułam się wypłukana z emocji. Gdyby kiedykolwiek ktoś mi powiedział, że znajdę się w owej sytuacji, wyśmiałabym go prosto w twarz.

Uważałam się za dość pewną siebie osobę, zresztą wielu też się tak o mnie wypowiadało. Nigdy nie dawałam nikomu o sobie decydować, nawet rodzicom co było częstym powodem naszych kłótni. Nie pozwalałam innym na siebie naskakiwać, wyraźnie wyznaczałam granicę, a teraz? Teraz stałam skulona z głową pochyloną w dół i grzecznie wykonywałam rozkazy chłopaka, którego nawet dobrze nie znałam. Nie chciałam być szantażowaną, ale też nie widziałam innego wyjścia. W końcu miał to być tylko jeden raz, aby odzyskać spokój i poprzedni komfort, kto by nie skorzystał, prawda?

Zaciągnęłam się po raz kolejny powoli się uspakajając, gdy usłyszałam obok siebie czyjeś kroki. W duchu modliłam się, aby nie był to Aiden, czy co gorsza Rowan, który byleby utrzymać ze mną rozmowę, opowiadał o swoim życiu.

- A więc tu mi uciekłaś – westchnęłam, kiedy moje obawy się sprawdziły.

Kątem oka zerknęłam w kierunku drzwi wejściowych, w których stał Rudy. Widząc mnie uśmiechnął się jeszcze szerzej i zmierzył w moim kierunku. Niemalże zebrało mi się na odruchy wymiotne, gdy do moich nozdrzy dotarł zapach mocnego alkoholu wymieszanego z potem i tanią wodą kolońską.

Nie wiedziałam zbytnio jak mam zareagować – brnąć w grę i kłamstwa, czy ulotnić się i tym samym spisać się na porażkę. Czy ja miałam w ogóle wybór?

- Aiden cię zostawił?

Chłopak podparł się ramionami o barierkę ciągle wywiercając mi dziurę w głowie. Ani na sekundę nie spuszczał ze mnie wzroku tak jakby bał się, że gdy tylko na moment popadnie w nieuwagę, zniknę.

- Pewnie nadal stoi ze swoimi kumplami – wzruszyłam ramionami obojętnie i włożyłam papierosa po raz kolejny między wargi.

- Gdybym był z taką dziewczyną, nigdy bym jej nie opuścił na krok.

Nie powstrzymując się już, parsknęłam gorzkim śmiechem. Bawił mnie fakt, że ktokolwiek mógłby pomyśleć, że związałabym się z kimś takim jak Brewer. Nie mogłam odmówić mu urody i bycia przystojnym, ale wygląd to nie wszystko. On był chory, potrzebował leczenia albo od razu poważnej terapii. Miał nienormalne myśli, dopuszczał się czynów, których ktoś o zdrowych zmysłach w życiu, by się nie dopuścił. I na pewno nie był kimś wartym mnie.

- Słuchaj, my nie...

- Co ty w nim widzisz, co? - Rowan nie dając mi dokończyć odwrócił się w moją stronę.

Przydusiłam papierosa o barierkę, a niedopałek wyrzuciłam za nią, przez co wiedziałam, że będę miała wyrzuty sumienia. Chłopak był ode mnie niewiele wyższy, dlatego jedynie delikatnie uniosłam wzrok i napotkałam jego błyszczące oczy. Nie wiedziałam co spowodowało ich blask, zazdrość? Oburzenie?

- Rowan.

Po raz kolejny próbowałam przemówić chłopakowi do rozsądku, ale ten jak na złość nie chciał mnie słuchać.

- Tacy jak on traktują laski przedmiotowo! Miewają je tylko na jedną noc i rzucają jak śmieciem. Ty nie jesteś tego warta! - Rowan powoli mówił coraz to głośniej.

I wtedy miarka się przebrała.

- A co ty o mnie wiesz? Bo jakoś nie przypomina mi się, abyśmy kiedykolwiek ze sobą w ogóle rozmawiali.

Rozumiałam to, że mogłam mu się podobać. To, że znał mnie z internetu i wiedział o mnie ogólne informacje, jak to ile mam lat lub do jakiej szkoły chodziłam, nie dawało mu prawda do twierdzenia, że mnie zna.

- Uwierz, że wiem o tobie więcej niż ci się wydaje – Rudy patrzył na mnie z półuśmiechem dokładnie skanując każdy cal mojej twarzy. - Masz na drugie Angelina, oraz wiem to, że nigdzie tego nie podajesz.

Przez chwilę, gdy wypowiedział moje drugie imię przeszedł mnie dreszcz, nie miał prawa tego wiedzieć. Usprawiedliwiałam to jednak po prostu przypadkiem.

- Ta gwiazdka – kiwnął brodą na mój nadgarstek, a następnie nie czekając ani sekundy chwycił go w swoją dłoń pocierając kciukiem mój tatuaż. - Zrobiłaś go w swoje urodziny, piętnaste. Farah ma księżyc.

Z każdym kolejnym słowem, Rowan przerażał mnie coraz bardziej. Okej, mógł wiedzieć o imieniu, tatuaż mógł gdzieś zobaczyć, ale... wiedział o Farah. Moja przyjaciółka raczej nie należała do tych medialnych, miała konta w social mediach, ale nawet nie zmieniała w nich zdjęcia profilowego. I tak, nie raz ją gdzieś oznaczałam, ale nigdy nie tłumaczyłam publicznie znaczenia wspólnego tatuażu.

- A najlepsze jest to, że wiem, że w wieku dwóch lat... – chłopak przeniósł swoją dłoń z mojego nadgarstka na pasmo moich włosów, które zaczął przeplatać między palcami. Już wiedziałam, że aby pozbyć się uczucia brudu, umyje je trzykrotnie kiedy tylko wrócę do domu. - Przeprowadziłaś się z Hiszpani do Kalifornii – schylił się i przybliżył na odległość kilku cali tak, że prawie stykaliśmy się nosami. - Nadal uważasz, że nic o tobie nie wiem?

Momentalnie przeszedł mnie dreszcz spowodowany przerażeniem. Nie miałam pojęcia skąd on posiadał takie informacje, ale co gorsza... każda z nich była prawdziwa.

I choć drugie imię, znaczenie tatuażu oraz znajomość Farah mogłam usprawiedliwić mediami, tak o wyjeździe z Hiszpanii wiedziało naprawdę niewiele osób. Sama nie pamiętałam komu dokładnie o tym mówiłam, na pewno Farah, ale nie przypominałam sobie nikogo poza nią.

Byłam kurewsko wystraszona bo nie podejrzewałabym, że człowiek, o którego istnieniu nie wiedziałam zaledwie kilka godzin temu, mógł posiadać takie informacje. Nie wiedziałam jak mam zareagować ani co mu odpowiedzieć, po prostu stałam w miejscu tak jakby nogi przyrosły mi do ziemi.

- Słuchaj, ja nie wiem o czym ty...

- Madeline – chłopak objął moje dłonie swoimi nieprzyjemnie je ściskając. - Nie ma lepszego ode mnie. Nie ma nikogo kto znałby cię tak dobrze. Będę dla ciebie najlepszy – kiedy zrobił krok w moją stronę odruchowo się cofnęłam. Bałam się tego co zamierzał zrobić Rowan. Ludzie znajdujący się na balkonie byli zbyt upici, aby coś zobaczyć, a poza nimi nie było tu nikogo.

Moja panika sięgnęła zenitu, gdy poczułam jego ciepłe dłonie na swoich biodrach. Normalnie na pewno bym jakoś zareagowała – odepchnęła go lub zwyzywała, ale jego wyzwanie w połączeniu z tym co mówił było dla mnie zbyt szokujące.

- Aiden nie jest dla ciebie, uwierz mi. On miewa laski, ale ty na to nie zasługujesz Maddie. Jesteś zbyt piękna.

Patrzyłam przerażona w jego tęczówki widząc w nich determinacje. On chyba próbował mnie... przekonać? Przekonać do tego, abym była z nim?

Ta sytuacja była tak strasznie popieprzona. Czułam obrzydzenie kiedy sunął palcami wzdłuż mojej talii, a ja nie umiałam z tym nic zrobić. Nie potrafiłam wypowiedzieć nawet jednego, jebanego słowa, a to było do mnie tak strasznie niepodobne. Madeline Adams taka nie była, nie była cichą myszką i zawsze głośno krzyczała, a teraz... milczałam patrząc jak ktoś wykorzystuje moją słabość.

- Made...

I ta sytuacja potoczyłaby się na pewno dwa kroki za daleko, lecz w momencie, w którym Rowan chwycił za moją szczękę coś lub ktoś, brutalnie go ode mnie odciągnęło. Jak przez mgłę obserwowałam sylwetkę chłopaka przygwożdżoną przez drugą osobę. I tym kimś był oczywiście Aiden.

Nie do końca pamiętałam to jak się wtedy czułam - to gdy Brewer szarpał za ubrania swojego kolegi uderzając o jego szczękę. Dopiero po dobrych kilkunastu sekundach ktoś doskoczył do tej dwójki opanowując sytuację. Na całe szczęście twarz Rowana nie była bardzo zmasakrowana, jedyna krew leciała mu z łuku brwiowego oraz rozciętej wargi, ale poza tym był przytomny.

Wymijając tłok ludzi, ruszyłam w kierunku kuchni po jedyną rzecz, która mogłaby mi aktualnie pomóc. Czułam się brudna, upodlona, ale byłam tez przerażona. Tak jak mówiłam – nie chciałam się upić, chciałam znieczulić zszargane nerwy, by znów odzyskać utraconą kontrolę.

Cała ta sytuacja, dotyk Rowana, odgrywanie scenek i atak Aidena, to było dla mnie za dużo. Godząc się na przyjście nie zgadzałam się na takie coś – miałam tylko udawać, a on miał być ciągle obok mnie. Nikt nie ostrzegał, że skończy się to w taki sposób.

Wchodząc do kuchni pierwsze co zrobiłam to odszukanie wzrokiem butelki z alkoholem. Nie obchodziło mnie co to będzie, wzięłam pierwszą lepszą stojącą wódkę i przechyliłam szyjkę do ust. Okropne palenie w gardle nie było dla mnie przeszkodzą, po prostu piłam modląc się, aby zmęczenie odeszło.

Po odstawieniu butelki na blat, stałam tam jeszcze przez piętnaście minut, aż do pomieszczenia wszedł Aiden. Jego oddech był już opanowany, a twarz nie wyrażała złości, jednakże roztrzepane włosy przypominały mi o wydarzeniu sprzed kwadransu.

- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytał spokojnie.

- Czy ja mam coś do powiedzenia? A może to ty wyjaśnisz mi co to kurwa było?! - wymierzyłam ręką w kierunku balkonu skrytego przez ludzi.

Twarz Aidena o dziwo nie wyrażała żadnych emocji. Wyglądał na... znudzonego? Przyglądał mi się z wyższością i dystansem. Aż w końcu w jego oku mignęła iskra. Iskra zwiastująca kłopoty.

- Mówiłem ci, abyś nigdzie nie odchodziła.

Zaśmiałam się cierpko. Czy on myślał, że będę potulna jak jego pupil? Bo jak tak to grubo się mylił.

- A czy ja przypominam psa? Nie będę się ciebie słuchała bo nim kurwa nie jestem.

Chłopak zrobił krok w moją stronę jednakże ku mojemu zdziwieniu nie zatrzymał się, a minął mnie i podszedł do blatu. Przyglądałam się jego poczynaniom, to gdy chwycił pusty kubek i nalał do niego alkoholu, tego samego, z którego jeszcze niedawno piłam. Następnie odwrócił się do mnie i znalazł w odległości kilku cali od mojego ciała. Nie chciałam, by był tak blisko, wprawiał mnie w dyskomfort.

- Owszem, nie jesteś psem – schylił się na wysokość mojej twarzy, ani na chwilę nie zrywając kontaktu wzrokowego. - Ale nie zapominaj, dlaczego tu jesteś. Jedyną osobą, na której łaskę jesteś teraz zdana, jestem ja. Także nie zgrywaj twardziela, Maddie i grzecznie wypij to co ci przyniosłem. Nie zmuszaj mnie, abym był niemiły.

Aiden zwieńczył swój popierdolony wywód zwieńczył uśmiechem godnym psychopaty. Spojrzałam na wystawiony plastik w moją stronę i niechętnie go przejęłam. W moich oczach zatańczyły niebezpiecznie łzy, które z całych sił starałam się ukryć. On nie zasługiwał na moje łzy. Na żadną z nich.

- Nienawidzę cię – wyszeptałam patrząc prosto w szare tęczówki po czym przechyliłam kubeczek wypijając całą zawartość.

Nie chciałam już nawet komentować tego jak bardzo mnie upokarzał. Już sam fakt, że miał czelność posunąć się do szantażu osoby, której nie znał, ale teraz to? Upijał mnie pod pretekstem wyjawienia sekretu? Bójka? Tego już było za wiele nawet dla mnie.

Minęła kolejna godzina. A może i ponad? Nie wiedziałam. W sumie nie wiedziałam już niczego oprócz tego, że znajduję się nadal na tej cholernej imprezie. Wypiłam bardzo dużo od sytuacji w kuchni. Z początku było to spowodowane namowami chłopaka, ale im więcej w siebie wlewałam tym chętniej sięgałam po więcej. Siedziałam właśnie na salonowej kanapie otępiale wpatrując się w osoby przed sobą. Tuż obok mnie znajdował się Aiden pilnujący czy, aby na pewno pije wszystko co powinnam. Nie czułam już nóg, a wszystko wokół mnie wirowało. Było mi duszno i niedobrze, ale mimo to wlewałam w siebie jeszcze więcej. Robiłam to, by stłumić gniew i żal, który przenikał moje trzewia. Chciałam przestać myśleć, zapomnieć, że tkwię w sytuacji bez wyjścia. Chociaż na chwilę.

Skrzywiłam się na nieprzyjemne ukłucie w skroń. Tak strasznie szumiało mi w głowie. Nawet nie zaprotestowałam kiedy ktoś podniósł mnie z kanapy i ruszył naprzód. Czy to był Aiden? Zaciągnęłam się powietrzem. Tak, to był jego zapach. Wiedziałam, że to był on mimo zamkniętych powiek. Czułam jak nogi plątały się pode mną, ale na całe szczęście chłopak miał wystarczająco siły, aby mnie utrzymać.

Zadrżałam na nieprzyjemne uczucie zimna. Byliśmy na dworze? Dlaczego? Wracamy do domu?

Wlokłam nogami starając się nadążyć za chłopakiem. Buty na obcasie nie były moim obecnym zwolennikiem. W pewnym momencie stanęliśmy, a ja poczułam jak chłopak mnie podnosi. Nie miał z tym dużym problemów.

- Mocno się mnie chwyć – polecił.

Kiedy poczułam jak wkłada mi coś na głowę, wiedziałam już, że znajdujemy się na motorze. Ten jego przeklęty motor, nienawidziłam, gdy zmuszał mnie, abym na nim jeździła.

Przez całą drogę starałam się nie zwymiotować. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem ani, gdzie jadę. Tak naprawdę Aiden mógł zrobić ze mną cokolwiek chciał. Nie kontaktowałam i jedyne co kodowałam to polecenia. Dlatego przez dłużącą się jazdę nawet na sekundę nie poluźniłam uścisku i kurczowo przylegałam do pleców chłopaka.

Nie miałam pojęcia ile minęło. Może dwadzieścia minut? Albo mniej. Zatrzymaliśmy się, a gdy postawiono mnie na ziemi o mało się nie wywróciłam. Nie umiałam złapać równowagi, moja głowa tak cholernie wirowała, a wszystko wokół stawało się nieprzyjemnym szumem. Poczułam łańcuszek swojej torebki, gdy ktoś przewiesił mi ją przez ramię.

- Widzisz Maddie – szeptał do mojego ucha pieszcząc je ciepłem. - Tak kończy się szczekanie do psów znacznie od siebie większych. Bo jakby nie patrzeć nim jesteś, prawda? - prawda? - Wykonujesz moje polecenia w strachu przed karą. Tak czy inaczej to dopiero nauczka i przestroga, daje ci szansę się poprawić. Miłej nocy słodka Madeline.

Nawet nie zarejestrowałam tego, że właśnie weszliśmy po schodach na werandę domu. Chyba mojego domu. Wszystko go przypominało, więc tak też uznałam. Zauważyłam to jednak dopiero, gdy nie czułam już dotyku na swojej skórze, a głośna melodia dzwonka atakowała moją głowę.

Zamglonym wzrokiem spojrzałam na otworzone drzwi i na przerażoną minę swojego taty, gdy ten mnie zauważył. Od razu podbiegł do mnie, poczułam to jak chwycił mnie w swoje ramiona. Coś mówił, ale to jedynie obijało się o moje uszy. Nie słyszałam już nic oprócz szumu. Alkohol wirował w każdej komórce mojego ciała, a najgorsze w tym wszystkim było to, że sama na to przyzwoliłam. Na tak obrzydliwe i okrutne upodlenie.

Zanim dałam wnieść się do środka, obejrzałam się do tyłu, jednakże po Brewerze nie było już śladu. Szłam przed siebie wypełniona nadzieją i przekonaniem, że ten cały syf z nim w roli głównej, właśnie dobiegł końca. Że mimo mojego stanu i obecnej sytuacji, już nie muszę więcej zakrzątać sobie nim głowy. Lecz wtedy jeszcze nie wiedziałam...

Jeszcze nie wiedziałam, że to było dopiero preludium tego w jaki sposób Aiden Brewer chciał mnie złamać i zniszczyć na każdy możliwy sposób

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro