Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

W spiżarni Prescottów

Nie wiem od czego zacząć, więc na wstępie wyjaśnię niewtajemniczonym, o co właściwie chodzi. Otóż dawno, dawno temu Tail90 wymyśliła wyzwanie, polegające na przedstawieniu własnej opowieści od kuchni, czyli trochę o początkach, jak to miało wyglądać, jak historia się zmieniała... Takie tam. Trochę później, choć wciąż dawno temu, themariamagdalena do owego wyzwania mnie nominowała. Nadszedł więc dzień, gdy mogę zaprosić Was na dni otwarte do Floresville.

Narodziny

Tail90 pytała mnie już wielokrotnie, jak wpadłam na pomysł historii, by mąż randkował z własną żoną. No to ten... Natchnął mnie pewien film Bollywood. A żeby tego było mało, to go nie oglądałam, nie znam tytułu, jedynie siostra mi tam coś opowiedziała. Za wiele nie pamiętam. To raz. A dwa — moja mama kiedyś opowiedziała historię, prawdziwą, o tym, jak mąż zostawił żonę po nocy poślubnej. Tylko że oni chyba nie byli zmuszeni do małżeństwa. Cóż...

W każdym razie pierwsza wersja Madeline, ta w mojej głowie jeszcze, wyglądała zupełnie inaczej. To znaczy wiele scen było zaplanowanych od początku, ale i tak całość miała wyglądać nieco... lepiej. Dla Maddie. Problem w tym, że Theo się zbuntował, a jego wredny charakter nie pozwolił mu na milszy stosunek do Maddie, więc się w niej nie zakochał — choć kto wie, słyszałam różne wersje. W końcu nie każdy bad boy zakochuje się w szarej myszce!

A skoro o bohaterach mowa...

Nie da się ukryć, że tu nie było orkiestry, tylko duet. Właściwie poza Maddie i Theo nikt tu nie był szczególnie ważny i poza Maddie i Theo wszyscy powstali z przypadku. Dlatego skupię się tylko na nich, a przy okazji postaram się wyjaśnić trzy kwestie, które budzą wątpliwości.

Zacznę od mojego oczka w głowie, to jest Maddie.

Muszę przyznać, że jestem niebywale związana z tą postacią. Właściwie to chyba jedyne moje dziecko, które lubię. Byłabym wyrodną matką... W każdym razie jest dla mnie ważna z wielu powodów, przede wszystkim chyba przez podobieństwo do pewnej znanej mi osoby, chociaż prawdą jest, że to wyszło całkiem przez przypadek. W przeciwieństwie do Theo, Maddie na nikim nie wzorowałam, dopiero jakiś czas temu, gdzieś w okolicach powrotu z Londynu zdałam sobie sprawę, że pod względem emocjonalnym wyszła mi niemal kopia prawdziwej osoby.

Dlatego chciałabym się odnieść do stwierdzenia, że Maddie jest surrealistyczna... Osoba, do której Maddie jest tak bardzo podobna, również potrafi rozpłakać się z powodu podniesionego głosu. Tyle wystarczy. Wystarczy też zwrócenie uwagi, brak docenienia i kilka innych drobiazgów, by obudzić poczucie braku własnej wartości. Nie da się ukryć, że Maddie ma to samo. Po prostu w siebie nie wierzy, a dodając do tego, jak wiele przeszła i że krzywdzi ją najważniejsza dla niej osoba, to ja się jej zachowaniu nie dziwię. Nawet jeśli mnie irytowało nieraz.

Co więcej, myślę, że i współcześnie nie brakuje przykładów kobiet, które są z kimś, kochają mężczyznę bez względu na wszystko. Niejednokrotnie są bite, gwałcone, poniżane, a potem wybaczają i nie potrafią się uwolnić. Nie chcą się uwolnić. Przykre, ale taka prawda. W porównaniu z niektórymi kobietami, Maddie miała spokojnie. A warto jeszcze zwrócić uwagę na ówczesne realia. Teraz kobieta się rozwiedzie, znajdzie pracę i wynajmie mieszkanie. Wtedy nie mogła zrobić nic. No i to byłby dla niej wstyd.

Theo zaś to człowiek o wielu twarzach. Jak powiedziała epizodycznosc — idealny tytuł to 50 twarzy Theodore'a. I jak ja mówiłam — nie wiem, czy nie powinnam się obrazić... Ale nie mogę zaprzeczyć, że coś w tym jest. Zwłaszcza że dostał jakieś pięćdziesiąt wyzwisk tutaj, miałam je kiedyś spisać, ale jestem na to za leniwa, za to powiem, że spleśniała truskawka od ZaczarowanaDoniczka to zdecydowanie mój faworyt.

Najprzyjemniej pisało mi się oczywiście sceny w Londynie. Bo wtedy był miły, uroczy, starał się... Jak nie on! Trochę źle się potem czuła, wiedząc, co nim kieruje, ale tak czy siak, lubiłam te sceny. Jak wrócił było gorzej, a sceny z innymi panami, te typowo męskie przemyślenia to była dla mnie istna katorga. Fakt faktem niektóre szły gładko — tu szczególne podziękowania dla moich chłopców, którzy nie zdają sobie sprawy, że zebrałam ich najgorsze cechy i teksty, by stworzyć Theo! (jestem ciekawa, czy zgadlibyście, które gadki są ich). Niemniej, mimo czterech lat w męskim gronie, na co zwalam moje cotygodniowe migreny, bez względu na to, że męczyły mnie już wcześniej, pozostaję kobietą i nie potrafię w pełni ogarnąć męskiego umysłu. Kobiecego też, ale to nieważne.

Wracając, wiele osób nie potrafiło zrozumieć, jakim cudem nie rozpoznał Maddie, jedna nawet stwierdziła, że musi być kompletnym debilem... Otóż nie musi, wystarczy nie mieć pamięci do twarzy. Uznajmy, że Theo ma to po mamusi... Czyli po mnie, dla jasności.

Ja jestem osobą, która potrafi nie rozpoznać kogoś po tygodniu. Kogoś, kogo widziała raz w życiu i rozmawiała przez pięć minut! Albo pół godziny... Nieważne. Ważne jest to, że od spotkania Maddie-Theo minął rok, zanim dołączyła do niego w Londynie. Przez ten czas się zmieniła. Mimo wszystko w nastoletnim wieku te zmiany wciąż są znaczące, a do tego Maddie schudła, była bardziej zadbana... Ponadto Theo nie miał najmniejszego powodu, by się jej spodziewać. Zwłaszcza że wyparł jej obraz z pamięci, bo istnienia mu się nie udało, i jedyne, co pamiętał, to, że jest brzydka, głupia, okropna i inne złe cechy. Kobieta, którą zobaczył, przeczyła jego wyobrażeniom o żonie, w tym sęk. Łącząc to wszystko, dostajemy przepis na to, dlaczego mógł jej nie poznać. Dla mnie, osoby, która sama ma problem z rozpoznawaniem innych, to normalne.

Theo w kreacji przysporzył mi wiele problemów. Wielokrotnie mnie irytował, przerywałam pisanie, żeby go zwyzywać (miałam trudne relacje z moimi chłopcami), co zdaniem Lotthiaa wyjaśnia jego charakter. Bo jak mógłby być inny, skoro mama na niego ciągle krzyczy, prawda?

Nie musiałabym krzyczeć, gdyby nie przysparzał tylu problemów wychowawczych. W ogóle nie słuchał, miał być miły, kochany, a jego paskudny charakter działał odwrotnie. Tak więc to nie moja wina, że był bucem, żeby nie było!

Z drugiej strony ciągle bałam się, że zrobię z niego kluchę... Nie wybaczyłabym tego sobie. Lotthiaa też by mi nie wybaczyła, dlatego dostała odpowiedzialne zadanie, by pilnować Theo. I kilka razy prosiłam ją o radę. Raz dostała przedpremierowo rozdział, bo miałam wątpliwości... Potem zapytała mnie, w którym momencie Theo był miły. A kilka osób napisało mi, że po przeczytaniu rozdziału musiało ochłonąć... Ale miałam realne obawy, bo znałam pierwszą wersję tej sceny!

Pojawiła się też opinia, że Theo nie jest zdolny do miłości... Chciałabym sprostować — Theo jest zdolny do miłości, on po prostu nie jest zdolny pokochać Maddie. I nie, on jej nie kocha. Chyba że o czymś nie wiem, w końcu on lubi mieć przede mną tajemnice.

W każdym razie weźmy pod uwagę sam Londyn — on był wtedy szczerze zauroczony Maddie (czy tam Alice), naprawdę mu się podobała. W końcu długo wytrzymał w uganianiu się za nią. Całe trzy miesiące! Może nie był w niej zakochany, nie marzył o ślubie z nią i założeniu rodziny, ale mimo wszystko była wtedy dla niego ważna. Problem w tym, że Maddie miała jedną, poważną wadę — była jego żoną. Co więcej, to małżeństwo było wbrew jego woli. Jej zachowanie na koniec pomińmy, bo to już w ogóle ją przekreślało. Theo potrzebował kobiety, nie dziecka, a Maddie bliżej do tego drugiego. Właściwie wychowanie Maddie przeczyło temu, czego Theo oczekiwał. Nie było szans, żeby byli szczęśliwi... Maddie nie umiała się pozbierać, kiedy Theo ją gnoił, a Theo nie potrafił być milszy, gdy ona wciąż okazywała słabość. Chyba nawet powiedział jej (albo dopiero miał to zrobić), że nikt nie będzie jej szanował, jeśli wciąż będzie przepraszać. Oboje musieliby się zmienić, co było niemożliwe. Jedno więc musiałoby ustąpić i zrobić to pierwsze. Z tym, że Maddie była na to za słaba, a Theo zbyt głupi i uparty (jak to powiedziała Lotthiaa).

Wiara i nadzieja a naiwność i głupota

Wiecie, dlaczego bardzo podoba mi się Hymn o miłości z listu do Koryntian? Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Nigdzie nie jest powiedziane, że miłość jest naiwna, głupia, ślepa. I żeby nie było, nikomu nie zabraniam mówić, że Maddie jest głupia, ślepa albo naiwna (spokojnie, Lotthiaa, możesz dalej ją wyzywać), bo sama nieraz tak ją określałam. Ale Maddie przede wszystkim była zakochana. Ona chciała wierzyć i mieć nadzieję, że w końcu będzie lepiej. Chwytała się każdego momentu nie dlatego, że uznawała, że wszystko jest w porządku, ale dlatego, że miała nadzieję, że w końcu wszystko będzie w porządku. Tak więc wybaczała Theodore'owi wszystko po kolei, bo wierzyła, że w końcu wszystko się ułoży. Bo chciała w to wierzyć. Nawet jeśli to głupie i naiwne.

No i warto zauważyć, że gdy Maddie się zakochała, Theo był zupełnie inny niż potem. Właściwie zakochała się nie w nim, ale w jego wyobrażeniu, więc nic dziwnego, że chciała, by wrócił.

Problemy z pisaniem

Madeline jest jedną z tych historii, które naprawdę dobrze mi się pisało. A mimo to wielokrotnie miałam ochotę rzucić to opowiadanie w cholerę i niewiele brakowało, bym w końcu to zrobiła. I nie dlatego, że mi się nie podoba, bo wyjątkowo jestem zadowolona z tej historii, ale łamała mi ona serce i przyprawiała o wyrzuty sumienia, przez które niejednokrotnie nie mogłam spać. Wiem, że niektórzy uznają mnie za okrutną, wiem, że zniszczyłam Maddie życie, ale to naprawdę nie było dla mnie przyjemne! No może czasami cieszyłam się, jak inni płakali... Ale no, nieważne.

Lotthiaa potwierdzi, że to łatwe dla mnie nie było. Nawet chciała Wam pokazać, jak wyglądałam w trakcie pisania... I po... Obejrzyjcie, bo warto, a to tylko chwila.

https://youtu.be/Hr4EcIrPcqs

Balansowanie na granicy

Oprócz wyrzutów i napadów płaczu z Maddie miałam jeszcze jeden problem. Już trochę wspomniałam w podziękowaniach, ale powtórzę — ciągle balansowałam na granicy przedobrzenia. Ciągle bałam się w sumie o Theo, że albo stanie się kluchą, albo zbyt wielkim chamem, bo swoje zasady to on jednak miał... Jakieś (patrz, Lotthiaa, uplasuje się obok kiedyś!).

Zakończenie w tym momencie było więc nagłą, ale przemyślaną decyzją, w której podjęciu pomogła mi Lotthiaa, przekonując, że tak lepiej dla Maddie. Więc wszelkie zażalenia do mojego prawnika!

Znaczy tak, ta scena tak czy siak miała się znaleźć w tym miejscu, choć to z początku nie miał być koniec. Właściwie dopiero po zakończeniu rozdziału dotarło do mnie, że tak chyba lepiej.

I tu od razu wyjaśnię trzecią kwestię, z którą wyniknął problem. Kilka osób stwierdziło, że Theo zachował się nieodpowiednio do swojego charakteru, bo wyjechał na prośbę żony. Sprostuję: on wyjechałby, nawet gdyby Maddie nie rzuciła tego hasła. Po prostu miał jej dość, a nie należał do mężczyzn, którzy do końca życia będą uganiać się za kobietą, która nie jest chętna, zwłaszcza że mógł znaleźć inną.

Theo miał w planach wyjazd. W jednym z rozdziałów nawet postanowił, że za kilka dni wyjedzie, a z Maddie nie spędzi nocy, żeby nie pomyślała, że jest coś warta. Potem mu się trochę zmieniło, ale ostatecznie zrobił, jak planował od początku. A w tamtym momencie o wyjeździe wspomniała Maddie, ale mógł to być sąsiad, chłop, obcy, ktokolwiek. To było coś bardziej w stylu uświadomienia, że faktycznie nie ma sensu się dłużej o nią starać i marnować czasu.

Czuję się coraz gorzej...

W każdym razie zakończenie jest otwarte. Sama zwykle ich nie lubię, ale tu chyba jest najlepsze. To znaczy, że Theo mógł wyjechać i za godzinę wrócić (a8l1e3x ta opcja z pewnością się spodoba), mógł dać Maddie rozwód, Maddie mogła napisać do brata, wrócić do domu, a mogli po prostu żyć dalej tak, jak przez pierwszy rok ich małżeństwa.

Każdy może tu stworzyć własne zakończenie i możecie mi wierzyć na słowo, lepiej dla Maddie, że nie ja je piszę. Lotthiaa potwierdzi, bo wie, co planowałam. Chyba jednak jestem okrutna...

Zdaję sobie sprawę, że w Madeline pozostało kilka niedomkniętych wątków i przyznaję, że część jest wynikiem tego, że zdecydowałam się na wcześniejsze zakończenie (będzie trzeba robić korektę... kiedyś), a część celowo. Bo mimo zakończenia opowiadania, życie Maddie i Theo się nie skończyło, oni dalej żyją i mają swoje problemy, a ja uznałam, że przecież wszystko nie mogło się od razu wyjaśnić, a poza tym życie to nie tylko miłość, związek, co tu było motywem przewodnim, ale wiele innych wątków. Tu skupiłam się na jednym, a reszta była, bo takie jest życie. Ale to, że jedna rzecz się kończy, nie znaczy, że wszystko naraz się wyjaśni.

Możliwe, że moje wyjaśnienia są nieco pokrętne, ale wyszłam z takiego założenia.

Między wierszami

Na koniec chciałabym wspomnieć o jeszcze kilku rzeczach, które starałam się, że tak powiem, przekazać poprzez Maddie. Choć na samym początku była to jedna, reszta wyszła w praniu.

Po pierwsze, wygląd to pojęcie względne. Wiem, że wyszło trochę komicznie, gdy Theo zachwycał się u Maddie wszystkim tym, co wcześniej tak bardzo mu przeszkadzało, ale to było celowe nie tylko dlatego, żeby się z niego pośmiać. To było zamierzone, żeby pokazać, jak nasze postrzeganie piękna zmienia się zależnie od sytuacji. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Maddie mogłaby być Afrodytą, Heleną Trojańską, Kleopatrą, ale ponieważ miała zostać żoną Theo, on i tak uznałby ją za najbrzydszą kobietę świata. A jak wskazuje jego późniejsze zachowanie, najbrzydsza być nie mogła, bo jednak się nią zainteresował. Fakt, trochę się zmieniła, ale na przykład oczy jej się nie zmieniły, a też patrzył w nie z zupełnie innym nastawieniem.

Były też inne rzeczy, jak toksyczna relacja, uzależnienie od drugiej osoby, nieradzenie sobie z żałobą, pragnienie czyjegoś szczęścia ponad swoje. Tego chyba nie muszę rozpisywać, mam nadzieję, że było to widoczne, choć nie mnie to oceniać. Autor nigdy nie jest obiektywny w końcu. Liczę jednak, że się ze mną zgodzicie, że faktycznie udało mi się to przekazać. A jeśli nie, to też napiszcie, będę naprawiać przy korekcie, która czeka mnie za jakiś czas, jak już odpocznę i przestanę rozpaczać.

Miał być jeszcze dodatek, czyli alternatywna wersja historii, co by było, gdyby Maddie nie przedstawiła się fałszywym nazwiskiem, ale... Jestem leniwa i coraz mniej mi się to podoba, co mam w głowie, więc nic z tego, wybaczcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro