Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog


- Ty się ciesz, że tą kulą sobie zębów nie wybiłeś – zarechotał Cosmo, zwracając się do Timma, który momentalnie spoważniał.

- Ja?! A widziałeś siebie, ty jełopie?! - wydarł się blondyn, wyrzucając ręce w powietrze.

Zaśmiałam się pod nosem, gdyż odkąd wyszliśmy z restauracji ta dwójka na przemian coś sobie wytykała. Jedynie Robin z Marcusem od czasu do czasu wtrącali się, aby dodać swoje przysłowiowe trzy grosze.

Mieliśmy właśnie dwudziesty szósty kwietnia co było równoznaczne z urodzinami Ivory. Chociaż wielokrotnie ją do tego namawialiśmy, dziewczyna stała twardo przy tym, aby nie organizować żadnej większej imprezy. Nalegała, abyśmy spędzili ten czas w najbliższym gronie.

Pomysł na kręgle wziął się w sumie już jakiś czas przed urodzinami, podczas jednej z rozmów ktoś rzucił luźną propozycję i tak już zostało.

Tuż po wstaniu zamiast siąść do toaletki tak jak to zazwyczaj robiłam, spakowałam najpotrzebniejsze kosmetyki oraz parę ubrań i wybrałam się do mieszkania Marcusa, w którym pomieszkiwała również Ivory. Swoją drogą zazdrościłam podejścia jej rodziców, którzy bez większego problemu zezwolili na przeprowadzkę. Nic w tym dziwnego – lubili go.

Wspólnie stwierdziliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie spotkać się u nich, aby już od rana spędzać czas razem. Na całe szczęście tego dnia tata miał pojawić się w pracy później niż zazwyczaj, także mógł mnie na spokojnie zawieść

Cały poranek spędziłam na dokładny makijaż oraz dobór odpowiedniego ubioru. Koniec końców zdecydowałam się na zwykłe, ciemne jeansy z szerokimi nogawkami oraz czarną bluzę zapinaną na zamek. Niby nic specjalnego, ale podobałam się sobie w takim luźnym wydaniu.

Rezerwację toru mieliśmy równo o trzeciej, dlatego minutę po ustalonym czasie, przekraczaliśmy próg sali. Od wejścia do budynku zasłoniliśmy Ivory oczy, gdyż przyszykowaliśmy dla niej niespodziankę. Cała sala była udekorowana balonami czy serpentynami, a na środku stała Farah z tortem.

Kiedy Ivory popłakała się ze wzruszenia ja również nie kryłam swoich łez. Cieszyłam się, że tak bardzo spodobał jej się prezent, choć oprócz tego dostała ode mnie najnowszą paletkę Jamesa Charlesa. Kiedy ujrzała jej opakowanie miałam wrażenie, że zemdleje z zachwytu.

Całą grę musieliśmy wysłuchiwać przekomarzanek chłopaków. Każdy z nich rywalizował o to, aby wygrać i tylko Ethan zachował, choć krztę godności. Oczywiście nie dopuszczałam do siebie innej opcji niż moja wygrana, więc robiłam wszystko, aby do tego dojść.

Byłam z siebie niesamowicie dumna, gdy na sam koniec utarłam każdemu nosa swoją wygraną Czy ktokolwiek w ogóle przypuszczał, że mogłoby to skończyć się w inny sposób? Madeline Adams zawsze zwycięża. Zawsze.

Po rozgrywkach zdecydowaliśmy się pójść do restauracji. Było w niej diabelnie drogo, ale samo jedzenie smakowało niczym ambrozja. Kiedy zobaczyłam pozycję z carbonarą, wiedziałam, że nie opuszczę tego miejsca bez spałaszowania akurat tej potrawy.

Siedzieliśmy tam przez naprawdę długi czas, który w większości spędziliśmy na śmianiu się. Tego dnia Cosma nie opuszczał dobry humor, a żarty niemalże same cisnęły mu się na język. W pewnym momencie błagałam go o to, aby przestał, gdyż mój brzuch zaczął niemiłosiernie boleć od zbyt dużej dawki śmiechu.

Tak w końcu dotarliśmy do tego momentu, gdy drąc się w niebogo głosy, szliśmy w kierunku zaparkowanych nieopodal aut.

- Timmy to aż czerwony się zrobił z nerwów – krzyknął Robin, uderzając blondyna zaczepnie w tył głowy.

Żartowali właśnie, gdyż Timothy naprawdę cały poczerwieniał podczas gry w kręgle. Chyba najbardziej ze wszystkich zależało mu na wygranej, a skończyło się na tym, że skończył na samym końcu tabeli. Przykryłam dłonią usta, aby nie był w stanie dostrzec mojego szerokiego uśmiechu.

- Nie wkurwiaj mnie... - wystawił w jego kierunku ostrzegawczo palec.

Cosmo wybuchnął śmiechem. Biedny Tim...

- Ty, chodź zrobimy ci zdjęcie – Everhart wyjął z kieszeni spodni telefon i wycelował go w stronę blondyna. - Później porównamy do pomidora. Zobaczymy kto jest bardziej czerwony.

Każdy z nas zaczął się głośno śmiać na widok zdenerwowanego Rydera, który ruszył z pięściami na Cosmo. W tym czasie Farah, która ciągle szła tuż obok mnie, zarzuciła mi ramię na szyję, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Od naszej kłótni, od której swoją drogą minęły dwa tygodnie wszystko się pozmieniało – na lepsze. Coraz częściej się spotykałyśmy oraz spędzałyśmy codziennie kilka godzin na rozmowach o byle czym. Cieszyłam się tym, dawno już nie miałyśmy tak dobrych relacji.

Wszystko wracało na odpowiednie tory. Moja przyjaźń z brunetką oraz poprawa stosunków między mną a Aidenem. Dostanie się do drugiego etapu w konkursie aktorskim. Wszystko w końcu się układało.

- Wiesz co? - zapytała się dziewczyna, spoglądając na mnie spod wachlarza mocno wytuszowanych rzęs. - Cieszę się, że jest już między nami dobrze. Brakowało mi cię.

Uśmiechnęłam się, wtulając w zagłębienie jej szyi.

- Mi ciebie też, słońce – wyszeptałam i złożyłam pocałunek na jej policzku.

Przez kolejne kilka minut nadal ciągle rozmawialiśmy. W takich sytuacjach naprawdę zastanawiałam się czymś zasłużyłam sobie na takich przyjaciół. Na ludzi, którzy oddaliby za mnie życie. Za moją rodzinę.

Życie niejednokrotnie bywało przewrotne, lecz to, że połączyło nas wszystkich było istnym cudem. Nie mogłabym wyobrazić sobie lepszych osób.

Kiedy dotarliśmy do trzech aut; mazdy Farah, toyoty Vii i mercedesa Marcusa, zatrzymaliśmy się przed nimi. Kiedy miałam już podejść do reszty, gdyż ciągle szłam gdzieś w tyle, zatrzymał mnie dotyk brunetki.

- Zaczekaj, Maddie. Mam pytanie – wypuściła z ust. Popatrzyłam na nią z uniesionymi brwiami. Jej mina, choć na pozór normalna, wydawała się tryskać emocjami. Dostrzegałam iskierki ekscytacji migające w zielonych oczach co mnie zaintrygowało. - Wpadniesz na trochę do mnie? Muszę ci coś powiedzieć.

Skrzywiłam twarz, zakładając ręce. Byłam zaciekawiona co takiego wymagało chwili na osobności. Mimo wszystko nie widziałam przeciwwskazań, aby się nie zgodzić.

- Jesteś w ciąży? - wypaliłam nieco ciszej, podchodząc do niej. Spojrzałam na jej brzuch skryty pod materiałem bluzy. Wyglądał tak jak zawsze, ale co jeżeli to dopiero początek?

- Maddie...

- O mój Boże! - uniosłam lekko głos, uśmiechając się. - Będę ciocią!

Farah przekręciła oczami, uderzając mnie w ramie.

- To nie chodzi o to, idiotko – po tych słowach, dołączyła do reszty.

Mój entuzjazm trochę opadł, gdyż w głowie wymyślałam już kolor ciuszków jakie sprawię maluchowi. Jednakże z drugiej strony może to dobrze, że Farah nie spodziewała się dziecka. Nie wyobrażałam sobie jej w roli matki. Siebie również nie, choć skrycie w głębi serca gdzieś o tym marzyłam.

Chwilę później, stwierdziliśmy, że nastała odpowiednia pora, aby się rozejść. Kiedy już każdy pożegnał się z Ivory i zostałam tylko ja, podeszłam do niej, obejmując ją w mocnym uścisku.

- Jeszcze raz wszystkiego dobrego – uśmiechnęłam się. - Kocham cię.

Wsiadając do mazdy po raz ostatni pomachałam moim przyjaciołom, którzy wyjeżdżali z parkingu, aż za moment zniknęli gdzieś w oddali.

Kilka chwil później my również ruszyłyśmy w drogę. Zanim jednak Farah dobrze skupiła się na jeździe, obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym niezrozumiałej mi jeszcze ekscytacji.

***

Zamknęłam za sobą drzwi, a następnie ściągnęłam ze stóp trampki. W całym mieszkaniu unosił się przyjemny, różany zapach, który tak uwielbiałam.

Idąc w głąb poczułam również unoszącą się w powietrzu nutę przygotowywanego jedzenia.

- Cześć, ciociu – mruknęłam, wpatrując się w tył chudej blondynki, mieszającej coś w garnku.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, gdy ta z zachwytem na mój głos, obróciła się za siebie.

- Maddie! - podbiegła do mnie i objęła mnie ramionami. Już za chwilę uczyniła to samo ze swoją córką.

Farah prychnęła pod nosem, zakładając na siebie ręce.

- Oh, czymże ja sobie zasłużyłam na takie traktowanie? - zażartowała. Zawsze to robiła, ponieważ ciocia nazbyt wesoło reagowała na moje wizytę.

Jej mama nic nie odpowiedziała poza obdarzeniem ją jednych z wymownych spojrzeń.

- Zjesz obiad, prawda? - zapytała na co ochoczo pokiwałam głową. Chociaż byłam napchana jedzeniem z restauracji nigdy nie odmówiłabym tego spod rąk Ann.

Sama nie wiem, kiedy zleciały następne dwie godziny. Ku mojemu zdziwieniu w mieszkaniu był też wujek Thomas. Ostatnimi czasy rzadko go widywałam, a jego również darzyłam ogromną sympatią. Był przezabawny, a niekiedy przypominał nawet Cosmo.

Zjedliśmy wspólnie obiad, siedząc przy kuchennym stole i rozmawiając. Oczywiście przewinął się mój znienawidzony temat studiów, lecz szybko zmieniłam go na coś innego. Nie chciałam psuć sobie dobrego humoru czymś takim.

Tuż po posiłku pomogłam w sprzątaniu, a następnie w końcu udałyśmy się do pokoju Farah. Dziewczyna siadła na łóżku po turecku i zaczęła strzelać kostkami. Stresowała się.

Zasiadłam naprzeciwko niej, wyczekując, aż po tylu godzinach wyjawi mi ten swój wielki sekret. Nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać.

- Dobra – zaczęła, patrząc na mnie dokładnym wzrokiem. - Z racji, że się pogodziłyśmy w końcu mogę ci to powiedzieć. Z resztą od dawna już chciałam, ale wiesz... nie było okazji – zaśmiała się nerwowo.

- No mów już! - popędzałam ją.

- Daj mi dokończyć – powiedziała stanowczo na co wywróciłam oczami. - Wiem, że możesz być zdziwiona tym co ci zaraz powiem. Może nawet zła. Mimo wszystko chcę, żebyś uszanowała moje uczucia bo jest to dla mnie bardzo ważne – z każdą chwilą stresowałam się coraz bardziej. Coś czułam, że to wszystko źle się skończy.

- Słucham.

Farah przymknęła powieki, przełknęła ślinę i nabrała głębszego wdechu. Po tym wszystkim w końcu wypowiedziała coś co totalnie zmiotło mnie z planszy:

- Chyba zakochałam się w Aidenie.

Niemalże usłyszałam jak moje serce runęło na ziemię z całą siłą. Wybałuszyłam oczy nie do końca wiedząc jak mam zareagować. To... to było dla mnie zbyt dużo. Znaczy jasne, poniekąd już się domyślałam, że mogła darzyć go czymś więcej, ale usłyszenie tego wprost, było ogromnym... ciosem?

Jej wyznanie wszystko komplikowało. Komplikowało naszą relację, relację moją i Aidena, ale relacje nasz wszystkich. Tylko ona nie wiedziała co wydarzyło się pomiędzy nami tej pamiętnej nocy w domu Elvisa. A żadne z nich nie znało prawdy o całej reszcie.

- Maddie? - zapytała, schylając się, by mój spojrzeć w moje oczy. - Opowiedz coś bo zaraz zejdę na zawał.

Chociaż chciałabym jakkolwiek określić to co właśnie czułam, nie potrafiłam. Sama nie wiedziałam co to było. Strach. Niepokój. Krzta zazdrości.

To, że zakochała się w tym człowieku niszczyło wszystko. W końcu od tak dawna zaczęło się nam układać, aż do wypowiedzenia tych słów.

Wpatrywałam się tępo przed siebie, mając w głowie istne tornado.

Bo czasami, by wzniecić ogień potrzeba zaledwie niewielkiego zapalnika. Iskry, która nada początek pożarowi, który opanuje wszystko na swojej drodze.

Włącznie z nami samymi.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ SERII "MADELINE"

-----------------------------------

Okej. Miałam zamiar napisać tu coś kreatywnego, ale nie mam pojęcia co, więc łapcie freestyle xd.

W "Madeline" włożyłam ogrom pracy, łez, czasu oraz serca. Tak naprawdę ta książka ma mnie całą.

Spędziłam nad nią ok. 4 miesiące i szczerze powiedziawszy nie spodziewałabym się, że tak szybko się z nią rozstanę.

Przed Madeline jeszcze kilka tomów pełnych wrażeń i, choć jest to dopiero pierwszy, odczuwam małą pustkę. Ten czas tak szybko leci, nie?

Jestem też Wam ogromnie wdzięczna za to, że jesteście. Za to, że mnie wspieraliście, wytykaliście błędy, pomagaliście w pomysłach, a przede wszystkim we mnie wierzyliście. Gdyby nie tak ogromna wiara w mój sukces i tą książkę nie jestem pewna czy kiedykolwiek powstałaby w całości.

Cóż, nie chce pisać głupot, a nie wiem co mogłabym powiedzieć więcej. Jeszcze raz bardzo Was kocham.

I dziękuję. Serio.

Do zobaczenia w tomie II.

Wdzięczna za wszystko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro