Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

zguba, 1995

Role się odwróciły. Zadowolenie Camerona nie potrafiło go opuścić, a to wszystko z powodu chłopaka, który chodził za nim od budynku do budynku.

Ciągle nadąsany, uroczo powściągliwy przed uniesieniem tonu głosu, jak na zawołanie na twarzy Jonathana pojawiał się uśmiech witający mijanych na terenie uniwersytetu profesorów, a później czar pryskał, niczym bańka mydlana i znów zamieniał się w urażonego panicza.

— Długo będziesz jeszcze się ze mną drażnił? — zapytał, zerkając bezustannie na zegarek. — Zaraz zaczną się zajęcia. Nie mogę się spóźnić, a ty zaciągnąłeś mnie z kilometr od budynku, w którym powinien się stawić za dwadzieścia minut.

Cameron podskoczył w górę i w taki sposób odwrócił się do chłopaka, który nie odstępował go na krok. Nachylił się jego kierunku, lecz Jonathan zdołał w porę zwolnić kroku, aby nie wpaść w jego kolejne sidła. Chytry uśmiech był wizytówką Colemana.

— Ja cię zaciągnąłem? Przecież to ty od poranka wszędzie za mną łazisz. Siłą cię tutaj nie zabrałem.

— Ach tak? Myślisz, że z przyjemnością marnuję tutaj z tobą czas?

— To czemu tu jesteś? — spytał, chociaż doskonale znał powód.

— Nie rób sobie ze mnie żartów! Masz coś, co należy do mnie — wyciągnął rękę, zachowując się tak, jakby wszystko o co poprosił wylądowało w jego dłoniach.

Cameron uznał to za brak dobrego wychowania. Życie nie było wcale takie proste. Nie dostaje się tego, o co się poprosi, nawet ładnie, a tym bardziej można było zapomnieć o jakimkolwiek podarku, gdy los wysłuchiwał żądania z ust rozkapryszonego księcia.

Blondyn przyjrzał się długim, zadbanym palcom Jonathana. Nigdy nie patrzył u kogoś na dłonie z takim zaciekawieniem, nie wspominając, że była to część ciała, która niekoniecznie rzucała się w oczy. Dzięki Jonathanowi Cameron spojrzał na nie inaczej, naprawdę je polubił i mógł stwierdzić, że posiadały w sobie pewną grację.

— Na pierścionek zaręczynowy to chyba za wcześnie — złapał się za podbródek i zaczął myśleć nad biżuterią, która najbardziej pasowałaby do tak delikatnych dłoni.

Jonathan poczerwieniał na twarzy i błyskawicznie schował ręce do kieszeni. Nie miał zamiaru słuchać takich absurdów, a już na pewno nie z ust chłopaka, który zaszedł mu za skórę niejednokrotnie.

Po chwili jednak brązowowłosy przyjął nową taktykę, która charakteryzowała się dużo większym spokojem i opanowaniem. Cameron od razu zauważył tę zmianę i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Jonathan jak za pomocą przycisku potrafił zmienić się w grzecznego, ułożonego młodzieńca.

— Przyznaję, to ja zostawiłem książkę w bibliotece pod swoją nieuwagę. Powinienem ci podziękować za to, że nie wyrzuciłeś jej do kosza albo nie sprzedałeś komuś za drobne na drugie śniadanie — Cameron uśmiechnął się, ponieważ wiedział, że Jonathan nie zniży się aż do tego stopnia, aby ładnie poprosić o oddanie książki.

— Dobrze ci szło — pokiwał głową z aprobatą. — Powinieneś tylko dobrać nieco ładniejsze słowa i ukłonić się jak królowej Elżbiecie, a wtedy byłbym skłonny ci oddać biografię naszego ukochanego Aleksandra.

— Bóg cię opuścił.

— Nie on jeden, ale mój anioł stróż nade mną czuwa, ponieważ trafiłem na ciebie.

— Zaczynam się zastanawiać jakie grzechy popełniłem, że spotkałem kogoś takiego jak ty.

— Wygrałeś los na loterii.

Jonathan prychnął.

— Daruj sobie i oddaj mi książkę.

— Nie stać cię na nową?

Chłopak uniósł brwi do góry i nagle zaczął grzebać pospiesznie w kieszeni.

— Ile chcesz? — zapytał, wyciągając portfel. — 20? 30? 40 dolarów?

— Ty chyba sobie żartujesz?

— Nie, chcę odzyskać moją własność. Nieważne w jaki sposób.

— Na pewno nie w taki — Cameron minął Jonathana będąc wyraźnie zdenerwowany próbą przekupstwa, które wiązało się również z klasową przepaścią.

Dzieciak z dobrej rodziny, który uważał, że wszystko można było kupić za pieniądze.

Jonathan widząc po raz pierwszy złość na twarzy nieznajomego zacisnął mocniej wargi i odczuł wstyd. Popełnił błąd i tym razem chciał się do niego przyznać.

— Przepraszam — to słowo zatrzymało Camerona. — To było niestosowne — dodał.

Blondyn słysząc prawdziwą skruchę w jego głosie, znów odwrócił się w kierunku Jonathana. Podszedł do niego spokojniejszym krokiem wyjmując biografię z torby. Książkę uniósł nieco w górę, a róg twardej oprawy spoczął na jego barku.

— Przyjmuję przeprosiny — odparł i oddał Jonathanowi książkę, która znaczyła dla niego więcej niż mogłoby się wydawać. — Powiedz mi, czemu tak bardzo lubisz tę książkę?

— Przecież wiesz — odparł Jonathan, ponownie zerkając na zegarek.

Chłopak poprawił okulary i ruszył do budynku, w którym miały odbyć się jego zajęcia z literatury. Minął Camerona, który odetchnął z uśmiechem na ustach i odwrócił się za brązowowłosym. Patrzył jak Jonathan szybkim krokiem zmierzał do właściwej auli, a sam Coleman nie zamierzał pójść na zajęcia. Początkowo taki miał plan, ale gdy spotkał Jonathana postanowił zmienić swój harmonogram dnia.

Cameron podbiegł do studenta i po raz pierwszy zaczęli normalnie rozmawiać.

O biografii Aleksandra Macedońskiego, rzecz jasna.














*
**
***

Co na ten moment myślicie o relacji Camerona z Jonathanem?

Kadr zamieszczony w multimediach pochodzi z mini serialu Netfliksa ,,Jak Aleksander Wielki został bogiem’’ 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro