Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 - Pan-Stick Beauty Queen

Or maybe, there is indeed an inner princess in me?”
“A może, w istocie jest we mnie jakaś wewnętrzna księżniczka?”

Razem z państwem Winston staliśmy przy wejściu do sali witając przybyłych gości. W tle grała nudna, usypiająca muzyka, a Lyndon, trzymający mnie pod ramię przedstawiał mi wszystkich inwestorów i inne ważne osoby. Siliłam się na przyjazny uśmiech wiedząc, że i tak nie zapamiętam wszystkich imion, a już na pewno twarzy.

– Moje uszanowanie, Winston – przywitał go, jak zdawało mi się po głosie, młody mężczyzna. Akcent zdradzał europejskie pochodzenie. Czyżby Brytyjczyk? Jako jedyny tego wieczoru sprawiał przyjazne wrażenie.
Od większości przybyłych wiało snobizmem i dumą, a ich komplementy przyprawiały mnie o mdłości. Były takie sztuczne i wymuszone. Banda ważniaków lub wazeliniarzy, którzy byli gotowi powtarzać największe i najbardziej oczywiste kłamstwa, żeby tylko przypodobać się moim lub Lyndona rodzicom albo po prostu brnąć w grę pozorów.

– Doyle! Miło cię widzieć – odparł radośnie Lyndon, co było dla niego dość niespotykane. – Myślałem, że wróciłeś do Irlandii.

– Zgadza się. I to dwa razy! Nie ma to jak loty samolotem! Raz, dwa i cały świat jest na wyciągnięcie ręki. Ale dość o mnie! Nie przedstawisz mi tej pięknej damy u twojego boku?

– To jest panna Annabelle Jones, przyszła współwłaścicielka.

– Anthony Doyle – przywitał się i uścisnął mi dłoń. –  To wielki przywilej móc poznać panienkę. Będę zaszczycony, jeśli panienka zechce ze mną później zatańczyć.

– Zobaczymy – odpowiedziałam niepewnie, nieco onieśmielona. – W każdym razie, mi też miło pana poznać, panie Doyle. A więc, czym się pan zajmuje?

– Projektuję właśnie najnowszy silnik samolotowy. Jeśli prototyp odniesie sukces, już wkrótce będziemy mogli się cieszyć najszybszymi lotami i to na znacznie większe dystanse bez konieczności międzylądowania. Najmocniej przepraszam, muszę porozmawiać z pewnymi gośćmi, rozumie panienka, interesy wzywają.

Po przywitaniu wszystkich gości mogliśmy wreszcie usiąść przy sześcioosobowym okrągłym stoliku, na którym kelnerzy zaserwowali same najznakomitsze frykasy. Kawior, prawdziwa włoska pasta, koktajl z krewetek, homar, dziczyzna, trufle, a do tego francuski szampan, który wcale mi nie smakował, bo był cierpki. Najbardziej cieszyło mnie to, że nie musiałam już stać w miejscu i sztucznie się uśmiechać – od tego grymasu rozbolały mnie policzki.

– I jak ci się podoba, droga Annabelle? – zapytała Helen Winston, która siedziała obok Lyndona.

– Jest... – urwałam nie wiedząc do końca, co powiedzieć – dużo nowych twarzy. Trochę trudno mi wszystkich zapamiętać.

– Nie przejmuj się, nie musisz pamiętać wszystkich od razu. Poza tym, Lyndon ci pomoże, prawda?

– Oczywiście – odparł mdło. Znów wrócił do bycia nijakim sobą. Potem przypomniał mi imiona trzech mężczyzn, którzy byli ważnymi inwestorami.

– A ten Doyle? – zaryzykowałam. Byłam ciekawa, czy jakoś wzruszy to jego kamienną twarz. Przeszedł po niej lekki grymas, jak gdyby od braku magnezu zapulsował mu nerw.

– To nikt ważny.

– Tak? Wydawało mi się, że ucieszyłeś się na jego widok. Co w takim razie tu robi?

– To dobry kolega ze studiów. Nasza firma planuje nawiązać współpracę z jego przedsiębiorstwem.

– Lyndonie, nie mów, że to nikt ważny. Przecież to niebagatelna sprawa, jeśli współpraca dojdzie do skutku – zaoponowałam. Nie podobało mi się, że coś przede mną ukrywał.

Podczas kolacji nasi ojcowie wstali od stołu i wyszli na środek sali. Dzierżąc w dłoni mikrofon, skupili całą uwagę obecnych na sobie.

– Drodzy goście, bardzo dziękujemy wam za przybycie na to tak ważne dla nas spotkanie – przemówił pan Winston. – Dzięki wam nasze przedsiębiorstwo nabrało rozmachu i stało się marką rozpoznawalną na skalę kilku stanów.

–  Planujemy dalszy rozwój firmy, ale wiemy, że nie podołamy temu sami. – Pałeczkę przejął mój tata. – Niniejszym chcielibyśmy ogłosić wam nowego dyrektora do spraw planowania. Znacie go już bardzo dobrze. Lyndon Winston! – ogłosił, a cała sala zalała się gromkimi oklaskami.

Helen biła brawo na stojąco, podczas gdy jej syn szedł do naszych ojców, aby oficjalnie pokazać się światu i uścisnąć sobie z nimi dłonie. Za parę lat będę na jego miejscu. Na tę myśl ścisnął mi się żołądek, bo nie wyobrażałam siebie w tej roli i bałam się, że nie podołam.

Po ogłoszeniu nowiny goście zostali zaproszeni do tańca, więc Lyndon zaprowadził mnie na parkiet.

– Nie pogratulujesz mi? – zapytał wprost do mojego ucha stawiając kolejne kroki do foxtrota.

– Ach, tak. Gratulacje, Lyndonie – powiedziałam z uprzejmości. – Wybacz. Szczerze mówiąc nie jestem zaskoczona, to było wiadome od dawna.

Właściwie to nie rozumiałam, czemu miałabym to robić. To nie tak, że czymś sobie na to zapracował, że zabłysnął jakimś niesamowitym talentem lub pracowitością. Dostał tę pozycję jako członek rodziny, tak samo jak ja dostanę swoją za parę lat.

– Annabelle, czemu jesteś taka zblazowana?

– To nie do końca moje klimaty.

– To niedobrze. Od teraz powinnaś bardziej interesować się firmą, jeśli chcesz być jej wartościowym członkiem.

– Ty też jesteś zblazowany. Nigdy się nie uśmiechasz, chyba że dla pozorów. I czasami, gdy jesteśmy sami – wyrzuciłam mu, ale to przemilczał i dalej prowadził taniec.

– Annabelle, tak naprawdę, to dobrze cię rozumiem. Dobrze wiesz, że z natury jestem nieśmiały. Muszę więc się przełamać, żeby móc być w dobrych kontaktach z tymi wszystkimi ludźmi. Czasami nawet jeśli chodzi o rodziców. To często wysysa ze mnie wszystkie siły – westchnął i mną zakręcił. – Tylko wobec ciebie nie muszę udawać.

– Dlaczego wobec mnie?

– Bo ciebie szczerze lubię. I tak sobie myślę...

– Odbijany! – krzyknął męski głos i nim się obejrzałam, tańczyłam z panem Doylem.

Anthony pytał mnie o najrozmaitsze kwestie dotyczące tego, gdzie widzę siebie w firmie, mojej wizji, kończąc na prywatnych sprawach. Moje odpowiedzi były krótkie i rzeczowe, ale gdy padło słowo „żeglarstwo”, przepadłam. Nawijałam jak katarynka opisując mu wszelkie niuanse związane z tym sportem.

W końcu zreflektowałam się, że całkowicie przejęłam rozmowę i zmartwiłam się, że mogę go zanudzić. Gdy przeprosiłam za swoje gadulstwo, Anthony Doyle wybuchł śmiechem.

– Panno Jones, gdzie się panna skrywała do tej pory? Muszę przyznać, że zrobiła panienka na mnie nie lada wrażenie. Żałuję, że nie dane nam było spotkać się wcześniej. Zawsze chętnie popieram wszelkie sportowe inicjatywy. Sam gram w golfa i tenisa. Uprawiam też dżokejkę. Próbowała panienka kiedyś którejś z tej dyscyplin?

– Nie miałam jeszcze tej przyjemności.

– To serdecznie zapraszam na moje ranczo w Shorewood Forest. Choć muszę powiedzieć, że nie ma lepszego miejsca na galop niż irlandzkie klify i nabrzeża. Była panienka kiedyś w Irlandii?

– Też nie. Za to zawitałam kiedyś do Poole i Bournemouth w Anglii z okazji regat.

– To zupełnie co innego. Musisz koniecznie pojechać do Irlandii – zaczął mnie namawiać i nie przestawał zachwycać się swoją ojczyzną.
Przyjemnie było z nim rozmawiać. Mówił o swoich zainteresowaniach z pasją. Był też zapalonym wynalazcą i majsterkowiczem, w którego głowie gnieździło się tyle pomysłów, co u Leonarda da Vinci, ale podobnie jak tamten geniusz nie wiedział jeszcze jak je zrealizować.

Naszą miłą i ciekawą rozmowę przerwała moja mama, która zabrała mnie na sesję zdjęciową z państwem Winston oraz pewnymi szychami. Zapytałam Lyndona, czy moglibyśmy zrobić sobie zdjęcie we trójkę razem z Doylem. Zgodził się, choć nie wyglądał na zbyt zadowolonego moim pomysłem. Anthony natomiast uśmiechnął się szeroko z entuzjazmem.

– Czemu ciągle kręcisz się koło tego faceta? – syknęła mi mama do ucha. – Powinnaś dotrzymywać towarzystwa Lyndonowi.

– Tak wyszło – odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami. – Wydaje mi się, że to może być ktoś bardzo wartościowy, jeśli chodzi o rozwój firmy. Po prostu dbam o dobre relacje tak, jak polecił mi Lyndon.

Dlaczego miałam wrażenie, że gdy tylko ktoś nowy przypadał mi do gustu i zaczynałam darzyć go sympatią, wszyscy inni, których dotąd znałam, byli przeciwko mnie? Najpierw Evelyn wobec mojej nowej załogi, teraz mama i Lyndon przeciw Anthonemu. Jeśli pan Doyle miałby być kimś złym, to czy nie mogliby powiedzieć mi tego wprost?

Objęłam spojrzeniem wszystkich zgromadzonych. Widziałam jedynie rozlane plamy kolorów, które w oczach wszystkich innych były pięknymi strojami i uśmiechniętymi twarzami. Dla mnie jednak, nieważne było, jak wyglądali – byli jedynie bezkształtnym tłumem trybików w biznesowej maszynie. Czemu spodziewałam się, że mogłam spróbować się od nich odróżnić?

Lyndon znów do mnie podszedł i nie odstępował mnie już na krok do końca wieczoru. Jednak zupełnie nie zwracałam już na nic uwagi. Chciałam tylko wrócić do domu i odpocząć.


_______ ⚓ ______


Tydzień później otrzymaliśmy odbitki zdjęć z bankietu. Poszłam umyć okulary, bo nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Jednak nawet wtedy obraz pozostawał taki sam. Stałam pomiędzy Anthonym i Lyndonem jak jakaś księżniczka. Nie sądziłam, że kiedyś tak o sobie pomyślę, ale naprawdę wyszłam pięknie. Natomiast Lyndon, zamiast na obiektywie, miał wzrok skupiony na mnie. I patrzył... z czułością.

__________
Cześć wszystkim!
No więc to jest taki rozdział zapchaj-dziura, który niby ma w sobie ważne elementy, ale w sumie nie do końca. Ważny jest Lyndon. Doyle też jeszcze się pojawi, więc miejcie go gdzieś z tyłu pamięci. Wiem, proszę o wiele jak na tak poboczną postać, która nawet swojej karty nie dostanie. Nie martwcie się, Annabelle też ma problemy z pamięcią i będę musiała jej kiedyś przypomnieć.
Pisanie tego rozdziału szło mi jak krew z nosa i było istną pożywką dla prokrastynacji, bo tak serio, to wolałabym przeczytać znienawidzoną lekturę trzy razy niż pisać to. Dlatego wyszedł krótki, bo miałam go dość z każdym kolejnym słowem.

A czy może ktoś chciałby jeszcze dziś przeczytać 9 rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro