Rozdział 11
Marcus: Dzisiaj kończę wcześniej zmianę. Robcio powiedział, że mogę zaprosić znajomych jeżeli chcę. Zapraszam serdecznie po szóstej.
Uśmiechnęłam się pod nosem na widok wiadomości, którą zamieścił Marcus na naszej wspólnej grupie. W duchu szczerze ucieszyłam się z propozycji wyjścia, po całym tygodniu podczas, którego nie opuściłam ani jednej godziny, czułam jak bardzo wyprany mózg miałam.
W gruncie rzeczy dni po spektaklu nie ciągnęły się tak długo jak nie raz bywało, lecz były to bardzo intensywne trzy dni. Mimo moich oporów sporo czasu poświęciłam na naukę, która nie przychodziła mi z łatwością. Od początku tygodnia miewałam gorsze samopoczucie co stawało się dość niepokojące. Już kiedyś przechodziłam przez podobne pogarszanie się nastroju i doskonale zdawałam sobie sprawę co się z tym wiązało. Nie mogę znów do tego wrócić.... Nie po tylu miesiącach.
Wiele z moich myśli wirowało również wokół ostatniej wtorkowej nocy. Po naszej obietnicy faktycznie nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Musiałam przywyknąć do takiego obrotu spraw, ponieważ zdążyłam przyzwyczaić się do jego obecności. Mimo, że niekiedy toksycznej.
Wstałam z łóżka w celu wybrania sobie ubrań na wyjście. Choć nie miałam humoru, chciałam postawić na coś w czym, czułabym się nieco lepiej. Z czeluści szafy wygrzebałam czarną satynową sukienkę na ramiączkach. Była krótka i odkrywała znaczną część ciała, ale stwierdziłam, że nie będzie to przeszkadzało. Z kilkoma fajnymi dodatkami w postaci kolczyków oraz naszyjnika, mogłam dobrze wystylizować ubranie.
Przed wyjściem postanowiłam wziąć krótki prysznic, po którym zaczęłam się szykować. Mój makijaż po całym dniu nie nadawał się do niczego, dlatego pospiesznie go zmyłam, zaczynając od nowa. Nie miałam siły na nic specjalnego, więc postawiłam na standardowe pokrycie twarzy kilkoma kosmetykami nie siląc się nawet na namalowanie kresek.
Pół godziny przed ustalonym czasem usłyszałam głośny klakson auta Farah. Do niewielkiej torebki na szybko wsadziłam paczkę fajek i już chciałam poszukać telefonu, ale wtem sobie przypomniałam. Od trzech dni nie widziałam swojego telefonu na oczy. Nie miałam pojęcia, gdzie go zgubiłam, ale podejrzewałam, że musiał wypaść mi gdzieś podczas nocy spędzonej wraz z Aidenem. Niestety, ale do dyspozycji zostawał mi jedynie tablet oraz laptop bo nie było opcji, aby rodzice kupili mi nowy telefon. Z resztą ten również był mi kupiony nie tak dawno temu.
Wsunęłam na stopy czarne botki z wysoką platformą i zeszłam na dół. Po schodach schodziłam kurczowo trzymając się barierki.
- Wychodzę! - krzyknęłam, choć rodzice siedzieli w salonie obok, którego właśnie przebiegałam.
- Długo cię nie będzie? - zapytała mama.
Wzruszyłam ramionami. Nawet nie wiedziałam czy, aby na pewno wrócę do domu.
- Zobaczymy – posłałam jej szybki uśmiech i zabierając skórzaną kurtkę z wieszaka, opuściłam dom.
Temperatura na zewnątrz była przyjemna, więc tym bardziej miałam ochotę się gdzieś przejechać.
- Hej, słonko – rzuciłam, cmokając brunetkę w policzek. Już po chwili ruszałyśmy w drogę.
- Nie mogę się już doczekać! - pisnęła z ekscytacją. - Tak dawno nie byłyśmy na żadnej imprezie.
Parsknęłam pod nosem, wyjmując z torebki papierosy.
- Niedawno były moje urodziny – przypomniałam, obniżając szybę przyciskiem.
Farah spojrzała na mnie, lecz gdy zrozumiałam co chcę zrobić, przewróciła oczami.
- Musisz w aucie? - odpowiedziałam kiwaniem głowy bo naprawdę potrzebowałam nikotyny.
Mimo ogólnej radości wywołanej spotkaniem z przyjaciółmi, nie czułam się dobrze. Nie pamiętam kiedy ostatnio coś jadłam, nie zeszłam tego dnia na obiad. Z resztą jak przez prawie cały tydzień, nie miałam apetytu. Przez brak posiłków czasami kręciło mi się głowie, a poza tym byłam lekko osłabiona. Proszę, nie znów...
Wychyliłam się lekko za okno, odpalając papierosa. Już po chwili zaciągnęłam się po raz pierwszy, czując przyjemne uczucie rozluźnienia. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w rytm piosenki bitches broken heart od Billie Eilish. Ciemne niebo pokryte było gwiazdami, a to dodawało chwili uroku.
Po drodze zamieniłam z przyjaciółką może z dwa zdania, nie byłam skora do rozmowy. Kiedy zaparkowała, poinformowała, że w środku są już wszyscy.
Szłam pewnym siebie krokiem z cieniem uśmiechu na ustach. Cieszyłam się bo już za chwilę miałam poczuć przyjemny smak alkoholu oraz doznać działania procentów. A nie bo widzisz się z nimi?
Popchnęłam ciężkie drzwi, które cicho skrzypnęły i weszłam do środka. W pomieszczeniu unosił się ciężki zapach będący mieszanką mocnych, męskich perfum oraz dymu papierosowego. Lubiłam ten zapach, przypominał mi o dobrych chwilach, które tu spędziliśmy. Kilka jardów od wejścia po lewej stronie umieszczony był bar; podłużny, zrobiony z drewna, które teraz lepiło się od wylanych alkoholi, a przy nim wysokie krzesła z zielonym obiciem. Za ladą dostrzegłam Marcusa, który tyłem do nas ruszał biodrami w rytm lecącej piosenki ze szmatką zarzuconą na ramię. Przy końcu stali był stół bilardowy, tarcza z rzutkami, a wszędzie, gdzie było jeszcze miejsce, stały stoliki. Przy jednym z nich zauważyłam moich przyjaciół.
Kiedy ruszyłam w ich stronę o podłogę, zaczął wybrzmiewać dźwięk stawianych przeze mnie kroków. I nie wiedziałam, czy to sprawka braku okularów (choć ponoć miały służyć mi tylko do nauki lub komputera), czy po prostu mojej nieuwagi, lecz kluczową postać, zaobserwowałam dopiero będąc jard os stolika.
- Kurwa – warknęła Farah, która przez moje nagłe zatrzymanie, wpadła w moje plecy. - Rusz się, sieroto – powiedziała to po czym mnie, wyminęła.
Po kolei z każdym się witałam uściskami, jednakże jemu posłałam jedynie sekundowe spojrzenie. Zlustrowałam sylwetkę każdej z dziewczyn, stwierdzając, że prezentowały się przepięknie w obcisłych sukienkach. Szczególną uwagę zwróciłam na tatuaże Vii, które w tamtym momencie były bardzo widoczne. Zajęłam miejsce po drugiej stronie, zasiadając obok Cosmo i Ivory.
- E! Barman – zagwizdał blondyn, u którego boku właśnie się znajdowałam. - Polej nam proszę coś dobrego.
- Już się robi, szefuńciu! - odpowiedział Marcus, któremu posłałam słaby uśmiech na powitanie.
To wyjście zdecydowanie nie było dobrym pomysłem, nie miałam ochoty wychodzić z domu. Źle się czułam, w mojej głowie szumiało, a wszystko wokół mnie było takie... obojętne. Po prostu chciałam odpocząć.
- Maddie? - Ivory szturchnęła mnie w ramię, lecz zdołałam to poczuć dopiero, gdy się odezwała. - A co u ciebie? Jesteś jakaś blada.
Odchrząknęłam, poprawiając kosmyki włosów przy twarzy. Na moje usta wpłynął wymuszony uśmiech, nie mogłam poznać, że coś mnie gryzło.
- Przepraszam, zamyśliłam się – odparłam, nerwowo drapiąc się po nodze. - Jest w porządku – pokiwałam głową.
Pod naciskiem długich paznokci, czułam dokładnie każde wybrzuszenie na swojej skórze. Kiedy przesunęłam palec lekko wyżej poczułam nawet i... poczułam to. Drapałam się ciągle w jednym miejscu, które musiało stać się zaczerwienione, lecz nie zważałam na to, gdyż z każdą chwilą czułam się coraz lepiej. Najwidoczniej bardzo swędziała mnie noga. Czy tylko o to chodziło?
Po kilku minutach na środku stołu Marcus postawił szklanki z alkoholem. Chwyciłam za jedną i wypiłam jej całość jednym haustem. Musiałam odpocząć.
- Widzę, że komuś chciało się bardzo pić – zażartował Cosmo, lecz szybko przeniósł temat na coś kompletnie innego. - Dobra, słuchać! Ostatnio dostałem od kumpla jakąś grę, ponoć mówił, że zajebista na imprezy, ale nie mam pojęcia co się w niej znajduję – mówiąc to, rzucił na blat niewielkie pudełeczko. Nie wyróżniało się niczym specjalnym; zwykłe zielone z lekko obdartymi rogami.
Przez cały czas, gdy moi przyjaciele próbowali ustalić zasady gry, ja skupiałam się na swoich rękach. Patrzyłam pod stół z każdej strony obserwując paznokcie, gdyż czułam na sobie ten przenikliwy wzrok Brewera. Nie spodobało mi się to, że Farah mi o nim nie wspomniała, inaczej nie przyszłabym tu. Bo ja naprawdę chciałam zapomnieć.
Uniosłam głowę niepewnie spoglądając w tamtym kierunku, lecz szybko przeniosłam go na rozkładane karty, kiedy okazało się, że nadal na mnie patrzył. Postanowiłam ponownie sięgnąć po alkohol, który miałam nadzieję, pomoże opanować mi myśli. W międzyczasie dosiadł się do nas Marcus, przynosząc ze sobą kolejne kieliszki, by starczyło nam na dłuższy czas.
- Czyli jak nie wykonam to pije tak? - dopytywał Robin na co, Cosmo skinął głową. - Ale gówno! Nie mogę pić tak po prostu?
Uniosłam kąciki ust bo rozbawiło mnie to. Faktycznie też wolałabym sięgać po alkohol częściej niż tylko za niewykonane zadanie.
- Wszystko w porządku, gwiazdo? - szepnęła mi na ucho Ivory, głaszcząc moje przedramię.
Widziałam w jej spojrzeniu troskę. Byłam wdzięczna, że się martwiła, ale z pewnością nie mogłam przyznać jej o co chodzi. Z resztą sama tylko przeczuwałam co może nadchodzić...
- Jest świetnie – zmusiłam się do nieco większego uśmiechu, kiwając głową.
Po kilku minutach w końcu rozpoczęliśmy grę przed, którą każde z nas napiło się po jednym szocie. Z tego co zauważyłam tylko Farah, podjechała pod bar swoim autem, ale najwidoczniej zamierzała wrócić taksówką.
Pierwszą kartę wyciągnął oczywiście Cosmo. Po chwili zaczął głośno czytać:
- Osoba, która to czyta ma zakaz mówienia przez następne trzy kolejki – głos Cosma gasł z każdym przeczytanym słowem. Kiedy dokończył zdanie, włożył kartkę pod spód innych i mruknął jeszcze cicho pod nosem: No kurwa faktycznie zajebista zabawa.
Następną osobą była Farah. Jej wyzwaniem było opowiedzenie jakiejś durnej historii z dzieciństwa, lecz nie do końca przywiązałam do tego uwagę. Skorzystałam z okazji podczas, której Aiden, wystukiwał wiadomość na telefonie i wbijał w niego wzrok. Wyglądał dość... zwyczajnie. Miał na sobie czarną koszulę, której pierwsze guziki porozpinał, odsłaniając tym jeden z tatuaży. Jednakże szybko odwróciłam głowę, kiedy akurat uniósł twarz ku górze. To było bardzo dziwne i poniekąd niekomfortowe w jednym. Przez cały czas kiedy pojawiłam się w barze, chłopak unikał mojego spojrzenia, a wręcz mogłabym rzec, że udawał jakby mnie nie było. I chociaż nie powinno – trochę zabolał mnie ten fakt. Być może dobrze postępował, biorąc pod uwagę ostatnie decyzje, które podjeliśmy.
Po Farah naszła czas na niego. Powolnym ruchem sięgnął za kartkę i wyczytał:
- Wybierz osobę, która spędzi na twoich kolanach pięć minut.
Zakrztusiłam się właśnie pitym alkoholem, kiedy usłyszałam jego wyzwanie. Via oraz Ivory odpadały z wiadomych przyczyn, a więc zostawałam ja albo Farah... Ewentualnie mógł okazać się gejem i wybrać któregoś z chłopców, choć to był dość wątpliwy scenariusz.
Nastała krótka cisza podczas, której patrzyłam jedynie na swoje nogi. Dopiero, gdy zorientowałam się jak długo ona trwa, ośmieliłam się unieść podbródek. Szkoda, że tak szybko tego pożałowała.
Oczy Aidena były utkwione tylko i wyłącznie we mnie, a co za tym szło inni również posyłali nam zainteresowane spojrzenia. Chyba każde z nich wiedziało o tym jak burzliwie zaczęła się moja relacja z Aidenem, lecz żadne nie zdawało sobie sprawy o jej rozwoju. Nadal nie byliśmy dla siebie nikim specjalnym, ale zdecydowanie mniej się nienawidziliśmy. Ja go mniej nienawidziłam.
- Chodź tu – mruknął, kiwając głową z zawadiackim uśmiechem na ustach, a mój żołądek momentalnie, zawinął się w supeł. Żółć podeszła mi do gardła, a serce wybijało znacznie szybszy niż powinno rytm.
Wstałam na lekko drżących nogach i zaczęłam powoli, okrążać stół. Widziałam zmieszaną oraz niezbyt zadowoloną minę Farah, gdy znalazłam się tuż obok niej, a tym samym obok Brewera. Nie wiedziałam jak się z tym poczuć, ponoć byli tylko przyjaciółmi.
Chłopak poklepał zachęcająco swoje uda na co niepewnie zrobiłam krok, by na nich usiąść. Wolałam zwrócić się plecami ku Farah a twarzą do Vii, aby nie musieć znosić piorunującego spojrzenia przez długie pięć minut. Nie czułam się pewnie, dlatego cała zesztywniałam, lecz kiedy nagle poczułam rękę chłopaka na swoich plecach wzdłuż kręgosłupa, przeszedł mnie dreszcz. Robiąc wdech do moich nozdrzy wdarł się intensywny zapach jego perfum, które szczerze powiedziawszy, zdążyłam bardzo polubić. Pochyliłam się nieco w jego stronę, opierając ciało na torsie.
- Pięknie, pięknie moi drodzy – zagwizdał Marcus, ciesząc się jak głupi do sera.
Ivory, której ramie obejmował jej chłopak również, starała ukryć się niewielki chichot. Z resztą pod nosem każdego widniał większy czy mniejszy uśmiech, a mnie to w ogóle nie pomagało.
Gra toczyła się dalej, moi przyjaciele wykonywali bądź odpuszczali zadania. Niestety przez cały ten czas jedyne o czym myślałam to niewielka odległość dzieląca moją twarz od twarzy Aidena. I kiedy najmniej się tego spodziewałam, poczułam jak chłopak przesuwa palcami po wewnętrznej stronie mojego uda. Zadrżałam na ten gest, lecz wtedy on nieco mocniej wcisnął palce drugiej ręki w mój bok, dając wyraźny sygnał bym się nie ruszała. I sama do końca nie wiedziałam co o tym myśleć. Z jednej strony było to miłe uczucie, zdecydowanie relaksujące, ale z drugiej... mieliśmy do cholery zapomnieć. Więc, dlaczego jeszcze pamiętasz?
- Pozwól, że wyczytam za ciebie – uśmiechnęła się miło Ivory, chwytając za karteczkę, gdy naszła moja kolej. Niestety zrobiło mi się jeszcze słabiej, gdy jej uśmiech znacznie się poszerzył. Miałam przejebane.
- Zrób zdjęcie z najbliższą osobą i wstaw na relację bez usuwania – przymknęłam powieki, nie chcąc nawet widzieć wszystkich twarzy moich przyjaciół.
Skarciłam wzrokiem Cosmo, który mimo braku możliwości odezwania się i tak, zaczął głośno rechotać. Bardziej jednak od mojego przytępawego przyjaciela martwił mnie brak komórki. Bo niby jak miałabym im wytłumaczyć, że po prostu ją zgubiłam? Zaraz pewnie zaczęłyby się podejrzenia, że oszukuję.
- Ja... tak wyszło, że... - jąkałam się, ale wtem z pomocą przybył Brewer, który z kieszeni wyjął... mój telefon.
- Wypadł ci jak szłaś – uśmiechnął się, prostując sytuację, a następnie lekko poruszył nogami, przybliżając mnie do siebie. - Ja zrobię.
Przez moment sama nie wiedziałam jak zareagować. Poczułam ogromną ulgę na widok telefonu, iż naprawdę bałam się, że na dobre przepadł. Jednakże z drugiej strony mógł oddać mi go po tych wszystkich wyzwaniach, z pewnością ludzi zaciekawi owe zdjęcie, a po szkole będą krążyły plotki.
Chłopak przeniósł jedną dłoń na mój brzuch, a drugą wystawił przed siebie. Przez cały czas patrzyłam mu tylko i wyłącznie w oczy co, robił również on. Nim się obejrzałam zdjęcie zostało zrobione, a dłoń Aidena ponownie powędrowała na moje plecy. Przebiegły sukinsyn chciał podsycić zdjęcie.
Po chwili oddał mi mój telefon dzięki czemu byłam w stanie zobaczyć godzinę. Moje pięć minut właśnie minęło. Jednakże, kiedy zaczęłam zsuwać się z nóg bruneta ten, zatrzymał mnie i szepnął do ucha:
- Ładna obudowa.
W żaden sposób nie zareagowałam na jego słowa, po prostu wstałam i ponownie zajęłam swoje miejsce. Spojrzałam na jego twarz, lecz ten ponownie powrócił do swojego poprzedniego zajęcia, zapominając o kimś takim jak Madeline Adams. Za to Farah była widocznie zirytowana, a ja za nic w świecie nie mogłam domyślić się, dlaczego.
Wkrótce rozpoczęła się kolejna tura, którą tym razem postanowiliśmy odwrócić w drugą stronę. Pominęliśmy Cosmo, ponieważ ten w ciągu dalszym nie mógł się odezwać, a więc to ja wzięłam karteczkę.
- Przez pięć minut porozumiewaj się innym językiem – przeczytałam zadanie, które nie stanowiło dla mnie żadnego utrudnienia. Odkąd pamiętam, miałam słabość do rosyjskiego dzięki czemu, porozumiewałam się nim jak angielskim.
- Bez problem – odparłam dumnie, unosząc brodę do góry.
Wzięłam łyk alkoholu, lecz niemalże momentalnie się nim zakrztusiłam, gdy usłyszałam głos Brewera:
- Tebe nravitsya russkiy yazyk? - oh, Panie, jaki on miał wspaniały akcent.
- Da – skinęłam głową.
Nagle Timothy parsknął głośnym śmiechem.
- Brzmicie jakbyście jakieś zaklęcia rzucali – posłałam mu piorunujące spojrzenie na co ten, zrobił przestraszoną minę i uniósł ręce w geście obronnym. - Dobra, rozumiem przekaz. Tylko mnie nie oszpecaj – zaśmiałam się na jego słowa.
- Już gorzej być nie może – uszczypliwie rzuciła Via.
A kiedy Tim chciał już coś odpowiedzieć wystarczyło, że popatrzył na Robina, który wyraźnie próbował mu przekazać, aby nawet nie próbował. Gra toczyła się dalej, przyszedł czas na Ethana, który ponownie dostał banalnie proste zadanie w postaci skomplementowania każdego z uczestników gry.
- Pochemu ono u tebya vse yeshche yest'? - zwróciłam uwagę na Aidena, który po zadaniu pytania kiwnął w stronę mojego telefonu.
- Ya zabyl.
- Ty zabyl o proshloy nochi? - przymknęłam powieki denerwując się pewnością siebie chłopaka. Mimo, że nikt z naszej grupy nie znał języka, którym się porozumiewaliśmy, bałam się jednak, że będą potrafili wychwycić jakieś słowo. Z resztą ich zdziwione miny już mi wystarczały.
- Ne zdes', idiot – warknęłam, odwracając twarz oraz spoglądając na Ethana, który właśnie zbliżał się do Farah. Każdemu mówił naprawdę piękne słowa.
W końcu nadeszła moja kolej, a chłopak wyjątkowo podejrzanie obdarzył mnie uśmiechem i powiedział:
- Cwana.
Wybałuszyłam oczy doskonale wyłapując aluzję. On rozumiał... Nie czekając chwili dłużej, złapałam za paczkę fajek i powiedziałam:
- Ya sobirayus' kurit' – po czym ruszyłam w stronę drzwi.
Zdenerwowana opadłam na kawałek starego parapetu, wyjmując pospiesznie papierosa. Jednakże moja złość znacznie się powiększyła, kiedy przypomniałam sobie, że nie wzięłam zapalniczki.
- Kurwa mać! – krzyknęłam kopiąc w butelkę, leżącą na ziemi.
- Zapalniczki? - szybko się obróciłam, słysząc rozbawiony ton głosu Ethana.
Przymknęłam powieki, nabierając do płuc powietrza i, idąc w jego stronę powoli, wypuszczałam je buzią. Przechwyciłam zapalniczkę z jego rąk wdzięcznie się uśmiechając. Ponownie usiadłam na parapet, zaciągając się nikotyną.
- Opowiesz coś więcej? O nochi – z satysfakcją dokończył po rosyjsku.
Uśmiechnęłam się ponownie, przykładając papierosa do ust. Przyglądałam się ciemnemu niebu, wypełnionemu masą jaskrawych punkcików. Za te widoki kochałam nasze małe miasto bo, choć mogłam obserwować niebo we Włoszech, Francji, czy w innych krajach – te w South Pasadenie było najpiękniejsze.
- Nie ma co opowiadać – wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mówić mu całości, wolałam zachować to w tajemnicy. Jednak czułam też potrzebę szczerej rozmowy z kimś innym niż Farah, a Ethan był w tym niezastąpiony. - Po prostu się spotkaliśmy, to tyle.
Chłopak również nieustannie oglądał gwiazdy.
- Spotkaliście? - dopytywał z uśmiechem. - Myślałem, że się nienawidzicie. A przynajmniej, że ty go nie lubisz.
- Bo uwierz, że tak było – od razu odpowiedziałam, nie chciałam, aby myślał, że jest inaczej. - I nadal jest. Powiedzmy, że po prostu zaczęłam go nieco bardziej... akceptować.
Brunet zaśmiał się na moje niewielkie zająknięcie. Zastanawiałam się jak wielki rąbek tajemnicy mogłam mu uchylić. Mój papieros był już prawie na wykończeniu.
- Aiden jest specyficzny, to fakt – skinął głową, a ja w ciszy, skupiałam się na tym co chciał mi przekazać. - Ale sama widzisz jak dobrze się między nas wpasował – niechętnie, lecz musiałam przyznać rację. Kogo jak kogo, ale jego naprawdę polubili. - Będzie lepiej dla nas wszystkich jak nie będziecie ciągle się kłócić, zresztą po czasie na pewno go polubisz – puścił mi oczko, chociaż nie wiedziałam w jakim celu.
Przydeptałam butem niedopałek, a następnie wyrzuciłam go do śmietnika. Poprawiłam pogięty materiał sukienki, zarzucając włosy na plecy. Nim weszłam do środka, zatrzymałam się.
- Tylko nie mów innym, w szczególności Farah – poprosiłam. - I tak już jest ostatnio na mnie zła, sama nie wiem czemu.
Na ustach Ethana zaplątał się cień uśmiechu.
- Naprawdę nie widzisz? - zapytał, unosząc spojrzenie, lecz ja po prostu wzruszyłam ramionami i szarpnęłam za klamkę.
- YA ne vizhu chego?
Kiedy zasiadłam do stołu okazało się, że rozgrywka toczy się dalej. Był właśnie koniec trzeciej rundy, a Farah właśnie tańczyła niezidentyfikowane ruchy najwidoczniej na potrzebę zadania. Uśmiechnęłam się widząc to widowisko.
- Kurwa, w końcu! - wydarł się Cosmo uradowany możliwością odzyskania głosu.
Biedny nie zdążył przeczytać nawet jednego słowa z wziętej karteczki, gdy nagle wypalił Marcus:
- Dobra, nie chce mi się już – uderzył o blat stołu, kierując się w stronę baru. - Napijemy się czegoś i czas najwyższy spadać.
Niemalże czułam jak Cosmo zaczyna zgrzytać zębami. Cóż, przez całą grę siedział jak na szpilkach oczekując, aż będzie mógł się w końcu odezwać, a tu nagle koniec. Pogładziłam go po ramieniu w geście wsparcia.
Przez kolejny kwadrans siedziałam w gronie dziewczyn. Rozmawiałyśmy o przeróżnych rzeczach, lecz głównie Via opowiadała o tym jak jej związek z Robinem ponownie zaczyna nabierać kolorów.
- Mówię wam, tym razem będzie inaczej! – chociaż wszystkie chciałyśmy w to wierzyć, znałyśmy prawdę. Za kilka miesięcy znów nadejdzie sztorm.
- Wszystkie się cieszymy – zapewniała Ivory na co również, skinęłam głową.
- A właśnie, Maddie – zaczepiła mnie Farah z podejrzliwą miną. - O czym rozmawialiście? Z Aidenem.
Momentalnie spięłam mięśnie, nie chciałam jej okłamywać, ale prawdy wyjawić również nie. To byłoby za szybko, a poza tym jakby to brzmiało?! „Hej, Farah, twój superkumpel mnie szantażował, ale wiesz co? Teraz jest już spoko, nawet się lubimy!" Ja pierdole, na pewno jej tego nie powiem.
- Takie tam głupoty – machnęłam ręką. - Wyśmiewał się, że nie mogę po angielsku.
Szybko ucięłam rozmowę, wstając od stołu. Nie miałam zamiaru ciągnąć tematu dalej bo dobrze wiedziałam, że nie skończyłoby się to za dobrze. Dziewczyny były zbyt dociekliwe, a ja niechętna do dzielenia się przeżyciami, dlatego stwierdziłam, że pójście do łazienki na chwilę wytchnienia będzie dobrym pomysłem.
Kiedy znalazłam się już w środku, weszłam do kabiny i usiadłam na klapie sedesu. Oparłam głowę o dłonie, spuszczając ją w dół. Momentalnie poczułam się naprawdę bardzo źle, cały alkohol w połączeniu z brakiem jedzenia dawał się we znaki. Zaczęłam nerwowo stukać nogą o podłogę, łapiąc jak największe oddechy.
Moje złe samopoczucie nie było spowodowane jedynie brakiem posiłków, spowodowały je również wyrzuty sumienia. Nie chciałam wybaczać Aidenowi, chciałam się gniewać i być wściekła za to co zrobił. Szantaż jest okropną rzeczą samą w sobie, lecz upijanie do nieprzytomności? Wyzwiska? Poniżanie? Czy ja naprawdę tak łatwo to wszystko odpuściłam? Przecież to nie miało sensu, on się nie zmieni. Ludzie tacy jak on nigdy się nie zmieniają, a przynajmniej nie pod wpływem jednej i nieco głupiej nastolatki. Zapomnieć.
Poderwałam się na nogi i wypadłam z łazienki. Nie mogłam działać impulsywnie, aby nie wzbudzić niepotrzebnej paniki, ale poczułam, że muszę znaleźć się od tego miejsca jak najdalej inaczej, mogłam zwariować. Najdalej od niego.
Na moje nieszczęście on też właśnie wychodził z męskiej, która znajdowała się naprzeciwko.
- Chowasz się? - jak zwykle obdarzył mnie swoim zawadiackim uśmieszkiem, ale tym razem to na mnie nie działało. I już nigdy nie miało zadziałać.
Chłopak przybliżył dłoń do mojej twarzy, lecz szybko ją odepchnęłam, nie chcąc, aby mnie dotykał. Ostatni raz spojrzałam mu w oczy, lecz z pewnością miałam w nich pustkę. Pustkę, która powoli od nowa zaczęła rozkorzeniać się w moim wnętrzu.
- Wiecie co? - uśmiechnęłam się, podnosząc torebkę oraz kurtkę z siedzenia. - Ja będę wracać, jestem strasznie padnięta.
Sięgnęłam jeszcze po telefon, przeklinając w myślach te cholerną obudowę, a następnie skierowałam się w stronę wyjścia. Każdy z nich był w szoku, ale nie zamierzałam czekać na pytania.
- Made... - usłyszałam za sobą głos mojej przyjaciółki, lecz właśnie wyszłam na zewnątrz.
Chłód, którego wcześniej nie było, otarł się boleśnie o moje ciało. Jednak mój oddech był tak szybki, że nie mogłam założyć na siebie kurtki, właściwie nie mogłam zrobić niczego zważając na to jak bardzo trzęsły mi się ręce. Nie mogłam stracić kontroli.
- Gdzie tak uciekasz? - zatrzymałam się w miejscu, przymykając powieki na ten niski głos. Jego głos.
Ze wszystkich osób to zawsze musiał być on. Nie umiałam mu odpowiedzieć. Moja klatka piersiowa unosiła się nienaturalnie szybko, a ja starałam skupić uwagę na drapanym przeze mnie fragmencie przedramienia. Chciałam poczuć ten ból. Tylko on oddawał kontrolę. Ból, dawał spokój.
- Wszystko w porządku? - zestresowałam się jeszcze bardziej, słysząc jego ciężkie kroki. On nie mógł do mnie podejść.
- Nie podchodź – powiedziałam niemalże resztką sił.
I nagle kroki ustały. Jednakże ja doskonale czułam, że był niedaleko, nie tylko zapach perfum, docierających do moich nozdrzy o tym świadczył, ale też te cholerne poczucie jego wzroku na moim ciele. Czułam je za każdym razem tak wyraźnie jakby mógł mnie nim dotknąć.
- Co się dzieje? - dopytywał, ale dla mnie to było już znacznie za dużo.
Odwróciłam się nadal nerwowo oddychając i czując gorycz zbierającą się w moim gardle, zaczęłam wrzeszczeć:
- Co się dzieje?! Co się dzieje?! Ty się, kurwa dziejesz! - pierwsza gorąca łza spływała właśnie wzdłuż mojego policzka. To się znów pojawia, Madeline. Ból jest ci w stanie pomóc.
- Chyba nie rozumiem – wydukał zmieszany.
- To nie jest normalne Aiden! Ja nie jestem normalna! - wplątałam palce w kosmyki swoich włosów, pociągając za nie z taką siłą, aż w końcu mogłam nabrać głębokiego oddechu. - Po tym wszystkim co mi zrobiłeś, j-ja, ja nie... - powoli zaczęłam się dusić, ale to nie miało znaczenia. Znaczenie miało to, że to znów powracało, a ja nie mogłam nic zrobić.
- Oddychaj, spokojnie, Madeline – brunet próbował pomóc i nawet do mnie podszedł, ale ponownie wystawiłam dłoń.
- Nie podchodź, do kurwy! - sama nie wiedziałam, czy wykrzyczane przeze mnie słowa są bardziej prośbą czy rozkazem. Ja po prostu nie chciałam, by był blisko.
- Powiedz co się dzieje.
Schyliłam się w pół, łapiąc się za brzuch jakbym miała zaraz zwymiotować, lecz jedyne co z tego wynikło to kolejna fala łez.
- Wiesz jak to cholernie boli? - uciszyłam lekko głos, skruszona w cierpieniu. - Ten chłopak ze zdjęcia i filmiku, na którym byłam, on... on mnie upokorzył, wiesz? A ja naprawdę się zakochałam... - łkałam cicho, tak jakbym mówiła to do siebie, a nie do niego.
- Po tym wszystkim mnie zostawił, porzucił pokazując jak mało ważna byłam! A ty? Ty to wszystko przypomniałeś, miałeś czelność mnie szantażować! - po raz kolejny podniosłam głos, choć ten był zdarty do granic możliwości. - Ale to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia co zrobiłeś, by być lepszym od tego popieprzonego Rowana. Nie ma znaczenia, że zostawiłeś mnie prawie niekontaktującą pod domem – wymieniałam wszystkie krzywdy, które w głębi serca leżały i mi wadziły. - Ma znaczenie to, że ja naprawdę byłam gotowa zapomnieć. Tak jak obiecałam. Byłam gotowa ci wybaczyć, porzucić w niepamięć to wszystko, ale... - zaśmiałam się cierpko, wycierając nadgarstkiem łzy. - Ale teraz to również nie ma znaczenia. Bo dzięki tobie zauważyłam jak faktycznie mało warta jestem. To jedyne za co mogę ci podziękować.
Chłopak przez cały ten czas stał niewzruszony i z największą dokładnością, skanował moją twarz oraz zachowania. Miał zaciśnięte dłonie, a iskry w jego oczach niebezpiecznie żarzyły się z większą siłą, lecz ja się już nie bałam. Bo jeżeli to powracało, nie było niczego czego mogłabym bać się bardziej.
Bo tylko ból jest mi w stanie pomóc. Nawet ból zadany jego ciosem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro